Rozdział 17

Obudziłem się rano z potężnym kacem. A przynajmniej tak uważało moje ciało, bo przecież nic nie piłem. W każdym razie objawy były te same. Boli mnie głowa, w gardle mam pustynie i nie mam siły wstać, a szczekanie Killera przy drzwiach nie daje mi spokoju. W końcu po kilkunastu minutach bezczynnego leżenia z zamkniętymi oczami, w zaciekłej próbie ponownego zaśnięcia otworzyłem oczy leniwie. Westchnąłem ciężko.
Witaj chora rzeczywistości. 
Było mi niedobrze i poczułem jak zbiera mi się na wymioty, ale dzielnie to zatrzymałem przełykając rzygowiny. 
Nie będę wyrzucał z siebie niepotrzebnych wspomnień.
Jeszcze nie czas na to.
Z jeszcze zamglonym umysłem jak i wzrokiem wstałem powoli, a zauważając leki na stoliku nocnym i szklankę wody od razu je połknąłem. 
Przez ułamek sekundy w mojej głowie przewinęła się myśl o jakiś mocnych proszkach. 
Ale to tylko ułamek sekundy. 
W drugim ułamku pomyślałem o dobrej masturbacji. 
W końcu podniosłem swoje obolałe dupsko i ruszyłem w stronę łazienki. Pies od razu dopadł mnie i zaczął skakać naokoło ucieszony, że wstałem, a ja starałem się go nie podeptać. Zamknąłem drzwi za sobą i wziąłem się za poranną toaletę. 
Po ponad 20 minutach wyszedłem w samych bokserkach i jeszcze ociekający wodą z mokrymi włosami na korytarz. Czułem się już nieco lepiej, kiedy woda zmyła ze mnie pył poprzedniego parszywego dnia, więc udałem się do kuchni po dobrą, mocną kawę zostawiając za sobą mokre ślady stóp.  
Dopiero kiedy zobaczyłem, jak siedzi na blacie bawiąc się w dłoni nieśmiertelnikiem z zamyśloną miną i fajką w dłoni uświadomiłem sobie, że wczoraj u mnie spał. 
Bez słowa poszedłem sobie zrobić tą kawę, a Dawid nie zareagował, jednak wiedziałem, że jest świadomy, że tu jestem. 
Jeden. 
Dwa. 
Trzy. 
Tyle łyżeczek trzeba, bym mógł zacząć kontaktować z otoczeniem. 
Kiedy w końcu mogłem napić się mojego parującego napoju spojrzałem na chłopaka siedzącego nadal na blacie. 
- Podjebałeś mi fajki czy to twoje?-zapytałem spokojnie samemu wyciągając z szuflady paczkę Marlboro. 
Dopiero po dłuższej chwili podniósł na mnie wzrok gasząc fajkę o blat. 
Moja szkoła. 
- A to jakaś różnica?- zapytał. 
- Nie.- wzruszyłem ramionami kiedy Dawid zsunął się z blatu i podszedł do mnie. Spojrzałem mu w oczy.- No co?
- Przepraszam- szepnął ledwo słyszalnie, ale prawdziwie.- Filip potrzebował mojej pomocy... Jakaś misja i... potem...-spuścił wzrok na swoje brudne skarpetki, ale nie musiał kończyć. 
- Bzyknął cię- dokończyłem za niego.- Wiem. Już mi przeszło. Tylko zastanów się nad sobą. Najpierw przychodzisz tu, żalisz się i mówisz, że to koniec, a godzinę później pędzisz do niego na zbity psyk- prychnąłem i uniosłem lekko brew.- Jesteś hipokrytą.
Westchnął tylko ciężko na to i odsunął się o krok z krótkim skinieniem głowy. 
- Wiem. Ale to nie takie łatwe Szymon. Próbuję, ale ciągle nie wychodzi. Przepraszam-powtórzył ze skruchą. 
Patrzyłem tak na niego. Zmarnowanego. 
Wyglądał jak cień człowieka. Miał już dość tej całej sytuacji. 
Był zmęczony życiem, Filipem, problemami, gangiem. 
Odetchnąłem głęboko wypuszczając dym z ust, po czym spojrzałem na niego marszcząc brwi. W tym momencie zrobiłem coś, czego sam się po sobie nie spodziewałem. Załapałem go mocno za tył głowy i przyciągnąłem do namiętnego pocałunku. Z początku wyczułem jego zdziwienie, szok, krótki opór, aż w końcu aprobatę. Tylko na to czekałem. By zaczął mnie namiętnie całować. 
