Rozdział 15

Rano, gdy się obudziłem Dawida nie było obok... Zdziwiłem się nieco i po chwili poderwałem się by wstać. Westchnąłem cicho czując lekkie kłucie w udzie. Rana po postrzale już się zagoiła, ale nadal momentami lekko pobolewała.
-Dawid?- odezwałem się na tyle głośno, by w całym mieszkaniu było mnie słychać. Wstałem z łóżka sięgnąłem automatycznie po fajki z szafki nocnej. Zapaliłem jedną.
- W kuchni jestem!- usłyszałem odpowiedź i od razu pokierowałem się do pomieszczenia. Uśmiechnąłem się półgębkiem widząc jak Dawid próbuje coś wykombinować z jajkami.
- O ja... Chłopak robi mi śniadanie- prychnąłem rozbawiony opierając się o blat tuż obok chłopaka. Ten spojrzał na mnie i uśmiechnął się pod nosem dosyć krzywo... Spojrzałem na miskę z wbitymi tam jajkami. Zaśmiałem się- Ale wolałbym nie jeść jajecznicy na chrupiąco- mruknąłem i podszedłem do lodówki wyciągając dwa nowe jajka.
- Chcę ci się jakoś odwdzięczyć za nocleg i... no za wszystko-mruknął spuszczając wzrok na miskę, w której pływały jajka z kawałkami skorupek.
Uśmiechnąłem się lekko słysząc to.
- Nie musisz. Ja nic takiego nie robię przecież- wziąłem drugą miskę i wbiłem do niej dwa jajka- Ale jeśli na prawdę chcesz, to pokrój dwa plasterki sera i parówkę- uśmiechnąłem się ciepło. Dawid od razu się rozpromienił i zabrał do roboty.

Po śniadaniu jeszcze jakiś czas posiedzieliśmy wygłupiając się i opierdalając paczkę chipsów znalezioną w szafce kuchennej. Dopiero gdzieś około 15:00 postanowiliśmy się zebrać i wyjść, by odebrać szczeniaka.

