Rozbudzałem się powoli, a już czułem jak moje mięśnie wołają o pomoc i odmawiają mi wstania. Chciałem chociaż podnieść się do siadu, ale poczułem pod dłonią coś mokrego. Zdziwiony usiadłem i odkryłem kołdrę. Przez noc bandaż zdążył przesiąknąć krwią i ubrudzić prześcieradło. Teraz podpierałem dłoń na zimnej plamie krwi wielkości mojej głowy. Wygiąłem usta w grymasie zniesmaczony i spojrzałem na opatrunek.
Bywało gorzej.
Podparłem się o ścianę i wstałem już zniechęcony dzisiejszym dniem. Każdy krok sprawiał, że przez moją prawą nogę przechodziła fala bólu, jakby ktoś wbijał w nią tysiące małych igiełek jedna za drugą. To wszystko kumulowało się na ranie postrzałowej.
W łazience wziąłem sobie ciepłą kąpiel na rozluźnienie mięśni i zmieniłem opatrunek. Poszedłem się ubrać już w lepszym nastroju...
I kolejny problem, bo nie byłem w stanie ubrać żadnych innych spodni poza dresami. Narzuciłem na siebie jeszcze luźną bluzkę w drodze do kuchni myśląc tylko o dużej jajecznicy i kawie.
Nastawiłem czajnik i przygotowałem wszystko, co mi było potrzebne. Otworzyłem lodówkę z zamiarem wyciągnięcia jajek, ale to w końcu moje życie i akurat dzisiaj musiało ich zabraknąć.
Spojrzałem na zegarek.
7:14...
Zakląłem cicho i spojrzałem za okno kuchenne, które swoją drogą już dawno powinienem był umyć wzdychając cierpienniczo.
Mam dość.
Wróciłem do sypialni, wymieniłem pościel na świeżą i z powrotem położyłem się spać.
Drugą pobudkę miałem dopiero po 12:00.
Tym razem odpuściłem sobie śniadanie. Kawa i Marlboro mi starczyły.
Schowałem pistolet za spodnie i nóż do torby po czym wyszedłem coś zarobić.
Przydałoby się zrobić jakieś zakupy.
Byłem dzisiaj trochę spowolniony, a na mieście znowu dostałem silnego bólu w nodze. Zebrałem jakieś krocie, ale na zakupy starczyło.
Rzuciłem reklamówki na blat kuchenny i spojrzałem na zegarek.
14:00
Do zbiórki miałem jeszcze trochę czasu, więc postanowiłem zrobić sobie krótki spacer w poszukiwaniu ofert zatrudnienia. Zebrałem wszystko, co uznałem za potrzebne i wyszedłem.
Rozglądałem się po witrynach sklepowych machając przy tym głową jakbym był poważnie chory umysłowo, a za każdym razem gdy wchodziłem zapytać się o prace odprawiali mnie z kwitkiem. Tłumaczyli, że nie potrzebny im na to stanowisko wytatuowany chłopczyk. Mocno wkurwiony kierowałem się już w stronę kamieniołomów, by chodź raz się nie spóźnić, aż mało co nie wpadłem na śmietnik. Kopnąłem go z całej siły zatrzymując na moment. Zauważyłem już dzisiaj po raz setny kartkę z napisem 'Zatrudnię'. Pewnie olałbym tą informacje, gdyby nie ciąg dalszy tekstu. Zaciekawiony zacząłem czytać.
'Zatrudnię barmana lub tancerza na pracę w godzinach nocnych'
Uśmiechnąłem się półgębkiem.
Może tu się nie przyczepią.
Na tancerza się nie nadaję, ale na barmana już owszem. Wszedłem do środka nastawiony na przyjęcie mnie tu.
Przeszedłem przed krótki korytarz i znalazłem się u wejścia wielkiej sali klubowej. Bar znajdował się od razu przy wejściu po lewej, a całą prawą ścianę zajmowały oddzielone parawanami boksy, w których znajdowały się szklane stoliki i kanapy. Na przeciwko mnie mniej więcej w 2/3 długości sali stała scena, a na niej trzy rury do striptizu. Gdy to zobaczyłem trochę mnie zamurowało. Dopiero po chwili uśmiechnąłem się zadziornie.
