Rozdział 13

- Witaj Szymuś.
Zemdliło mnie. 
Nie musiałem się odwracać, nawet gdybym mógł, by mieć przed oczami ten obleśny uśmiech malujący się na jego twarzy.
Na sam dźwięk jego głosu zrobiło mi się niedobrze, a w gardle ugrzęzła wielka gula. Po dobrych kilku sekundach, które dla mnie były godzinami udało mi się coś wydukać. 
- H... Hej...- odpowiedziałem ledwo słyszalnie patrząc na moje napięte i drżące, jak i reszt ciała dłonie. 
- Co się stało? Już mnie nie pamiętasz Szymon?- szeptał mi do ucha przedłużając każde słowo, tak jak robił to wtedy.- Może powinienem ci przypomnieć?- poczułem jak jego długie, kościste palce lądują na mojej szyi. Wyprostowałem się od razu jak struna, a moje oczy otworzyły się szerzej przerażone.
Czas ciągnął się niemiłosiernie długo wydłużając moje męczarnie, a każde słowo wypowiedziane z jego ust wywoływało u mnie potworny ból głowy. Ale jego dotyk?! Dotyk na mojej skórze?! To była istna tortura. Czułem jak miejsce, którego dotyka parzy żywym ogniem. Chciałem uciec. Uciec jak najdalej od niego... Lub chociaż się odsunąć... Ale nawet tego nie byłem w stanie zrobić. 
Jedyne co mogłem to grać w tę jego chorą grę i grzecznie odpowiadać. Wiedziałem, pamiętałem do czego potrafił się posunąć. 
Nie chcę tego znowu!
Błagam!
Zacisnąłem mocniej powieki i w końcu zebrałem się na odpowiedź. 
- N... Nie... Proszę.- słyszałem swój głos. Pełen lęku, bezradności i dziwnie zachrypnięty, jakby słowa nie chciały przejść mi przez gardło. 
Jeden z chłopaków musiał zwrócić na nas uwagę, bo przez moment słyszałem jakąś kłótnię, ale tak, jakbym słyszał ją zza ściany. Jego ręka nadal spoczywała na mojej szyi wyraźnie zaznaczając, że ma do mnie pełne prawa.
Znowu udowadniał, że jestem jego własnością.
Tak bardzo mnie upokarzał nawet przed samym sobą.
Za wszelką cenę starałem się powstrzymać mózg przed powrotem do tamtych wydarzeń.
Nienawidziłem tego skurwiela!
Mimo to przed moimi oczami przewijały się co chwilę nowe obrazy.

