Rozdział 16

W pracy nie mogłem się w ogóle skupić na niczym... Dwa razy rozlałem drinki i zbiłem kilka szklanek. Chłopak, który pracował ze mną za barem po pewnym czasie kazał mi iść na zaplecze i przygotować się na występ. Bez szemrania wykonałem rozkaz.
Tańczę.
Znaczy jak się okazało przed chwilą właśnie zaczynam.
Mój debiut, a jedyne o czy myślę, to Dawid.
Zadzwoniłem do niego. Oczywiście nie odbierał. Nagrałem mu się na pocztę. Wiedziałem, że pewnie tego nie odtworzy, ale musiałem.
- Kretynie gdzie ty jesteś?... Z resztą mniejsza. Wróć do domu jak najszybciej- powiedziałem dość oschłym głosem. Dobrze, niech wie, że jestem zły. Walnąłem telefon do torby i przebrałem się trochę niechętnie. Kilku innych chłopaków pomogło mi coś dobrać i koniec końców skończyłem w krótkich skórzanych szortach, białej mocno przeźroczystej bluzeczce na ramiączkach i luźno założonym krawacie. Jeden z pracowników widząc mnie uśmiechnął się w dość znajomy mi sposób przechodząc obok. Zaśmiałem się pod nosem i wywróciłem oczami.
- Dobra... Lecę na bój- mruknąłem kończąc palić i zgasiłem peta o stół. Wyszedłem i w miarę niezauważony ( nie licząc kilku klapsów i tanich podrywów) za scenę. Każdy pokaz zaczynał się tak samo. Światła gasły na kilka sekund, a następnie włączały się tylko te oświetlające scenę. Zaczęła lecieć muzyka.
( Adam lambert for your entertainment  )
Odetchnąłem głęboko i pewnym krokiem wszedłem na scenę. Omiotłem wzrokiem publikę... Zawsze myślałem, że będę się tego bał, że spanikuję albo coś spieprzę ze stresu, ale widząc sale pełną napalonych facetów patrzących się tylko na mnie tym wzrokiem... nie mogłem tego nie wykorzystać. Tutaj aż czuć było testosteron.
Marek miał rację.
Zrozumiem, kiedy wejdę na scenę.
Uśmiechnąłem się zadziornie i podszedłem do rury. Złapałem ją ręką i obszedłem kręcąc biodrami. Oblizałem lubieżnie usta patrząc na publikę, a chwilę potem zamachnąłem się nogą i podciągnąłem jednocześnie tak, że zsuwałem się w dół trzymając się tylko w zgięciu kolana i jedną dłonią. Drugą wsunąłem sobie pod bluzkę sunąc nią od podbrzusza do klatki piersiowej. Stanąłem zgrabnie tyłem do rury i otarłem się o nią pośladkami podczas gdy moja bluzka poleciała gdzieś na scenę. Niektórzy z tłumu zaczęli tańczyć, inni tylko oglądali, a niektórzy rzucali banknoty na scenę. Widząc nominały uśmiechnąłem się przebiegle. Oj zarobię i to sporo. Padłem na kolana i jak zwierzak podszedłem do jednego mężczyzny przy scenie. Poruszałem przy tym ramionami i biodrami ku uciesze innych, a mój wzrok stał się wygłodniały. On widząc co robię uśmiechnął się pod nosem i wyjął kilka banknotów. Tuż na krawędzi sceny złapałem go za dłoń, w której trzymał pieniądze i powoli poprowadziłem ją przez swój tors aż do krocza. Facet sam wsunął dłoń nieco w spodenki zostawiając tam wystające banknoty. Jego mina była dość jednoznaczna, gdy zorientował się, że nie mam bielizny. Gdy dostałem należne poderwałem się z ziemi gwałtownie i wróciłem do rury. Złapałem się jej obiema rękoma i podciągnąłem na wyprostowanych, rozstawionych nogach. Gdy zgrabnie zsunąłem się w dół za rurą od razu wypiąłem tyłek i kucnąłem przejeżdżając dłonią po moim torsie i kroczu. Piosenka się skończyła, więc i ja wstałem i zgrabnie zszedłem na tyły sceny. Muzyka wróciła do normy, jak i światła, które teraz nie oświetlały sceny. Kilku chłopaków weszło na scenę, by zebrać pieniądze. Napiłem się wody, która stała na ziemi obok mnie. Nagle nade mną znalazł się Marek z szerokim uśmiechem.