- Jak go nazwiemy?- odezwałem się chwilę po tym, jak wyszliśmy z bloku.
- Nie wiem... To twój psiak. Jesteś pewny, że chcesz go przygarnąć?- Dawid spojrzał na mnie.
- Mhm... Przynajmniej będę miał do kogo gębę otworzyć. Tylko nie mam pomysłu na imię- westchnąłem cicho patrząc przed siebie.
- Będziesz gadał do psa?- prychnął rozbawiony i uniósł lekko brew.
- Lepsze to niż nic- wzruszyłem ramionami spokojny. Nie widziałem nic złego w gadaniu do psa... Przecież nie będę z nim prowadził dyskusji o bombach jądrowych.- No i nie będę się też przy takim szczeniaku nudził.
- W takim razie to okej...-mruknął uśmiechając się pod nosem.
- Mhm... Jesteśmy- odezwałem się po chwili otwierając drzwi do przychodni, która na szczęście okazała się być tylko kawałek oddalona ode mnie, tylko w mało widocznym miejscu. Znajdowała się w jednym z tych bloków, gdzie na parterze były sklepy itp. (w tym przypadku weterynarz), a wyżej mieszkania. Jakoś nigdy nie zwróciłem na to uwagi.
Dawid wszedł za mną rozglądając się wokoło spokojnie, a ja od razu pokierowałem się do oddzielonego od poczekalni ścianką działową gabinetu weterynarza. Przywitał mnie ten sam mężczyzna, który wczoraj zabrał psa. Przedstawiłem się, przypomniałem o psie z wczoraj, a mężczyzna zabrał mnie do osobnego pomieszczenia, gdzie było kilka klatek ze zwierzętami.
-Ma lekko naderwane ucho, zmiażdżone dwa żebra i może mieć problemy z poruszaniem się, bo jedną łapę ma w bandażu, a drugą musiałem wczoraj nastawiać, a poza tym ma kilka już niegroźnych skaleczeń, ale miał dużo szczęścia, że udało mu się przeżyć- tłumaczył mi weterynarz idąc do samego końca pomieszczenia, gdzie kucnął przy klatce, w której leżał mój szczeniak. Uśmiechnąłem się pod nosem i kucnąłem obok niej oglądając owiniętego ręcznikiem psiaka. Mimo to widziałem, że jest brązowo-biały.
- Mhm... Dostanę dla niego jakieś leki?- zapytałem nie odrywając wzroku od klatki. Mężczyzna przykucnął obok mnie.
- Tak. Będzie pan musiał mu je podawać raz dziennie do karmy, a poza tym smarować ranę na uchu specjalnym kremem.
- Rozumiem... A co do rasy, płci i wieku?- spojrzałem w końcu na swojego rozmówcę.
- Pies jest rasowy. To bullterier, samiec, ale co do wieku nie jestem pewien, jednak więcej niż pół roku na pewno nie ma- lekarz wydawał się trochę zakłopotany tym, że nie potrafił mi dokładnie powiedzieć ile pies ma miesięcy, ale to akurat było dla mnie najmniej ważne.
Po chwili wyjął go z klatki i wstał, tak samo jak ja i podał mi psa na ręce. Uśmiechnąłem się szeroko. Pies obwąchał mnie trochę wystraszony, ale chyba wyczuł znajomy zapach z wczoraj, bo po chwili już się uspokoił. Widać było, że jest jeszcze na jakiś lekach uspokajających, czy czymś.
- Roszę. Pies jest pański. Dam panu tylko leki i książeczkę zdrowia.- wróciliśmy do gabinetu weterynarza, gdzie ten podał mi małą książeczkę  i małą reklamówkę z kremem i tabletkami. Zapłaciłem za wszystko i wyszedłem do Dawida, który czekał w poczekalni. Uśmiechnąłem się szeroko.
- Poszczęściło mi się. Mam bullteriera- spojrzałem, na śpiącego już psiaka na moich rękach.
- Pokaż mi go- chłopak podniósł się z krzesła i spojrzał na psa- Wygląda już o niebo lepiej- uśmiechnął się ciepło do mnie.
- Wiem... Musi się jeszcze trochę podleczyć, ale będzie już dobrze. No i szkoda, że nie ma części ucha- mruknąłem.
- Śliczny- powiedział i otworzył mi drzwi wychodząc zaraz za mną- Przy tobie nic mu nie grozi- powiedział po chwili.
- No ba! Zaopiekuję się nim- uśmiechnąłem się szeroko.
Mam nadzieję. Dodałem w myślach
- Jak mamusia- Dawid zaśmiał się zaczesując sobie włosy do tyłu, co mnie ucieszyło. Chociaż teraz widziałem jego oczy.
- Więc ty jesteś tatusiem- dodałem uśmiechając się szeroko.
- I mamy dziecko z krzaków- prychnęliśmy oboje śmiechem.- To teraz tatuś musi stanąć na nogi, by wyżywić całą rodzinę- zaśmiał się, a ja mu zawtórowałem.