Łzy same cisnęły mi się do oczu chociaż tak mocno je zaciskałem.
On znowu widział moją słabość!
I po raz kolejny usłyszałem ten szept.
- Nie płacz Szymonku... Chodź ze mną. Uspokoisz się i znów będzie jak dawniej. Pamiętasz? Byłeś tak niewinny...- szeptał, a pod koniec wręcz syczał do mojego ucha.
A ja? Wystarczyło, że lekko uniósł dłoń, którą miał na mojej szyi, a moje ciało wstało instynktownie rozumiejąc jego przekaz.
Dopiero po chwili, gdy zdałem sobie sprawę, że stoję o własnych siłach odzyskałem zdolność logicznego myślenia.
Nie! Nie mogę mu znów na to pozwolić! Drugi raz już nie wrócę do piekła!
Wyrwałem mu się i stanąłem dwa metry przed nim z wycelowaną i odbezpieczoną bronią, którą zabrałem wcześniej Dawidowi.
Nie wiem czemu, ale na myśl o Dawidzie moja nienawiść do mężczyzny stojącego przede mną jeszcze bardziej urosła.
Grymas, jaki przez sekundę pojawił się na jego twarzy napawał mnie niesamowitą satysfakcją.
Ten wyraz dziwienia i zszokowania, jaki u niego wywołałem... Mimo zimnej i gniewnej miny wiedziałem, że nadal jest w szoku. Za długo go znałem.
- Wypierdalaj stąd zakłamany sukinsynie!- wydarłem się na cały lokal zwracając tym jeszcze większą uwagę personelu. Miałem szczęście, bo nie było tu żadnych gości, a lokal znajdował się w rogu galerii, gdzie raczej chodziło mało osób.- Masz 5 sekund, by zmyć się i nigdy więcej nie pokazywać mi tej zawszonej gęby na oczy!- patrzyłem na niego z czystą nienawiścią. Nie miałem już w sobie krzty litości, czy chociażby uległości.- Albo to, albo zrobię z twojego mózgu śliczną fototapetę na ścianie!- wywarczałem widząc, że ten nawet nie drgnął.
- Szymuś... No co ty? Odł...- nie dałem mu dokończyć. Jego spokojny i lekceważący ton jeszcze bardziej mnie rozdrażnił.
- Pięć... Cztery...- teraz już dosłownie warczałem patrząc mu w oczy.
Musiałem to załatwić...
Wiedziałem, że puki sam się go nie pozbędę typ nie da mi spokoju nawet w moich myślach.
- Eh... A było...
- Nie waż się więcej do mnie odezwać zasrańcu i wypierdalaj stąd w podskokach! Już!!!- po moim ostatnim krzyku wyrażającym czystą nienawiść chłopak odwrócił się i odszedł.
Jeszcze chwilę stałem i patrzyłem się w miejsce, gdzie wcześniej stał Kaspian, a z każdą sekundą emocje opadały, a zastępowała je ulga. Niewyobrażalna i przecudowna rozkoszna świadomość, że mu się postawiłem. Wiedziałem, że teraz, gdy znów mnie odnalazł nie pozbędę się go tak szybko, ale przy następnym spotkaniu już nie będę go oszczędzał.
Dopiero, gdy jeden z kumpli złapał mnie za ramiona i potrząsnął mną wróciłem w pełni do rzeczywistości. Wszystko uderzyło we mnie z taką siłą, że gdyby nie chłopak upadłbym na podłogę. Przerażenie kelnerów, oszołomione twarze innych i ja stojący z wyciągniętą spluwą na środku kawiarni w centrum handlowym.
- Stary?! Szymon co to przed chwilą było do cholery?! Skąd masz w ogóle broń?- pytania padały z jego ust nieustannie, co cholernie mnie męczyło. W ogóle czułem się teraz strasznie zmęczony. Wyrwałem się chłopakowi i usiadłem na swoje poprzednie miejsce.
- Dajcie mi chwilę- szepnąłem tylko i napiłem się sheka. Wiedziałem, że należą im się wyjaśnienia i że na pewno  nie odpuszczą mi pytań. Byłem zmuszony z grubsza wytłumaczyć kim był Kaspian, a następnie skąd wzięła się u mnie broń. Oczywiście żadne z nich nie było zgodne z prawdą.
Potem jeszcze długi czas musieliśmy błagać personel, by nie wzywali glin.
W końcu wyszedłem z galerii sam nadal niesiony przez nerwy przed siebie.
Szedłem tak, puki nie rozdzwonił się mój telefon.

Marek.

Zdziwiłem się, bo do mojej zmiany zostały jeszcze ponad 3 godziny, ale odebrałem.
- No halo?
- No czemu cię tu jeszcze nie ma co?!- usłyszałem na dzień dobry po drugiej stronie. Po cichej muzyce w tle mogłem być pewien, że chłopak jest w klubie.
- Bo mam jeszcze 3 godziny? Jest dopiero 20:00- odpowiedziałem mu mocno zdziwiony jego zdenerwowaniem.
- A ty myślisz, że całe życie będziesz drinki rozdawał? Bierz ten rozlazły tyłek w troki i widzę cię tu za 10 minut. Ćwiczyć będziesz.- po tych słowach rozłączył się.
Spojrzałem na telefon jak na narzędzie wszelkiego zła i nieszczęścia.
Faktycznie wspominałem, że chcę tańczyć, ale nie sądziłem, że Marek weźmie to tak do siebie i już drugiego dnia będzie mi kazał ćwiczyć. Zwłaszcza nie miałem na to ochoty dzisiaj. Chciałem tylko odbębnić swoje, wrócić do domu i iść spać, a tu taka niespodzianka. I pewnie z rana przywitają mnie zakwasy.
Już je czułem.
Powoli skierowałem się w stronę klubu z miną skazańca.
Zimne powietrze trochę mnie otrzeźwiło i pomogło się uspokoić.