- Widzę, że moje treningi się przydały- zaśmiał się cicho.
- Nie. To wszystko mój wrodzony seksapil- zaśmiałem się i wytknąłem mu język. Jeden z chłopaków wręczył mi pieniądze. Uzbierał się dość spory pliczek. Podałem Markowi 200 zł. Widząc jego zdziwione spojrzenie uśmiechnąłem się ciepło.- To za stracony czas i nerwy podczas uczenia. Nie przyjmuję odmowy- wsunąłem mu banknoty w kieszeń. Ten tylko westchnął ciężko i uśmiechnął się.
- Dzięki. Ale nie musiałeś...- mruknął tylko i podał mi mój uniform i jakiś dezodorant. No tak. Zmęczyłem się i trochę spociłem podczas tańca. Jest to jakiś wysiłek, a w dodatku w samym klubie jest ciepło. Z wdzięcznością przyjąłem ciuchy- Jeśli masz ochotę, to idź się umyć. Na zapleczu są prysznice. Muszę już iść... Byłeś świetny- dostałem krótkiego buziaka w usta, a chwilę później Marka już nie było. Zamrugałem zaskoczony. On mnie właśnie... pocałował. Tego w życiu bym się po nim nie spodziewał. Zaśmiałem się cicho pod nosem i ubrałem tylko koszulę. Prysznic to dobry pomysł. Udało mi się niezauważonym przecisnąć między tłumem i trafiłem na zaplecze. Zignorowałem pochwały współpracowników i wszedłem pod prysznice, które przypominały te na basenach, ale pomiędzy jednym, a drugim była cienka ścianka działkowa i można się było zasłonić zasłoną. Nie zrobiłem tego. Odkręciłem wodę w jednym z nich i rozebrałem się. Znowu napadły mnie myśli i zmartwienia o Dawida... Zastanawiałem się, czy jednak odczytał moją wiadomość, czy już wrócił do domu, a może jest tu?
Nie.
Nie zna adresu do klubu. Nadal byłem na niego zły, ale jednocześnie się martwiłem.
Wszedłem nagi pod prysznic i obmyłem ciało letnią wodą.
O wiele lepiej.
Myłem się dokładnie do momentu, w którym zdałem sobie sprawę, że jest tu ktoś jeszcze. Spiąłem się i spojrzałem w stronę drzwi. Stał tam... on.
Otworzyłem szeroko oczy, a mój oddech stał się bardzo nierówny i płytki.
To...
To niemożliwe.
Nie może tu być.
Znowu... Znowu...
Stoi tu i patrzy na mnie tym swoim obrzydliwym, wygłodniałym, śliskim wzrokiem. Wiedziałem, że z dumą podziwiał ślady, które mi zrobił. Nie były widoczne tak bardzo, a niektóre już zanikły całkiem, ale on je widział. I ja też. A on o tym wiedział.
Wiedział o mnie za dużo.
- Kaspian-wyszeptałem jego imię z odrazą i nienawiścią ale też strachem.
Jednocześnie w mojej głowie przewinęło się jeszcze jedno imię.
Dawid.
Właśnie... Co z nim?
Nagle usłyszałem powolne, wręcz ociekające ironią klaskanie.
- No proszę. Nie myślałem, że wychowałem tak sukowatą sunię- zaśmiał się wrednie i uśmiechnął z wyższością patrząc mi w oczy.
Zmarszczyłem brwi i skrzywiłem się. Miałem gdzieś, że byłem nagi. Fakt. Od tamtych czasów, kiedy byliśmy 'razem' trochę się zmieniłem, ale na lepsze. Byłem dobrze zbudowany, a moje blizny zanikły. Wyprzystojniałem.
Nie żebym był jakimś narcyzem...