Po całym moim ciele przebiegł przyjemny prąd podniecenia. 
Znak, by zakończyć to przestawienie.
Odsunąłem się i spojrzałem w jego zagubione oczy poważnie. W końcu uśmiechnąłem się szeroko i zaśmiałem, a on mi zawtórował mimo rumieńców na policzkach. 
- Czyli zgoda?-zapytał wyciągając dłoń na co skinąłem głową i przybiłem z nim.
Nie mogłem inaczej. 
Dawid był moim przyjacielem. Najważniejszym w moim życiu. 
- Wiesz, że Natan i Aleks wrócili?-zapytał, a ja uniosłem lekko brew. No tak. Jakiś czas temu pojechali na jakąś tam misję. Całkiem mi to wypadło z głowy. 
- I jak im poszło?
Wzruszenie ramionami. 
- Nie wiem. Mieli tylko rozeznać się w gangach na zachodnio-pomorskim. Filip wymyślił sobie, że tam pojedziemy. Pamiętasz?
Skinąłem głową. Jak mógłbym zapomnieć? Przez ten wyjazd będę miał problemy w pracy. 
Chyba czas podrobić zwolnienie lekarskie. 
Za bachora często tak robiłem. Ba! Nawet zgarniałem za to kasę od dzieciaków. 
-Nie rozmawiajmy teraz o tym- skrzywiłem się łapiąc papierosy i skinąłem głową w stronę salonu, by Dawid poszedł tam ze mną. 
- Więc powiedz mi w takim razie co się stało wczoraj w klubie- napomknął, a mnie aż zmroziło i na sekundę się zatrzymałem, jednak szybko ruszyłem na kanapę.
Wolałbym o tym zapomnieć. Nie chciałem zaczynać tematu na nowo. 
Musiałem go najpierw skończyć. 
- Pobiłem się z jakimś ćpunem- wzruszyłem ramionami spokojnie. 
Łyknij to. 
Błagam. 
Łyknij. 
- Tylko?-padło z niedowierzaniem, a ja skinąłem w odpowiedzi głową. Nie łyknął. Super. Nie musiałem na niego patrzeć, by widzieć jego uniesioną brew czekającą na dalsze wyjaśnienia. Najwidoczniej zauważył moje zdenerwowanie w tamtej sekundzie.
- Nie toleruję ćpunów- wyjaśniłem, co kłamstwem nie było. Dawid prychnął sarkastycznym śmiechem i spojrzał na mnie ostro, a ja nadal popijałem swoją czarną kawę i paliłem fajkę patrząc na swoje bose stopy.
- Żartujesz sobie? Filip mówił mi, że jesteś dilerem. Czemu mnie okłamujesz?-zapytał coraz bardziej zły i zniecierpliwiony. 
Nie wymigam się. Spojrzałem na niego spokojnie, ale poważnym wzorkiem. 
- Jedno nie wyklucza drugiego. Nie ćpam, a jakoś zarabiać musiałem i przy okazji karmię te trupy dragami a nie trutką na szczury, jak niektórzy. Nie kłamię. Nie oceniaj po pozorach. Nauczyli cię tego w domu?-zapytałem ostro marszcząc brwi. Nienawidziłem słuchać, że skoro jestem dilerem, to też pewnie sam lubię walić w nos czy dawać sobie po kablach. 
Chłopak patrzył na mnie dłuższą chwilę uważnie, a ja nie spuszczałem z niego wzroku. Dopiero gdy odpuścił westchnąłem cicho opierając głowę o jego ramię. 
- Lubię cię Dawid wiesz?-mruknąłem paląc fajkę spokojnie i patrząc na jego chude nogi. Musi nabrać na masie. 
- Wiem. Też cię lubię Szymon-odpowiedział z lekkim uśmiechem i stuknął swoim papierosem o mojego. Uśmiechnąłem się rozbawiony- Toast?
- Toast- zaśmiałem się cicho i zaciągnąłem mocno razem z nim. 
- Mam dzisiaj kilka rozmów o pracę- mruknął odchylając głowę w tył. 
Uśmiechnąłem się nikle pod nosem patrząc na jego chude dłonie. 
- To dobrze. Gdzie?