Chce być tylko barmanem. Ale dodatkowymi pokazami w czasie pracy nie pogardzę.
- Halo?- powiedziałem dość donośnie.
Nikogo nie było na sali, ale w klubie ktoś musiał.
Po chwili zza lady wyszedł młody chłopak ubrany w biały podkoszulek opinający się delikatnie na jego dobrze zbudowanym torsie i lniane spodnie do kolan. Cholernie seksowny.
- Otwieramy o 20:00- odpowiedział przyglądając mi się.
- Ja w sprawie ogłoszenia... Na stanowisko barmana- sprostowałem szybko.
- Myślisz, że jesteś wystarczająco dobry?- chłopak posłał w moją stronę zadziorny uśmiech.
Prychnąłem rozbawiony jego zachowaniem
- A nie wyglądam?- odpowiedziałem mu tym samym.
W odpowiedzi otrzymałem skinienie głową.
- Przyjdź po otwarciu. Decyzja należy do szefa, a go akurat nie ma. Ale jak na mój gust... przyjmie cię- odwrócił się zgrabnie uśmiechając zawadiacko. Jego dłoń przejechała po całej długości lady, aż nie spoczęła przy ciele, które teraz poruszając niczym kot oddalało w stronę sceny.
Jeszcze chwilę patrzyłem, jak wskakuje na scenę i zaczyna się rozciągać. Gdyby nie telefon pewnie zostałbym dłużej.
Z ciężkim sercem wyszedłem z klubu.
- Oby to było coś ważnego- uprzedziłem na dzień dobry.
- Stary w piątek idziemy do Panoramy uczcić urodziny Grześka. Dostaniesz zaproszenie sms'em jeżeli jesteś chętny- dobiegł mnie radosny głos Sebastiana znanego jako Igła.
Potarłem czoło dwoma palcami starając się przypomnieć sobie cokolwiek.
Nie.
Nie kojarzyłem faceta.
- Jakiego Grzesia?
Westchnięcie- Tego co był u mnie miesiąc temu na domówce. Kilka razy się spotkaliście.
Chwilę zajęło mi przypomnienie sobie zdarzeń sprzed miesiąca. No faktycznie.
- Kiedy mniej więcej?.- odpowiedziałem w końcu.
- Piątek 19:40.
Chwilę zastanawiałem się, czy będę miał wolny czas...
Cholera. Jeżeli dostanę tą pracę to odpada.
- Zobaczę. Nara- rozłączyłem się zanim Seba zaprzeczył.
Przy okazji sprawdziłem godzinę.
15:48...
Jasne. Kolejne spóźnienie.
Jeszcze nawet nie wdrapałem się po schodach, a już dobiegły mnie wrzaski Alexa i śmiech Natana. Zatrzymałem się i zapaliłem tak na rezerwę.
- To, że jestem najmłodszy nie znaczy, że jestem kurwa malutki!
Wszedłem akurat na piętro. O dziwo to nie Natan był powodem wybuchu Alexa, a Dawid. Natan wyhaczył mnie wzrokiem i uśmiechnął szeroko.
- Szynka jest kurduplem, spokojnie- zakrył usta dłonią nieudolnie starając się ukryć swoje rozbawienie.
Zmierzyłem go morderczym wzrokiem i machnąłem tylko ręką siadając na ziemi tam gdzie zawsze. Wyjąłem nóż i skubałem coś w posadzce.
Dopiero teraz miałem czas na spokojne przemyślenie tej całej sytuacji. Zgłosiłem się do klubu ze striptizem. W dodatku męskim.
Facet wijący się na rurze w moich oczach wygląda dziwnie...
Ale jeżeli mam tylko podawać drinki i zbierać zamówienia to jakoś to przetrawię.
Ciekawe tylko ile płacą...
Przy okazji uświadomiono mnie, że nie pozbędę się tego przeklętego przezwiska.
- Dawid jeszcze raz mnie tak nazwiesz to ci zafunduje lot na księżyc z ekskluzywnym lądowaniem na mordzie!- Smerf już nie mogąc hamować śmiechu kucnął i zaczął się głośno śmiać. Ja też mimo kiepskiego humoru zaśmiałem się spoglądając na tą dwójkę.