Przełknąłem głośno ślinę i na moment wstrzymałem oddech.
Szymon. To nie czas na roztrząsanie przeszłości.
Nie teraz.
- Zawrzyj pysk-wywarczałem wściekły i zacisnąłem mocno dłonie w pięści- Czego tu chcesz?- zapytałem twardo, mimo, że w środku się rozpadałem.
On mnie prześladuje.
Uśmiech z jego ust zniknął i zastąpił go ten jego udawany grymas 'smutku'.
- Przy mnie mniej szczekałeś-cmoknął ustami niezadowolony- Chyba byłem zbyt pobłażliwy. Tak zwracasz się do Pana?-zaśmiał się podle i podszedł kilka kroków.
Jego buty pluskały lekko na wilgotnej posadzce, a dźwięk rozchodził się echem po pomieszczeniu wywołując u mnie ból głowy.
Przesadził. Nie pozwolę mu się tak traktować. Nie znowu. Nie wytrzymałem i wyrwałem do przodu. Byłem już blisko, ale wydawało mi się, jakbym z każdym krokiem zwalniał, a moja pewność siebie ulatniała się wraz z parą z mojego ciała.  Kaspian obserwował mnie cały czas i w pewnym momencie zmarszczył brwi. Wiedziałem, że się pobijemy. Wiedziałem, że będę wracał z poobijaną twarzą, ale dumnie. Ha! Zamachnąłem się mocno, by posłać go na podłogę, on zrobił to samo. Widziałem, jak chce mnie załapać za szyję i walnąć w brzuch. Jedynym plusem tego, że tyle mnie kiedyś bił był fakt, że teraz znałem jego ruchy.
I wtedy...
Kiedy już się na siebie zamachnęliśmy oddaleni o niecały metr.
Upadłem.
Potknąłem się o jebaną śliską podłogę i wylądowałem na tyłku z głuchym stęknięciem.
Mężczyzna widząc to zaczął się głośno śmiać z pogardą i złapał się za brzuch. Zmarszczyłem brwi patrząc na niego z dołu.
- Hahaha... O matko... Sunia...zna...hahahah...swoje...miejsce...o chuj...-śmiał się i otarł łzę.
W moich oczach zapłonął ogień nienawiści. Z całej siły złapałem go za jaja wbijając w nie paznokcie i szarpnął go na podłogę. Oczywiście ten, niczego się nie spodziewając wylądował obok mnie, a z jego ust zniknął uśmiech. Spojrzał na mnie,  a ja dobrze znałem ten wzrok.
'Nagrabiłeś sobie kochanie' rzucał zawsze w takich momentach.
Momentalnie cały się spiąłem i spojrzałem na niego przerażony.
Ukarze mnie
Ukarze?
Nie
Zabije
Zgwałci...
A potem zabije
Oddech mi przyspieszył i całkowicie zamarłem. Patrzyłem tylko w jego oczy jak wystraszona zwierzyna, którą właśnie postrzelono i wie, że zaraz umrze.
Sekundę później padło pierwsze uderzenie.
Dostałem w policzek.
W mojej głowie zawirowało, a umysł całkowicie się zablokował.
-Ty suko- wysyczał, a widząc brak reakcji z mojej strony wstał, szarpnął mnie za włosy i rzucił mną o ścianę. Stęknąłem głucho zsuwając się po niej. Wiedziałem, że garść włosów została jeszcze u Kaspiana w garści.
I teraz to usłyszałem.
Szum wody
Przygłuszoną muzykę
Rozmowy ludzi
Zapach alkoholu
Dotarło do mnie
Nie jestem już jego suką. Nie muszę być posłuszny, nie muszę go słuchać.
Uciekłem. I jestem wolny.
Witaj w moim świecie sukinsynie. Tutaj bawimy się na moich zasadach.
Przed oczami miałem ciemne mroczki i było mi słabo. Chyba krew mi leci.
Z tą nagłą odwagą wstałem podpierając się o ścianę i spojrzałem na idącego w moją stronę Kaspiana.
Szymon weź się w garść.