Gdy wchodziłem do klubu emanowałem wręcz spokojem. I dymem tytoniowym.
Ledwo przekroczyłem próg, a Marek zaatakował mnie ubrany w luźny strój do ćwiczeń. 
- Co tak długo chłopie?!- patrzył na mnie w wyrzutem. Nie dał mi nawet się wytłumaczyć i wcisnął mi w dłonie taki sam komplet ubrań, jaki miał na sobie.- Z resztą nie ważne. Przebież się i czekam na scenie- zostawił mnie samego, nie licząc kilku pracowników, którzy rzucili mi tylko współczujące spojrzenia. Nie wiedziałem o co im chodzi, ale zapewne trening z Markiem nie będzie niczym przyjemnym. 
Westchnąłem tylko ciężko i poszedłem przebrać się na zaplecze. 
Gdy tylko pojawiłem się w zasięgu wzroku Marka od razu kazał mi 'streścić swoje rozpasłe dupsko i wejść na scenę'. Nie chcąc już dłużej słuchać krzyków chłopaka wolałem dostosować się do jego rozkazów. Zaczęliśmy od krótkiego rozciągania. Z tym akurat nie miałem problemów, bo bylem wysportowany i miałem dobrą kondycję. Schody zaczęły się, gdy chłopak zaczął pokazywać mi podstawowe figury na rurze. Patrzyłem na to z takim samym niedowierzaniem, jak wczoraj, gdy widziałem występ Dominika na scenie . Mimo, że tym razem ruchy były znacznie łagodniejsze i mniej wulgarne nadal wydawały się dla mnie skomplikowane. W między czasie, gdy Marek nie tłumaczył mi, jak nie spaść podczas wykonywania akrobacji wyjaśniał, jak wszystko powinno wyglądać na scenie. I przy okazji dowiedziałem się, że takie tańczenie na rurze dobrze odbija się w koordynacji i sexie. 
Skończyliśmy w dwie godziny, bo dłużej nie dawałem już rady, a poza tym potrzebowaliśmy czasu, by doprowadzić się do ładu. Na zapleczu mieliśmy mały prysznic, z którego chętnie skorzystałem i przebrałem się w mundurek. Goście zbierali się już od godziny, więc część widziała nasze ćwiczenia, ale nikomu to nie przeszkadzało. 
Powoli ludzi zbierało się coraz więcej, a ja miałem zajęcie, co nawet nie dało mi szansy na myślenie o tym, co stało się w kawiarni. Po północy klub był już pełny. Przyjmowałem zamówienia przy barze zastanawiając się, gdzie jest Dominik. Pamiętałem o zakładzie z Markiem i trochę martwił mnie brak chłopaka. 
Po około pół godziny podszedł do mnie jeden z pracowników i zaoferował się, by zmienić mnie na godzinę. Kojarzyłem go głównie z tego, że zamiatał przed otwarciem i tańczył wczoraj na rurze. Wiedziałem, że bywa, że kelnerzy się zmieniają, więc nie protesotowałem. Chwila przerwy dobrze mi zrobi. Wziąłem sobie drinka i zostałem przed barem. Długo nie byłem sam. Dosiadł się do mnie jakiś mężczyzna i zaczęliśmy rozmawiać. Dowiedziałem się, że ma na imię Artur i przyjechał do Polski do rodziny, a mieszka w Danii. Po kilku wspólnych drinkach nasza rozmowa stała się swobodniejsza, więc zaproponowałem, by przenieść się na kanapę przed sceną, gdzie zaczynał się pokaz. Mężczyzna zaabsorbowany występem nie zwracał na mnie większej uwagi poza tym, że kilka razy mnie pocałował i dobierał się do mojej szyi. Nie stawiałem większego oporu częściowo przez ilość alkoholu, jaką w siebie wlałem, a po drugie dlatego, że było to przyjemne. Od dłuższego czasu nikogo nie miałem nie licząc kilku przelotnych kochanków, więc taki rodzaj zainteresowania jak najbardziej mi odpowiadał. Dopiero, kiedy facet zaczął wpychać mi dłonie pod bluzkę zareagowałem i odsunąłem je. 
Nie. 
Na to nie miałem ochoty. 
- Hej, złotko... Co jest?- Artur spojrzał na mnie przyglądając mi się dokładnie. Po jego oczach domyśliłem się, że jest już pijany. Ja pewnie też nie byłem w pełni trzeźwy, ale na tyle, by wiedzieć, co dzieje się naokoło. 
- Odpuść co? Nie mam ochoty- wykrzywiłem twarz w wyrazie obrzydzenia mając nadzieję, że mnie posłucha. Jego zachowanie przypomniało mi o sytuacji z dzisiaj. A chciałem tylko chwili przerwy...
- Więc to zmienimy-warknął i złapał mnie za ramiona, by powalić mnie na kanapę. Szybko znalazł się nade mną, ale czułem, że nie trudno będzie się go pozbyć. Uderzyłem go kolanem w krocze i pięścią w brzuch na tyle mocno, by ten osunął się do tyłu i puścił mnie. Zerwałem się z kanapy wkurwiony i wróciłem za ladę. Chłopak, który mnie zastępował spojrzał na mnie pytająco.
- Poradzicie sobie beze mnie?- zapytałem. 
Ten, jakby domyślając się, co się stało uśmiechnął się znacząco. 
Pewnie tego typu akcje to tutaj norma. 
- Jasne. Idź- odpowiedział i wrócił do mieszania drinków. 
Z wdzięcznością poszedłem się przebrać na zaplecze, gdzie siedział Marek z dwoma innymi chłopakami. 
- A ty gdzie?- zapytał patrząc, jak przebieram się w swoje ubrania. 
- Do domu. Nie widać?- prychnąłem patrząc na niego spode łba. 
Normalnie pewnie zignorowałbym tą sytuację, ale tym razem jakoś dziwnie mnie to zdenerwowało. Nie do końca wiem czemu, ale nie zagłębiałem się w ten temat. 
- No widać, ale czemu?- drążył. 
Szybko wymyśliłem jakąś wymówkę.
- Bo wypiłem. Pijany nie mogę pracować- odpowiedziałem na odchodnym i wyszedłem z klubu zanim Marek zapytał o coś jeszcze.

Podczas drogi na przystanek zapaliłem i trochę się uspokoiłem. 
Dzień do dupy. 
Najpierw kłótnia na zebraniu, potem Kaspian, którego nadal, mimo mojego stanu, czułem za plecami, a teraz ten napaleniec. 
Może ja już lepiej nie będę próbował się 'odprężać'. 

W domu, gdy już się umyłem i położyłem do łóżka nie potrafiłem zasnąć. W myślach odtwarzałem przebieg całego tego parszywego dnia, a zwłaszcza spotkania z Kaspianem. Nie mogłem znieść myśli, że on jeszcze żyje i nie zapomniał o mnie. W nocy jeszcze z trzy razy wstałem, by upewnić się, że zamknąłem drzwi i wracałem do łóżka przeklinając się za tak głupie zachowanie. 
Nie wiem kiedy zasnąłem, ale długo nie spałem. Gdy się obudziłem czekała na mnie mała niespodzianka.