- W kilku miejscach. Głównie jakieś bary, puby, kluby, restauracje i jakieś biuro adwokackie. Potrzebują tam sprzątacza. 
- Zawsze to jakaś robota. Powodzenia stary- uśmiechnąłem się ciepło podnosząc głowę i patrząc na jego chudą, zasinioną szyję ozdobioną malinką Filipa. 
- Dzięki. Zaraz będę się zbierał.-mruknął nie odrywając wzorku z sufitu. 
Było miło. 
Mimo WSZYSTKIEGO. 
Przy sobie chyba zapominaliśmy o całym świecie. 
- Twój telefon dzwonił całą noc jak szalony. Wyciszyłem go, bo nie mogłem spać- powiedział po jakimś czasie zerkając na mnie swoimi oczami, w tym jednym podbitym. 
Uniosłem lekko brew i wstałem, by pójść sprawdzić kto to taki.
39 nieodebranych połączeń od: Natan.
20 nieodebranych połączeń od: Braciszek. 
10 wiadomości od: Natan. 
15 wiadomości od: Braciszek. 
Uniosłem lekko brew zdziwiony i zadzwoniłem najpierw do Jake'a. 
Chciał mi tylko powiedzieć, że coś mu wypadło i przyjedzie trochę później. Przepraszał mnie z 10 razy, a ja za każdym razem śmiałem się cicho i wybaczałem mu. 
Potem Natan. 
Tego to chyba popieprzyło, bo pisał mi jakieś zboczone wiadomości. Chyba był mocno pijany. Ostatnia wiadomość brzmiała: 
'O... Aleks wrócił. Założymy się, że nie ma bielizny?' 
Nie dzwoniłem do niego i odłożyłem telefon. 
Akurat wszedł Dawid. 
- Muszę się ogarnąć. Ktoś ma tu przyjechać?- zapytał spokojnie podchodząc do szafy. 
Skinąłem głową. 
- Mój kumpel. Jake. Ale zatrzyma się w hotelu, więc luz-uśmiechnąłem się ciepło. 
- Okej-odpowiedział i uśmiechnął się do mnie.- To lecę.
- Powodzenia mężu mój- zaśmiałem się cicho, a on mi zawtórował. 
- Bez pracy nie wrócę- zapewnił i potargał mi jeszcze włosy, po czym wyszedł z mieszkania. 
Spojrzałem za nim z lekkim uśmiechem rozbawienia i wywróciłem oczami.
Przypomniał mi się ten pocałunek.
Jego język bawiący się z moim. 
Zapach papierosów. 
I ten przyjemny prąd. 
Dawid jest przystojny i cholernie mnie pociąga. 
Poczułem jak robi mi się powoli ciasno w bokserkach. Zerknąłem w dół. 
Faktycznie. 
Podnieciłem się. 
Czas sobie porządnie zwalić. Zniknąłem w sypialni zamykając za sobą drzwi. 

Jego usta na moich ustach.
Jego dłonie na moim ciele.
Jego ciało ocierające się o moje.
Jego kolano między moimi nogami.
Jego sexowny szept przy moim wrażliwym uchu. 
Pocałunki. 
Dotyk. 
Szepty
Znowu dotyk i wyłuzdane spojrzenie. 
Przyspieszony oddech. 
Powolne kołysanie bioder. 
Szybsze. 
I szybsze.
Sapanie.
Jęki.
Ekstaza.
Jeszcze szybsze.  
Oh... 
Otworzyłem oczy i spojrzałem na sufit z szybkim oddechem oraz uśmiechem spełnienia. Leżałem tak chwilę bez ruchu, a w moich myślach pojawiło się tylko jedno.
Właśnie fantazjowałem o przyjacielu.
Spojrzałem w dół na swoją uspermioną dłoń i członka, który wracał do swojego stanu wyjściowego.
Fantazjowałem o Dawidzie.
Masturbowałem się myśląc o nim.
Prychnąłem rozbawiony wycierając dłoń o prześcieradło i sięgnąłem po papierosy. No ładnie Szymek. Tego jeszcze nie przerabiałeś.
Ale musisz przyznać, że jest ci lżej.

*****

Dostałem sms'a  od Dawida, że za szybko nie wróci i prosił bym podesłał mu adres klubu. Zaśmiałem się wycierając włosy ręcznikiem za pomocą jednej ręki, a drugą odpisując. Miałem nadzieję, ze tym razem się pojawi. Byłem ciekaw jak zareaguje na mój taniec.