- Natan!- czerwonowłosy warknął, a chłopak od razu się uspokoił.
- E... Malutki oznaczało wielkość problemu, a nie wzrost- Dawid mówił spokojnie. Jakimś cudem wydawał się opanowany i jedyny normalny w tej bardzie idiotów.
Alex słysząc to spuścił głowę, a jego policzki przybrały kolor jego włosów.
Zaśmiałem się gasząc fajkę.
Dopiero teraz zauważyłem, że nie było Filipa.
Jasne...
Siedzi pewnie teraz w domu i popija piwo na kanapie.
Prychnąłem.
Wielki mi poszkodowany.
Natan i Alex rozmawiali między sobą już spokojnie, ale nie słyszałem o czym mówili. Po chwili dzieciak znów zwrócił się do Dawida
- Nie dziw się Dawid... Na ciebie raczej zawsze będę zły, więc musisz się przyzwyczaić.
- Wiem. Wyczuwam tę wrogą aurę bez problemu.
Alex mruknął coś pod nosem, ale byłem za daleko by usłyszeć co.
- Spokojnie, bo cie znowu głowa rozboli- niebieskowołosy potargał chłopakowi włosy z ciepłym uśmiechem, jakiego chyba nigdy wcześniej nie widziałem na jego twarzy.
W pewnym momencie zauważyłem, że Natan poświęca dużo czasu młodemu, opiekował się nim i dbał.
Oryginalna parka by z nich była.
- Uważaj na słowa- odwarknął mu Dawid mrużąc oczy.
Prychnięcie- Już umieram, ze strachu.
- To umieraj dalej.
Chwila ciszy i nagle koło Dawida rozbrzmiał głośny huk. Chłopak uskoczył kilka kroków, jak wszyscy oprócz Alexa, który stał niewzruszony.
Domyśliłem się, że to był jakiś rodzaj bomby.
- Czyżbyś coś zgubił?- emos znowu zaczynał.
- Nie. Specjalnie to tam leżało- odpowiedział mu Alex z satysfakcją wymalowaną na twarzy.
Natan starał się go jeszcze uspokoić.
- Czyli to rodzaj groźby. Groźba może zagrażać życiu. Czyli nic się nie stanie, jeżeli to tobie się coś stanie.
- Jesteś taki przerażający- usłyszałem kpiąc śmiech Alexa.
- Ależ nie. Jestem strachliwy, bo jakiś gówniarz mi grozi- odgryzł się.
Zauważyłem, jak Alex wyciąga kolejne petardy z kieszeni i nim zdążył je wyrzuć zerwałem się o odciągnąłem Dawida na bezpieczny dystans trzymając go od tyłu. Spojrzał na mnie przez ramię i uśmiechnął się z wdzięcznością. Odwzajemniłem i stanąłem kawałek obok niego.
- Że też ci nie szkoda tych petard. Jakbyś miał trochę rozumu to byś zatrzymał je na wrogów.- warknął na Czerwonego Kapturka wyraźnie już wkurzony.
Nie chciałem się wtrącać, ale to już przekraczało granicę.
- Alex do cholery przesadzasz wiesz? Dobra nie lub go sobie ale teraz jesteśmy w jednym gangu, więc się trochę opanuj- patrzyłem na Alexa stanowczo.
- Widzisz? Ktoś uważa tak samo jak ja. Opanuj się.
Niebieskowłosy podrapał się po karku zakłopotany.
- Ej dobra, dobra. Alex weź w kaczki postrzelaj czy coś.
- Zrobię wam przysługę- warknął i zabierając swoją torbę na odchodnym zszedł po schodach. Natan od razu za nim poleciał i zaczął szarpać na dole.
- Ej no! Nie o to mi chodziło!- uniosłem dłonie w geście rezygnacji i już odwracałem się na pięcie by wrócić na swoje stałe miejsce, aż nie usłyszałem, że Dawid też idzie.
Wyprułem za chłopakiem i złapałem go za przed ramię dwoma rękoma zapierając się uparcie stopami.
- Zostajecie- oznajmiłem.