- Oj nie... Ty nas lepiej nie żyw, bo nie wiem, czy przeżyję- prychnąłem rozbawiony i zostałem zdzielony w głowę. Skręciłem w stronę zoologicznego.
- A tak serio to muszę jeszcze poszukać na mieście kilku ofert. Nie wiem, czy ktoś z tych wczoraj się odezwie- powiedział już nieco poważniej, po czym przeciągnął się z cichym pomrukiem- Dobrze byłoby odnieść psiaka, żeby odpoczął.
- Chce mu tylko kupić parę rzeczy- wyjaśniłem. Pewnie bym go zaniósł, ale możliwe że będę potrzebował jakieś jego wymiary by kupić szelki, czy legowisko.
- Dołożę się. W końcu to też moje dziecko- uśmiechnął się z dumą, a ja wybuchłem śmiechem.
Resztę drogi przemilczeliśmy w spokoju, a ja zastanawiałem się nad imieniem dla psa. Chciałem go wyszkolić, by mnie bronił, więc nie mogłem go nazwać 'Puszek', czy coś w tym stylu...
Ranyyyy.... Jestem kiepski w wymyślaniu imion.
Nazwę go Baltazar... Przeszło mi przez myśl, gdy już skończyły mi się pomysły, po czym i to szybko odtrąciłem.
Dopiero, gdy wchodziliśmy już do sklepu olśniło mnie.
- Ej, co powiesz na Killer?- zapytałem Dawida uśmiechając się pod nosem i spojrzałem na szczeniaka.
- Jak podrośnie to będzie mu pasować- uśmiechnął się biorąc koszyk i ruszyliśmy między sklepowe półki.- Co kupujemy?
- Karmę, legowisko, smycz, szelki i jakieś zabawki- wymieniałem szukając wszystkiego po półkach- Będziesz to zbierał, bo nie mam jak za bardzo sięgać- spojrzałem na psa, który o dziwo jeszcze spał.
- Legowisko, karma... smycz, szelki- wymieniał pod nosem zgarniając do koszyka potrzebne rzeczy. Przy szelkach kazałem mu wziąć dwie pary. Jedne wąskie i cienkie na zwykłe spacery, a drugie mocne i grube gdybym chciał go szkolić. Zabawek nabrałem około dziesięciu, po czym ruszyliśmy do kasy.
- Potrzymasz go?- zapytałem zerkając na Killera. Pasowało mu to imię.
- Jasne- podałem Dawidowi ostrożnie psa i zapłaciłem za wszystko- Miałem się dorzucić- upomniał się.- W kieszeni mam portfel- uniósł brew wyczekująco. Nie miałem jak się wymigać. Wziąłem z jego portfela 20 złotych i odłożyłem z powrotem do kieszeni z lekkim uśmiechem. Dostałem z powrotem śpiącego psa na ręce i wyszliśmy ze sklepu. Po chwili Dawid się zatrzymał.
- Ja już lecę- mruknął.
- Gdzie?- zapytałem opierając się o lampę za mną. Ha... moje miejsce.
- Do siebie... Ciotka się za mnie ostro wzięła. Powiedziała, że mam się dostosować do jej zasad- wywrócił oczami krzywiąc się.
Nie dziwię mu się... Też bym się krzywił gdyby ktoś traktował mnie jak dzieciaka.
- I co? Masz od teraz wracać na kolację i pomagać przy zmywaniu jak grzeczny chłopiec?- zapytałem unosząc brew.
- Taa..- mruknął wzdychając ciężko- Niestety ta kobieta jest szurnięta.
- Jak będziesz miał już dość, to możesz wprowadzić się do mnie- uśmiechnąłem się ciepło.
- Żartujesz sobie? Przecież widać, że sam na kasie nie śpisz, to teraz tylko brakuje, bym na tobie żerował- prychnął marszcząc brwi.
Westchnąłem cicho.. No tak. Lodówka zaopatrzona w ser, szynkę, parówki, jajka i masło to raczej nie oznaka bogactwa.
- Radzę sobie, pracuję, a ty wcale byś nie żerował. Po prostu pomieszkasz u mnie jakiś czas, popracujesz gdzieś, a gdy będziesz chciał to się wyprowadzisz. Proste.
Chłopak zamyślił się na chwilę.
- Nie jestem do końca przekonany do tego- mruknął.
- Zawsze lepsze to niż mieszkanie u ciotki nie?- uśmiechnąłem się półgębkiem.
Chłopak zaśmiał się pod nosem i uśmiechnął do mnie nikle.
- Dobra pomyślę jeszcze nad tym i dam znać. A na razie to muszę już lecieć- uśmiechnął się ciepło i potargał mi włosy.
Wyszczerzyłem się zadowolony.
- To do zobaczenia- powiedziałem.
Dostałem jeszcze szybkiego buziaka w policzek, a chwilę potem Dawid odszedł szybko bez słowa. Uśmiechnąłem się rozczulony. Tak mógłby mi dziękować za noclegi...
Wzruszyłem ramionami i ruszyłem z Killerem do domu.