Zastanawiałem się też nad tym wyjazdem.
Dawid znowu będzie miał styczność z Filipem. Byłem pewien, że ten i tak go zadręcza sms'ami i telefonami.
Łasica potrzebuje kogoś, dzięki komu poczuje się lepszy.
Potrzebuje ofiary, która będzie się go słuchać.
Potrzebuje Dawida.
A Dawid potrzebuje jego dyktatury jednocześnie mając jej dość.
Ludzie są skomplikowani.
Czasami aż nazbyt.
Są zdefektowani.
Samodestrukcyjni.
Ubrałem się i wyszedłem z Killerem na dłuższy spacer. Miałem kasę, więc mogłem nareszcie zrobić większe zakupy. Zostawiłem psa przywiązanego do jakiegoś słupa i z wózkiem wjechałem do supermarketu. Zacząłem zbierać z półek jakieś owoce, warzywa, konserwy, płatki śniadaniowe, dużo kawy, pieczywo, ser, szynkę i tego typu rzeczy. Nic szczególnego. Przy kasie poprosiłem jeszcze o 40 paczek Marlboro. Sprzedawczyni aż uniosła brew i zapytała, czy napewno się nie pomyliłem, na co tylko zaśmiałem się i pokręciłem głową na boki. Zapłaciłem za wszystko, a widząc zawartość mojego portfela i nominały 200 zł jakimi płaciłem znowu wywołałem szok u kobiety. Ale co się dziwić? Nie na co dzień facet ubrany w byle jeansy i za dużą czarną bluzkę z opatrunkiem na potylicy płaci takie sumy. Biedaczka aż musiała się upewnić, że nie jestem fałszerzem, po czym wydała mi resztę i pozwoliła w spokoju odejść. Dawno nie robiłem tak dużych zakupów. Miałem cztery duże reklamówki głównie z produktami o długim terminie, bo nie byłem pewien kiedy znowu będę mógł sobie na takie coś pozwolić.
Wróciłem do domu, rozpakowałem wszystko i szybko wyszedłem.
Za pół godziny zaczynam pracę.
Kiedy tylko wszedłem do klubu od razu wszyscy obecni pracownicy spojrzeli na mnie. Niektórzy zmartwieni, inni wystraszeni, zdziwieni.
Czyli wieść o bójce już się rozniosła.
Super.
Zmarszczyłem brwi.
- Będziecie się tak gapić póki nie odejdę z roboty, czy tylko dzisiaj?-prychnąłem ruszając na zaplecze z torbą, by się przebrać. Tam też, kiedy tylko wszedłem rozmowy ucichły. Wywróciłem oczami.
O miłosierny Borze daj mi cierpliwość do przeżycia dzisiejszego dnia.
Przebrałem się spokojnie i poszedłem sobie zrobić jakiegoś bezalkoholowego na orzeźwienie. Zapaliłem jeszcze, po czym zabrałem się za zamiatanie.
Już nikt się nie gapił, tylko Marek uśmiechnął się do mnie szeroko, a ja odpowiedziałem tym samym.
Pewnie wszystkich zestrofował i przywrócił do porządku.
Dowiedziałem się, że z rozwaloną głową nie mogę dziś tańczyć. Włosy nie do końca przykrywały opatrunek, a poza tym miałem posiniaczone plecy i minimalnie policzek. Ja tam nic nie widziałem szczerze mówiąc, ale jakiś chłopak nalegał, by to przypudrować to się zgodziłem.
Klub został otwarty i zacząłem pracę przy barze.
Co jakiś czas zerkałem na zegarek coraz bardziej się niecierpliwiąc.
22:00
Dawida nie ma
22:37
Dawida nie ma
22:58
Dawida nie ma.
Miałem nadzieję, że jednak się pojawi dzisiaj.
Że teraz mnie nie zawiedzie.
Stałem za barem czyszcząc jakiś kieliszek, gdy nagle poczułem dłonie zasłaniające mi oczy i ciało, które przyległo do moich pleców.
Na sekundę zesztywniałem.
Kaspian?
Kaspian. Znowu ty?
Poczułem ten zapach.
Nikt inny tak nie pachnie.
Tylko on.
Odwróciłem się i uśmiechnąłem szeroko.
- No w końcu. Już myślałem, że nie przyjdziesz- zaśmiałem się patrząc na Dawida.