Chłopak spojrzał na mnie zirytowany.
- Puść łaskawie, proszę.
Jego ton głosy wyrażał szczerą chęć przywalenia mi.
Właściwie sam nie wiedziałem, czemu tak bardzo zależy mi by Dawid dostał.
Nie martwiłem się tym teraz.
Po prostu robiłem wszystko by go tu zatrzymać.
Poluzowałem lekko uścisk, by nie zostawić mu siniaków. Pewnie i tak miał ich sporo pod ubraniami.
- No, ale zostań.
Kawałek dalej Natan szarpał się z Alexem.
Spuścił wzrok- nie chcę, bo się pozabijamy.
Westchnąłem i spojrzałem na Natana.- Nie pozabijamy.- powiedzieliśmy w tym samym momencie, co wydało mi się trochę przerażające.
- No nie wcale. Te petardy to tak dla nastroju- Dawid z powrotem pochłonął moją uwagę.
Jego za długa grzywka zasłaniała mu oczy, co skutecznie uniemożliwiało mi odczytanie jego uczuć.
- Teoretycznie nic się nie stało...- nadal chciałem go przekonać, podczas gdy Natan rozbrajał Alexa ze wszelkiego sprzętu pirotechnicznego i broni.
Koniec końców wszyscy siedzieliśmy pod bazą w grobowej ciszy. W końcu Natan postanowił się odezwać.
Dzięki Bogu, bo jeszcze chwilę a sam cofnąłbym się do domu mimo dyskomfortu w bolącej nodze. Podczas tej całej szarpaniny i spaceru znowu dała o sobie znać, więc wolałem na razie siedzieć, aż nie przejdzie.
- Dawid słyszałem, że masz zastąpić Łasicę na jakiś czas.
- Nie będę go zastępował, bo się na tym nie znam- odpowiedział obojętnie ze wzruszeniem ramion.
- He? A co z nim?- spojrzałem na chłopaka.
- Bo go noga boli. I twierdzi, że jest niezdolny do walki w takim stanie.
Prychnąłem i spojrzałem na miejsce, gdzie zostałem postrzelony.
- Ciota.- warknąłem pod nosem odpalając szluga.
- Pozwól nam coś wysadzić i tyle- usłyszałem wesoły głos Natana, na co emosek wzruszył ramionami.
-Ja bym mu na to nie pozwalał, bo mu coś odbije zara- mruknąłem i wskazałem skinieniem głowy na Alexa.
Natan pogłaskał chłopaka, a ten go odtrącił.
- Szynka morda krasnalu- po raz kolejny zostałem uciszony przez Natana. Do tego to już przywykłem.
- Mówię tylko jak by mogło być...
- Ja mam jego zabawki. Spokojna twoja rozczochrana- skinął na torbę kawałek dalej.
- Natan on ma rację- dobiegł mnie ściszony głos Alexa.
Uśmiechnąłem się szeroko- Widzisz? Cholera wie, co on jeszcze pochował albo zakopał- przyjrzałem się Alexowi dokładnie.
- Żebym ja nie musiał kogoś zaraz zakopać.- podkreślił szóste słowo odwracając wzrok od wszystkich.
Alex uśmiechnął się do mnie smutno.- Trafna uwaga.- zaczął ściągać kurtkę prezentując nam swój asortyment, który chował do tej pory.- Ale jednej już...
Ostatnie zdanie Alexa umknęło mojej uwadze, bo dostrzegłem zbliżającego się do nas Filipa.
Oh. Jednak nas zaszczycił.
- O co znowu kłótnia?- przywitał się, ale wszyscy odwrócili wzrok na Alexa, który podwinął swoją koszulkę do góry. Jego brzuch opasało jakieś ustrojstwo z kilkoma kablami.
Bomba.
Zamarłem patrząc na urządzenie i odruchowo odsunąłem się kawałek w tył.
- Noszę ją od trzech lat. Spowoduje wielką eksplozję, kiedy wyczuje u mnie brak pulsu.- opuścił szybko bluzkę i spojrzał z dołu na Filipa zadzierając głowę do góry- Filip o nic...
Chłopaki coś komentowali na temat tej bomby a ja dalej patrzyłem oniemiały na jego brzuch.