Dawid. Myśl o nim.
Nie do końca rozumiałem, czemu właśnie teraz i czemu właśnie on, ale ważne było, że dodawało mi to tylko siły. Może i byłem na niego zły, ale za bardzo go lubiłem.
Był moim przyjacielem.
Jedynym.
Zakołysałem się na boki i w pół świadomy po prostu...
Zamachnąłem się i wymierzyłem najwidoczniej mocny cios, bo Kas wylądował na ziemi kilka metrów dalej. Ponownie moje oczy się rozszerzyły i poczułem, jak w mojej krwi płynie adrenalina.
Uderzyłem go.
I to w jakim stylu!
Spojrzałem na jego zszokowany i zaśmiałem się paskudnie nie zważając na cieknącą mi z ust krew.
- Nie jestem już twoją dziwką!-krzyknąłem, co rozniosło się z podwójną mocą po pomieszczeniu. Podszedłem do niego jeszcze zanim zdążył wstać i kopnąłem go z całej siły w brzuch, a potem w twarz. Stęknął. Długo jednak nie cieszyłem się ze zwycięstwa, bo przy kolejnych kopnięciu złapał mnie za nogę i pociągnął, przez co wylądowałem na podłodze. Walnąłem plecami o posadzę. Z resztą tak samo głową. Na sekundę mnie zamroczyło... Usłyszałem tylko jak ktoś dobija się do łazienki.
Chyba w końcu zainteresowali się hałasami stąd dochodzącymi.
-Szymon?!-dobiegł mnie głos Marka.
Oh.. Marek.
Masz miękkie usta wiesz?
Dawid.
On też ma miękkie usta.
Ale męskie.
Potrafi całować.
Leżałem na posadzce niezdolny do jakiegokolwiek ruchu. Nawet ciężko mi się oddychało.
Chyba Kapsian mi coś uszkodził.
- Jesteś-warknął ale ja nie wiedziałem o co mu chodzi. Starałem się podnieść. I już już... prawie.
Ale znowu zamroczyło mnie i upadłem głową na posadzkę. Hmm... Ciepła ona i jakaś taka chyba zbyt mokra.
Dostałem z pięści w brzuch.
Zgiąłem się w pół i stęknąłem. Poczułem, jak wzbiera mi się na torsje. Przekręciłem się na bok i zwymiotowałem na czerwoną kałużę.
Usłyszałem brzęk klucza. Ktoś otwiera drzwi.
A potem?
Potem zrobiło mi się jakoś tak fajnie błogo i zasnąłem.
Dawid gdzie jesteś?
Dawid... Chyba za dużo miejsca zajmujesz w moim umyśle.


*****
-...arek...-doszedł mnie jakiś dziwny głos. Jakby ktoś krzyczał za ścianą obok.
Jaki kurwa Arek?
Ja nie mam na imię Arek.
Więc kto ma na imię Arek?
- Marek no! Szybko!- usłyszałem, jak ktoś krzyczy.
Co?
Marek.
Ah no tak.
Marek ma miękkie usta.
- Już już!-usłyszałem jak ktoś biegnie. Czemu oni muszą się tak wydzierać?
Stęknąłem próbując powiedzieć, by się uciszyli. Chciałem jeszcze pospać. Było mi tak miękko i jakoś przytulnie. Nie chciałem wstawać.
W ogóle to co oni robią u mnie w domu? W domu?
Jestem w domu?
Nie...
Otworzyłem leniwie oczy, co wywołało zamieszanie wokół.
-Szymon!-pisnął Marek i dopadł do mnie. Skrzywiłem się czując nagły ból na ramieniu.
-Odsuń...się-wychrypiałem z trudem. Wszystko mnie niemiłosiernie bolało. Zwłaszcza głowa i brzuch. Tak mi się wydaje.
Próbowałem wstać, a po chwili poczułem jak ktoś chce mi w tym pomóc. Skrzywiłem się, ale już tyle zniosłem i dałem się posadzić bardzo powoli. Rozejrzałem się po pomieszczeniu.
Byłem na zapleczu w klubie ze striptizem dla gejów, w którym pracowałem.