Pies o dziwo szybko się u mnie zaaklimatyzował i już po kilku dniach biegał (w miarę możliwości) po domu chcąc się ze mną bawić. Przez te kilka dni raczej nie miałem kontaktu z Dawidem i chodziłem regularnie do klubu ucząc się przy okazji tańca na rurze... Mimo wszystko kasa, jaka z tego była szybko mnie przekonała, by się przyłożyć. Trochę martwiło mnie, że chłopak się nie odzywa, ale też miał pewnie swoje sprawy. Poza tym spotkania gangu na razie się nie odbywały więc z tym też miałem spokój. W końcu mogłem się skupić na pracy i samym sobie. Czasami jeszcze chodziłem dilować, by mieć kasę na małe zakupy.
Nic specjalnego, ale cieszyłem się chociaż z chwili tej normalności.

Dopiero jakoś po tygodniu chłopak napisał do mnie.

Em... Oferta wspólnego mieszkania nadal aktualna?

Uśmiechnąłem się pod nosem i odpisałem.

Jasne. Jestem w domu do 18:00. 

Zaraz będę.

Uśmiechnąłem się szeroko. Jednak się zdecydował. I dobrze. Będę przy nim bliżej i szybciej dowiem się, gdyby coś się działo.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu i westchnąłem cicho. Przydałoby się tu trochę posprzątać. Wstałem trochę niechętnie i zabrałem się za ogarnianie sypialni, a następnie reszty domu. Nie wiedziałem za ile Dawid dokładnie będzie, więc uwinąłem się jak najszybciej mogłem, czyli w jakieś 20 minut. Posprzątałem wszystkie opakowania po fajkach, papierki, sprzątnąłem naboje, schowałem niedawno ostrzone noże, pozamiatałem, pozmywałem itd. Gdy skończyłem uśmiechnąłem się szeroko dumny z siebie. Co prawda przy odkurzaniu wystraszyłem Killera i teraz biedna kuleczka trzęsła się pod łóżkiem skomląc cichutko, ale trudno. Będzie musiał przywyknąć. Z resztą maluch był dzielny mimo wszystko. Już trzy dni po pojawieniu się w domu rozerwał bandaż na łapce, który na szczęście nie okazał się tak potrzebny i pozwiedzał wszystkie zakamarki domu. Kilka razy mi też prawie uciekł na spacerze.
W końcu udało mi się wywabić psa spod łóżka i usiadłem z nim na kolanach na podłodze. Starałem się go jakoś uspokoić i głaskałem go, aż nie poczułem, że moja noga zaczyna się robić strasznie ciepła... A dokładnie udo na którym siedział Killer. Odsunąłem psa od razu i spojrzałem na zalane przez niego spodnie. Zmarszczyłem brwi i jak najszybciej ściągnąłem spodnie, uchyliłem okno w sypialni by pozbyć się zapachu moczu i poszedłem przemyć nogę jak i spodnie przeklinając pod nosem na psa i cały Boży świat. Akurat gdy wychodziłem z łazienki zadzwonił dzwonek.
Poszedłem otworzyć trochę zirytowany.
- Hej- mruknąłem odsuwając się, by Dawid obładowany 'aż' dwoma walizkami mógł wejść.
- Nie za zimno ci?- zapytał wchodząc i uśmiechając się rozbawiony.- I co ty taki poddenerwowany?
- Killer przed chwilą zmoczył mi nogawkę- prychnąłem biorąc od niego jedną walizkę i zanosząc ją do sypialni.
Dawid od razu wybuchł głośnym śmiechem i poszedł za mną. Widząc Killera bawiącego się jakby nigdy nic swoją piłeczką od razu wziął go na ręce i cmoknął w łepek.
- Kocham cię piesku... Ty to wiesz jak człowiekowi humor poprawić- zaśmiał się i odstawił psa na ziemię.- No i wyglądasz już o wiele lepiej.
Ja sobie usiadłem na łóżku i uśmiechałem się pod nosem rozbawiony na myśl, że Killer mógłby teraz nalać na Dawida.
- Dobra będzie trzeba go wziąć na dwór- powiedziałem uśmiechając się lekko.
W tym samym momencie pies postanowił nasikać na stopę Dawida, na co ja zareagowałem głośnym śmiechem i padłem plecami na łóżko.
- Fuuuuu!! Killer!- Dawid jęknął z obrzydzeniem zdejmując od razu skarpetkę, a ja zacząłem się śmiać jeszcze głośniej.
- Naznaczył tatusia-prychnąłem rozbawiony i wstałem, by szybko zabrać szczeniaka z podłogi. Dawid zdążył już się udać do łazienki, by umyć stopę. Za ten czas założyłem spodnie
Zaniosłem psa do przedpokoju trzymając go w wyprostowanych dłoniach przed sobą. Nałożyłem szybko buty i założyłem Killerowi szelki razem ze smyczą.
- Dawid idziesz ze mną?- zapytałem zaglądając do łazienki, gdzie chłopak zawzięcie szorował stopę w wannie. Zaśmiałem się pod nosem- Dobra, czyli nie- prychnąłem widząc, jak patrzy na mnie spod wilka.
Wyszedłem z psem na podwórko za domem i spuściłem go ze smyczy. Nie miał jak uciec, bo wszystko było zagrodzone płotem drucianym. Zapaliłem i zastanawiałem się nad słowami Dawida.
'Poprawić humor'
Westchnąłem cicho. Pewnie znowu coś się stało. Martwiłem się tylko, że znowu chodzi o Filipa. Facet nie wyglądał na takiego, co szybko odpuszcza, a już zwłaszcza w takich sprawach. Skrzywiłem się i wyrzuciłem niedopałem papierosa. Po chwili zauważyłem jak Dawid wychodzi z bloku.
- Jak skarpetka?- zapytałem wymuszając uśmiech rozbawienia.
On tylko skwitował to prychnięciem.
- Jak ty go wychowałeś co?- mruknąłem i uśmiechnął się pod nosem wyciągając ode mnie papierosa.
Chwilę milczałem patrząc na psa. Dawid najwidoczniej wyczuł moją zmianę humoru, bo sam też trochę spoważniał. Czułem na sobie jego wzrok.
- Stało się coś?- zapytał po krótkiej chwili.
- Ciebie powinienem o to zapytać- mruknąłem i spojrzałem na chłopaka zapalając już drugą fajkę. Ten wydał się wyraźnie zaskoczony i chwilę obserwował mnie zastanawiając się chyba, co odpowiedzieć.
- Filip mnie szantażuje, bym wrócił do niego- wycedził w końcu przez zęby marszcząc brwi i patrząc na psa.
Sam też się skrzywiłem i zaciągnąłem mocno. No tak... można się było tego po nim spodziewać.
- Ten gnój złapał mnie, gdy się wyprowadzałem od ciotki, groził bronią... Mówił, że jak nie będę z nim to nie mam prawa być z nikim innym. Mówił, że mnie kocha, obiecywał się poprawić... Gdy odmówiłem rzucił się na mnie i siłą chciał zaciągnąć do siebie- mówił marszcząc brwi i patrząc uparcie na psa. Wiedziałem, że gdyby tylko nie miał tej swojej zasranej godności płakałby.- Uciekłem- dodał po chwili gorzko i zaciągnął się mocno z fajki.
Ja go grzecznie słuchałem mając ochotę postrzelić tego idiotę.
- Dobrze zrobiłeś... On by się i tak nie zmienił... Uwierz... Od teraz będzie tylko lepiej- uśmiechnąłem się pocieszająco i poklepałem go po ramieniu. W odpowiedzi dostałem tylko krótkie potwierdzenie ruchem głowy. Na pewno go tak szybko co do tego nie przekonam. Nie wiem nawet czy Filip w końcu nie postrzeli Dawida... Westchnąłem cicho, a chwilę potem poczułem, jak Dawid przytula się do mnie. Zamrugałem zaskoczony i też go objąłem gładząc po plecach uspokajająco.
Cholera... Tak krótko znam tego faceta, a już czuję się za niego odpowiedzialny.
Nie chcę, by coś złego mu się stało.
Trwaliśmy tak kilka minut po czym Dawid postanowił się odsunąć. Uśmiechnąłem się do niego pokrzepiająco.
- Pamiętaj chłopaku... Nie ważne jak źle by było... Obiecałeś mi coś- przypomniałem patrząc mu w oczy, a właściwie w to, co widziałem zza grzywki.
Chłopak uśmiechnął się smutno i skinął głową.
- Pewnie. Pamiętam o obietnicy maluchu- potargał mi włosy zgrywając jakiegoś super szczęśliwego, że niby nic się nie stało. Odpuściłem i spojrzałem na psa.
- Zbierajmy się już... Musisz się rozpakować i takie tam-mruknąłem i poszedłem po Killera by zabrać go z podwórka. Dawid bez słowa poszedł na górę do mieszkania.
Gdy wszedłem do mieszkania Dawid już siedział w sypialni z rozwaloną walizką. Zaśmiałem się cicho i zabrałem się za robienie mu miejsca na półkach.

Po ponad godzinie roboty i obrzucania się winogronami Dawid był rozpakowany, a ja musiałem się zbierać do pracy. Właśnie wyszedłem spod prysznica w samych dresach, gdy chłopak mnie zaatakował z szerokim uśmiechem.
- Szynuś... mogę iść z tobą do pracy?- zapytał wyraźnie zadowolony ze swojego pomysłu.- Już kiedyś mi obiecałeś, że mnie zabierzesz- przypomniał uśmiechając się dumnie.
Zamrugałem zaskoczony jego nagłym atakiem, jak i jego pytaniem, ale no co mogłem zrobić? I tak by pewnie za mną poszedł.
- No dobra...- mruknąłem i uśmiechnąłem się lekko.- Ale uprzedzam. Ja nie tańczę!-krzyknąłem, gdy wyminąłem chłopaka znikając w sypialni. Usłyszałem tylko jego niezadowolony jęk, a chwilę potem dzwonek jego telefonu dobiegający z salonu.
Ubrałem się spokojnie, a gdy już chciałem wychodzić do Dawida usłyszałem siarczyste przekleństwo i jak chłopak idzie szybkim krokiem do przedpokoju. Od razu wyszedłem za nim
- Co się stało?- zapytałem od razu.
Dawid już ubierał buty.
- Muszę iść do Filipa-warknął, po czym mimo moich sprzeciwów i szarpania za bluzę wybiegł z mieszkania jak piorun.
- Kurwa!- krzyknąłem na cały głos i kopnąłem taboret, na którym przed chwilą siedział Dawid. Mebel się przewrócił a ja zaczesałem włosy do tyłu i przeszedłem cały przedpokój nie wiedząc co robić. Nie mogłem znowu opuścić dnia w pracy, bo jak szef się dowie, to na pewno wylecę. Zakląłem po raz kolejny i trzasnąłem drzwiami. Byłem wściekły na Dawida... Miał z tym skończyć! Skończyć z Filipem i tym całym gównem!
...
Miał...
Miał się zająć mną...

Poczułem jak moje policzki robią się mokre, ale szedłem hardo przed siebie w stronę klubu.