- Ja pierdole.... Ty prawie wczoraj zszedłeś z tego świata. A ja stałem obok ciebie!- wrzasnąłem wyrzucając spanikowany ręce w powietrze.
Alex zaczął się ze mnie śmiać, a ja nie widziałem w tym nic zabawnego.
No. Może moje zachowanie trochę.
- To jednak dobrze, że jesteś Dawid....,bo przy tobie mi tętno skacze- śmiał się dalej czerwonowłosy.
Ja lekko pobladłem i przesunąłem się w stronę Dawida, jakby to miało pomóc. Chociaż wiedziałem, że nic mi teraz nie grozi, o ile chłopak mówił prawdę.
W końcu przez moment poczułem się jak ten roześmiany Szymek, którym byłem w otoczeniu przyjaciół, a nie jak Szynka... Ugh. Serio nienawidzę tego przezwiska.
- Widzisz. Powinieneś mi dziękować- odpowiedział mu Dawid.
- Nie pochlebiaj sobie. Mimo wszystko cię nie lubię- zaznaczył jeszcze ocierając z kącika oka łezkę rozbawienia.
- Dobra Alex ubieraj tą bluzę, bo mi słabo...-dla pewności sprawdziłem czy moja zapalniczka jest w kieszeni.
Dobra.
- Mimo tych wszystkich kabli i tak jesteś słodki- wtrącił się Natan, który przestał na chwilę rozmawiać z Filipem. Nie wiem, czy to był szczery komplement, ale musiałem mu przyznać rację. Alex był uroczy.
Chłopaki o czymś jeszcze rozmawiali a ja wyłączyłem się przypominając sobie o klubie. Jakoś ciężko będzie znaleźć cokolwiek lepszego. Zwłaszcza z moim wykształceniem do połowy technikum... Jedyne na co się nadawałem to dilerka i dawanie dupy.
To drugie odpadało ze względu na mój aktualny stan fizyczny. Na domiar złego policja wzmożyła patrole i wszyscy stali się ostrożniejsi. Nie dość, że ciężko dostać towar, to jeszcze ciężej go potem sprzedać. Przynajmniej mam szansę, że gdzieś mnie przyjmą. Nie będę wybrzydzał. Potem się pomyśli coś konkretniejszego.
Z zamyślenia wyrwał mnie głośny huk, a sekundę potem krajobraz, na który patrzyłem przesłoniła wielka czerwona fala ognia. Przestraszyłem się, bo nie wiedziałem o co chodzi i już wyciągnąłem pistolet z torby. Rozejrzałem się po twarzach zebranych. Patrzyli ze spokojem na wybuch.
Brakowało Natana!
....
Dobra.
W sekundę wszystko zrozumiałem, a Natan wrócił do nas jakby nigdy nic. Zamienił kilka zdań z Alexem i oparł się o ścianę niedaleko.
- Tak sobie myslę... Chyba nie potrzebne są was polecenia sami sobie wysadzacie co chcecie-Filip uśmiechnął się słodko i niewinnie co do niego w ogóle nie pasowało.
Alex go przeprosił, Dawid coś mruknął pod nosem.
W końcu nie miałem co się odzywać. Byłem grzeczny.
- Ja pierdole Łasica ty jesteś liderem to nami kieruj - odezwał się Natan.
-Robię to, jak widzisz nie jestem teraz w stanie co zrobić. Obmyśliłem sobie teraz ze róbcie jak na razie co robicie. To dobrze ze wysadzacie wszystko wokół. Gdy dojdę do siebie zaczniemy robić poważniejsze rzeczy niż wysadzanie budynków. Będziemy walczyć z Polskimi gangami, potem wyjedziemy z Polski i zaatakujemy kolejne zagraniczne gangi czy tez mafie.- mówił profesjonalnym, pewnym siebie głosem ani razu się nie wahając, czy zastanawiając nad odpowiednimi słowami. Jakby recytował wyuczoną na pamięć regułkę
- Ty serio chcesz, byśmy rozpierdolili Wawę?
Kiedy poznało się ich z tej strony trzech na pięciu byłoby do tego zdolnych.