Powoli wydarzenia do mnie wracały.
Prysznic...
Kaspian...
Bójka...
I... Ciemność.
Kaspian... Co z nim? Ktoś podsunął mi butelkę wody ze słonką. Napiłem się z ulgą. Faktycznie było mi sucho w gardle. Wszędzie wokół siedzieli moi współpracownicy, a przede mną Marek.
- Jak się czujesz?-zapytał zatroskanym głosem, a mnie to nie obchodziło.
- Gdzie Kaspian?-zapytałem jeszcze nie do końca kontaktując z otoczeniem. Pochyliłem się nieco do przodu, bo kiedy chciałem się oprzeć o kanapę plecy zaczynały mnie boleć. Poczułem jak coś naciąga mi skórę z tyłu głowy. Dotknąłem tego niemrawo. Opatrunek. No tak... przecież walnąłem się w głowę i to kilka razy.
Rany... Ale ze mnie ciota.
Zemdlałem.
Westchnąłem ciężko.
- Policja go zabrała. Będziesz musiał iść złożyć zeznania-odezwał się Dominik. O... wrócił do pracy. Miło.
Miałem go zaliczyć pamiętam. Ale chyba przegrałem już zakład, a Marek zapomniał.
Skrzywiłem się i burknąłem tylko ciche 'ta'. Pewnie, że nie pójdę na komisariat, bo mnie szybko zgarną i co wtedy? Jeszcze wyląduję z nim w jednej celi. Aż się wzdrygnąłem na samo wyobrażenie sobie tego.
Podziękuje.
Nie w tym życiu.
Próbowałem wstać, ale kilku chłopców szybko mnie posadziło z powrotem na kanapę.
- A ty gdzie? Posrało cię stary?- zapytał jeden z tych striptizerów, który wyjątkowo był dominantem.
Hej... Ty siedzisz obok, pilnujesz mnie i udajesz zmartwionego, a ja patrzę na ciebie przymglonym wzorkiem, badam twoje rysy twarzy, oczy, poruszające się usta i nie docierają do mnie twoje słowa. A to wszystko tylko po to, by wywnioskować, że skoro jestem sam, a ty jesteś całkiem przystojny...
...
Wszyscy nalegali bym został na noc, a ja skłamałem, że czeka na mnie brat, który swoją drogą ma niedługo przyjechać. W końcu mnie puścili. Czułem się już lepiej, ale byłem strasznie zmęczony. Grzecznie jak na mnie odmówiłem podwózki pod dom czyimś autem i poszedłem z buta. Mijający mnie ludzie chyba wzięli mnie za jakiegoś podrzędnego ćpuna, który właśnie przygrzał.
Zaśmiałem się krótko na to.
Mój telefon zaczął dzwonić, ale nie miałem ochoty odbierać, więc dałem mu spokojnie grać jakąś wkurzającą melodyjkę.
Mam dość ludzi.
W końcu doczołgałem się do domu.
Drzwi były otwarte...
Dawid!
Dawid!
Dawid miałeś się mną zająć.
Pamiętasz?
Ale teraz już nie ważne.
Nie chcę.
Wszedłem do mieszkania i jakby nigdy nic poszedłem do sypialni, by od razu paść na łóżko. Zignorowałem palące się w kuchni światło. Zignorowałem psa, którego o mało co nie kopnąłem. Zignorowałem dzwoniący telefon i zignorowałem Dawida.
-Szymon?-słyszałem tylko, potem odgłosy stóp, coraz głośniejszy, a chwilę potem ktoś usiadł na łóżku obok, ale ja już byłem w pół śnie i na nic nie reagowałem.
Nic mnie nie obchodziło.
Zrozumiałem jednak, że nie tyle byłem na Dawida zły, co po prostu mnie zawiódł.
Tak bardzo nie chciałem, by wracał do Filipa. Miał się w to nie mieszać, a jednak to zrobił. A teraz tu jest i jakby nigdy nic siedzi i chyba głaszcze mnie po plecach, co wywołuje ból, który wcale mnie nie obchodzi.