Jeden właściwie w pojedynkę, przy chociażby nieszczęśliwym wypadku na jezdni.
-A cóż to? Jak chcecie możecie także szpital wysadzić haha! Ciekawe czy wam by się udało- Filip prychnął lekceważąco pod nosem.
Wszyscy poza Dawidem spojrzeliśmy na niego zainteresowani propozycją. Widziałem jak na twarzy Natana maluje się diaboliczny uśmiech, a Alex odruchowo chciał złapać za torbę.
- Wątpisz?- Natan spojrzał na Łasicę rozbawiony.
- To mamy cel. Zaraz wracam.- Alex poderwał się z ziemi i pobiegł zapewne po bomby.
Mi też ta opcja się spodobała, ale z moją nogą mogłem co najwyżej popatrzeć.
Cóż.... może chociaż na chwilę się rozerwę.
Alex szybko wrócił. Przygotowali wszystko z Natanem i wyszli z bazy.
Ja wyszedłem 15 minut potem razem z Filipem i Dawidem, którzy poszli do domu.
Gdy znalazłem się na terenie szpitala wszystko było w najlepszym porządku, jak każdego innego dnia. Nie pchałem się do środka. Zajrzałem przez duże okno przy wejściu szukając wzrokiem niebieskiej i czerwonej czupryny.
Nic.
Spojrzałem na zegarek w telefonie oddalając się od szpitala.
16:58.
Zacząłem biec w stronę garaży jakieś 30 metrów dalej by schronić się przed eksplozją. Rana nie pozwalała mi na nic więcej niż trucht, a i wtedy niemiłosiernie bolała, jakby na nowo rozrywano mi mięśnie. Gdy w końcu dobiegłem oparłem się o bok ściany łapiąc zawzięcie powietrze.
Spojrzałem na szpital.
Nadal spokojnie.
Nie pozostało nic tylko obserwować.
Długo nie musiałem czekać. Po kilku minutach do szpitala wbiegła grupa policjantów. Kilku zostało na zewnątrz, by patrolować wejście. Przeleciałem szybko wzrokiem po oknach szukając oczojebnych włosów Natana i Alexa, ale nic nie wypatrzyłem poza sporym poruszeniem na izbie przyjęć.
Albo są w piwnicy, albo po drugiej stronie budynku.
Jeszcze chwilę sytuacja się nie zmieniała, aż szpital nie zatrząsł się dość mocno.
Czyli to jest sygnał, by spieprzyć ta?
Nagle okno, przez które zaglądałem chwilę temu zamieniło się w kupę szkła lądując na ziemi, a przez nie wyskoczył Alex.
Uciekał.
Wymieniliśmy przepełnione strachem i ekscytacją spojrzenia.
- Zaraz będzie bum!- wydarł się zgrabnie wykonując uniki przed policjantami. Dwóch z nich zastrzelił zwalniając na moment. Ja w tym czasie odbiegłem jeszcze kilka metrów w tył chowając się za jednym z garaży. Wychyliłem się tylko, by obserwować całą akcję.
Alexa już nie było. Natana w dalszym ciągu nie widziałem.
Wziąłem głęboki oddech i zasłoniłem uszy dłońmi, by ochronić je przed hałasem.
W tym samym momencie cały budynek wyleciał w powietrze z głośnym hukiem. Pode mną zatrzęsła się ziemia i ledwo utrzymałem się na nogach. Mimo starań hałas nieźle mnie ogłuszył i na chwilę zrobiło mi się niedobrze. Przełknąłem ślinę starając się to zniwelować i spojrzałem na ruiny szpitala. Wszędzie zakrwawiony gruz.
Ładnie.
Szybko rozejrzałem się za chłopakami spanikowany, bo zdałem sobie sprawę, że nie widziałem, by Natan wychodził z budynku.
Odetchnąłem z ulgą widząc jak Alex się do mnie uśmiecha spod auta. Obok niego leżał zamroczony nieco Natan.
Uśmiech Alexa jednak szybko zniknął. Zastąpiło go przerażenie i niedowierzanie. Patrzył w dal za mną. Nie musiałem się odwracać, by wiedzieć o co mu chodziło.
Gliny.
Mimo to obejrzałem się by upewnić, że mnie nie zauważyli.
Miałem farta.
Szybko wbiegłem w szczelinę między garażami a jakimś ogrodzeniem i oparłem się o betonową ścianę. Jeszcze nie do końca doszedłem do siebie po wybuchu, bo w uszach nadal mi trzeszczało, a w dodatku zrobiło mi się niedobrze i postrzelona noga całkiem odmówiła mi posłuszeństwa. Bolało jak cholera i nic nie mogłem teraz na to poradzić. Poczułem jak bandaż powoli zaczyna nasiąkać krwią.
Oddech mi przyspieszył.
Dzięki bogu adrenalina, która krążyła w moich żyłach niwelowała nieco ból, ale mało to dawało.
Musiałem się uspokoić.
Nie mogli mnie usłyszeć.
Wyciągnąłem i odbezpieczyłem broń.
Nagle ktoś wpadł na mnie po mojej lewej stronie oddychając głęboko.
Spiąłem się łapiąc tą osobę za głowę i szarpnąłem na odległość ramienia celując w jego głowę.
Alex patrzył na mnie chwilę zszokowany, a gdy tylko dotarło do mnie, że to tylko on puściłem go z powrotem opierając się o ścianę.
Zaraz będziemy musieli uciekać, a ja po kilku metrach będę mógł się najwyżej czołgać.
- Sory-szepnąłem ledwo słyszalnie.
- Stary ogarnij się. Gliny tu zaraz będą. Głęboki oddech. Powinno ci pomóc- też szeptał. Więcej mogłem odczytać z ruchu jego warg niż słuchu.
Wziąłem kilka porządnych wdechów i skinąłem głową.
Wolałem nie myśleć o tej nodze.
Razem z Alexem niezauważeni pobiegliśmy do Natana.
- Ja pierdole Szynka ja cię zapierdole przysięgam- warknął na mnie wkurwiony.
- To potem- odpowiedziałem krótko i zaczęliśmy biec chowając się co chwilę w cieniach albo zaułkach.
Na ulicy panowało zamieszanie. Przechodnie rozglądali się zdezorientowani, bo ich szpital nagle zapadł się pod ziemię, w tle było słychać wycie syren radiowozów, ambulansów i straży pożarnej. Wszyscy mieliśmy założone kaptury zlewając się z tłumem.
Byliśmy już dobre 20 metrów od zgiełku, aż nagle drogę zajechał nam radiowóz. Zaśmiałem się na ich głupotę.
Prędzej by pomogła grupa antyterrorystyczna.
Sekundy ciągnęły się godzinami.
Zszokowany wzrok Alexa, zdezorientowanie Natana i paniczne szukanie broni.
Cholera. Zgubiłem.
- Spieprzajcie! Mam bomby i jestem w pełni sprawny. Dam im radę!- krzyknął czerwonowłosy rzucając mi na wszelki wypadek małą bombę.
Złapałem ją i jedyne co to rzuciłem chłopakowi przepraszające spojrzenie wciągając Natana w zaułek.
Dwóch gliniarzy wysiadło z auta, a na horyzoncie pojawił się kolejny, większy radiowóz.
Nie było innego wyjścia.
Ja nie nadawałem się do walki. Poza tym jeżeli złapią Alexa łatwiej będzie go wydostać z pomocą Natana, niż gdybyśmy mieli i jego ratować.
Chwilę szarpałem się z Natanem, który krzyczał, że nie zostawi tak Alexa. W końcu udało mi się go przekonać i zniknęliśmy w mroku wąskiej uliczki. Po przebiegnięciu kilkunastu metrów odbezpieczyłem i wyrzuciłem bombę bu spowolnić pościg za nami.
Mocno utykałem i z każdą chwila zwalniałem aż nie mogłem nawet iść. Natan wziął mnie na barana biegnąc w stronę bazy.
Wiedziałem, że Alexa złapią, jeżeli już nie złapali.
Zadzwoniłem do chłopaków.
---------------------------------
Życzę sukcesów w nowym roku szkolnym każdemu, a zwłaszcza tym, którzy idą do nowej szkoły.
Powodzenia c: