- No w końcu. Już myślałem, że nie przyjdziesz- zaśmiałem się patrząc na Dawida
Otrzymałem szeroki uśmiech w odpowiedzi.
- Przecież mówiłem, że wpadnę- mruknął i ogarnął mnie wzrokiem. Widziałem jak na jego ustach maluje się ten uśmieszek zadowolenia, który próbuje maskować. Też mu się podobam? Wolałem szybko zacząć rozmowę zanim walnie jakimś komentarzem, który już pewnie cisnął mu się na usta.
- Ostatnio też miałeś-westchnąłem ciężko i pogoniłem go na drugą stronę lady.- Chcesz coś?
Westchnął cicho siadając na wysokim krześle barowym.
- Czyli pamiętasz?... Piwo poproszę-zapłacił i po chwili już wręczyłem mu je.
- Trudno zapomnieć- wzruszyłem ramionami jednocześnie obsługując jakiegoś faceta.
- Wiesz myślałem, że skoro tak mocno zaryłeś głową to zapomnisz-zaśmiał się cicho upijając piwo, a ja prychnąłem rozbawiony. Lubiłem go za to, że potrafił rozładować napięcie lub mnie rozbawić nawet w najgorszych momentach.
W ogóle sam w sobie był taki strasznie pocieszny.
- Dobra powiedz mi lepiej jak było na rozmowach-zapytałem ciekaw i korzystając z chwili pustki przy barze oparłem się łokciem o blat.
Pierwszą reakcją było ciężkie westchnięcie. Zaśmiałem się.
- O tym też nie zapomniałem- odpowiedziałem zgryźliwie, ale przyjacielsko.
- No właśnie... Niestety... Mam dość na dziś. Jeszcze jutro mam się zgłosić do paru miejsc. Ale na razie będą rozważane moje prośby-mruknął wyraźnie dobity.
Uniosłem brew zdziwiony.
- I w ani razu cię nie przyjęli?
-Uwierz mi. Ci pracodawcy są popierdoleni. Połowa twierdziła że z takimi włosami to ja za dużo nie mogę u nich w firmie-złapał się za kosmyk swoich czarnych włosów.
Uniosłem brew zdziwiony. Czemu niby włosy? Były czyste, zadbane i nie były jakoś szokujące przecież.
- Z takimi czyli...?-dopytałem.
- Podobno są za długie, a schludny wizerunek jest najważniejszy. W każdym razie jutro idę do jednej z piwiarni na drugą rozmowę.
- Ja pierdolę- wywróciłem oczami.- Przesadzają z tym. Dbasz o siebie przecież-prychnąłem. Od Dawida zawsze tak cudnie pachniało. To nie były perfumy tylko... po prostu on. Czasami tylko pachniał Filipem.- Jakiej piwiarni?
- Na Małej. To ta za rogiem ulicy która leci od szpitala... Jak się upiją to blisko mają- zaśmiał się cicho popijając piwo co chwilę.
Zaśmiałem się pod nosem znowu obsługując klientów.
- Nic lepszego nie ma?- zapytałem. Trochę się martwiłem, że chłopaka tam zaatakuje pierwsza lepsza góra mięsa. Nie chciałem, by potem przychodził z pracy zakrwawiony jak ja ostatnio.
- Cytuję. "Nie z moimi kwalifikacjami". Teraz to wszystkim się upierdoliło by studia kończyć-prychnął krzywiąc się.
- Czyli oboje jesteśmy skazani na rozdawanie alkoholu starym dziadom-zaśmiałem się mówiąc nieco ciszej, by czasami żaden z klientów nie usłyszał. Gdyby tak było mógłby pójść na skargę do szefa, a tego wolałem uniknąć.
- Tyle że ty rozdajesz starym zboczonym dziadom- prychnął rozbawiony podkreślając przedostatnie słowo.- Będziesz dzisiaj tańczył?-zapytał ciekaw zerkając w stronę pustej i zaciemnionej sceny.
Pokręciłem głową na boki.
- Mam ślady po bójce. Raczej to mało sexowne- prychnąłem krzywiąc się. Plecy mi trochę doskwierały i głowa szczerze mówiąc, ale nie narzekałem.
Dawid nagle klasnął w dłonie i uśmiechnął się szeroko.
- Wiedziałem! Wiedziałem, że tańczysz!-zaśmiał się dumny ze swojej wygranej. Przez moment nie mogłem załapać, o co chodzi, aż w końcu przypomniałem sobie, że przecież on o tym nie wiedział. Walnąłem się otwartą dłonią w głowę.
- Okej... Masz mnie... Tańczę...-nachyliłem się nieco nad blatem w jego stronę.- Ale uwierz mi... Gdybyś widział ile kasy leci na scenę,też byś tańczył-uśmiechnąłem się przebiegle i odsunąłem.- Z resztą i tak przez jakiś czas tylko rozdaje alkohol. Dzisiaj i tak jest dobrze, bo siedzę za barem... Jak chodzę między stolikami dostaję dość niemoralne oferty-skrzywiłem się. Szczerze to niektórzy faceci tu byli na tyle przystojni, że nawet z chęcią bym skorzystał, ale jak na złość oni byli już zajęci lub niezainteresowani. Jeszcze kilka lat temu nie zwracałbym uwagi na wygląd, ale teraz było inaczej. Nie muszę tego robić więcej.
Taki żart losu.
W ogóle dowcipniś z niego.
Nie lubię typka.
Dawid wyprostował się jak struna i z gniewnym wzrokiem rozejrzał się po klubie.
- Który to?-zapytał groźnie, a ja zaśmiałem się głośno i wzruszyłem ramionami.
- Sam nie wiem. Oni są identyczni-prychnąłem rozbawiony. Dawid zaśmiał się cicho dopijając swoje piwo. Poprosił o kolejne, więc mu polałem.
Resztę nocy w klubie spędziliśmy na śmianiu się, gadaniu z kilkoma nowo poznanymi ludźmi i oglądaniu sexownych chłopców wyginających się na rurze. Czasami komentowaliśmy ich urodę. Bawiła mnie reakcja Dawida gdy zobaczył Marka na scenie. Fakt chłopak był niesamowity i w dodatku miał idealne ciało oraz uroczą urodę. Sam bym na niego poleciał.
Wróciliśmy do domu po 2:00. Ja wykończony, a Dawid po czterech piwach i z malinką autorstwa jakiegoś obcego faceta. Założyliśmy się, że nie zdobędzie żadnej. Wygrał piwo na koszt firmy, a dokładniej mój.
Otworzyłem drzwi i śmiejąc się wtoczyliśmy się wręcz do mieszkania. Killer od razu zaczął skakać naokoło i szczekać na nas uradowany, że wróciliśmy. Zostałem namiętnie, ale krótko pocałowany w usta przez Dawida.
- Dobra pijaku idź się myć-prychnąłem rozbawiony i pchnąłem go do łazienki lekko. Grzecznie się posłuchał i zniknął za drzwiami, a ja poszedłem do sypialni się przebrać w jakąś piżamę, a dokładniej w nowe bokserki. I tak musiałem się jeszcze umyć. Zerknąłem na rozwaloną pościel. Ewidentnie było widać co tu się działo. Nie dość, że został ślad spermy, to kołdra była rozwalona w ten dość specyficzny sposób, gdy ktoś wije się, porusza biodrami i pociera stopą o nią tworząc nowe fałdki i zacierając stare. Każdy kto chociaż raz się masturbował zrozumie. Musiałem się pozbyć dowodu zbrodni, więc szybko zmieniłem pościel i starą upchnąłem w szafie na razie. Potem wstawię pranie.
Kiedy skończyłem akurat wszedł Dawid już w nieco lepszym stanie. Uśmiechnął się szeroko.
- Żonka już czeka?-wymruczał z rozbawieniem i siadł na łóżku podkradając mi fajkę ze stolika nocnego. Wywróciłem oczami rozbawiony.
- Nie. Ucieka pod prysznic-z rozbawieniem poszedłem do łazienki się umyć.
Szybki, orzeźwiający prysznic po pracy zawsze jest dobrym pomysłem.
Kiedy wróciłem do sypialni Dawid już spał wtulony w moją poduszkę. Uśmiechnąłem się rozczulony. Wyglądał tak niewinnie i uroczo, że nie mogłem i zrobiłem mu zdjęcie szybko po czym wyłączyłem wszystkie światła i ułożyłem się obok niego zastępując mu poduszkę. Okryłem nad kołdrą i zasnąłem prawie od razu.
Uwielbiałem czuć to bliskie ciepło chłopaka przy sobie.
***
Czuję jakiś zapach.
Jeszcze nie wiem jaki, ale przyjemny.
Otworzyłem leniwie oczy i przetarłem je leniwie. Przeciągnąłem się, a następnie podrapałem po jajach. Dopiero po dłuższej chwili analizowania dotarło do mnie, że to zapach ciepłego pieczywa i parówek oraz kawy. Leżałem sam w łóżku nie licząc szczeniaka, który szybko przybiegł i wskoczył liżąc mnie po twarzy. Zaśmiałem się i pogłaskałem go po głowie.
- Co mały widzę, że się dobrze czujesz. Możesz już skakać i nic nie boli nie?- zapytałem zachrypniętym od snu głosem. W odpowiedzi otrzymałem radosne szczeknięcie.
Gdyby ktoś teraz wszedł do domu i zobaczył ten obrazek mógłby uznać, że mam idealne życie. W sumie gdyby nie kilka niedokończonych spraw, gang i Filip... Może i miałbym to idealne życie? Uśmiechnąłem się pod nosem półgębkiem. Fajnie by było. Ale to nie czas na gdybanie. Złapałem za papierosy i zapaliłem, by po chwili wstać z łóżka. Powolnym krokiem poszedłem do kuchni. Zastałem Dawida nakładającego śniadanie na talerze. Uśmiechnąłem się wypuszczając dym z ust.
Miałem ochotę przytulić się do jego nagich pleców i ucałować je.
Chyba ostatnio jestem zbyt samotny.
Potrzebuję czułości.
To dlatego mam tak dziwne myśli.
- Śniadanie do łóżka?-zapytałem siadając na stole- Jak romantycznie-zaśmiałem się. Dawid spojrzał na mnie zdziwiony i zdezorientowany, po czym skrzywił się.
- I zjebałeś-prychnął z udawanym wyrzutem, a po chwili na moich kolanach wylądował talerz, a obok na stole kubek z kawą. Uśmiechnąłem się szeroko.
- Dzięki-wymruczałem zadowolony i zabrałem się za jedzenie tostów i parówek. Może nic specjalnego, ale dla mnie po długich pustkach było pyszne.- Jak się czujesz?-zapytałem po dłuższej chwili milczenia. Oboje byliśmy zajęci jedzeniem.
- Trochę mnie głowa boli, ale poza tym to spoko- uśmiechnął się półgębkiem.
Skinąłem głową.
- Jakieś plany poza szukaniem pracy?-zapytałem ciekaw i dokończyłem tosty.
- Raczej nie, ale za chwilę muszę iść na tą rozmowę-mruknął z pełnymi ustami i popił wszystko kawą, po czym odstawił naczynia do zlewu.
Skrzywiłem się krótko.
- Kiepski pomysł z tą pijalnią...-mruknąłem unosząc lekko brew.- Nie chciałbyś pracować ze mną w klubie?-zapytałem nagle wpadając na ten pomysł. To nie byłoby takie złe. A wręcz przeciwnie.- Nie musisz tańczyć. Wystarczy, że będziesz podawał drinki- uśmiechnąłem się szeroko dumny.
Dłuższą chwilę Dawid przyglądał mi się zagadkowo, a ja nie wiedziałem, o co chodzi. Przestałem się uśmiechać i spojrzałem na niego niepewny. Nigdy nie potrafiłem rozszyfrować tej jego miny.
- Nieeee-odezwał się w końcu.- To chyba nie dla mnie. Nie obraź się, ale nie mam ochoty, by stado facetów mnie obłapiało-mruknął wykrzywiając usta w grymasie niezadowolenia.
Skinąłem głową.
Rozumiałem go doskonale. Ja sam nie przepadałem za tym. Zwłaszcza gdy ktoś mówił do mnie 'maleńka'. Na samą myśl się wzdrygnąłem.
- Okej, rozumiem-uśmiechnąłem się ciepło.
- Dobra zbieram się- Dawid przeszedł obok i potargał mi jeszcze włosy na odchodnym- Wpadnę do klubu dzisiaj!-krzyknął z korytarz ubierając buty i wyszedł z domu.
Faktycznie i taj nocy Dawid pojawił się w klubie i dotrzymał mi towarzystwa przez całą zmianę. Może tylko mi się wydaje, ale to może być przez tą ostatnią bójkę. Troszczy się o mnie?
***
Kolejne tygodnie mijały nam dość spokojnie. Dawid zadomowił się u mnie i spędzaliśmy sporo czasu ze sobą, a mimo tego i kilku nagłych, namiętnych pocałunków, które ostatnio dość często się nam zdarzały nadal trwał przy Filipie. Czułem to za każdym razem, gdy wychodził z domu, a wracał nad ranem, kiedy rozmawiał z nim przez telefon w kuchni myśląc, że wcale go nie słyszę, kiedy potem płakał w moje ramię, a ja go uspokajałem.
Z każdym dniem, jak nasza zażyłość rosła, tak rosła też i moja zazdrość o niego. Tak. Byłem zazdrosny. Zazdrosny i zły jak cholera zarówno na siebie, na Dawida i Filipa.
Nawet nie zauważyłem kiedy Dawid stał się dla mnie kimś więcej niż przyjacielem.
I on też tego nie zauważał, a ja nie zamierzałem mu mówić.
Odetchnąłem głęboko i padłem na kanapę z fajką w ustach. Dawid wyszedł do pracy. Nic niezwykłego nie znalazł, bo pracował w jakiejś podrzędnej piwiarni, gdzie śmierdziało tanim tytoniem. Kilka razy go odwiedziłem, jednak ciągle podziwiałem go, że jakoś tam wytrzymuje. Odprężyłem się nieco i zamknąłem oczy odchylając głowę w tył. Potrzebowałem takiej chwili wytchnienia sam na sam z papierosem.
Oczywiście akurat teraz mój telefon postanowił poinformować o nowej wiadomości. Trochę niechętnie sięgnąłem po urządzenie.
Sms od brata.
Uśmiechnij się :)
Prychnąłem i odrzuciłem telefon w bok.
Błagam... Najpierw obiecuje przyjazd, potem wykręca się ciągle, że nie ma czasu, a ja mam się uśmiechać?
Litości.
Z resztą nawet jeśli faktycznie nie ma czasu to po jaką cholerę w ogóle zapowiadał swój przyjazd?
Nie miałem już siły do tego chłopaka.
Do niczego nie miałem siły. Chciałem tylko, by Dawid zaczął zwracać na mnie większą uwagę.
Miłość jest ślepa co Dawid?
Najwidoczniej też kuloodporna.
Rozdział 17
Obudziłem się rano z potężnym kacem. A przynajmniej tak uważało moje ciało, bo przecież nic nie piłem. W każdym razie objawy były te same. Boli mnie głowa, w gardle mam pustynie i nie mam siły wstać, a szczekanie Killera przy drzwiach nie daje mi spokoju. W końcu po kilkunastu minutach bezczynnego leżenia z zamkniętymi oczami, w zaciekłej próbie ponownego zaśnięcia otworzyłem oczy leniwie. Westchnąłem ciężko.
Jego usta na moich ustach.
Jego dłonie na moim ciele.
Jego ciało ocierające się o moje.
Jego kolano między moimi nogami.
Jego sexowny szept przy moim wrażliwym uchu.
Witaj chora rzeczywistości.
Było mi niedobrze i poczułem jak zbiera mi się na wymioty, ale dzielnie to zatrzymałem przełykając rzygowiny.
Nie będę wyrzucał z siebie niepotrzebnych wspomnień.
Jeszcze nie czas na to.
Jeszcze nie czas na to.
Z jeszcze zamglonym umysłem jak i wzrokiem wstałem powoli, a zauważając leki na stoliku nocnym i szklankę wody od razu je połknąłem.
Przez ułamek sekundy w mojej głowie przewinęła się myśl o jakiś mocnych proszkach.
Ale to tylko ułamek sekundy.
W drugim ułamku pomyślałem o dobrej masturbacji.
W końcu podniosłem swoje obolałe dupsko i ruszyłem w stronę łazienki. Pies od razu dopadł mnie i zaczął skakać naokoło ucieszony, że wstałem, a ja starałem się go nie podeptać. Zamknąłem drzwi za sobą i wziąłem się za poranną toaletę.
Po ponad 20 minutach wyszedłem w samych bokserkach i jeszcze ociekający wodą z mokrymi włosami na korytarz. Czułem się już nieco lepiej, kiedy woda zmyła ze mnie pył poprzedniego parszywego dnia, więc udałem się do kuchni po dobrą, mocną kawę zostawiając za sobą mokre ślady stóp.
Dopiero kiedy zobaczyłem, jak siedzi na blacie bawiąc się w dłoni nieśmiertelnikiem z zamyśloną miną i fajką w dłoni uświadomiłem sobie, że wczoraj u mnie spał.
Bez słowa poszedłem sobie zrobić tą kawę, a Dawid nie zareagował, jednak wiedziałem, że jest świadomy, że tu jestem.
Jeden.
Dwa.
Trzy.
Tyle łyżeczek trzeba, bym mógł zacząć kontaktować z otoczeniem.
Kiedy w końcu mogłem napić się mojego parującego napoju spojrzałem na chłopaka siedzącego nadal na blacie.
- Podjebałeś mi fajki czy to twoje?-zapytałem spokojnie samemu wyciągając z szuflady paczkę Marlboro.
Dopiero po dłuższej chwili podniósł na mnie wzrok gasząc fajkę o blat.
Moja szkoła.
- A to jakaś różnica?- zapytał.
- Nie.- wzruszyłem ramionami kiedy Dawid zsunął się z blatu i podszedł do mnie. Spojrzałem mu w oczy.- No co?
- Przepraszam- szepnął ledwo słyszalnie, ale prawdziwie.- Filip potrzebował mojej pomocy... Jakaś misja i... potem...-spuścił wzrok na swoje brudne skarpetki, ale nie musiał kończyć.
- Bzyknął cię- dokończyłem za niego.- Wiem. Już mi przeszło. Tylko zastanów się nad sobą. Najpierw przychodzisz tu, żalisz się i mówisz, że to koniec, a godzinę później pędzisz do niego na zbity psyk- prychnąłem i uniosłem lekko brew.- Jesteś hipokrytą.
Westchnął tylko ciężko na to i odsunął się o krok z krótkim skinieniem głowy.
- Wiem. Ale to nie takie łatwe Szymon. Próbuję, ale ciągle nie wychodzi. Przepraszam-powtórzył ze skruchą.
Patrzyłem tak na niego. Zmarnowanego.
Wyglądał jak cień człowieka. Miał już dość tej całej sytuacji.
Był zmęczony życiem, Filipem, problemami, gangiem.
Odetchnąłem głęboko wypuszczając dym z ust, po czym spojrzałem na niego marszcząc brwi. W tym momencie zrobiłem coś, czego sam się po sobie nie spodziewałem. Załapałem go mocno za tył głowy i przyciągnąłem do namiętnego pocałunku. Z początku wyczułem jego zdziwienie, szok, krótki opór, aż w końcu aprobatę. Tylko na to czekałem. By zaczął mnie namiętnie całować.
Po całym moim ciele przebiegł przyjemny prąd podniecenia.
Znak, by zakończyć to przestawienie.
Odsunąłem się i spojrzałem w jego zagubione oczy poważnie. W końcu uśmiechnąłem się szeroko i zaśmiałem, a on mi zawtórował mimo rumieńców na policzkach.
Odsunąłem się i spojrzałem w jego zagubione oczy poważnie. W końcu uśmiechnąłem się szeroko i zaśmiałem, a on mi zawtórował mimo rumieńców na policzkach.
- Czyli zgoda?-zapytał wyciągając dłoń na co skinąłem głową i przybiłem z nim.
Nie mogłem inaczej.
Dawid był moim przyjacielem. Najważniejszym w moim życiu.
- Wiesz, że Natan i Aleks wrócili?-zapytał, a ja uniosłem lekko brew. No tak. Jakiś czas temu pojechali na jakąś tam misję. Całkiem mi to wypadło z głowy.
- I jak im poszło?
Wzruszenie ramionami.
- Nie wiem. Mieli tylko rozeznać się w gangach na zachodnio-pomorskim. Filip wymyślił sobie, że tam pojedziemy. Pamiętasz?
Skinąłem głową. Jak mógłbym zapomnieć? Przez ten wyjazd będę miał problemy w pracy.
Chyba czas podrobić zwolnienie lekarskie.
Za bachora często tak robiłem. Ba! Nawet zgarniałem za to kasę od dzieciaków.
-Nie rozmawiajmy teraz o tym- skrzywiłem się łapiąc papierosy i skinąłem głową w stronę salonu, by Dawid poszedł tam ze mną.
- Więc powiedz mi w takim razie co się stało wczoraj w klubie- napomknął, a mnie aż zmroziło i na sekundę się zatrzymałem, jednak szybko ruszyłem na kanapę.
Wolałbym o tym zapomnieć. Nie chciałem zaczynać tematu na nowo.
Musiałem go najpierw skończyć.
- Pobiłem się z jakimś ćpunem- wzruszyłem ramionami spokojnie.
Łyknij to.
Błagam.
Łyknij.
- Tylko?-padło z niedowierzaniem, a ja skinąłem w odpowiedzi głową. Nie łyknął. Super. Nie musiałem na niego patrzeć, by widzieć jego uniesioną brew czekającą na dalsze wyjaśnienia. Najwidoczniej zauważył moje zdenerwowanie w tamtej sekundzie.
- Nie toleruję ćpunów- wyjaśniłem, co kłamstwem nie było. Dawid prychnął sarkastycznym śmiechem i spojrzał na mnie ostro, a ja nadal popijałem swoją czarną kawę i paliłem fajkę patrząc na swoje bose stopy.
- Żartujesz sobie? Filip mówił mi, że jesteś dilerem. Czemu mnie okłamujesz?-zapytał coraz bardziej zły i zniecierpliwiony.
Nie wymigam się. Spojrzałem na niego spokojnie, ale poważnym wzorkiem.
- Jedno nie wyklucza drugiego. Nie ćpam, a jakoś zarabiać musiałem i przy okazji karmię te trupy dragami a nie trutką na szczury, jak niektórzy. Nie kłamię. Nie oceniaj po pozorach. Nauczyli cię tego w domu?-zapytałem ostro marszcząc brwi. Nienawidziłem słuchać, że skoro jestem dilerem, to też pewnie sam lubię walić w nos czy dawać sobie po kablach.
Chłopak patrzył na mnie dłuższą chwilę uważnie, a ja nie spuszczałem z niego wzroku. Dopiero gdy odpuścił westchnąłem cicho opierając głowę o jego ramię.
- Lubię cię Dawid wiesz?-mruknąłem paląc fajkę spokojnie i patrząc na jego chude nogi. Musi nabrać na masie.
- Wiem. Też cię lubię Szymon-odpowiedział z lekkim uśmiechem i stuknął swoim papierosem o mojego. Uśmiechnąłem się rozbawiony- Toast?
- Toast- zaśmiałem się cicho i zaciągnąłem mocno razem z nim.
- Mam dzisiaj kilka rozmów o pracę- mruknął odchylając głowę w tył.
Uśmiechnąłem się nikle pod nosem patrząc na jego chude dłonie.
- To dobrze. Gdzie?
- W kilku miejscach. Głównie jakieś bary, puby, kluby, restauracje i jakieś biuro adwokackie. Potrzebują tam sprzątacza.
- Zawsze to jakaś robota. Powodzenia stary- uśmiechnąłem się ciepło podnosząc głowę i patrząc na jego chudą, zasinioną szyję ozdobioną malinką Filipa.
- Dzięki. Zaraz będę się zbierał.-mruknął nie odrywając wzorku z sufitu.
Było miło.
Mimo WSZYSTKIEGO.
Przy sobie chyba zapominaliśmy o całym świecie.
- Twój telefon dzwonił całą noc jak szalony. Wyciszyłem go, bo nie mogłem spać- powiedział po jakimś czasie zerkając na mnie swoimi oczami, w tym jednym podbitym.
Uniosłem lekko brew i wstałem, by pójść sprawdzić kto to taki.
39 nieodebranych połączeń od: Natan.
20 nieodebranych połączeń od: Braciszek.
20 nieodebranych połączeń od: Braciszek.
10 wiadomości od: Natan.
15 wiadomości od: Braciszek.
Uniosłem lekko brew zdziwiony i zadzwoniłem najpierw do Jake'a.
Chciał mi tylko powiedzieć, że coś mu wypadło i przyjedzie trochę później. Przepraszał mnie z 10 razy, a ja za każdym razem śmiałem się cicho i wybaczałem mu.
Potem Natan.
Tego to chyba popieprzyło, bo pisał mi jakieś zboczone wiadomości. Chyba był mocno pijany. Ostatnia wiadomość brzmiała:
'O... Aleks wrócił. Założymy się, że nie ma bielizny?'
Nie dzwoniłem do niego i odłożyłem telefon.
Akurat wszedł Dawid.
- Muszę się ogarnąć. Ktoś ma tu przyjechać?- zapytał spokojnie podchodząc do szafy.
Skinąłem głową.
- Mój kumpel. Jake. Ale zatrzyma się w hotelu, więc luz-uśmiechnąłem się ciepło.
- Okej-odpowiedział i uśmiechnął się do mnie.- To lecę.
- Powodzenia mężu mój- zaśmiałem się cicho, a on mi zawtórował.
- Bez pracy nie wrócę- zapewnił i potargał mi jeszcze włosy, po czym wyszedł z mieszkania.
Spojrzałem za nim z lekkim uśmiechem rozbawienia i wywróciłem oczami.
Przypomniał mi się ten pocałunek.
Przypomniał mi się ten pocałunek.
Jego język bawiący się z moim.
Zapach papierosów.
I ten przyjemny prąd.
Dawid jest przystojny i cholernie mnie pociąga.
Poczułem jak robi mi się powoli ciasno w bokserkach. Zerknąłem w dół.
Faktycznie.
Podnieciłem się.
Czas sobie porządnie zwalić. Zniknąłem w sypialni zamykając za sobą drzwi.
Jego usta na moich ustach.
Jego dłonie na moim ciele.
Jego ciało ocierające się o moje.
Jego kolano między moimi nogami.
Jego sexowny szept przy moim wrażliwym uchu.
Pocałunki.
Dotyk.
Szepty
Znowu dotyk i wyłuzdane spojrzenie.
Przyspieszony oddech.
Powolne kołysanie bioder.
Szybsze.
I szybsze.
Sapanie.
Jęki.
Ekstaza.
Jeszcze szybsze.
Sapanie.
Jęki.
Ekstaza.
Jeszcze szybsze.
Oh...
Otworzyłem oczy i spojrzałem na sufit z szybkim oddechem oraz uśmiechem spełnienia. Leżałem tak chwilę bez ruchu, a w moich myślach pojawiło się tylko jedno.
Właśnie fantazjowałem o przyjacielu.
Spojrzałem w dół na swoją uspermioną dłoń i członka, który wracał do swojego stanu wyjściowego.
Fantazjowałem o Dawidzie.
Masturbowałem się myśląc o nim.
Prychnąłem rozbawiony wycierając dłoń o prześcieradło i sięgnąłem po papierosy. No ładnie Szymek. Tego jeszcze nie przerabiałeś.
Ale musisz przyznać, że jest ci lżej.
*****
Dostałem sms'a od Dawida, że za szybko nie wróci i prosił bym podesłał mu adres klubu. Zaśmiałem się wycierając włosy ręcznikiem za pomocą jednej ręki, a drugą odpisując. Miałem nadzieję, ze tym razem się pojawi. Byłem ciekaw jak zareaguje na mój taniec.
Zastanawiałem się też nad tym wyjazdem.
Dawid znowu będzie miał styczność z Filipem. Byłem pewien, że ten i tak go zadręcza sms'ami i telefonami.
Łasica potrzebuje kogoś, dzięki komu poczuje się lepszy.
Potrzebuje ofiary, która będzie się go słuchać.
Potrzebuje Dawida.
A Dawid potrzebuje jego dyktatury jednocześnie mając jej dość.
Ludzie są skomplikowani.
Czasami aż nazbyt.
Są zdefektowani.
Samodestrukcyjni.
Ubrałem się i wyszedłem z Killerem na dłuższy spacer. Miałem kasę, więc mogłem nareszcie zrobić większe zakupy. Zostawiłem psa przywiązanego do jakiegoś słupa i z wózkiem wjechałem do supermarketu. Zacząłem zbierać z półek jakieś owoce, warzywa, konserwy, płatki śniadaniowe, dużo kawy, pieczywo, ser, szynkę i tego typu rzeczy. Nic szczególnego. Przy kasie poprosiłem jeszcze o 40 paczek Marlboro. Sprzedawczyni aż uniosła brew i zapytała, czy napewno się nie pomyliłem, na co tylko zaśmiałem się i pokręciłem głową na boki. Zapłaciłem za wszystko, a widząc zawartość mojego portfela i nominały 200 zł jakimi płaciłem znowu wywołałem szok u kobiety. Ale co się dziwić? Nie na co dzień facet ubrany w byle jeansy i za dużą czarną bluzkę z opatrunkiem na potylicy płaci takie sumy. Biedaczka aż musiała się upewnić, że nie jestem fałszerzem, po czym wydała mi resztę i pozwoliła w spokoju odejść. Dawno nie robiłem tak dużych zakupów. Miałem cztery duże reklamówki głównie z produktami o długim terminie, bo nie byłem pewien kiedy znowu będę mógł sobie na takie coś pozwolić.
Wróciłem do domu, rozpakowałem wszystko i szybko wyszedłem.
Za pół godziny zaczynam pracę.
Kiedy tylko wszedłem do klubu od razu wszyscy obecni pracownicy spojrzeli na mnie. Niektórzy zmartwieni, inni wystraszeni, zdziwieni.
Czyli wieść o bójce już się rozniosła.
Super.
Zmarszczyłem brwi.
- Będziecie się tak gapić póki nie odejdę z roboty, czy tylko dzisiaj?-prychnąłem ruszając na zaplecze z torbą, by się przebrać. Tam też, kiedy tylko wszedłem rozmowy ucichły. Wywróciłem oczami.
O miłosierny Borze daj mi cierpliwość do przeżycia dzisiejszego dnia.
Przebrałem się spokojnie i poszedłem sobie zrobić jakiegoś bezalkoholowego na orzeźwienie. Zapaliłem jeszcze, po czym zabrałem się za zamiatanie.
Już nikt się nie gapił, tylko Marek uśmiechnął się do mnie szeroko, a ja odpowiedziałem tym samym.
Pewnie wszystkich zestrofował i przywrócił do porządku.
Dowiedziałem się, że z rozwaloną głową nie mogę dziś tańczyć. Włosy nie do końca przykrywały opatrunek, a poza tym miałem posiniaczone plecy i minimalnie policzek. Ja tam nic nie widziałem szczerze mówiąc, ale jakiś chłopak nalegał, by to przypudrować to się zgodziłem.
Klub został otwarty i zacząłem pracę przy barze.
Co jakiś czas zerkałem na zegarek coraz bardziej się niecierpliwiąc.
22:00
Dawida nie ma
22:37
Dawida nie ma
22:58
Dawida nie ma.
Miałem nadzieję, że jednak się pojawi dzisiaj.
Że teraz mnie nie zawiedzie.
Stałem za barem czyszcząc jakiś kieliszek, gdy nagle poczułem dłonie zasłaniające mi oczy i ciało, które przyległo do moich pleców.
Na sekundę zesztywniałem.
Kaspian?
Kaspian. Znowu ty?
Poczułem ten zapach.
Nikt inny tak nie pachnie.
Tylko on.
Odwróciłem się i uśmiechnąłem szeroko.
- No w końcu. Już myślałem, że nie przyjdziesz- zaśmiałem się patrząc na Dawida.
Właśnie fantazjowałem o przyjacielu.
Spojrzałem w dół na swoją uspermioną dłoń i członka, który wracał do swojego stanu wyjściowego.
Fantazjowałem o Dawidzie.
Masturbowałem się myśląc o nim.
Prychnąłem rozbawiony wycierając dłoń o prześcieradło i sięgnąłem po papierosy. No ładnie Szymek. Tego jeszcze nie przerabiałeś.
Ale musisz przyznać, że jest ci lżej.
*****
Dostałem sms'a od Dawida, że za szybko nie wróci i prosił bym podesłał mu adres klubu. Zaśmiałem się wycierając włosy ręcznikiem za pomocą jednej ręki, a drugą odpisując. Miałem nadzieję, ze tym razem się pojawi. Byłem ciekaw jak zareaguje na mój taniec.
Zastanawiałem się też nad tym wyjazdem.
Dawid znowu będzie miał styczność z Filipem. Byłem pewien, że ten i tak go zadręcza sms'ami i telefonami.
Łasica potrzebuje kogoś, dzięki komu poczuje się lepszy.
Potrzebuje ofiary, która będzie się go słuchać.
Potrzebuje Dawida.
A Dawid potrzebuje jego dyktatury jednocześnie mając jej dość.
Ludzie są skomplikowani.
Czasami aż nazbyt.
Są zdefektowani.
Samodestrukcyjni.
Ubrałem się i wyszedłem z Killerem na dłuższy spacer. Miałem kasę, więc mogłem nareszcie zrobić większe zakupy. Zostawiłem psa przywiązanego do jakiegoś słupa i z wózkiem wjechałem do supermarketu. Zacząłem zbierać z półek jakieś owoce, warzywa, konserwy, płatki śniadaniowe, dużo kawy, pieczywo, ser, szynkę i tego typu rzeczy. Nic szczególnego. Przy kasie poprosiłem jeszcze o 40 paczek Marlboro. Sprzedawczyni aż uniosła brew i zapytała, czy napewno się nie pomyliłem, na co tylko zaśmiałem się i pokręciłem głową na boki. Zapłaciłem za wszystko, a widząc zawartość mojego portfela i nominały 200 zł jakimi płaciłem znowu wywołałem szok u kobiety. Ale co się dziwić? Nie na co dzień facet ubrany w byle jeansy i za dużą czarną bluzkę z opatrunkiem na potylicy płaci takie sumy. Biedaczka aż musiała się upewnić, że nie jestem fałszerzem, po czym wydała mi resztę i pozwoliła w spokoju odejść. Dawno nie robiłem tak dużych zakupów. Miałem cztery duże reklamówki głównie z produktami o długim terminie, bo nie byłem pewien kiedy znowu będę mógł sobie na takie coś pozwolić.
Wróciłem do domu, rozpakowałem wszystko i szybko wyszedłem.
Za pół godziny zaczynam pracę.
Kiedy tylko wszedłem do klubu od razu wszyscy obecni pracownicy spojrzeli na mnie. Niektórzy zmartwieni, inni wystraszeni, zdziwieni.
Czyli wieść o bójce już się rozniosła.
Super.
Zmarszczyłem brwi.
- Będziecie się tak gapić póki nie odejdę z roboty, czy tylko dzisiaj?-prychnąłem ruszając na zaplecze z torbą, by się przebrać. Tam też, kiedy tylko wszedłem rozmowy ucichły. Wywróciłem oczami.
O miłosierny Borze daj mi cierpliwość do przeżycia dzisiejszego dnia.
Przebrałem się spokojnie i poszedłem sobie zrobić jakiegoś bezalkoholowego na orzeźwienie. Zapaliłem jeszcze, po czym zabrałem się za zamiatanie.
Już nikt się nie gapił, tylko Marek uśmiechnął się do mnie szeroko, a ja odpowiedziałem tym samym.
Pewnie wszystkich zestrofował i przywrócił do porządku.
Dowiedziałem się, że z rozwaloną głową nie mogę dziś tańczyć. Włosy nie do końca przykrywały opatrunek, a poza tym miałem posiniaczone plecy i minimalnie policzek. Ja tam nic nie widziałem szczerze mówiąc, ale jakiś chłopak nalegał, by to przypudrować to się zgodziłem.
Klub został otwarty i zacząłem pracę przy barze.
Co jakiś czas zerkałem na zegarek coraz bardziej się niecierpliwiąc.
22:00
Dawida nie ma
22:37
Dawida nie ma
22:58
Dawida nie ma.
Miałem nadzieję, że jednak się pojawi dzisiaj.
Że teraz mnie nie zawiedzie.
Stałem za barem czyszcząc jakiś kieliszek, gdy nagle poczułem dłonie zasłaniające mi oczy i ciało, które przyległo do moich pleców.
Na sekundę zesztywniałem.
Kaspian?
Kaspian. Znowu ty?
Poczułem ten zapach.
Nikt inny tak nie pachnie.
Tylko on.
Odwróciłem się i uśmiechnąłem szeroko.
- No w końcu. Już myślałem, że nie przyjdziesz- zaśmiałem się patrząc na Dawida.
Rozdział 16
W pracy nie mogłem się w ogóle skupić na niczym... Dwa razy rozlałem drinki i zbiłem kilka szklanek. Chłopak, który pracował ze mną za barem po pewnym czasie kazał mi iść na zaplecze i przygotować się na występ. Bez szemrania wykonałem rozkaz.
Tańczę.
Znaczy jak się okazało przed chwilą właśnie zaczynam.
Mój debiut, a jedyne o czy myślę, to Dawid.
Zadzwoniłem do niego. Oczywiście nie odbierał. Nagrałem mu się na pocztę. Wiedziałem, że pewnie tego nie odtworzy, ale musiałem.
- Kretynie gdzie ty jesteś?... Z resztą mniejsza. Wróć do domu jak najszybciej- powiedziałem dość oschłym głosem. Dobrze, niech wie, że jestem zły. Walnąłem telefon do torby i przebrałem się trochę niechętnie. Kilku innych chłopaków pomogło mi coś dobrać i koniec końców skończyłem w krótkich skórzanych szortach, białej mocno przeźroczystej bluzeczce na ramiączkach i luźno założonym krawacie. Jeden z pracowników widząc mnie uśmiechnął się w dość znajomy mi sposób przechodząc obok. Zaśmiałem się pod nosem i wywróciłem oczami.
- Dobra... Lecę na bój- mruknąłem kończąc palić i zgasiłem peta o stół. Wyszedłem i w miarę niezauważony ( nie licząc kilku klapsów i tanich podrywów) za scenę. Każdy pokaz zaczynał się tak samo. Światła gasły na kilka sekund, a następnie włączały się tylko te oświetlające scenę. Zaczęła lecieć muzyka.
( Adam lambert for your entertainment )
Odetchnąłem głęboko i pewnym krokiem wszedłem na scenę. Omiotłem wzrokiem publikę... Zawsze myślałem, że będę się tego bał, że spanikuję albo coś spieprzę ze stresu, ale widząc sale pełną napalonych facetów patrzących się tylko na mnie tym wzrokiem... nie mogłem tego nie wykorzystać. Tutaj aż czuć było testosteron.
Marek miał rację.
Zrozumiem, kiedy wejdę na scenę.
Uśmiechnąłem się zadziornie i podszedłem do rury. Złapałem ją ręką i obszedłem kręcąc biodrami. Oblizałem lubieżnie usta patrząc na publikę, a chwilę potem zamachnąłem się nogą i podciągnąłem jednocześnie tak, że zsuwałem się w dół trzymając się tylko w zgięciu kolana i jedną dłonią. Drugą wsunąłem sobie pod bluzkę sunąc nią od podbrzusza do klatki piersiowej. Stanąłem zgrabnie tyłem do rury i otarłem się o nią pośladkami podczas gdy moja bluzka poleciała gdzieś na scenę. Niektórzy z tłumu zaczęli tańczyć, inni tylko oglądali, a niektórzy rzucali banknoty na scenę. Widząc nominały uśmiechnąłem się przebiegle. Oj zarobię i to sporo. Padłem na kolana i jak zwierzak podszedłem do jednego mężczyzny przy scenie. Poruszałem przy tym ramionami i biodrami ku uciesze innych, a mój wzrok stał się wygłodniały. On widząc co robię uśmiechnął się pod nosem i wyjął kilka banknotów. Tuż na krawędzi sceny złapałem go za dłoń, w której trzymał pieniądze i powoli poprowadziłem ją przez swój tors aż do krocza. Facet sam wsunął dłoń nieco w spodenki zostawiając tam wystające banknoty. Jego mina była dość jednoznaczna, gdy zorientował się, że nie mam bielizny. Gdy dostałem należne poderwałem się z ziemi gwałtownie i wróciłem do rury. Złapałem się jej obiema rękoma i podciągnąłem na wyprostowanych, rozstawionych nogach. Gdy zgrabnie zsunąłem się w dół za rurą od razu wypiąłem tyłek i kucnąłem przejeżdżając dłonią po moim torsie i kroczu. Piosenka się skończyła, więc i ja wstałem i zgrabnie zszedłem na tyły sceny. Muzyka wróciła do normy, jak i światła, które teraz nie oświetlały sceny. Kilku chłopaków weszło na scenę, by zebrać pieniądze. Napiłem się wody, która stała na ziemi obok mnie. Nagle nade mną znalazł się Marek z szerokim uśmiechem.
- Widzę, że moje treningi się przydały- zaśmiał się cicho.
- Nie. To wszystko mój wrodzony seksapil- zaśmiałem się i wytknąłem mu język. Jeden z chłopaków wręczył mi pieniądze. Uzbierał się dość spory pliczek. Podałem Markowi 200 zł. Widząc jego zdziwione spojrzenie uśmiechnąłem się ciepło.- To za stracony czas i nerwy podczas uczenia. Nie przyjmuję odmowy- wsunąłem mu banknoty w kieszeń. Ten tylko westchnął ciężko i uśmiechnął się.
- Dzięki. Ale nie musiałeś...- mruknął tylko i podał mi mój uniform i jakiś dezodorant. No tak. Zmęczyłem się i trochę spociłem podczas tańca. Jest to jakiś wysiłek, a w dodatku w samym klubie jest ciepło. Z wdzięcznością przyjąłem ciuchy- Jeśli masz ochotę, to idź się umyć. Na zapleczu są prysznice. Muszę już iść... Byłeś świetny- dostałem krótkiego buziaka w usta, a chwilę później Marka już nie było. Zamrugałem zaskoczony. On mnie właśnie... pocałował. Tego w życiu bym się po nim nie spodziewał. Zaśmiałem się cicho pod nosem i ubrałem tylko koszulę. Prysznic to dobry pomysł. Udało mi się niezauważonym przecisnąć między tłumem i trafiłem na zaplecze. Zignorowałem pochwały współpracowników i wszedłem pod prysznice, które przypominały te na basenach, ale pomiędzy jednym, a drugim była cienka ścianka działkowa i można się było zasłonić zasłoną. Nie zrobiłem tego. Odkręciłem wodę w jednym z nich i rozebrałem się. Znowu napadły mnie myśli i zmartwienia o Dawida... Zastanawiałem się, czy jednak odczytał moją wiadomość, czy już wrócił do domu, a może jest tu?
Nie.
Nie zna adresu do klubu. Nadal byłem na niego zły, ale jednocześnie się martwiłem.
Wszedłem nagi pod prysznic i obmyłem ciało letnią wodą.
O wiele lepiej.
Myłem się dokładnie do momentu, w którym zdałem sobie sprawę, że jest tu ktoś jeszcze. Spiąłem się i spojrzałem w stronę drzwi. Stał tam... on.
Otworzyłem szeroko oczy, a mój oddech stał się bardzo nierówny i płytki.
To...
To niemożliwe.
Nie może tu być.
Znowu... Znowu...
Stoi tu i patrzy na mnie tym swoim obrzydliwym, wygłodniałym, śliskim wzrokiem. Wiedziałem, że z dumą podziwiał ślady, które mi zrobił. Nie były widoczne tak bardzo, a niektóre już zanikły całkiem, ale on je widział. I ja też. A on o tym wiedział.
Wiedział o mnie za dużo.
- Kaspian-wyszeptałem jego imię z odrazą i nienawiścią ale też strachem.
Jednocześnie w mojej głowie przewinęło się jeszcze jedno imię.
Dawid.
Właśnie... Co z nim?
Nagle usłyszałem powolne, wręcz ociekające ironią klaskanie.
- No proszę. Nie myślałem, że wychowałem tak sukowatą sunię- zaśmiał się wrednie i uśmiechnął z wyższością patrząc mi w oczy.
Zmarszczyłem brwi i skrzywiłem się. Miałem gdzieś, że byłem nagi. Fakt. Od tamtych czasów, kiedy byliśmy 'razem' trochę się zmieniłem, ale na lepsze. Byłem dobrze zbudowany, a moje blizny zanikły. Wyprzystojniałem.
Nie żebym był jakimś narcyzem...
Przełknąłem głośno ślinę i na moment wstrzymałem oddech.
Szymon. To nie czas na roztrząsanie przeszłości.
Nie teraz.
- Zawrzyj pysk-wywarczałem wściekły i zacisnąłem mocno dłonie w pięści- Czego tu chcesz?- zapytałem twardo, mimo, że w środku się rozpadałem.
On mnie prześladuje.
Uśmiech z jego ust zniknął i zastąpił go ten jego udawany grymas 'smutku'.
- Przy mnie mniej szczekałeś-cmoknął ustami niezadowolony- Chyba byłem zbyt pobłażliwy. Tak zwracasz się do Pana?-zaśmiał się podle i podszedł kilka kroków.
Jego buty pluskały lekko na wilgotnej posadzce, a dźwięk rozchodził się echem po pomieszczeniu wywołując u mnie ból głowy.
Przesadził. Nie pozwolę mu się tak traktować. Nie znowu. Nie wytrzymałem i wyrwałem do przodu. Byłem już blisko, ale wydawało mi się, jakbym z każdym krokiem zwalniał, a moja pewność siebie ulatniała się wraz z parą z mojego ciała. Kaspian obserwował mnie cały czas i w pewnym momencie zmarszczył brwi. Wiedziałem, że się pobijemy. Wiedziałem, że będę wracał z poobijaną twarzą, ale dumnie. Ha! Zamachnąłem się mocno, by posłać go na podłogę, on zrobił to samo. Widziałem, jak chce mnie załapać za szyję i walnąć w brzuch. Jedynym plusem tego, że tyle mnie kiedyś bił był fakt, że teraz znałem jego ruchy.
I wtedy...
Kiedy już się na siebie zamachnęliśmy oddaleni o niecały metr.
Upadłem.
Potknąłem się o jebaną śliską podłogę i wylądowałem na tyłku z głuchym stęknięciem.
Mężczyzna widząc to zaczął się głośno śmiać z pogardą i złapał się za brzuch. Zmarszczyłem brwi patrząc na niego z dołu.
- Hahaha... O matko... Sunia...zna...hahahah...swoje...miejsce...o chuj...-śmiał się i otarł łzę.
W moich oczach zapłonął ogień nienawiści. Z całej siły złapałem go za jaja wbijając w nie paznokcie i szarpnął go na podłogę. Oczywiście ten, niczego się nie spodziewając wylądował obok mnie, a z jego ust zniknął uśmiech. Spojrzał na mnie, a ja dobrze znałem ten wzrok.
'Nagrabiłeś sobie kochanie' rzucał zawsze w takich momentach.
Momentalnie cały się spiąłem i spojrzałem na niego przerażony.
Ukarze mnie
Ukarze?
Nie
Zabije
Zgwałci...
A potem zabije
Oddech mi przyspieszył i całkowicie zamarłem. Patrzyłem tylko w jego oczy jak wystraszona zwierzyna, którą właśnie postrzelono i wie, że zaraz umrze.
Sekundę później padło pierwsze uderzenie.
Dostałem w policzek.
W mojej głowie zawirowało, a umysł całkowicie się zablokował.
-Ty suko- wysyczał, a widząc brak reakcji z mojej strony wstał, szarpnął mnie za włosy i rzucił mną o ścianę. Stęknąłem głucho zsuwając się po niej. Wiedziałem, że garść włosów została jeszcze u Kaspiana w garści.
I teraz to usłyszałem.
Szum wody
Przygłuszoną muzykę
Rozmowy ludzi
Zapach alkoholu
Dotarło do mnie
Nie jestem już jego suką. Nie muszę być posłuszny, nie muszę go słuchać.
Uciekłem. I jestem wolny.
Witaj w moim świecie sukinsynie. Tutaj bawimy się na moich zasadach.
Przed oczami miałem ciemne mroczki i było mi słabo. Chyba krew mi leci.
Z tą nagłą odwagą wstałem podpierając się o ścianę i spojrzałem na idącego w moją stronę Kaspiana.
Szymon weź się w garść.
Dawid. Myśl o nim.
Nie do końca rozumiałem, czemu właśnie teraz i czemu właśnie on, ale ważne było, że dodawało mi to tylko siły. Może i byłem na niego zły, ale za bardzo go lubiłem.
Był moim przyjacielem.
Jedynym.
Zakołysałem się na boki i w pół świadomy po prostu...
Zamachnąłem się i wymierzyłem najwidoczniej mocny cios, bo Kas wylądował na ziemi kilka metrów dalej. Ponownie moje oczy się rozszerzyły i poczułem, jak w mojej krwi płynie adrenalina.
Uderzyłem go.
I to w jakim stylu!
Spojrzałem na jego zszokowany i zaśmiałem się paskudnie nie zważając na cieknącą mi z ust krew.
- Nie jestem już twoją dziwką!-krzyknąłem, co rozniosło się z podwójną mocą po pomieszczeniu. Podszedłem do niego jeszcze zanim zdążył wstać i kopnąłem go z całej siły w brzuch, a potem w twarz. Stęknął. Długo jednak nie cieszyłem się ze zwycięstwa, bo przy kolejnych kopnięciu złapał mnie za nogę i pociągnął, przez co wylądowałem na podłodze. Walnąłem plecami o posadzę. Z resztą tak samo głową. Na sekundę mnie zamroczyło... Usłyszałem tylko jak ktoś dobija się do łazienki.
Chyba w końcu zainteresowali się hałasami stąd dochodzącymi.
-Szymon?!-dobiegł mnie głos Marka.
Oh.. Marek.
Masz miękkie usta wiesz?
Dawid.
On też ma miękkie usta.
Ale męskie.
Potrafi całować.
Leżałem na posadzce niezdolny do jakiegokolwiek ruchu. Nawet ciężko mi się oddychało.
Chyba Kapsian mi coś uszkodził.
- Jesteś-warknął ale ja nie wiedziałem o co mu chodzi. Starałem się podnieść. I już już... prawie.
Ale znowu zamroczyło mnie i upadłem głową na posadzkę. Hmm... Ciepła ona i jakaś taka chyba zbyt mokra.
Dostałem z pięści w brzuch.
Zgiąłem się w pół i stęknąłem. Poczułem, jak wzbiera mi się na torsje. Przekręciłem się na bok i zwymiotowałem na czerwoną kałużę.
Usłyszałem brzęk klucza. Ktoś otwiera drzwi.
A potem?
Potem zrobiło mi się jakoś tak fajnie błogo i zasnąłem.
Dawid gdzie jesteś?
Dawid... Chyba za dużo miejsca zajmujesz w moim umyśle.
*****
-...arek...-doszedł mnie jakiś dziwny głos. Jakby ktoś krzyczał za ścianą obok.
Jaki kurwa Arek?
Ja nie mam na imię Arek.
Więc kto ma na imię Arek?
- Marek no! Szybko!- usłyszałem, jak ktoś krzyczy.
Co?
Marek.
Ah no tak.
Marek ma miękkie usta.
- Już już!-usłyszałem jak ktoś biegnie. Czemu oni muszą się tak wydzierać?
Stęknąłem próbując powiedzieć, by się uciszyli. Chciałem jeszcze pospać. Było mi tak miękko i jakoś przytulnie. Nie chciałem wstawać.
W ogóle to co oni robią u mnie w domu? W domu?
Jestem w domu?
Nie...
Otworzyłem leniwie oczy, co wywołało zamieszanie wokół.
-Szymon!-pisnął Marek i dopadł do mnie. Skrzywiłem się czując nagły ból na ramieniu.
-Odsuń...się-wychrypiałem z trudem. Wszystko mnie niemiłosiernie bolało. Zwłaszcza głowa i brzuch. Tak mi się wydaje.
Próbowałem wstać, a po chwili poczułem jak ktoś chce mi w tym pomóc. Skrzywiłem się, ale już tyle zniosłem i dałem się posadzić bardzo powoli. Rozejrzałem się po pomieszczeniu.
Byłem na zapleczu w klubie ze striptizem dla gejów, w którym pracowałem.
Powoli wydarzenia do mnie wracały.
Prysznic...
Kaspian...
Bójka...
I... Ciemność.
Kaspian... Co z nim? Ktoś podsunął mi butelkę wody ze słonką. Napiłem się z ulgą. Faktycznie było mi sucho w gardle. Wszędzie wokół siedzieli moi współpracownicy, a przede mną Marek.
- Jak się czujesz?-zapytał zatroskanym głosem, a mnie to nie obchodziło.
- Gdzie Kaspian?-zapytałem jeszcze nie do końca kontaktując z otoczeniem. Pochyliłem się nieco do przodu, bo kiedy chciałem się oprzeć o kanapę plecy zaczynały mnie boleć. Poczułem jak coś naciąga mi skórę z tyłu głowy. Dotknąłem tego niemrawo. Opatrunek. No tak... przecież walnąłem się w głowę i to kilka razy.
Rany... Ale ze mnie ciota.
Zemdlałem.
Westchnąłem ciężko.
- Policja go zabrała. Będziesz musiał iść złożyć zeznania-odezwał się Dominik. O... wrócił do pracy. Miło.
Miałem go zaliczyć pamiętam. Ale chyba przegrałem już zakład, a Marek zapomniał.
Skrzywiłem się i burknąłem tylko ciche 'ta'. Pewnie, że nie pójdę na komisariat, bo mnie szybko zgarną i co wtedy? Jeszcze wyląduję z nim w jednej celi. Aż się wzdrygnąłem na samo wyobrażenie sobie tego.
Podziękuje.
Nie w tym życiu.
Próbowałem wstać, ale kilku chłopców szybko mnie posadziło z powrotem na kanapę.
- A ty gdzie? Posrało cię stary?- zapytał jeden z tych striptizerów, który wyjątkowo był dominantem.
Hej... Ty siedzisz obok, pilnujesz mnie i udajesz zmartwionego, a ja patrzę na ciebie przymglonym wzorkiem, badam twoje rysy twarzy, oczy, poruszające się usta i nie docierają do mnie twoje słowa. A to wszystko tylko po to, by wywnioskować, że skoro jestem sam, a ty jesteś całkiem przystojny...
...
Wszyscy nalegali bym został na noc, a ja skłamałem, że czeka na mnie brat, który swoją drogą ma niedługo przyjechać. W końcu mnie puścili. Czułem się już lepiej, ale byłem strasznie zmęczony. Grzecznie jak na mnie odmówiłem podwózki pod dom czyimś autem i poszedłem z buta. Mijający mnie ludzie chyba wzięli mnie za jakiegoś podrzędnego ćpuna, który właśnie przygrzał.
Zaśmiałem się krótko na to.
Mój telefon zaczął dzwonić, ale nie miałem ochoty odbierać, więc dałem mu spokojnie grać jakąś wkurzającą melodyjkę.
Mam dość ludzi.
W końcu doczołgałem się do domu.
Drzwi były otwarte...
Dawid!
Dawid!
Dawid miałeś się mną zająć.
Pamiętasz?
Ale teraz już nie ważne.
Nie chcę.
Wszedłem do mieszkania i jakby nigdy nic poszedłem do sypialni, by od razu paść na łóżko. Zignorowałem palące się w kuchni światło. Zignorowałem psa, którego o mało co nie kopnąłem. Zignorowałem dzwoniący telefon i zignorowałem Dawida.
-Szymon?-słyszałem tylko, potem odgłosy stóp, coraz głośniejszy, a chwilę potem ktoś usiadł na łóżku obok, ale ja już byłem w pół śnie i na nic nie reagowałem.
Nic mnie nie obchodziło.
Zrozumiałem jednak, że nie tyle byłem na Dawida zły, co po prostu mnie zawiódł.
Tak bardzo nie chciałem, by wracał do Filipa. Miał się w to nie mieszać, a jednak to zrobił. A teraz tu jest i jakby nigdy nic siedzi i chyba głaszcze mnie po plecach, co wywołuje ból, który wcale mnie nie obchodzi.
Tańczę.
Znaczy jak się okazało przed chwilą właśnie zaczynam.
Mój debiut, a jedyne o czy myślę, to Dawid.
Zadzwoniłem do niego. Oczywiście nie odbierał. Nagrałem mu się na pocztę. Wiedziałem, że pewnie tego nie odtworzy, ale musiałem.
- Kretynie gdzie ty jesteś?... Z resztą mniejsza. Wróć do domu jak najszybciej- powiedziałem dość oschłym głosem. Dobrze, niech wie, że jestem zły. Walnąłem telefon do torby i przebrałem się trochę niechętnie. Kilku innych chłopaków pomogło mi coś dobrać i koniec końców skończyłem w krótkich skórzanych szortach, białej mocno przeźroczystej bluzeczce na ramiączkach i luźno założonym krawacie. Jeden z pracowników widząc mnie uśmiechnął się w dość znajomy mi sposób przechodząc obok. Zaśmiałem się pod nosem i wywróciłem oczami.
- Dobra... Lecę na bój- mruknąłem kończąc palić i zgasiłem peta o stół. Wyszedłem i w miarę niezauważony ( nie licząc kilku klapsów i tanich podrywów) za scenę. Każdy pokaz zaczynał się tak samo. Światła gasły na kilka sekund, a następnie włączały się tylko te oświetlające scenę. Zaczęła lecieć muzyka.
( Adam lambert for your entertainment )
Odetchnąłem głęboko i pewnym krokiem wszedłem na scenę. Omiotłem wzrokiem publikę... Zawsze myślałem, że będę się tego bał, że spanikuję albo coś spieprzę ze stresu, ale widząc sale pełną napalonych facetów patrzących się tylko na mnie tym wzrokiem... nie mogłem tego nie wykorzystać. Tutaj aż czuć było testosteron.
Marek miał rację.
Zrozumiem, kiedy wejdę na scenę.
Uśmiechnąłem się zadziornie i podszedłem do rury. Złapałem ją ręką i obszedłem kręcąc biodrami. Oblizałem lubieżnie usta patrząc na publikę, a chwilę potem zamachnąłem się nogą i podciągnąłem jednocześnie tak, że zsuwałem się w dół trzymając się tylko w zgięciu kolana i jedną dłonią. Drugą wsunąłem sobie pod bluzkę sunąc nią od podbrzusza do klatki piersiowej. Stanąłem zgrabnie tyłem do rury i otarłem się o nią pośladkami podczas gdy moja bluzka poleciała gdzieś na scenę. Niektórzy z tłumu zaczęli tańczyć, inni tylko oglądali, a niektórzy rzucali banknoty na scenę. Widząc nominały uśmiechnąłem się przebiegle. Oj zarobię i to sporo. Padłem na kolana i jak zwierzak podszedłem do jednego mężczyzny przy scenie. Poruszałem przy tym ramionami i biodrami ku uciesze innych, a mój wzrok stał się wygłodniały. On widząc co robię uśmiechnął się pod nosem i wyjął kilka banknotów. Tuż na krawędzi sceny złapałem go za dłoń, w której trzymał pieniądze i powoli poprowadziłem ją przez swój tors aż do krocza. Facet sam wsunął dłoń nieco w spodenki zostawiając tam wystające banknoty. Jego mina była dość jednoznaczna, gdy zorientował się, że nie mam bielizny. Gdy dostałem należne poderwałem się z ziemi gwałtownie i wróciłem do rury. Złapałem się jej obiema rękoma i podciągnąłem na wyprostowanych, rozstawionych nogach. Gdy zgrabnie zsunąłem się w dół za rurą od razu wypiąłem tyłek i kucnąłem przejeżdżając dłonią po moim torsie i kroczu. Piosenka się skończyła, więc i ja wstałem i zgrabnie zszedłem na tyły sceny. Muzyka wróciła do normy, jak i światła, które teraz nie oświetlały sceny. Kilku chłopaków weszło na scenę, by zebrać pieniądze. Napiłem się wody, która stała na ziemi obok mnie. Nagle nade mną znalazł się Marek z szerokim uśmiechem.
- Widzę, że moje treningi się przydały- zaśmiał się cicho.
- Nie. To wszystko mój wrodzony seksapil- zaśmiałem się i wytknąłem mu język. Jeden z chłopaków wręczył mi pieniądze. Uzbierał się dość spory pliczek. Podałem Markowi 200 zł. Widząc jego zdziwione spojrzenie uśmiechnąłem się ciepło.- To za stracony czas i nerwy podczas uczenia. Nie przyjmuję odmowy- wsunąłem mu banknoty w kieszeń. Ten tylko westchnął ciężko i uśmiechnął się.
- Dzięki. Ale nie musiałeś...- mruknął tylko i podał mi mój uniform i jakiś dezodorant. No tak. Zmęczyłem się i trochę spociłem podczas tańca. Jest to jakiś wysiłek, a w dodatku w samym klubie jest ciepło. Z wdzięcznością przyjąłem ciuchy- Jeśli masz ochotę, to idź się umyć. Na zapleczu są prysznice. Muszę już iść... Byłeś świetny- dostałem krótkiego buziaka w usta, a chwilę później Marka już nie było. Zamrugałem zaskoczony. On mnie właśnie... pocałował. Tego w życiu bym się po nim nie spodziewał. Zaśmiałem się cicho pod nosem i ubrałem tylko koszulę. Prysznic to dobry pomysł. Udało mi się niezauważonym przecisnąć między tłumem i trafiłem na zaplecze. Zignorowałem pochwały współpracowników i wszedłem pod prysznice, które przypominały te na basenach, ale pomiędzy jednym, a drugim była cienka ścianka działkowa i można się było zasłonić zasłoną. Nie zrobiłem tego. Odkręciłem wodę w jednym z nich i rozebrałem się. Znowu napadły mnie myśli i zmartwienia o Dawida... Zastanawiałem się, czy jednak odczytał moją wiadomość, czy już wrócił do domu, a może jest tu?
Nie.
Nie zna adresu do klubu. Nadal byłem na niego zły, ale jednocześnie się martwiłem.
Wszedłem nagi pod prysznic i obmyłem ciało letnią wodą.
O wiele lepiej.
Myłem się dokładnie do momentu, w którym zdałem sobie sprawę, że jest tu ktoś jeszcze. Spiąłem się i spojrzałem w stronę drzwi. Stał tam... on.
Otworzyłem szeroko oczy, a mój oddech stał się bardzo nierówny i płytki.
To...
To niemożliwe.
Nie może tu być.
Znowu... Znowu...
Stoi tu i patrzy na mnie tym swoim obrzydliwym, wygłodniałym, śliskim wzrokiem. Wiedziałem, że z dumą podziwiał ślady, które mi zrobił. Nie były widoczne tak bardzo, a niektóre już zanikły całkiem, ale on je widział. I ja też. A on o tym wiedział.
Wiedział o mnie za dużo.
- Kaspian-wyszeptałem jego imię z odrazą i nienawiścią ale też strachem.
Jednocześnie w mojej głowie przewinęło się jeszcze jedno imię.
Dawid.
Właśnie... Co z nim?
Nagle usłyszałem powolne, wręcz ociekające ironią klaskanie.
- No proszę. Nie myślałem, że wychowałem tak sukowatą sunię- zaśmiał się wrednie i uśmiechnął z wyższością patrząc mi w oczy.
Zmarszczyłem brwi i skrzywiłem się. Miałem gdzieś, że byłem nagi. Fakt. Od tamtych czasów, kiedy byliśmy 'razem' trochę się zmieniłem, ale na lepsze. Byłem dobrze zbudowany, a moje blizny zanikły. Wyprzystojniałem.
Nie żebym był jakimś narcyzem...
Przełknąłem głośno ślinę i na moment wstrzymałem oddech.
Szymon. To nie czas na roztrząsanie przeszłości.
Nie teraz.
- Zawrzyj pysk-wywarczałem wściekły i zacisnąłem mocno dłonie w pięści- Czego tu chcesz?- zapytałem twardo, mimo, że w środku się rozpadałem.
On mnie prześladuje.
Uśmiech z jego ust zniknął i zastąpił go ten jego udawany grymas 'smutku'.
- Przy mnie mniej szczekałeś-cmoknął ustami niezadowolony- Chyba byłem zbyt pobłażliwy. Tak zwracasz się do Pana?-zaśmiał się podle i podszedł kilka kroków.
Jego buty pluskały lekko na wilgotnej posadzce, a dźwięk rozchodził się echem po pomieszczeniu wywołując u mnie ból głowy.
Przesadził. Nie pozwolę mu się tak traktować. Nie znowu. Nie wytrzymałem i wyrwałem do przodu. Byłem już blisko, ale wydawało mi się, jakbym z każdym krokiem zwalniał, a moja pewność siebie ulatniała się wraz z parą z mojego ciała. Kaspian obserwował mnie cały czas i w pewnym momencie zmarszczył brwi. Wiedziałem, że się pobijemy. Wiedziałem, że będę wracał z poobijaną twarzą, ale dumnie. Ha! Zamachnąłem się mocno, by posłać go na podłogę, on zrobił to samo. Widziałem, jak chce mnie załapać za szyję i walnąć w brzuch. Jedynym plusem tego, że tyle mnie kiedyś bił był fakt, że teraz znałem jego ruchy.
I wtedy...
Kiedy już się na siebie zamachnęliśmy oddaleni o niecały metr.
Upadłem.
Potknąłem się o jebaną śliską podłogę i wylądowałem na tyłku z głuchym stęknięciem.
Mężczyzna widząc to zaczął się głośno śmiać z pogardą i złapał się za brzuch. Zmarszczyłem brwi patrząc na niego z dołu.
- Hahaha... O matko... Sunia...zna...hahahah...swoje...miejsce...o chuj...-śmiał się i otarł łzę.
W moich oczach zapłonął ogień nienawiści. Z całej siły złapałem go za jaja wbijając w nie paznokcie i szarpnął go na podłogę. Oczywiście ten, niczego się nie spodziewając wylądował obok mnie, a z jego ust zniknął uśmiech. Spojrzał na mnie, a ja dobrze znałem ten wzrok.
'Nagrabiłeś sobie kochanie' rzucał zawsze w takich momentach.
Momentalnie cały się spiąłem i spojrzałem na niego przerażony.
Ukarze mnie
Ukarze?
Nie
Zabije
Zgwałci...
A potem zabije
Oddech mi przyspieszył i całkowicie zamarłem. Patrzyłem tylko w jego oczy jak wystraszona zwierzyna, którą właśnie postrzelono i wie, że zaraz umrze.
Sekundę później padło pierwsze uderzenie.
Dostałem w policzek.
W mojej głowie zawirowało, a umysł całkowicie się zablokował.
-Ty suko- wysyczał, a widząc brak reakcji z mojej strony wstał, szarpnął mnie za włosy i rzucił mną o ścianę. Stęknąłem głucho zsuwając się po niej. Wiedziałem, że garść włosów została jeszcze u Kaspiana w garści.
I teraz to usłyszałem.
Szum wody
Przygłuszoną muzykę
Rozmowy ludzi
Zapach alkoholu
Dotarło do mnie
Nie jestem już jego suką. Nie muszę być posłuszny, nie muszę go słuchać.
Uciekłem. I jestem wolny.
Witaj w moim świecie sukinsynie. Tutaj bawimy się na moich zasadach.
Przed oczami miałem ciemne mroczki i było mi słabo. Chyba krew mi leci.
Z tą nagłą odwagą wstałem podpierając się o ścianę i spojrzałem na idącego w moją stronę Kaspiana.
Szymon weź się w garść.
Dawid. Myśl o nim.
Nie do końca rozumiałem, czemu właśnie teraz i czemu właśnie on, ale ważne było, że dodawało mi to tylko siły. Może i byłem na niego zły, ale za bardzo go lubiłem.
Był moim przyjacielem.
Jedynym.
Zakołysałem się na boki i w pół świadomy po prostu...
Zamachnąłem się i wymierzyłem najwidoczniej mocny cios, bo Kas wylądował na ziemi kilka metrów dalej. Ponownie moje oczy się rozszerzyły i poczułem, jak w mojej krwi płynie adrenalina.
Uderzyłem go.
I to w jakim stylu!
Spojrzałem na jego zszokowany i zaśmiałem się paskudnie nie zważając na cieknącą mi z ust krew.
- Nie jestem już twoją dziwką!-krzyknąłem, co rozniosło się z podwójną mocą po pomieszczeniu. Podszedłem do niego jeszcze zanim zdążył wstać i kopnąłem go z całej siły w brzuch, a potem w twarz. Stęknął. Długo jednak nie cieszyłem się ze zwycięstwa, bo przy kolejnych kopnięciu złapał mnie za nogę i pociągnął, przez co wylądowałem na podłodze. Walnąłem plecami o posadzę. Z resztą tak samo głową. Na sekundę mnie zamroczyło... Usłyszałem tylko jak ktoś dobija się do łazienki.
Chyba w końcu zainteresowali się hałasami stąd dochodzącymi.
-Szymon?!-dobiegł mnie głos Marka.
Oh.. Marek.
Masz miękkie usta wiesz?
Dawid.
On też ma miękkie usta.
Ale męskie.
Potrafi całować.
Leżałem na posadzce niezdolny do jakiegokolwiek ruchu. Nawet ciężko mi się oddychało.
Chyba Kapsian mi coś uszkodził.
- Jesteś-warknął ale ja nie wiedziałem o co mu chodzi. Starałem się podnieść. I już już... prawie.
Ale znowu zamroczyło mnie i upadłem głową na posadzkę. Hmm... Ciepła ona i jakaś taka chyba zbyt mokra.
Dostałem z pięści w brzuch.
Zgiąłem się w pół i stęknąłem. Poczułem, jak wzbiera mi się na torsje. Przekręciłem się na bok i zwymiotowałem na czerwoną kałużę.
Usłyszałem brzęk klucza. Ktoś otwiera drzwi.
A potem?
Potem zrobiło mi się jakoś tak fajnie błogo i zasnąłem.
Dawid gdzie jesteś?
Dawid... Chyba za dużo miejsca zajmujesz w moim umyśle.
*****
-...arek...-doszedł mnie jakiś dziwny głos. Jakby ktoś krzyczał za ścianą obok.
Jaki kurwa Arek?
Ja nie mam na imię Arek.
Więc kto ma na imię Arek?
- Marek no! Szybko!- usłyszałem, jak ktoś krzyczy.
Co?
Marek.
Ah no tak.
Marek ma miękkie usta.
- Już już!-usłyszałem jak ktoś biegnie. Czemu oni muszą się tak wydzierać?
Stęknąłem próbując powiedzieć, by się uciszyli. Chciałem jeszcze pospać. Było mi tak miękko i jakoś przytulnie. Nie chciałem wstawać.
W ogóle to co oni robią u mnie w domu? W domu?
Jestem w domu?
Nie...
Otworzyłem leniwie oczy, co wywołało zamieszanie wokół.
-Szymon!-pisnął Marek i dopadł do mnie. Skrzywiłem się czując nagły ból na ramieniu.
-Odsuń...się-wychrypiałem z trudem. Wszystko mnie niemiłosiernie bolało. Zwłaszcza głowa i brzuch. Tak mi się wydaje.
Próbowałem wstać, a po chwili poczułem jak ktoś chce mi w tym pomóc. Skrzywiłem się, ale już tyle zniosłem i dałem się posadzić bardzo powoli. Rozejrzałem się po pomieszczeniu.
Byłem na zapleczu w klubie ze striptizem dla gejów, w którym pracowałem.
Powoli wydarzenia do mnie wracały.
Prysznic...
Kaspian...
Bójka...
I... Ciemność.
Kaspian... Co z nim? Ktoś podsunął mi butelkę wody ze słonką. Napiłem się z ulgą. Faktycznie było mi sucho w gardle. Wszędzie wokół siedzieli moi współpracownicy, a przede mną Marek.
- Jak się czujesz?-zapytał zatroskanym głosem, a mnie to nie obchodziło.
- Gdzie Kaspian?-zapytałem jeszcze nie do końca kontaktując z otoczeniem. Pochyliłem się nieco do przodu, bo kiedy chciałem się oprzeć o kanapę plecy zaczynały mnie boleć. Poczułem jak coś naciąga mi skórę z tyłu głowy. Dotknąłem tego niemrawo. Opatrunek. No tak... przecież walnąłem się w głowę i to kilka razy.
Rany... Ale ze mnie ciota.
Zemdlałem.
Westchnąłem ciężko.
- Policja go zabrała. Będziesz musiał iść złożyć zeznania-odezwał się Dominik. O... wrócił do pracy. Miło.
Miałem go zaliczyć pamiętam. Ale chyba przegrałem już zakład, a Marek zapomniał.
Skrzywiłem się i burknąłem tylko ciche 'ta'. Pewnie, że nie pójdę na komisariat, bo mnie szybko zgarną i co wtedy? Jeszcze wyląduję z nim w jednej celi. Aż się wzdrygnąłem na samo wyobrażenie sobie tego.
Podziękuje.
Nie w tym życiu.
Próbowałem wstać, ale kilku chłopców szybko mnie posadziło z powrotem na kanapę.
- A ty gdzie? Posrało cię stary?- zapytał jeden z tych striptizerów, który wyjątkowo był dominantem.
Hej... Ty siedzisz obok, pilnujesz mnie i udajesz zmartwionego, a ja patrzę na ciebie przymglonym wzorkiem, badam twoje rysy twarzy, oczy, poruszające się usta i nie docierają do mnie twoje słowa. A to wszystko tylko po to, by wywnioskować, że skoro jestem sam, a ty jesteś całkiem przystojny...
...
Wszyscy nalegali bym został na noc, a ja skłamałem, że czeka na mnie brat, który swoją drogą ma niedługo przyjechać. W końcu mnie puścili. Czułem się już lepiej, ale byłem strasznie zmęczony. Grzecznie jak na mnie odmówiłem podwózki pod dom czyimś autem i poszedłem z buta. Mijający mnie ludzie chyba wzięli mnie za jakiegoś podrzędnego ćpuna, który właśnie przygrzał.
Zaśmiałem się krótko na to.
Mój telefon zaczął dzwonić, ale nie miałem ochoty odbierać, więc dałem mu spokojnie grać jakąś wkurzającą melodyjkę.
Mam dość ludzi.
W końcu doczołgałem się do domu.
Drzwi były otwarte...
Dawid!
Dawid!
Dawid miałeś się mną zająć.
Pamiętasz?
Ale teraz już nie ważne.
Nie chcę.
Wszedłem do mieszkania i jakby nigdy nic poszedłem do sypialni, by od razu paść na łóżko. Zignorowałem palące się w kuchni światło. Zignorowałem psa, którego o mało co nie kopnąłem. Zignorowałem dzwoniący telefon i zignorowałem Dawida.
-Szymon?-słyszałem tylko, potem odgłosy stóp, coraz głośniejszy, a chwilę potem ktoś usiadł na łóżku obok, ale ja już byłem w pół śnie i na nic nie reagowałem.
Nic mnie nie obchodziło.
Zrozumiałem jednak, że nie tyle byłem na Dawida zły, co po prostu mnie zawiódł.
Tak bardzo nie chciałem, by wracał do Filipa. Miał się w to nie mieszać, a jednak to zrobił. A teraz tu jest i jakby nigdy nic siedzi i chyba głaszcze mnie po plecach, co wywołuje ból, który wcale mnie nie obchodzi.
Rozdział 15
Rano, gdy się obudziłem Dawida nie było obok... Zdziwiłem się nieco i po chwili poderwałem się by wstać. Westchnąłem cicho czując lekkie kłucie w udzie. Rana po postrzale już się zagoiła, ale nadal momentami lekko pobolewała.
-Dawid?- odezwałem się na tyle głośno, by w całym mieszkaniu było mnie słychać. Wstałem z łóżka sięgnąłem automatycznie po fajki z szafki nocnej. Zapaliłem jedną.
- W kuchni jestem!- usłyszałem odpowiedź i od razu pokierowałem się do pomieszczenia. Uśmiechnąłem się półgębkiem widząc jak Dawid próbuje coś wykombinować z jajkami.
- O ja... Chłopak robi mi śniadanie- prychnąłem rozbawiony opierając się o blat tuż obok chłopaka. Ten spojrzał na mnie i uśmiechnął się pod nosem dosyć krzywo... Spojrzałem na miskę z wbitymi tam jajkami. Zaśmiałem się- Ale wolałbym nie jeść jajecznicy na chrupiąco- mruknąłem i podszedłem do lodówki wyciągając dwa nowe jajka.
- Chcę ci się jakoś odwdzięczyć za nocleg i... no za wszystko-mruknął spuszczając wzrok na miskę, w której pływały jajka z kawałkami skorupek.
Uśmiechnąłem się lekko słysząc to.
- Nie musisz. Ja nic takiego nie robię przecież- wziąłem drugą miskę i wbiłem do niej dwa jajka- Ale jeśli na prawdę chcesz, to pokrój dwa plasterki sera i parówkę- uśmiechnąłem się ciepło. Dawid od razu się rozpromienił i zabrał do roboty.
Po śniadaniu jeszcze jakiś czas posiedzieliśmy wygłupiając się i opierdalając paczkę chipsów znalezioną w szafce kuchennej. Dopiero gdzieś około 15:00 postanowiliśmy się zebrać i wyjść, by odebrać szczeniaka.
- Jak go nazwiemy?- odezwałem się chwilę po tym, jak wyszliśmy z bloku.
- Nie wiem... To twój psiak. Jesteś pewny, że chcesz go przygarnąć?- Dawid spojrzał na mnie.
- Mhm... Przynajmniej będę miał do kogo gębę otworzyć. Tylko nie mam pomysłu na imię- westchnąłem cicho patrząc przed siebie.
- Będziesz gadał do psa?- prychnął rozbawiony i uniósł lekko brew.
- Lepsze to niż nic- wzruszyłem ramionami spokojny. Nie widziałem nic złego w gadaniu do psa... Przecież nie będę z nim prowadził dyskusji o bombach jądrowych.- No i nie będę się też przy takim szczeniaku nudził.
- W takim razie to okej...-mruknął uśmiechając się pod nosem.
- Mhm... Jesteśmy- odezwałem się po chwili otwierając drzwi do przychodni, która na szczęście okazała się być tylko kawałek oddalona ode mnie, tylko w mało widocznym miejscu. Znajdowała się w jednym z tych bloków, gdzie na parterze były sklepy itp. (w tym przypadku weterynarz), a wyżej mieszkania. Jakoś nigdy nie zwróciłem na to uwagi.
Dawid wszedł za mną rozglądając się wokoło spokojnie, a ja od razu pokierowałem się do oddzielonego od poczekalni ścianką działową gabinetu weterynarza. Przywitał mnie ten sam mężczyzna, który wczoraj zabrał psa. Przedstawiłem się, przypomniałem o psie z wczoraj, a mężczyzna zabrał mnie do osobnego pomieszczenia, gdzie było kilka klatek ze zwierzętami.
-Ma lekko naderwane ucho, zmiażdżone dwa żebra i może mieć problemy z poruszaniem się, bo jedną łapę ma w bandażu, a drugą musiałem wczoraj nastawiać, a poza tym ma kilka już niegroźnych skaleczeń, ale miał dużo szczęścia, że udało mu się przeżyć- tłumaczył mi weterynarz idąc do samego końca pomieszczenia, gdzie kucnął przy klatce, w której leżał mój szczeniak. Uśmiechnąłem się pod nosem i kucnąłem obok niej oglądając owiniętego ręcznikiem psiaka. Mimo to widziałem, że jest brązowo-biały.
- Mhm... Dostanę dla niego jakieś leki?- zapytałem nie odrywając wzroku od klatki. Mężczyzna przykucnął obok mnie.
- Tak. Będzie pan musiał mu je podawać raz dziennie do karmy, a poza tym smarować ranę na uchu specjalnym kremem.
- Rozumiem... A co do rasy, płci i wieku?- spojrzałem w końcu na swojego rozmówcę.
- Pies jest rasowy. To bullterier, samiec, ale co do wieku nie jestem pewien, jednak więcej niż pół roku na pewno nie ma- lekarz wydawał się trochę zakłopotany tym, że nie potrafił mi dokładnie powiedzieć ile pies ma miesięcy, ale to akurat było dla mnie najmniej ważne.
Po chwili wyjął go z klatki i wstał, tak samo jak ja i podał mi psa na ręce. Uśmiechnąłem się szeroko. Pies obwąchał mnie trochę wystraszony, ale chyba wyczuł znajomy zapach z wczoraj, bo po chwili już się uspokoił. Widać było, że jest jeszcze na jakiś lekach uspokajających, czy czymś.
- Roszę. Pies jest pański. Dam panu tylko leki i książeczkę zdrowia.- wróciliśmy do gabinetu weterynarza, gdzie ten podał mi małą książeczkę i małą reklamówkę z kremem i tabletkami. Zapłaciłem za wszystko i wyszedłem do Dawida, który czekał w poczekalni. Uśmiechnąłem się szeroko.
- Poszczęściło mi się. Mam bullteriera- spojrzałem, na śpiącego już psiaka na moich rękach.
- Pokaż mi go- chłopak podniósł się z krzesła i spojrzał na psa- Wygląda już o niebo lepiej- uśmiechnął się ciepło do mnie.
- Wiem... Musi się jeszcze trochę podleczyć, ale będzie już dobrze. No i szkoda, że nie ma części ucha- mruknąłem.
- Śliczny- powiedział i otworzył mi drzwi wychodząc zaraz za mną- Przy tobie nic mu nie grozi- powiedział po chwili.
- No ba! Zaopiekuję się nim- uśmiechnąłem się szeroko.
Mam nadzieję. Dodałem w myślach
- Jak mamusia- Dawid zaśmiał się zaczesując sobie włosy do tyłu, co mnie ucieszyło. Chociaż teraz widziałem jego oczy.
- Więc ty jesteś tatusiem- dodałem uśmiechając się szeroko.
- I mamy dziecko z krzaków- prychnęliśmy oboje śmiechem.- To teraz tatuś musi stanąć na nogi, by wyżywić całą rodzinę- zaśmiał się, a ja mu zawtórowałem.
- Oj nie... Ty nas lepiej nie żyw, bo nie wiem, czy przeżyję- prychnąłem rozbawiony i zostałem zdzielony w głowę. Skręciłem w stronę zoologicznego.
- A tak serio to muszę jeszcze poszukać na mieście kilku ofert. Nie wiem, czy ktoś z tych wczoraj się odezwie- powiedział już nieco poważniej, po czym przeciągnął się z cichym pomrukiem- Dobrze byłoby odnieść psiaka, żeby odpoczął.
- Chce mu tylko kupić parę rzeczy- wyjaśniłem. Pewnie bym go zaniósł, ale możliwe że będę potrzebował jakieś jego wymiary by kupić szelki, czy legowisko.
- Dołożę się. W końcu to też moje dziecko- uśmiechnął się z dumą, a ja wybuchłem śmiechem.
Resztę drogi przemilczeliśmy w spokoju, a ja zastanawiałem się nad imieniem dla psa. Chciałem go wyszkolić, by mnie bronił, więc nie mogłem go nazwać 'Puszek', czy coś w tym stylu...
Ranyyyy.... Jestem kiepski w wymyślaniu imion.
Nazwę go Baltazar... Przeszło mi przez myśl, gdy już skończyły mi się pomysły, po czym i to szybko odtrąciłem.
Dopiero, gdy wchodziliśmy już do sklepu olśniło mnie.
- Ej, co powiesz na Killer?- zapytałem Dawida uśmiechając się pod nosem i spojrzałem na szczeniaka.
- Jak podrośnie to będzie mu pasować- uśmiechnął się biorąc koszyk i ruszyliśmy między sklepowe półki.- Co kupujemy?
- Karmę, legowisko, smycz, szelki i jakieś zabawki- wymieniałem szukając wszystkiego po półkach- Będziesz to zbierał, bo nie mam jak za bardzo sięgać- spojrzałem na psa, który o dziwo jeszcze spał.
- Legowisko, karma... smycz, szelki- wymieniał pod nosem zgarniając do koszyka potrzebne rzeczy. Przy szelkach kazałem mu wziąć dwie pary. Jedne wąskie i cienkie na zwykłe spacery, a drugie mocne i grube gdybym chciał go szkolić. Zabawek nabrałem około dziesięciu, po czym ruszyliśmy do kasy.
- Potrzymasz go?- zapytałem zerkając na Killera. Pasowało mu to imię.
- Jasne- podałem Dawidowi ostrożnie psa i zapłaciłem za wszystko- Miałem się dorzucić- upomniał się.- W kieszeni mam portfel- uniósł brew wyczekująco. Nie miałem jak się wymigać. Wziąłem z jego portfela 20 złotych i odłożyłem z powrotem do kieszeni z lekkim uśmiechem. Dostałem z powrotem śpiącego psa na ręce i wyszliśmy ze sklepu. Po chwili Dawid się zatrzymał.
- Ja już lecę- mruknął.
- Gdzie?- zapytałem opierając się o lampę za mną. Ha... moje miejsce.
- Do siebie... Ciotka się za mnie ostro wzięła. Powiedziała, że mam się dostosować do jej zasad- wywrócił oczami krzywiąc się.
Nie dziwię mu się... Też bym się krzywił gdyby ktoś traktował mnie jak dzieciaka.
- I co? Masz od teraz wracać na kolację i pomagać przy zmywaniu jak grzeczny chłopiec?- zapytałem unosząc brew.
- Taa..- mruknął wzdychając ciężko- Niestety ta kobieta jest szurnięta.
- Jak będziesz miał już dość, to możesz wprowadzić się do mnie- uśmiechnąłem się ciepło.
- Żartujesz sobie? Przecież widać, że sam na kasie nie śpisz, to teraz tylko brakuje, bym na tobie żerował- prychnął marszcząc brwi.
Westchnąłem cicho.. No tak. Lodówka zaopatrzona w ser, szynkę, parówki, jajka i masło to raczej nie oznaka bogactwa.
- Radzę sobie, pracuję, a ty wcale byś nie żerował. Po prostu pomieszkasz u mnie jakiś czas, popracujesz gdzieś, a gdy będziesz chciał to się wyprowadzisz. Proste.
Chłopak zamyślił się na chwilę.
- Nie jestem do końca przekonany do tego- mruknął.
- Zawsze lepsze to niż mieszkanie u ciotki nie?- uśmiechnąłem się półgębkiem.
Chłopak zaśmiał się pod nosem i uśmiechnął do mnie nikle.
- Dobra pomyślę jeszcze nad tym i dam znać. A na razie to muszę już lecieć- uśmiechnął się ciepło i potargał mi włosy.
Wyszczerzyłem się zadowolony.
- To do zobaczenia- powiedziałem.
Dostałem jeszcze szybkiego buziaka w policzek, a chwilę potem Dawid odszedł szybko bez słowa. Uśmiechnąłem się rozczulony. Tak mógłby mi dziękować za noclegi...
Wzruszyłem ramionami i ruszyłem z Killerem do domu.
Pies o dziwo szybko się u mnie zaaklimatyzował i już po kilku dniach biegał (w miarę możliwości) po domu chcąc się ze mną bawić. Przez te kilka dni raczej nie miałem kontaktu z Dawidem i chodziłem regularnie do klubu ucząc się przy okazji tańca na rurze... Mimo wszystko kasa, jaka z tego była szybko mnie przekonała, by się przyłożyć. Trochę martwiło mnie, że chłopak się nie odzywa, ale też miał pewnie swoje sprawy. Poza tym spotkania gangu na razie się nie odbywały więc z tym też miałem spokój. W końcu mogłem się skupić na pracy i samym sobie. Czasami jeszcze chodziłem dilować, by mieć kasę na małe zakupy.
Nic specjalnego, ale cieszyłem się chociaż z chwili tej normalności.
Dopiero jakoś po tygodniu chłopak napisał do mnie.
Em... Oferta wspólnego mieszkania nadal aktualna?
Uśmiechnąłem się pod nosem i odpisałem.
Jasne. Jestem w domu do 18:00.
Zaraz będę.
Uśmiechnąłem się szeroko. Jednak się zdecydował. I dobrze. Będę przy nim bliżej i szybciej dowiem się, gdyby coś się działo.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu i westchnąłem cicho. Przydałoby się tu trochę posprzątać. Wstałem trochę niechętnie i zabrałem się za ogarnianie sypialni, a następnie reszty domu. Nie wiedziałem za ile Dawid dokładnie będzie, więc uwinąłem się jak najszybciej mogłem, czyli w jakieś 20 minut. Posprzątałem wszystkie opakowania po fajkach, papierki, sprzątnąłem naboje, schowałem niedawno ostrzone noże, pozamiatałem, pozmywałem itd. Gdy skończyłem uśmiechnąłem się szeroko dumny z siebie. Co prawda przy odkurzaniu wystraszyłem Killera i teraz biedna kuleczka trzęsła się pod łóżkiem skomląc cichutko, ale trudno. Będzie musiał przywyknąć. Z resztą maluch był dzielny mimo wszystko. Już trzy dni po pojawieniu się w domu rozerwał bandaż na łapce, który na szczęście nie okazał się tak potrzebny i pozwiedzał wszystkie zakamarki domu. Kilka razy mi też prawie uciekł na spacerze.
W końcu udało mi się wywabić psa spod łóżka i usiadłem z nim na kolanach na podłodze. Starałem się go jakoś uspokoić i głaskałem go, aż nie poczułem, że moja noga zaczyna się robić strasznie ciepła... A dokładnie udo na którym siedział Killer. Odsunąłem psa od razu i spojrzałem na zalane przez niego spodnie. Zmarszczyłem brwi i jak najszybciej ściągnąłem spodnie, uchyliłem okno w sypialni by pozbyć się zapachu moczu i poszedłem przemyć nogę jak i spodnie przeklinając pod nosem na psa i cały Boży świat. Akurat gdy wychodziłem z łazienki zadzwonił dzwonek.
Poszedłem otworzyć trochę zirytowany.
- Hej- mruknąłem odsuwając się, by Dawid obładowany 'aż' dwoma walizkami mógł wejść.
- Nie za zimno ci?- zapytał wchodząc i uśmiechając się rozbawiony.- I co ty taki poddenerwowany?
- Killer przed chwilą zmoczył mi nogawkę- prychnąłem biorąc od niego jedną walizkę i zanosząc ją do sypialni.
Dawid od razu wybuchł głośnym śmiechem i poszedł za mną. Widząc Killera bawiącego się jakby nigdy nic swoją piłeczką od razu wziął go na ręce i cmoknął w łepek.
- Kocham cię piesku... Ty to wiesz jak człowiekowi humor poprawić- zaśmiał się i odstawił psa na ziemię.- No i wyglądasz już o wiele lepiej.
Ja sobie usiadłem na łóżku i uśmiechałem się pod nosem rozbawiony na myśl, że Killer mógłby teraz nalać na Dawida.
- Dobra będzie trzeba go wziąć na dwór- powiedziałem uśmiechając się lekko.
W tym samym momencie pies postanowił nasikać na stopę Dawida, na co ja zareagowałem głośnym śmiechem i padłem plecami na łóżko.
- Fuuuuu!! Killer!- Dawid jęknął z obrzydzeniem zdejmując od razu skarpetkę, a ja zacząłem się śmiać jeszcze głośniej.
- Naznaczył tatusia-prychnąłem rozbawiony i wstałem, by szybko zabrać szczeniaka z podłogi. Dawid zdążył już się udać do łazienki, by umyć stopę. Za ten czas założyłem spodnie
Zaniosłem psa do przedpokoju trzymając go w wyprostowanych dłoniach przed sobą. Nałożyłem szybko buty i założyłem Killerowi szelki razem ze smyczą.
- Dawid idziesz ze mną?- zapytałem zaglądając do łazienki, gdzie chłopak zawzięcie szorował stopę w wannie. Zaśmiałem się pod nosem- Dobra, czyli nie- prychnąłem widząc, jak patrzy na mnie spod wilka.
Wyszedłem z psem na podwórko za domem i spuściłem go ze smyczy. Nie miał jak uciec, bo wszystko było zagrodzone płotem drucianym. Zapaliłem i zastanawiałem się nad słowami Dawida.
'Poprawić humor'
Westchnąłem cicho. Pewnie znowu coś się stało. Martwiłem się tylko, że znowu chodzi o Filipa. Facet nie wyglądał na takiego, co szybko odpuszcza, a już zwłaszcza w takich sprawach. Skrzywiłem się i wyrzuciłem niedopałem papierosa. Po chwili zauważyłem jak Dawid wychodzi z bloku.
- Jak skarpetka?- zapytałem wymuszając uśmiech rozbawienia.
On tylko skwitował to prychnięciem.
- Jak ty go wychowałeś co?- mruknąłem i uśmiechnął się pod nosem wyciągając ode mnie papierosa.
Chwilę milczałem patrząc na psa. Dawid najwidoczniej wyczuł moją zmianę humoru, bo sam też trochę spoważniał. Czułem na sobie jego wzrok.
- Stało się coś?- zapytał po krótkiej chwili.
- Ciebie powinienem o to zapytać- mruknąłem i spojrzałem na chłopaka zapalając już drugą fajkę. Ten wydał się wyraźnie zaskoczony i chwilę obserwował mnie zastanawiając się chyba, co odpowiedzieć.
- Filip mnie szantażuje, bym wrócił do niego- wycedził w końcu przez zęby marszcząc brwi i patrząc na psa.
Sam też się skrzywiłem i zaciągnąłem mocno. No tak... można się było tego po nim spodziewać.
- Ten gnój złapał mnie, gdy się wyprowadzałem od ciotki, groził bronią... Mówił, że jak nie będę z nim to nie mam prawa być z nikim innym. Mówił, że mnie kocha, obiecywał się poprawić... Gdy odmówiłem rzucił się na mnie i siłą chciał zaciągnąć do siebie- mówił marszcząc brwi i patrząc uparcie na psa. Wiedziałem, że gdyby tylko nie miał tej swojej zasranej godności płakałby.- Uciekłem- dodał po chwili gorzko i zaciągnął się mocno z fajki.
Ja go grzecznie słuchałem mając ochotę postrzelić tego idiotę.
- Dobrze zrobiłeś... On by się i tak nie zmienił... Uwierz... Od teraz będzie tylko lepiej- uśmiechnąłem się pocieszająco i poklepałem go po ramieniu. W odpowiedzi dostałem tylko krótkie potwierdzenie ruchem głowy. Na pewno go tak szybko co do tego nie przekonam. Nie wiem nawet czy Filip w końcu nie postrzeli Dawida... Westchnąłem cicho, a chwilę potem poczułem, jak Dawid przytula się do mnie. Zamrugałem zaskoczony i też go objąłem gładząc po plecach uspokajająco.
Cholera... Tak krótko znam tego faceta, a już czuję się za niego odpowiedzialny.
Nie chcę, by coś złego mu się stało.
Trwaliśmy tak kilka minut po czym Dawid postanowił się odsunąć. Uśmiechnąłem się do niego pokrzepiająco.
- Pamiętaj chłopaku... Nie ważne jak źle by było... Obiecałeś mi coś- przypomniałem patrząc mu w oczy, a właściwie w to, co widziałem zza grzywki.
Chłopak uśmiechnął się smutno i skinął głową.
- Pewnie. Pamiętam o obietnicy maluchu- potargał mi włosy zgrywając jakiegoś super szczęśliwego, że niby nic się nie stało. Odpuściłem i spojrzałem na psa.
- Zbierajmy się już... Musisz się rozpakować i takie tam-mruknąłem i poszedłem po Killera by zabrać go z podwórka. Dawid bez słowa poszedł na górę do mieszkania.
Gdy wszedłem do mieszkania Dawid już siedział w sypialni z rozwaloną walizką. Zaśmiałem się cicho i zabrałem się za robienie mu miejsca na półkach.
Po ponad godzinie roboty i obrzucania się winogronami Dawid był rozpakowany, a ja musiałem się zbierać do pracy. Właśnie wyszedłem spod prysznica w samych dresach, gdy chłopak mnie zaatakował z szerokim uśmiechem.
- Szynuś... mogę iść z tobą do pracy?- zapytał wyraźnie zadowolony ze swojego pomysłu.- Już kiedyś mi obiecałeś, że mnie zabierzesz- przypomniał uśmiechając się dumnie.
Zamrugałem zaskoczony jego nagłym atakiem, jak i jego pytaniem, ale no co mogłem zrobić? I tak by pewnie za mną poszedł.
- No dobra...- mruknąłem i uśmiechnąłem się lekko.- Ale uprzedzam. Ja nie tańczę!-krzyknąłem, gdy wyminąłem chłopaka znikając w sypialni. Usłyszałem tylko jego niezadowolony jęk, a chwilę potem dzwonek jego telefonu dobiegający z salonu.
Ubrałem się spokojnie, a gdy już chciałem wychodzić do Dawida usłyszałem siarczyste przekleństwo i jak chłopak idzie szybkim krokiem do przedpokoju. Od razu wyszedłem za nim
- Co się stało?- zapytałem od razu.
Dawid już ubierał buty.
- Muszę iść do Filipa-warknął, po czym mimo moich sprzeciwów i szarpania za bluzę wybiegł z mieszkania jak piorun.
- Kurwa!- krzyknąłem na cały głos i kopnąłem taboret, na którym przed chwilą siedział Dawid. Mebel się przewrócił a ja zaczesałem włosy do tyłu i przeszedłem cały przedpokój nie wiedząc co robić. Nie mogłem znowu opuścić dnia w pracy, bo jak szef się dowie, to na pewno wylecę. Zakląłem po raz kolejny i trzasnąłem drzwiami. Byłem wściekły na Dawida... Miał z tym skończyć! Skończyć z Filipem i tym całym gównem!
...
Miał...
Miał się zająć mną...
Poczułem jak moje policzki robią się mokre, ale szedłem hardo przed siebie w stronę klubu.
-Dawid?- odezwałem się na tyle głośno, by w całym mieszkaniu było mnie słychać. Wstałem z łóżka sięgnąłem automatycznie po fajki z szafki nocnej. Zapaliłem jedną.
- W kuchni jestem!- usłyszałem odpowiedź i od razu pokierowałem się do pomieszczenia. Uśmiechnąłem się półgębkiem widząc jak Dawid próbuje coś wykombinować z jajkami.
- O ja... Chłopak robi mi śniadanie- prychnąłem rozbawiony opierając się o blat tuż obok chłopaka. Ten spojrzał na mnie i uśmiechnął się pod nosem dosyć krzywo... Spojrzałem na miskę z wbitymi tam jajkami. Zaśmiałem się- Ale wolałbym nie jeść jajecznicy na chrupiąco- mruknąłem i podszedłem do lodówki wyciągając dwa nowe jajka.
- Chcę ci się jakoś odwdzięczyć za nocleg i... no za wszystko-mruknął spuszczając wzrok na miskę, w której pływały jajka z kawałkami skorupek.
Uśmiechnąłem się lekko słysząc to.
- Nie musisz. Ja nic takiego nie robię przecież- wziąłem drugą miskę i wbiłem do niej dwa jajka- Ale jeśli na prawdę chcesz, to pokrój dwa plasterki sera i parówkę- uśmiechnąłem się ciepło. Dawid od razu się rozpromienił i zabrał do roboty.
Po śniadaniu jeszcze jakiś czas posiedzieliśmy wygłupiając się i opierdalając paczkę chipsów znalezioną w szafce kuchennej. Dopiero gdzieś około 15:00 postanowiliśmy się zebrać i wyjść, by odebrać szczeniaka.
- Jak go nazwiemy?- odezwałem się chwilę po tym, jak wyszliśmy z bloku.
- Nie wiem... To twój psiak. Jesteś pewny, że chcesz go przygarnąć?- Dawid spojrzał na mnie.
- Mhm... Przynajmniej będę miał do kogo gębę otworzyć. Tylko nie mam pomysłu na imię- westchnąłem cicho patrząc przed siebie.
- Będziesz gadał do psa?- prychnął rozbawiony i uniósł lekko brew.
- Lepsze to niż nic- wzruszyłem ramionami spokojny. Nie widziałem nic złego w gadaniu do psa... Przecież nie będę z nim prowadził dyskusji o bombach jądrowych.- No i nie będę się też przy takim szczeniaku nudził.
- W takim razie to okej...-mruknął uśmiechając się pod nosem.
- Mhm... Jesteśmy- odezwałem się po chwili otwierając drzwi do przychodni, która na szczęście okazała się być tylko kawałek oddalona ode mnie, tylko w mało widocznym miejscu. Znajdowała się w jednym z tych bloków, gdzie na parterze były sklepy itp. (w tym przypadku weterynarz), a wyżej mieszkania. Jakoś nigdy nie zwróciłem na to uwagi.
Dawid wszedł za mną rozglądając się wokoło spokojnie, a ja od razu pokierowałem się do oddzielonego od poczekalni ścianką działową gabinetu weterynarza. Przywitał mnie ten sam mężczyzna, który wczoraj zabrał psa. Przedstawiłem się, przypomniałem o psie z wczoraj, a mężczyzna zabrał mnie do osobnego pomieszczenia, gdzie było kilka klatek ze zwierzętami.
-Ma lekko naderwane ucho, zmiażdżone dwa żebra i może mieć problemy z poruszaniem się, bo jedną łapę ma w bandażu, a drugą musiałem wczoraj nastawiać, a poza tym ma kilka już niegroźnych skaleczeń, ale miał dużo szczęścia, że udało mu się przeżyć- tłumaczył mi weterynarz idąc do samego końca pomieszczenia, gdzie kucnął przy klatce, w której leżał mój szczeniak. Uśmiechnąłem się pod nosem i kucnąłem obok niej oglądając owiniętego ręcznikiem psiaka. Mimo to widziałem, że jest brązowo-biały.
- Mhm... Dostanę dla niego jakieś leki?- zapytałem nie odrywając wzroku od klatki. Mężczyzna przykucnął obok mnie.
- Tak. Będzie pan musiał mu je podawać raz dziennie do karmy, a poza tym smarować ranę na uchu specjalnym kremem.
- Rozumiem... A co do rasy, płci i wieku?- spojrzałem w końcu na swojego rozmówcę.
- Pies jest rasowy. To bullterier, samiec, ale co do wieku nie jestem pewien, jednak więcej niż pół roku na pewno nie ma- lekarz wydawał się trochę zakłopotany tym, że nie potrafił mi dokładnie powiedzieć ile pies ma miesięcy, ale to akurat było dla mnie najmniej ważne.
Po chwili wyjął go z klatki i wstał, tak samo jak ja i podał mi psa na ręce. Uśmiechnąłem się szeroko. Pies obwąchał mnie trochę wystraszony, ale chyba wyczuł znajomy zapach z wczoraj, bo po chwili już się uspokoił. Widać było, że jest jeszcze na jakiś lekach uspokajających, czy czymś.
- Roszę. Pies jest pański. Dam panu tylko leki i książeczkę zdrowia.- wróciliśmy do gabinetu weterynarza, gdzie ten podał mi małą książeczkę i małą reklamówkę z kremem i tabletkami. Zapłaciłem za wszystko i wyszedłem do Dawida, który czekał w poczekalni. Uśmiechnąłem się szeroko.
- Poszczęściło mi się. Mam bullteriera- spojrzałem, na śpiącego już psiaka na moich rękach.
- Pokaż mi go- chłopak podniósł się z krzesła i spojrzał na psa- Wygląda już o niebo lepiej- uśmiechnął się ciepło do mnie.
- Wiem... Musi się jeszcze trochę podleczyć, ale będzie już dobrze. No i szkoda, że nie ma części ucha- mruknąłem.
- Śliczny- powiedział i otworzył mi drzwi wychodząc zaraz za mną- Przy tobie nic mu nie grozi- powiedział po chwili.
- No ba! Zaopiekuję się nim- uśmiechnąłem się szeroko.
Mam nadzieję. Dodałem w myślach
- Jak mamusia- Dawid zaśmiał się zaczesując sobie włosy do tyłu, co mnie ucieszyło. Chociaż teraz widziałem jego oczy.
- Więc ty jesteś tatusiem- dodałem uśmiechając się szeroko.
- I mamy dziecko z krzaków- prychnęliśmy oboje śmiechem.- To teraz tatuś musi stanąć na nogi, by wyżywić całą rodzinę- zaśmiał się, a ja mu zawtórowałem.
- Oj nie... Ty nas lepiej nie żyw, bo nie wiem, czy przeżyję- prychnąłem rozbawiony i zostałem zdzielony w głowę. Skręciłem w stronę zoologicznego.
- A tak serio to muszę jeszcze poszukać na mieście kilku ofert. Nie wiem, czy ktoś z tych wczoraj się odezwie- powiedział już nieco poważniej, po czym przeciągnął się z cichym pomrukiem- Dobrze byłoby odnieść psiaka, żeby odpoczął.
- Chce mu tylko kupić parę rzeczy- wyjaśniłem. Pewnie bym go zaniósł, ale możliwe że będę potrzebował jakieś jego wymiary by kupić szelki, czy legowisko.
- Dołożę się. W końcu to też moje dziecko- uśmiechnął się z dumą, a ja wybuchłem śmiechem.
Resztę drogi przemilczeliśmy w spokoju, a ja zastanawiałem się nad imieniem dla psa. Chciałem go wyszkolić, by mnie bronił, więc nie mogłem go nazwać 'Puszek', czy coś w tym stylu...
Ranyyyy.... Jestem kiepski w wymyślaniu imion.
Nazwę go Baltazar... Przeszło mi przez myśl, gdy już skończyły mi się pomysły, po czym i to szybko odtrąciłem.
Dopiero, gdy wchodziliśmy już do sklepu olśniło mnie.
- Ej, co powiesz na Killer?- zapytałem Dawida uśmiechając się pod nosem i spojrzałem na szczeniaka.
- Jak podrośnie to będzie mu pasować- uśmiechnął się biorąc koszyk i ruszyliśmy między sklepowe półki.- Co kupujemy?
- Karmę, legowisko, smycz, szelki i jakieś zabawki- wymieniałem szukając wszystkiego po półkach- Będziesz to zbierał, bo nie mam jak za bardzo sięgać- spojrzałem na psa, który o dziwo jeszcze spał.
- Legowisko, karma... smycz, szelki- wymieniał pod nosem zgarniając do koszyka potrzebne rzeczy. Przy szelkach kazałem mu wziąć dwie pary. Jedne wąskie i cienkie na zwykłe spacery, a drugie mocne i grube gdybym chciał go szkolić. Zabawek nabrałem około dziesięciu, po czym ruszyliśmy do kasy.
- Potrzymasz go?- zapytałem zerkając na Killera. Pasowało mu to imię.
- Jasne- podałem Dawidowi ostrożnie psa i zapłaciłem za wszystko- Miałem się dorzucić- upomniał się.- W kieszeni mam portfel- uniósł brew wyczekująco. Nie miałem jak się wymigać. Wziąłem z jego portfela 20 złotych i odłożyłem z powrotem do kieszeni z lekkim uśmiechem. Dostałem z powrotem śpiącego psa na ręce i wyszliśmy ze sklepu. Po chwili Dawid się zatrzymał.
- Ja już lecę- mruknął.
- Gdzie?- zapytałem opierając się o lampę za mną. Ha... moje miejsce.
- Do siebie... Ciotka się za mnie ostro wzięła. Powiedziała, że mam się dostosować do jej zasad- wywrócił oczami krzywiąc się.
Nie dziwię mu się... Też bym się krzywił gdyby ktoś traktował mnie jak dzieciaka.
- I co? Masz od teraz wracać na kolację i pomagać przy zmywaniu jak grzeczny chłopiec?- zapytałem unosząc brew.
- Taa..- mruknął wzdychając ciężko- Niestety ta kobieta jest szurnięta.
- Jak będziesz miał już dość, to możesz wprowadzić się do mnie- uśmiechnąłem się ciepło.
- Żartujesz sobie? Przecież widać, że sam na kasie nie śpisz, to teraz tylko brakuje, bym na tobie żerował- prychnął marszcząc brwi.
Westchnąłem cicho.. No tak. Lodówka zaopatrzona w ser, szynkę, parówki, jajka i masło to raczej nie oznaka bogactwa.
- Radzę sobie, pracuję, a ty wcale byś nie żerował. Po prostu pomieszkasz u mnie jakiś czas, popracujesz gdzieś, a gdy będziesz chciał to się wyprowadzisz. Proste.
Chłopak zamyślił się na chwilę.
- Nie jestem do końca przekonany do tego- mruknął.
- Zawsze lepsze to niż mieszkanie u ciotki nie?- uśmiechnąłem się półgębkiem.
Chłopak zaśmiał się pod nosem i uśmiechnął do mnie nikle.
- Dobra pomyślę jeszcze nad tym i dam znać. A na razie to muszę już lecieć- uśmiechnął się ciepło i potargał mi włosy.
Wyszczerzyłem się zadowolony.
- To do zobaczenia- powiedziałem.
Dostałem jeszcze szybkiego buziaka w policzek, a chwilę potem Dawid odszedł szybko bez słowa. Uśmiechnąłem się rozczulony. Tak mógłby mi dziękować za noclegi...
Wzruszyłem ramionami i ruszyłem z Killerem do domu.
Pies o dziwo szybko się u mnie zaaklimatyzował i już po kilku dniach biegał (w miarę możliwości) po domu chcąc się ze mną bawić. Przez te kilka dni raczej nie miałem kontaktu z Dawidem i chodziłem regularnie do klubu ucząc się przy okazji tańca na rurze... Mimo wszystko kasa, jaka z tego była szybko mnie przekonała, by się przyłożyć. Trochę martwiło mnie, że chłopak się nie odzywa, ale też miał pewnie swoje sprawy. Poza tym spotkania gangu na razie się nie odbywały więc z tym też miałem spokój. W końcu mogłem się skupić na pracy i samym sobie. Czasami jeszcze chodziłem dilować, by mieć kasę na małe zakupy.
Nic specjalnego, ale cieszyłem się chociaż z chwili tej normalności.
Dopiero jakoś po tygodniu chłopak napisał do mnie.
Em... Oferta wspólnego mieszkania nadal aktualna?
Uśmiechnąłem się pod nosem i odpisałem.
Jasne. Jestem w domu do 18:00.
Zaraz będę.
Uśmiechnąłem się szeroko. Jednak się zdecydował. I dobrze. Będę przy nim bliżej i szybciej dowiem się, gdyby coś się działo.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu i westchnąłem cicho. Przydałoby się tu trochę posprzątać. Wstałem trochę niechętnie i zabrałem się za ogarnianie sypialni, a następnie reszty domu. Nie wiedziałem za ile Dawid dokładnie będzie, więc uwinąłem się jak najszybciej mogłem, czyli w jakieś 20 minut. Posprzątałem wszystkie opakowania po fajkach, papierki, sprzątnąłem naboje, schowałem niedawno ostrzone noże, pozamiatałem, pozmywałem itd. Gdy skończyłem uśmiechnąłem się szeroko dumny z siebie. Co prawda przy odkurzaniu wystraszyłem Killera i teraz biedna kuleczka trzęsła się pod łóżkiem skomląc cichutko, ale trudno. Będzie musiał przywyknąć. Z resztą maluch był dzielny mimo wszystko. Już trzy dni po pojawieniu się w domu rozerwał bandaż na łapce, który na szczęście nie okazał się tak potrzebny i pozwiedzał wszystkie zakamarki domu. Kilka razy mi też prawie uciekł na spacerze.
W końcu udało mi się wywabić psa spod łóżka i usiadłem z nim na kolanach na podłodze. Starałem się go jakoś uspokoić i głaskałem go, aż nie poczułem, że moja noga zaczyna się robić strasznie ciepła... A dokładnie udo na którym siedział Killer. Odsunąłem psa od razu i spojrzałem na zalane przez niego spodnie. Zmarszczyłem brwi i jak najszybciej ściągnąłem spodnie, uchyliłem okno w sypialni by pozbyć się zapachu moczu i poszedłem przemyć nogę jak i spodnie przeklinając pod nosem na psa i cały Boży świat. Akurat gdy wychodziłem z łazienki zadzwonił dzwonek.
Poszedłem otworzyć trochę zirytowany.
- Hej- mruknąłem odsuwając się, by Dawid obładowany 'aż' dwoma walizkami mógł wejść.
- Nie za zimno ci?- zapytał wchodząc i uśmiechając się rozbawiony.- I co ty taki poddenerwowany?
- Killer przed chwilą zmoczył mi nogawkę- prychnąłem biorąc od niego jedną walizkę i zanosząc ją do sypialni.
Dawid od razu wybuchł głośnym śmiechem i poszedł za mną. Widząc Killera bawiącego się jakby nigdy nic swoją piłeczką od razu wziął go na ręce i cmoknął w łepek.
- Kocham cię piesku... Ty to wiesz jak człowiekowi humor poprawić- zaśmiał się i odstawił psa na ziemię.- No i wyglądasz już o wiele lepiej.
Ja sobie usiadłem na łóżku i uśmiechałem się pod nosem rozbawiony na myśl, że Killer mógłby teraz nalać na Dawida.
- Dobra będzie trzeba go wziąć na dwór- powiedziałem uśmiechając się lekko.
W tym samym momencie pies postanowił nasikać na stopę Dawida, na co ja zareagowałem głośnym śmiechem i padłem plecami na łóżko.
- Fuuuuu!! Killer!- Dawid jęknął z obrzydzeniem zdejmując od razu skarpetkę, a ja zacząłem się śmiać jeszcze głośniej.
- Naznaczył tatusia-prychnąłem rozbawiony i wstałem, by szybko zabrać szczeniaka z podłogi. Dawid zdążył już się udać do łazienki, by umyć stopę. Za ten czas założyłem spodnie
Zaniosłem psa do przedpokoju trzymając go w wyprostowanych dłoniach przed sobą. Nałożyłem szybko buty i założyłem Killerowi szelki razem ze smyczą.
- Dawid idziesz ze mną?- zapytałem zaglądając do łazienki, gdzie chłopak zawzięcie szorował stopę w wannie. Zaśmiałem się pod nosem- Dobra, czyli nie- prychnąłem widząc, jak patrzy na mnie spod wilka.
Wyszedłem z psem na podwórko za domem i spuściłem go ze smyczy. Nie miał jak uciec, bo wszystko było zagrodzone płotem drucianym. Zapaliłem i zastanawiałem się nad słowami Dawida.
'Poprawić humor'
Westchnąłem cicho. Pewnie znowu coś się stało. Martwiłem się tylko, że znowu chodzi o Filipa. Facet nie wyglądał na takiego, co szybko odpuszcza, a już zwłaszcza w takich sprawach. Skrzywiłem się i wyrzuciłem niedopałem papierosa. Po chwili zauważyłem jak Dawid wychodzi z bloku.
- Jak skarpetka?- zapytałem wymuszając uśmiech rozbawienia.
On tylko skwitował to prychnięciem.
- Jak ty go wychowałeś co?- mruknąłem i uśmiechnął się pod nosem wyciągając ode mnie papierosa.
Chwilę milczałem patrząc na psa. Dawid najwidoczniej wyczuł moją zmianę humoru, bo sam też trochę spoważniał. Czułem na sobie jego wzrok.
- Stało się coś?- zapytał po krótkiej chwili.
- Ciebie powinienem o to zapytać- mruknąłem i spojrzałem na chłopaka zapalając już drugą fajkę. Ten wydał się wyraźnie zaskoczony i chwilę obserwował mnie zastanawiając się chyba, co odpowiedzieć.
- Filip mnie szantażuje, bym wrócił do niego- wycedził w końcu przez zęby marszcząc brwi i patrząc na psa.
Sam też się skrzywiłem i zaciągnąłem mocno. No tak... można się było tego po nim spodziewać.
- Ten gnój złapał mnie, gdy się wyprowadzałem od ciotki, groził bronią... Mówił, że jak nie będę z nim to nie mam prawa być z nikim innym. Mówił, że mnie kocha, obiecywał się poprawić... Gdy odmówiłem rzucił się na mnie i siłą chciał zaciągnąć do siebie- mówił marszcząc brwi i patrząc uparcie na psa. Wiedziałem, że gdyby tylko nie miał tej swojej zasranej godności płakałby.- Uciekłem- dodał po chwili gorzko i zaciągnął się mocno z fajki.
Ja go grzecznie słuchałem mając ochotę postrzelić tego idiotę.
- Dobrze zrobiłeś... On by się i tak nie zmienił... Uwierz... Od teraz będzie tylko lepiej- uśmiechnąłem się pocieszająco i poklepałem go po ramieniu. W odpowiedzi dostałem tylko krótkie potwierdzenie ruchem głowy. Na pewno go tak szybko co do tego nie przekonam. Nie wiem nawet czy Filip w końcu nie postrzeli Dawida... Westchnąłem cicho, a chwilę potem poczułem, jak Dawid przytula się do mnie. Zamrugałem zaskoczony i też go objąłem gładząc po plecach uspokajająco.
Cholera... Tak krótko znam tego faceta, a już czuję się za niego odpowiedzialny.
Nie chcę, by coś złego mu się stało.
Trwaliśmy tak kilka minut po czym Dawid postanowił się odsunąć. Uśmiechnąłem się do niego pokrzepiająco.
- Pamiętaj chłopaku... Nie ważne jak źle by było... Obiecałeś mi coś- przypomniałem patrząc mu w oczy, a właściwie w to, co widziałem zza grzywki.
Chłopak uśmiechnął się smutno i skinął głową.
- Pewnie. Pamiętam o obietnicy maluchu- potargał mi włosy zgrywając jakiegoś super szczęśliwego, że niby nic się nie stało. Odpuściłem i spojrzałem na psa.
- Zbierajmy się już... Musisz się rozpakować i takie tam-mruknąłem i poszedłem po Killera by zabrać go z podwórka. Dawid bez słowa poszedł na górę do mieszkania.
Gdy wszedłem do mieszkania Dawid już siedział w sypialni z rozwaloną walizką. Zaśmiałem się cicho i zabrałem się za robienie mu miejsca na półkach.
Po ponad godzinie roboty i obrzucania się winogronami Dawid był rozpakowany, a ja musiałem się zbierać do pracy. Właśnie wyszedłem spod prysznica w samych dresach, gdy chłopak mnie zaatakował z szerokim uśmiechem.
- Szynuś... mogę iść z tobą do pracy?- zapytał wyraźnie zadowolony ze swojego pomysłu.- Już kiedyś mi obiecałeś, że mnie zabierzesz- przypomniał uśmiechając się dumnie.
Zamrugałem zaskoczony jego nagłym atakiem, jak i jego pytaniem, ale no co mogłem zrobić? I tak by pewnie za mną poszedł.
- No dobra...- mruknąłem i uśmiechnąłem się lekko.- Ale uprzedzam. Ja nie tańczę!-krzyknąłem, gdy wyminąłem chłopaka znikając w sypialni. Usłyszałem tylko jego niezadowolony jęk, a chwilę potem dzwonek jego telefonu dobiegający z salonu.
Ubrałem się spokojnie, a gdy już chciałem wychodzić do Dawida usłyszałem siarczyste przekleństwo i jak chłopak idzie szybkim krokiem do przedpokoju. Od razu wyszedłem za nim
- Co się stało?- zapytałem od razu.
Dawid już ubierał buty.
- Muszę iść do Filipa-warknął, po czym mimo moich sprzeciwów i szarpania za bluzę wybiegł z mieszkania jak piorun.
- Kurwa!- krzyknąłem na cały głos i kopnąłem taboret, na którym przed chwilą siedział Dawid. Mebel się przewrócił a ja zaczesałem włosy do tyłu i przeszedłem cały przedpokój nie wiedząc co robić. Nie mogłem znowu opuścić dnia w pracy, bo jak szef się dowie, to na pewno wylecę. Zakląłem po raz kolejny i trzasnąłem drzwiami. Byłem wściekły na Dawida... Miał z tym skończyć! Skończyć z Filipem i tym całym gównem!
...
Miał...
Miał się zająć mną...
Poczułem jak moje policzki robią się mokre, ale szedłem hardo przed siebie w stronę klubu.
Rodział 14
Siedziałem w salonie z małym kartonem obok i szerokim uśmiechem. Jake, mój przyszywany brat wysłał mi paczkę pełną słodyczy i list, w którym obiecał, że niedługo zjawi się w Polsce. Cieszyłem się, jak dzieciak na Gwiazdkę. Nie widziałem się z nim dobre 10 lat, a kiedyś był moim jedynym przyjacielem w sierocińcu i mimo, że był młodszy to on zawsze musiał mnie pilnować, bym nie wpakował się w kłopoty.
W dodatku dzisiaj miał przyjść Dawid. Kolejny powód do uśmiechu. Rozmowy z nim były tak swobodne, jakbyśmy znali się latami, a nie kilka tygodni. No i fakt, że nie będę w domu cały dzień sam też jakoś podnosił mnie na duchu.
Miałem dzisiaj dobry humor. Nie przejmowałem się kolejną kłótnią na spotkaniu, następną pracowitą nocą i ćwiczeniami. Miałem zakwasy, ale nie zwracałem na nie uwagi. Nawet nie przejąłem się faktem, że zaczynają mi wystawać żebra i jestem trochę bledszy, niż normalnie. Zgasiłem niedopałek o róg blatu i sięgnąłem po kubek z kawą dopijając ją. Było już po 11:00, a ja wstałem dwie godziny temu i dopiero niedawno zabrałem się za 'śniadanie'. Nawet chciałem coś zjeść, ale widząc prawie pustą lodówkę wolałem oszczędzić te zapasy na potem.
Siedziałem tak dość bezczynnie i gapiłem się w telewizor, aż nie usłyszałem kliknięcia zamka w drzwiach. Potrzebowałem chwili, by przypomnieć sobie, że przy ostatnim spotkaniu dałem Dawidowi klucz do mieszkania. Wiem, że to głupie dawać takie rzeczy ledwo poznanej osobie, ale wiedziałem, że mogę mu zaufać. Poza tym nie było tu nic, co warto by było ukraść.
- Szymon?- usłyszałem po chwili jego głos i odgłosy zdejmowanych butów.
- Jestem w salonie- opowiedziałem i odwróciłem głowę w stronę przedpokoju.
Gdy tylko chłopak pojawił się w wejściu przywitałem go ciepłym uśmiechem.
- Hej- odpowiedział z cichym warknięciem i wręcz padł obok mnie na kanapę.
Przyglądałem mu się parę sekund w milczeniu. Widziałem, że coś jest nie tak...
On już nawet nie próbuje udawać. Poza tym spod jego kołnierzyka wystawał kawałek bandaża i lekko kulał wchodząc tu. Pewnie próbował to ukryć...
- No mów- powiedziałem, gdy w końcu na mnie spojrzał.
Odetchnął cicho i skrzywił się zanim zaczął mówić.
- Nie chce już nigdy widzieć Łasicy...Niech skurwiel zdycha w ogniu piekielnym. Pizda nieczuła i niech na dziwki chodzi jak czegoś skurwielowi brakuje... Dobra. Wygadałem się- spojrzał na mniej już nieco bardziej opanowany.
- Znowu cię zmusił?
Krótkie zaprzeczenie.
- To co zrobił? Chodzi o tą całą naukę miłość?- zmarszczyłem lekko brwi przyglądając mu się.
Znowu zaprzeczył.
- No więc o co chodzi?
- Bo... Kurwa no!- walnął pięścią o podłokietnik kanapy.- Chciałem spróbować po raz ostatni. Chciałem pokazać mu, że go kocham. Pozwoliłem mu nawet na seks- odetchnął głęboko wyładowując tym samym kolejną porcję napięcia.
- I się pobiliście?- uniosłem lekko brew.
Dawid w odpowiedzi tylko skinął głową. Wolałem nie drążyć już tego tematu, wiedząc, że to go tylko bardziej wkurzy. Był opatrzony i nie wyglądał, by coś poważnego mu się stało na szczęście.
- Ranyy Dawid...- skrzywiłem się nieco i przeczesałem odchylając głowę lekko do tyłu.- On i bez tego wie, że go kochasz, a oddawaniem mu swojego ciała nie sprawisz, że cię pokocha. Miłość, to nie seks.
- On mi powiedział, że mnie nigdy nie pokocha. Powiedziałem mu, że sobie kogoś znajdę, a on na to tylko 'a tak fajnie nam było'... Rozumiesz to? I potem już tylko stwierdził, że jestem idiotą, że go kocham. On... Tak po prostu mnie przeleciał, a potem powiedział że jestem nikim i sobie poszedł- przetarł skronie i westchnął ciężko. Widziałem, że chłopak był bliski płaczu...
- Czemu ty mu na to jeszcze pozwalasz?- zapytałem spokojnym głosem, by jakoś i jego uspokoić.
- Bo go kocham. I nic na to nie mogę poradzić- odpowiedział markotnie i spojrzał na niedopałek na stoliku
- Dawid wiesz, że w ten sposób nic nie naprawisz... Ranisz tym tylko siebie.
- Miałem nadzieję, że on żywi choć trochę uczucia do mnie. Ale teraz wiem, że siebie tylko okłamywałem. Nie chcę go znać. Robiłem wszystko, by mnie pokochał, ale jak widać on tego nie potrafi- warknął podjudzając się na nowo.
- Słusznie... Nie rób tego więcej, bo to nic dobrego nie przyniesie. Sam powiedziałeś, że nic do ciebie nie czuje- ściszyłem trochę ton głosu.
- Wiem! Przecież do cholery wiem!- krzyknął i schował twarz w dłoniach wciskając ją mocno, jakby chciał się tam schować cały.
- Ale spokojnie- klęknąłem na kanapie i podszedłem, by go przytulić opiekuńczo. Wydawało mi się, że właśnie takiego wsparcia potrzebuje.- Za bardzo się tym ranisz, a ja nie chcę, aby działa ci się krzywda- tym razem już prawie szeptałem.
- To nie jest takie proste-także szepnął i spojrzał na mnie kątem oka unosząc nieco głowę znad dłoni.
- Wiem... Ale warto się postarać- uśmiechnąłem się ciepło. Nie wiedziałem, jak okazać chłopakowi wsparcie, a tym bardziej pomoc. Jedynym wyjściem była rozmowa.
- Ciągle się staram! Ale zamiast tego bardziej w to brnę- szepnął zrezygnowany.- Kiedyś potrafiliśmy jeszcze normalnie rozmawiać. I wtedy okazywał mi chociaż jakieś ciepło.
- Może zapomniał jak to się robi?- uśmiechnąłem się trochę zakłopotany.- I wiesz co? Wydaje mi się, że tobie był potrzebny taki zimny prysznic. Inaczej sam nigdy byś tego nie zakończył.
Dawid przyglądał mi się pustym wzrokiem, jakby nie rozumiał nic z tego, co powiedziałem, po czym zaklął coś pod nosem i spuścił wzrok na podłogę, łokcie podpierając na kolanach.
- Mam go już gdzieś... Niech wypierdala- wręcz wypluł te słowa i przetarł twarz dłonią.
- Na prawdę?- uniosłem brew samemu nie dowierzając, że to powiedział.
- Nie... Ale muszę jakoś o nim zapomnieć. Może kiedyś doceni co stracił. Ważniejsze teraz, bym pozbył się uczuć do niego- mruknął zerkając gdzieś w kąt pokoju.
- W końcu gadasz z sensem- uśmiechnąłem się pocieszająco i poklepałem go po ramieniu.
- Ta... Ej ogólnie wiedziałeś, że Alex wyjechał?- spojrzał na mnie w końcu i wyprostował się.
- Nie. Raczej nie rozmawiamy ze sobą. Gdzie?- zapytałem zaciekawiony.
- A chuj go tam wie- wzruszył ramionami.- Ważne, że daleko ode mnie i z Natanem- uniósł kącik ust wyraźnie zadowolony z tego faktu.- Mówił coś tylko, że Łasica go o coś poprosił, więc pewnie i my niedługo dołączymy- dodał po chwili.
- Serio?- zmarszczyłem brwi.- Nie na rękę mi to... Ja mam pracę- prychnąłem już wyobrażając sobie reakcje szefa, gdy po kilku dniach pracy poproszę o urlop.
Wzrok Dawida powędrował na mnie i uśmiechnął się półgębkiem przyglądając mi się badawczym wzrokiem.
- Jaką?
Przełknąłem dyskretnie ślinę... Cholera... Ładnie się wkopałem, nie ma co. Westchnąłem ciężko i skrzywiłem się.
- Jestem barmanem w klubie nocnym- mruknąłem od niechcenia mając nadzieję, że nie będzie wypytywał.
Ale chłopak miał inne plany.
- Nocnym czyli?-uniósł brew znacząco i usiadł przodem do mnie krzyżując nogi przed sobą.
- O rany chłopie w życiu nie byłeś w klubie nocnym?- prychnąłem i wyciągnąłem papierosa, by się uspokoić i nie powiedzieć za dużo.
- I to w nie jednym... Ale kluby są różne- wzruszył ramionami uśmiechając się chytrze. Domyśliłem się, że już mnie rozgryzł...
- Tak... W klubie ze striptizem. Lepiej?- wydmuchnąłem mu dym w twarz mrużąc oczy.
Dawid tylko rozgarnął go dłonią, a jego uśmieszek się poszerzył.
- Więc kiedyś cię odwiedzę krasnalu- potargał mi włosy uśmiechając się szeroko.
Trochę zbił mnie z tropu i na chwilę mnie zamurowało... Wiedziałem, że zaprzeczanie i temu podobne reakcje jeszcze bardziej go zachęcą, by dowiedzieć się, jak to dokładnie wygląda. Miałem tylko nadzieję, że do jego wizyty jeszcze nie wejdę na scenę.
Wzruszyłem lekko ramionami z ciepłym uśmiechem.
- Jasne zapraszamy... Więcej klientów to więcej alkoholu do sprzedania- wyszczerzyłem się ukrywając szybko moje zakłopotanie.
- Wybacz... jestem bankrutem- usłyszałem tylko beztrosko.
Spojrzałem na Dawida zaskoczony
- Jak to?!
Chłopak wzruszył ramionami lekceważąco i spojrzał na swoje kościste kolana.
- Normalnie. Odkąd poznałem Filipa, mieszkałem u niego... Byłem jego dziwką- skrzywił się ściszając głos. Na tą wiadomość otworzyłem szeroko oczy zszokowany- Utrzymywał mnie w zamian za sex. Moje uczucia nigdy go tak na prawdę nie obchodziły.
Potrząsnąłem głową szybko na boki i podszedłem do Dawida, by po raz drugi tego dnia go przytulić.
- Utrzymankiem- poprawiłem go.- Nie byłeś jego dziwką, a utrzymankiem- wyjaśniłem, gdy spojrzał na mnie pytająco. Zanim jeszcze zdążył zaprzeczyć ja mówiłem dalej. Wiedziałem, że teraz potrzebuje czyjejś pomocy, a ja byłem prawdopodobnie jedyną osobą, która mogła mu ją zaoferować.- Tak to nazwijmy i niech tak zostanie- uśmiechnąłem się ciepło.- Jeśli teraz nie masz gdzie mieszkać mógłbyś zostać u mnie. Klucze masz, miejsca też starczy... Razem damy sobie radę nie? I nie będziesz kłopotem, ani niczym takim!- zapewniłem zanim ten zdążył się odezwać.
Jego oczy patrzyły na mnie z lekkim niedowierzaniem i obojętnością.
- Nie potrzebuję łaski- prychnął krzywiąc się.- Mam gdzie pójść... Mam tu ciocię, u której mogę zamieszkać.
Westchnąłem cicho.
- No dobra, jeśli tak chcesz... Ale jakbyś kiedyś zmienił zdanie to zapraszam- uśmiechnąłem się szeroko.
- Jasne... Dzięki Szymek- potargał mi włosy z ciepłym uśmiechem. Zaśmiałem się i wytknąłem mu język, co było kiepskim posunięciem, bo sekundę później Dawid ugryzł mnie w niego lekko, a chwilę potem pocałował mnie czuło. Zarumieniłem się zaskoczony jego zachowaniem, ale oddałem mu po chwili pocałunek z cichym pomrukiem zadowolenia. Gdy chłopak odsunął się ode mnie uśmiechnąłem się ciepło.
- Nie ma za co... Zawsze już mi tak będziesz dziękować?- uniosłem lekko brew rozbawiony.
- Mooożeeee- wymruczał uśmiechając się tajemniczo, po czym obaj wybuchliśmy śmiechem.
- Ej Dawid to ty teraz powinieneś znaleźć sobie jakąś pracę nie?- zapytałem gdy już się oboje uspokoiliśmy.
Chłopak spojrzał na mnie trochę zaskoczony pytaniem i skinął głową.
- No tak... Z tym będzie problem- mruknął zaczesując włosy do tyłu i odetchnął cicho przymykając oczy.
- Czemu?- usiadłem przodem do niego po turecku.
- Skończyłem liceum i zdałem maturę. Potem Filip mnie ze sobą zabrał- mruknął.
- Ha... Ty przynajmniej masz maturę. Nie będzie tak źle- uśmiechnąłem się pokrzepiająco, chociaż wiedziałem, że nawet po studiach ciężko dostać pracę.
- Pewnie skończę jako kelner w jakimś barze- wzruszył ramionami.- A ty? Nie zdałeś matury?
Pokręciłem głową na boki.
- Czemu?- dopytywał dalej przyglądając mi się ciekawsko.
Wolałem, by nie znał prawdy... Przynajmniej na razie. Nie było się czym chwalić, a nie chciałem go do siebie zrazić. Stał się najbliższą mi osobą i w ogóle jedyną, którą do siebie dopuszczałem. Nie chciałem, by miał o mnie złe zdanie, a na prawdę jeszcze przyjdzie czas. Teraz najważniejsze było, by Dawid znalazł sobie pracę i mógł żyć na własny rachunek.
- Długa historia. Kiedyś ci opowiem- uśmiechnąłem się szeroko.- Może przy piwie. A teraz zbieraj się i idziemy poszukać ci jakiejś pracy- klasnąłem w dłonie zadowolony starając się zmienić temat.
Dawid przyglądał mi się chwilę zagadkowym wzrokiem, którego nigdy nie mogłem rozszyfrować, aż w końcu zamrugał, jakby wracając tu. Na kanapę.
- Teraz? My?- uniósł lekko brew zaskoczony.
- No tak. Myślisz, że jak jesteś ranny, to ci odpuszczę. Zbieraj się. Pomogę ci- uśmiechnąłem się szeroko i wstałem z kanapy. Przeciągnąłem się stając na palcach i odetchnąłem cicho.
Widząc ciepły uśmiech Dawida podniosłem się trochę na duchu i ruszyłem do przedpokoju razem z nim. Ubraliśmy buty, zabrałem ze sobą swoją torbę na wszelki wypadek i wyszliśmy.
- Pewnie nic lepszego niż kelner nie znajdę- Dawid odezwał się po chwili ciszy patrząc przed siebie spokojny.
Spojrzałem na niego i mimowolnie kąciki ust powędrowały mi do góry. Był cholernie przystojny, a teraz wydawał się tak spokojny mimo tego, co działo się naokoło niego. Wiatr lekko rozwiał jego włosy odsłaniając czoło. Nagle zauważyłem wygolone miejsce tuż obok skroni. Normalnie włosy je zasłaniały. Nie wyglądało jak zwykłe wygolenie u fryzjera, bo było trochę nierówne i w kilku miejscach zauważyłem małe szwy. Domyśliłem się, że miał rozwaloną głowę, ale wolałem go o to nie pytać. Bez sensu było przywoływać złe wspomnienia.
W końcu po dłuższej chwili takiego przyglądania mu się Dawid spojrzał na mnie.
- Co cię tak zaciekawiło krasnalu?- zapytał uśmiechając się zadziornie i potargał mi włosy.
Zaśmiałem się cicho i wysunąłem się zgrabnie spod jego dłoni wyprzedzając go o kilka kroków.
- Ty- odpowiedziałem i odwróciłem się do niego idąc tyłem uśmiechając się szeroko.
W odpowiedzi dostałem ciche prychnięcie.
- Nic we mnie ciekawego. A ty uważaj, bo jeszcze wpadniesz na słup- zaśmiał się cicho.
Wytknąłem mu język rozbawiony.
- Nie wpadnę. Ej... Wiesz, że masz ładne oczy?- palnąłem dopiero po chwili uświadamiając sobie, jak to zabrzmiało. Chłopak spojrzał na mnie rozbawiony, a chwilę potem zaczesał znowu włosy, tak by zasłaniały mu pół twarzy.
- Nie lubię ich. Są szare... I wiecznie smutne- mruknąłem pod nosem uciekając wzrokiem i udając, że rozgląda się po informacjach o zatrudnieniu.
- Marudzisz. Mi tam się podobają- powiedziałem odwracając się, by iść już przodem. Temat nam się skończył, więc szliśmy w ciszy, ale nie tej krępującej... Czułem się przy nim na tyle swobodnie, że wcale nie musiałem z nim ciągle rozmawiać. Z resztą, wiedziałem, że na dłuższą metę może być to trochę upierdliwe zwłaszcza dla osoby tak cichej jak Dawid. Skupiłem się na szukaniu ogłoszeń.
Po kilku godzinach poszukiwań, gdy obskoczyliśmy większość barów, restauracji i tym podobnych zmęczeni postanowiliśmy wracać. Było już trochę ciemno mimo ciepłej pory i zbierało się na deszcz. Tylko w kilku barach szukali personelu i spisali numer Dawida z informacją, że się odezwą. Gdzieś przy okazji zatrzymaliśmy się na piwo i wtedy stwierdziliśmy, że dalsze poszukiwania nie mają sensu. Dawid zgodził się u mnie spać. Nie chciałem go zostawiać samego, a i ja też nie chciałem znowu spędzać czasu sam.
- Ej ale ty tak serio z tym białym?- zapytał przeczesując włosy i spojrzał na mnie pytająco. Byliśmy już niedaleko mojego mieszkania.
- No... Ciekawie by ci było. Albo czarno-białe.- uśmiechnąłem się szeroko i nagle znieruchomiałem słysząc jakiś szelest w krzakach. Odruchowo sięgnąłem po nóż z torby przyglądając się gęstwinie liści.
Pierwszą myślą był Kaspian. A drugą, by spierdalać jak najdalej.
Kilka sekund później moje napięcie trochę opadło i schowałem dyskretnie nóż.
Dawid spojrzał na mnie zaskoczony i też przystanął.
- Co jest?- zapytał podążając wzrokiem w to samo miejsce co ja.
- Słyszałeś to?- spojrzałem na niego pytająco i potem znowu na krzaki.
- Nie... Przewrażliwiony jesteś, bo pijany chyba nie- uśmiechnął się lekko, ale też przygladal sie krzakom.
W końcu podszedłem do nich i rozgarnąłem je ręką. Przez pierwsze kilka sekund nie mogłem rozpoznać tego, co właśnie przede mną leżało. Dopiero, gdy to coś zaskomlało zrozumiałem, że to szczeniak. Kucnąłem patrząc na niego zaszokowany. Był cały we krwi, zwinięty w kulkę i trząsł się nie wi,wiadomo czy z zimna, bólu, czy strachu.
- Dawid...- wyszeptałem ledwo słyszalnie.- Chodź tu- nie odrywałem wzroku od psiaka. Uwielbiałem zwierzęta i nie mogłem patrzeć na ich krzywdę.
- Kotek?- zapytał zdezorientowany i podszedł do mnie kucając obok.
- Pies- poprawiłem go pochylając się na maluchem, by go obejrzeć. Wyglądał, jakby coś go potrąciło. Pies widząc mnie próbował się odsunąć wyraźnie wystraszony, ale poskutkowało to tylko jego głośniejszym zaskomleniem.
- Biedactwo- mruknął Dawid również patrząc na psa.
- Jakiś skurwiel go chyba potrącił- prychnąłem z odrazą.- Ma poszarpane ucho i nie może się ruszyć. Wiesz, czy gdzieś tu jest jakiś weterynarz niedaleko?- spojrzałem w końcu na chłopaka.
- Z tego co kojarzę, to powinien być jakiś w okolicy. Pójdę po niego- podniósł się i ruszył poszukać kliniki.
Ja przez ten czas siedziałem przy szczeniaku patrząc na niego ze współczuciem. Nie chciałem go dotykać bojąc się, że coś uszkodzę przypadkiem. Nigdy nie rozumiałem ludzi, którzy z zimną krwią zabijali lub bili Bogu ducha winne zwierzęta, w dodatku myśląc, że te nie mają uczuć. Akurat psy potrafiłem docenić bardziej niż nie jednego człowieka. Wierne, prawdziwe, pocieszne... Ludzie, których zabijałem byli milion razy gorsi. Zastanawiałem się kto go potrącił mając ochotę zrobić z tym ścierwem to samo. Mówiłem czasem do szczeniaka stając się go uspokoić lub coś, a w myślach modliłem się, by weterynarz nie przyszedł za późno.
W końcu Dawid przyszedł z jakimś mężczyzną w białym fartuchu i z torbą pierwszej pomocy. Bez słowa odsunąłem się podchodząc do chłopaka i dałem weterynarzowi robić swoje. Nerwowo wyciągnąłem fajki, by zapalić.
- Dzięki- mruknąłem do Dawida zaciągając się i uśmiechnąłem się lekko. Poczęstowałem go papierosem widząc, że i on jest spięty.
- Nie ma za co. Oby nie było z nim źle- mruknął zerkając na lekarza, który badał dokładnie szczeniaka, który teraz leżał już na czystym kocu.
- Wezmę go do siebie- odezwałem się po chwili ciszy tupiąc nerwowo nogą.
Dawid skinął głową.
- Kupię mu karmę po drodze- szepnął odrywając wzrok od zwierzęcia.
Przez resztę czasu nie odzywaliśmy się. Gdy weterynarz skończył opatrywać i składać psa do kupy podszedł do nas trzymając go ostrożnie na rękach i uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Muszę go na tą noc zabrać do kliniki, by mieć pewność, że wszystko z nim okej. Tutaj nie mogę za dużo zrobić... Przyjdźcie po niego jutro jeśli chcecie.
- Przyjdę. I zapłacę za leczenie- po tych słowach spojrzałem na szczeniaka ze współczuciem. Teraz gdy nie był cały we krwi i byl owiniety kocem wygladal rozczulajaco. Chyba byl rasowy.
Gdy lekarz odszedl ruszylismy w stronę mojego mieszkania. Cisza między nami nie trwała długo, bo rozdzwonił się mój telefon. Wyjąłem go i spojrzałem na kontakt.
Marek
Na moich ustach pojawił się grymas niezadowolenia. Przez to wszystko zapomniałem, że dzisiaj mam też pracę i trening. Zerknął kątem oka na Dawida, który nie zwracał na mnie uwagi wyraźnie nad czymś zamyślony.
Odebrałem.
- Czy ja mam po ciebie tak codziennie wydzwaniać matole?- warknął rozzłoszczony chłopak.
- Tak- prychnąłem.- Posłuchaj mogę sobie dzisiaj zrobić wolne? Trochę się wydarzyło i nie za bardzo mam jak teraz przyjść. Proszę cię... Tylko ten jeden dzień- wyszeptałem, by nie zwrócić uwagi chłopaka idącego obok. Nie chciałem teraz gonić Dawida do domu.
- Pogrzało cię chyba chłopaku. Ledwo kilka dni jesteś w pracy, jeszcze nawet nie zacząłeś tańczyć, a już chcesz wolne?- warczał coraz bardziej wkurzony.
- Potem ci wyjaśnię... Marek proszę. Przyjdę jutro wcześniej i pomogę w sprzątaniu okej?- powiedziałem błagalnie.
Usłyszałem głęboki oddech po drugiej stronie słuchawki, po czym Marek odezwał się już spokojniejszym tonem.
- No dobra. Ten jeden raz. Do jutra- rozłączył się.
Odetchnąłem z ulgą i schowałem telefon. Nawet nie zdałem sobie sprawy, że Dawid przez cały czas przysłuchiwał się rozmowie.
- Coś się stało?- zapytał patrząc na mnie trochę zdezorientowany.
- Nic. Wziąłem sobie dzisiaj wolne. Nie mam ochoty tam dzisiaj iść. Jestem zmęczony- mruknąłem i uśmiechnąłem się lekko.
- Na pewno? Bo jeśli musisz, to nie rób sobie przeze mnie kłopotów...
- Nie!- zaprzeczyłem mu od razu.- Po prostu nie mam ochoty tam dzisiaj iść... Cały czas myślę o tym szczeniaku-mruknąłem patrząc przed siebie.
- A.. No skoro tak. Aż tak przejmujesz się tym szczeniakiem?
Skinąłem głową.
- Lubię zwierzęta. Ponoć jak byłem mały mieliśmy w domu psa, ale tego nie pamiętam. Miałem z dwa latka- uśmiechnąłem się mimowolnie przypominając sobie znalezione kiedyś zdjęcie ze mną i jakimś bulldogiem.
Dawid poczochrał mi włosy i uśmiechnął się ciepło.
- Nie przejmuj się. Maluch jest w dobrych rękach. Jutro go odbierzesz, a nim się obejrzysz będzie ci sikał na meble- prychnął rozbawiony pod nosem.
Zaśmiałem się.
- Dzięki- prychnąłem rozbawiony.
Weszliśmy na moją klatkę schodową, a chwilę potem do mieszkania.
- Nie ma za co Szyneczko- mruknął śmiejąc się pod nosem.
Spojrzałem na niego z uniesioną brwią rozbawiony i zdjąłem byty.
- A ty nadal z tą Szynką? Naucz się w końcu poprawnie mówić zamiast się ze mnie nabijać- wytknął mu język, a widząc, że chłopach chciał go złapać między palce szybo uciekłem mu do łazienki zamykając się.- Nie tym razem!- krzyknąłem zza drzwi rozbawiony.
- Jeszcze cię dopadnę!- odkrzyknął, po czym usłyszałem tylko jego oddalające się kroki.
Umyłem się i trochę ogarnąłem ciesząc się z jednej normalnie przespanej nocy. Muszę przywyknąć do takiego trybu. Przygotowałem Dawidowi jakiś ręcznik, zapasową szczoteczkę i wyszedłem z łazienki w samym ręczniku na biodrach.
- Dawid kochanie teraz twoja kolej!- krzyknąłem rozbawiony. Dobiegł mnie stłumiony śmiech z kuchni, a chwilę potem wyszedł z niej Dawid z fajką w ręku.
- No dzięki skarbie, że tak szybko- prychnął wymijając mnie i gdy już miał wchodzić do łazienki zerwał ze mnie ręcznik i uśmiechnął się szeroko.- Mówiłem, że się odegram- zaśmiał się.
Ja spanikowany sięgnąłem szybko po jakąś bluzę leżącą obok na komodzie i zasłoniłem się od razu. Bałem się, że zauważy blizny nad pośladkami...Zarumieniłem się i spojrzałem na Dawida z wyrzutem rozbawiony mimo wszystko.
- No co się tak patrzysz? Ładny masz tyłek, to po co go zasłaniasz?- prychnął rozbawiony po czym zniknął w łazience.
Gdy zamknął drzwi odetchnąłem cicho i poszedłem ubrać jakieś dresy na siebie. Przy okazji zerknąłem na blizny. Tuż nad linią bokserek miałem wypalony petami od fajek napisz 'Szmata'... Stara pamiątka po byciu kurwą na ulicy. Od dawna chciałem to zakryć tatuażem, ale nie miałem na to pieniędzy. Blizny już się trochę zatarły i nie było to tak widocznie a napisu nie dało się rozczytać na pierwszy rzut oka, więc zawsze odkładałem to na potem.
Westchnąłem cicho i poszedłem zmienić pościel. Nie miałem zamiaru się nad sobą teraz użalać. Nie jestem dumny z tego, co robiłem kiedyś, ale miałem swoje powody i nie znałem innego wyjścia. Musiałem sobie radzić tak, jak umiałem. Z moim wykształceniem nie mogłem znaleźć żadnej pracy, za którą byłbym w stanie się utrzymać, a tym bardziej jeszcze chodzić do szkoły.
Gdy zmieniłem pościel od razu położyłem się na jednej części łóżka i zamknąłem oczy by trochę się zrelaksować.
Niedługo potem przyszedł Dawid ubrany w bluzkę i bokserki.
- Hm? Śpisz?- szepnął podchodząc cicho do łóżka.
- Nie. Leżę sobie- otworzyłem oczy i uśmiechnąłem się ciepło. Widziałem kilka siniaków na jego nogach i skrawek bandaża na kostce starannie zamaskowanego skarpetką. Nieźle go poharatał... Jednak bardziej moją uwagę przykuł brak opatrunku na nadgarstkach, z czego byłem cholernie dumny. Dotrzymywał obietnicy.
Chłopak odwzajemnił mój uśmiech i położył się obok.
- To.. .dobranoc?- spojrzał na mnie pytająco i sięgnął do lampki nocnej.
- Dobranoc- uśmiechnąłem się szeroko kładąc się przodem do niego.
Gdy światło zgasło, a Dawid się ułożył przysunąłem się do niego lekko i objąłem go trochę niepewnie. Dopiero po chwili chłopak też mnie przytulił przyciągając tym samym do siebie. Wtuliłem się w niego, a chwilę potem zasnąłem.
W dodatku dzisiaj miał przyjść Dawid. Kolejny powód do uśmiechu. Rozmowy z nim były tak swobodne, jakbyśmy znali się latami, a nie kilka tygodni. No i fakt, że nie będę w domu cały dzień sam też jakoś podnosił mnie na duchu.
Miałem dzisiaj dobry humor. Nie przejmowałem się kolejną kłótnią na spotkaniu, następną pracowitą nocą i ćwiczeniami. Miałem zakwasy, ale nie zwracałem na nie uwagi. Nawet nie przejąłem się faktem, że zaczynają mi wystawać żebra i jestem trochę bledszy, niż normalnie. Zgasiłem niedopałek o róg blatu i sięgnąłem po kubek z kawą dopijając ją. Było już po 11:00, a ja wstałem dwie godziny temu i dopiero niedawno zabrałem się za 'śniadanie'. Nawet chciałem coś zjeść, ale widząc prawie pustą lodówkę wolałem oszczędzić te zapasy na potem.
Siedziałem tak dość bezczynnie i gapiłem się w telewizor, aż nie usłyszałem kliknięcia zamka w drzwiach. Potrzebowałem chwili, by przypomnieć sobie, że przy ostatnim spotkaniu dałem Dawidowi klucz do mieszkania. Wiem, że to głupie dawać takie rzeczy ledwo poznanej osobie, ale wiedziałem, że mogę mu zaufać. Poza tym nie było tu nic, co warto by było ukraść.
- Szymon?- usłyszałem po chwili jego głos i odgłosy zdejmowanych butów.
- Jestem w salonie- opowiedziałem i odwróciłem głowę w stronę przedpokoju.
Gdy tylko chłopak pojawił się w wejściu przywitałem go ciepłym uśmiechem.
- Hej- odpowiedział z cichym warknięciem i wręcz padł obok mnie na kanapę.
Przyglądałem mu się parę sekund w milczeniu. Widziałem, że coś jest nie tak...
On już nawet nie próbuje udawać. Poza tym spod jego kołnierzyka wystawał kawałek bandaża i lekko kulał wchodząc tu. Pewnie próbował to ukryć...
- No mów- powiedziałem, gdy w końcu na mnie spojrzał.
Odetchnął cicho i skrzywił się zanim zaczął mówić.
- Nie chce już nigdy widzieć Łasicy...Niech skurwiel zdycha w ogniu piekielnym. Pizda nieczuła i niech na dziwki chodzi jak czegoś skurwielowi brakuje... Dobra. Wygadałem się- spojrzał na mniej już nieco bardziej opanowany.
- Znowu cię zmusił?
Krótkie zaprzeczenie.
- To co zrobił? Chodzi o tą całą naukę miłość?- zmarszczyłem lekko brwi przyglądając mu się.
Znowu zaprzeczył.
- No więc o co chodzi?
- Bo... Kurwa no!- walnął pięścią o podłokietnik kanapy.- Chciałem spróbować po raz ostatni. Chciałem pokazać mu, że go kocham. Pozwoliłem mu nawet na seks- odetchnął głęboko wyładowując tym samym kolejną porcję napięcia.
- I się pobiliście?- uniosłem lekko brew.
Dawid w odpowiedzi tylko skinął głową. Wolałem nie drążyć już tego tematu, wiedząc, że to go tylko bardziej wkurzy. Był opatrzony i nie wyglądał, by coś poważnego mu się stało na szczęście.
- Ranyy Dawid...- skrzywiłem się nieco i przeczesałem odchylając głowę lekko do tyłu.- On i bez tego wie, że go kochasz, a oddawaniem mu swojego ciała nie sprawisz, że cię pokocha. Miłość, to nie seks.
- On mi powiedział, że mnie nigdy nie pokocha. Powiedziałem mu, że sobie kogoś znajdę, a on na to tylko 'a tak fajnie nam było'... Rozumiesz to? I potem już tylko stwierdził, że jestem idiotą, że go kocham. On... Tak po prostu mnie przeleciał, a potem powiedział że jestem nikim i sobie poszedł- przetarł skronie i westchnął ciężko. Widziałem, że chłopak był bliski płaczu...
- Czemu ty mu na to jeszcze pozwalasz?- zapytałem spokojnym głosem, by jakoś i jego uspokoić.
- Bo go kocham. I nic na to nie mogę poradzić- odpowiedział markotnie i spojrzał na niedopałek na stoliku
- Dawid wiesz, że w ten sposób nic nie naprawisz... Ranisz tym tylko siebie.
- Miałem nadzieję, że on żywi choć trochę uczucia do mnie. Ale teraz wiem, że siebie tylko okłamywałem. Nie chcę go znać. Robiłem wszystko, by mnie pokochał, ale jak widać on tego nie potrafi- warknął podjudzając się na nowo.
- Słusznie... Nie rób tego więcej, bo to nic dobrego nie przyniesie. Sam powiedziałeś, że nic do ciebie nie czuje- ściszyłem trochę ton głosu.
- Wiem! Przecież do cholery wiem!- krzyknął i schował twarz w dłoniach wciskając ją mocno, jakby chciał się tam schować cały.
- Ale spokojnie- klęknąłem na kanapie i podszedłem, by go przytulić opiekuńczo. Wydawało mi się, że właśnie takiego wsparcia potrzebuje.- Za bardzo się tym ranisz, a ja nie chcę, aby działa ci się krzywda- tym razem już prawie szeptałem.
- To nie jest takie proste-także szepnął i spojrzał na mnie kątem oka unosząc nieco głowę znad dłoni.
- Wiem... Ale warto się postarać- uśmiechnąłem się ciepło. Nie wiedziałem, jak okazać chłopakowi wsparcie, a tym bardziej pomoc. Jedynym wyjściem była rozmowa.
- Ciągle się staram! Ale zamiast tego bardziej w to brnę- szepnął zrezygnowany.- Kiedyś potrafiliśmy jeszcze normalnie rozmawiać. I wtedy okazywał mi chociaż jakieś ciepło.
- Może zapomniał jak to się robi?- uśmiechnąłem się trochę zakłopotany.- I wiesz co? Wydaje mi się, że tobie był potrzebny taki zimny prysznic. Inaczej sam nigdy byś tego nie zakończył.
Dawid przyglądał mi się pustym wzrokiem, jakby nie rozumiał nic z tego, co powiedziałem, po czym zaklął coś pod nosem i spuścił wzrok na podłogę, łokcie podpierając na kolanach.
- Mam go już gdzieś... Niech wypierdala- wręcz wypluł te słowa i przetarł twarz dłonią.
- Na prawdę?- uniosłem brew samemu nie dowierzając, że to powiedział.
- Nie... Ale muszę jakoś o nim zapomnieć. Może kiedyś doceni co stracił. Ważniejsze teraz, bym pozbył się uczuć do niego- mruknął zerkając gdzieś w kąt pokoju.
- W końcu gadasz z sensem- uśmiechnąłem się pocieszająco i poklepałem go po ramieniu.
- Ta... Ej ogólnie wiedziałeś, że Alex wyjechał?- spojrzał na mnie w końcu i wyprostował się.
- Nie. Raczej nie rozmawiamy ze sobą. Gdzie?- zapytałem zaciekawiony.
- A chuj go tam wie- wzruszył ramionami.- Ważne, że daleko ode mnie i z Natanem- uniósł kącik ust wyraźnie zadowolony z tego faktu.- Mówił coś tylko, że Łasica go o coś poprosił, więc pewnie i my niedługo dołączymy- dodał po chwili.
- Serio?- zmarszczyłem brwi.- Nie na rękę mi to... Ja mam pracę- prychnąłem już wyobrażając sobie reakcje szefa, gdy po kilku dniach pracy poproszę o urlop.
Wzrok Dawida powędrował na mnie i uśmiechnął się półgębkiem przyglądając mi się badawczym wzrokiem.
- Jaką?
Przełknąłem dyskretnie ślinę... Cholera... Ładnie się wkopałem, nie ma co. Westchnąłem ciężko i skrzywiłem się.
- Jestem barmanem w klubie nocnym- mruknąłem od niechcenia mając nadzieję, że nie będzie wypytywał.
Ale chłopak miał inne plany.
- Nocnym czyli?-uniósł brew znacząco i usiadł przodem do mnie krzyżując nogi przed sobą.
- O rany chłopie w życiu nie byłeś w klubie nocnym?- prychnąłem i wyciągnąłem papierosa, by się uspokoić i nie powiedzieć za dużo.
- I to w nie jednym... Ale kluby są różne- wzruszył ramionami uśmiechając się chytrze. Domyśliłem się, że już mnie rozgryzł...
- Tak... W klubie ze striptizem. Lepiej?- wydmuchnąłem mu dym w twarz mrużąc oczy.
Dawid tylko rozgarnął go dłonią, a jego uśmieszek się poszerzył.
- Więc kiedyś cię odwiedzę krasnalu- potargał mi włosy uśmiechając się szeroko.
Trochę zbił mnie z tropu i na chwilę mnie zamurowało... Wiedziałem, że zaprzeczanie i temu podobne reakcje jeszcze bardziej go zachęcą, by dowiedzieć się, jak to dokładnie wygląda. Miałem tylko nadzieję, że do jego wizyty jeszcze nie wejdę na scenę.
Wzruszyłem lekko ramionami z ciepłym uśmiechem.
- Jasne zapraszamy... Więcej klientów to więcej alkoholu do sprzedania- wyszczerzyłem się ukrywając szybko moje zakłopotanie.
- Wybacz... jestem bankrutem- usłyszałem tylko beztrosko.
Spojrzałem na Dawida zaskoczony
- Jak to?!
Chłopak wzruszył ramionami lekceważąco i spojrzał na swoje kościste kolana.
- Normalnie. Odkąd poznałem Filipa, mieszkałem u niego... Byłem jego dziwką- skrzywił się ściszając głos. Na tą wiadomość otworzyłem szeroko oczy zszokowany- Utrzymywał mnie w zamian za sex. Moje uczucia nigdy go tak na prawdę nie obchodziły.
Potrząsnąłem głową szybko na boki i podszedłem do Dawida, by po raz drugi tego dnia go przytulić.
- Utrzymankiem- poprawiłem go.- Nie byłeś jego dziwką, a utrzymankiem- wyjaśniłem, gdy spojrzał na mnie pytająco. Zanim jeszcze zdążył zaprzeczyć ja mówiłem dalej. Wiedziałem, że teraz potrzebuje czyjejś pomocy, a ja byłem prawdopodobnie jedyną osobą, która mogła mu ją zaoferować.- Tak to nazwijmy i niech tak zostanie- uśmiechnąłem się ciepło.- Jeśli teraz nie masz gdzie mieszkać mógłbyś zostać u mnie. Klucze masz, miejsca też starczy... Razem damy sobie radę nie? I nie będziesz kłopotem, ani niczym takim!- zapewniłem zanim ten zdążył się odezwać.
Jego oczy patrzyły na mnie z lekkim niedowierzaniem i obojętnością.
- Nie potrzebuję łaski- prychnął krzywiąc się.- Mam gdzie pójść... Mam tu ciocię, u której mogę zamieszkać.
Westchnąłem cicho.
- No dobra, jeśli tak chcesz... Ale jakbyś kiedyś zmienił zdanie to zapraszam- uśmiechnąłem się szeroko.
- Jasne... Dzięki Szymek- potargał mi włosy z ciepłym uśmiechem. Zaśmiałem się i wytknąłem mu język, co było kiepskim posunięciem, bo sekundę później Dawid ugryzł mnie w niego lekko, a chwilę potem pocałował mnie czuło. Zarumieniłem się zaskoczony jego zachowaniem, ale oddałem mu po chwili pocałunek z cichym pomrukiem zadowolenia. Gdy chłopak odsunął się ode mnie uśmiechnąłem się ciepło.
- Nie ma za co... Zawsze już mi tak będziesz dziękować?- uniosłem lekko brew rozbawiony.
- Mooożeeee- wymruczał uśmiechając się tajemniczo, po czym obaj wybuchliśmy śmiechem.
- Ej Dawid to ty teraz powinieneś znaleźć sobie jakąś pracę nie?- zapytałem gdy już się oboje uspokoiliśmy.
Chłopak spojrzał na mnie trochę zaskoczony pytaniem i skinął głową.
- No tak... Z tym będzie problem- mruknął zaczesując włosy do tyłu i odetchnął cicho przymykając oczy.
- Czemu?- usiadłem przodem do niego po turecku.
- Skończyłem liceum i zdałem maturę. Potem Filip mnie ze sobą zabrał- mruknął.
- Ha... Ty przynajmniej masz maturę. Nie będzie tak źle- uśmiechnąłem się pokrzepiająco, chociaż wiedziałem, że nawet po studiach ciężko dostać pracę.
- Pewnie skończę jako kelner w jakimś barze- wzruszył ramionami.- A ty? Nie zdałeś matury?
Pokręciłem głową na boki.
- Czemu?- dopytywał dalej przyglądając mi się ciekawsko.
Wolałem, by nie znał prawdy... Przynajmniej na razie. Nie było się czym chwalić, a nie chciałem go do siebie zrazić. Stał się najbliższą mi osobą i w ogóle jedyną, którą do siebie dopuszczałem. Nie chciałem, by miał o mnie złe zdanie, a na prawdę jeszcze przyjdzie czas. Teraz najważniejsze było, by Dawid znalazł sobie pracę i mógł żyć na własny rachunek.
- Długa historia. Kiedyś ci opowiem- uśmiechnąłem się szeroko.- Może przy piwie. A teraz zbieraj się i idziemy poszukać ci jakiejś pracy- klasnąłem w dłonie zadowolony starając się zmienić temat.
Dawid przyglądał mi się chwilę zagadkowym wzrokiem, którego nigdy nie mogłem rozszyfrować, aż w końcu zamrugał, jakby wracając tu. Na kanapę.
- Teraz? My?- uniósł lekko brew zaskoczony.
- No tak. Myślisz, że jak jesteś ranny, to ci odpuszczę. Zbieraj się. Pomogę ci- uśmiechnąłem się szeroko i wstałem z kanapy. Przeciągnąłem się stając na palcach i odetchnąłem cicho.
Widząc ciepły uśmiech Dawida podniosłem się trochę na duchu i ruszyłem do przedpokoju razem z nim. Ubraliśmy buty, zabrałem ze sobą swoją torbę na wszelki wypadek i wyszliśmy.
- Pewnie nic lepszego niż kelner nie znajdę- Dawid odezwał się po chwili ciszy patrząc przed siebie spokojny.
Spojrzałem na niego i mimowolnie kąciki ust powędrowały mi do góry. Był cholernie przystojny, a teraz wydawał się tak spokojny mimo tego, co działo się naokoło niego. Wiatr lekko rozwiał jego włosy odsłaniając czoło. Nagle zauważyłem wygolone miejsce tuż obok skroni. Normalnie włosy je zasłaniały. Nie wyglądało jak zwykłe wygolenie u fryzjera, bo było trochę nierówne i w kilku miejscach zauważyłem małe szwy. Domyśliłem się, że miał rozwaloną głowę, ale wolałem go o to nie pytać. Bez sensu było przywoływać złe wspomnienia.
W końcu po dłuższej chwili takiego przyglądania mu się Dawid spojrzał na mnie.
- Co cię tak zaciekawiło krasnalu?- zapytał uśmiechając się zadziornie i potargał mi włosy.
Zaśmiałem się cicho i wysunąłem się zgrabnie spod jego dłoni wyprzedzając go o kilka kroków.
- Ty- odpowiedziałem i odwróciłem się do niego idąc tyłem uśmiechając się szeroko.
W odpowiedzi dostałem ciche prychnięcie.
- Nic we mnie ciekawego. A ty uważaj, bo jeszcze wpadniesz na słup- zaśmiał się cicho.
Wytknąłem mu język rozbawiony.
- Nie wpadnę. Ej... Wiesz, że masz ładne oczy?- palnąłem dopiero po chwili uświadamiając sobie, jak to zabrzmiało. Chłopak spojrzał na mnie rozbawiony, a chwilę potem zaczesał znowu włosy, tak by zasłaniały mu pół twarzy.
- Nie lubię ich. Są szare... I wiecznie smutne- mruknąłem pod nosem uciekając wzrokiem i udając, że rozgląda się po informacjach o zatrudnieniu.
- Marudzisz. Mi tam się podobają- powiedziałem odwracając się, by iść już przodem. Temat nam się skończył, więc szliśmy w ciszy, ale nie tej krępującej... Czułem się przy nim na tyle swobodnie, że wcale nie musiałem z nim ciągle rozmawiać. Z resztą, wiedziałem, że na dłuższą metę może być to trochę upierdliwe zwłaszcza dla osoby tak cichej jak Dawid. Skupiłem się na szukaniu ogłoszeń.
Po kilku godzinach poszukiwań, gdy obskoczyliśmy większość barów, restauracji i tym podobnych zmęczeni postanowiliśmy wracać. Było już trochę ciemno mimo ciepłej pory i zbierało się na deszcz. Tylko w kilku barach szukali personelu i spisali numer Dawida z informacją, że się odezwą. Gdzieś przy okazji zatrzymaliśmy się na piwo i wtedy stwierdziliśmy, że dalsze poszukiwania nie mają sensu. Dawid zgodził się u mnie spać. Nie chciałem go zostawiać samego, a i ja też nie chciałem znowu spędzać czasu sam.
- Ej ale ty tak serio z tym białym?- zapytał przeczesując włosy i spojrzał na mnie pytająco. Byliśmy już niedaleko mojego mieszkania.
- No... Ciekawie by ci było. Albo czarno-białe.- uśmiechnąłem się szeroko i nagle znieruchomiałem słysząc jakiś szelest w krzakach. Odruchowo sięgnąłem po nóż z torby przyglądając się gęstwinie liści.
Pierwszą myślą był Kaspian. A drugą, by spierdalać jak najdalej.
Kilka sekund później moje napięcie trochę opadło i schowałem dyskretnie nóż.
Dawid spojrzał na mnie zaskoczony i też przystanął.
- Co jest?- zapytał podążając wzrokiem w to samo miejsce co ja.
- Słyszałeś to?- spojrzałem na niego pytająco i potem znowu na krzaki.
- Nie... Przewrażliwiony jesteś, bo pijany chyba nie- uśmiechnął się lekko, ale też przygladal sie krzakom.
W końcu podszedłem do nich i rozgarnąłem je ręką. Przez pierwsze kilka sekund nie mogłem rozpoznać tego, co właśnie przede mną leżało. Dopiero, gdy to coś zaskomlało zrozumiałem, że to szczeniak. Kucnąłem patrząc na niego zaszokowany. Był cały we krwi, zwinięty w kulkę i trząsł się nie wi,wiadomo czy z zimna, bólu, czy strachu.
- Dawid...- wyszeptałem ledwo słyszalnie.- Chodź tu- nie odrywałem wzroku od psiaka. Uwielbiałem zwierzęta i nie mogłem patrzeć na ich krzywdę.
- Kotek?- zapytał zdezorientowany i podszedł do mnie kucając obok.
- Pies- poprawiłem go pochylając się na maluchem, by go obejrzeć. Wyglądał, jakby coś go potrąciło. Pies widząc mnie próbował się odsunąć wyraźnie wystraszony, ale poskutkowało to tylko jego głośniejszym zaskomleniem.
- Biedactwo- mruknął Dawid również patrząc na psa.
- Jakiś skurwiel go chyba potrącił- prychnąłem z odrazą.- Ma poszarpane ucho i nie może się ruszyć. Wiesz, czy gdzieś tu jest jakiś weterynarz niedaleko?- spojrzałem w końcu na chłopaka.
- Z tego co kojarzę, to powinien być jakiś w okolicy. Pójdę po niego- podniósł się i ruszył poszukać kliniki.
Ja przez ten czas siedziałem przy szczeniaku patrząc na niego ze współczuciem. Nie chciałem go dotykać bojąc się, że coś uszkodzę przypadkiem. Nigdy nie rozumiałem ludzi, którzy z zimną krwią zabijali lub bili Bogu ducha winne zwierzęta, w dodatku myśląc, że te nie mają uczuć. Akurat psy potrafiłem docenić bardziej niż nie jednego człowieka. Wierne, prawdziwe, pocieszne... Ludzie, których zabijałem byli milion razy gorsi. Zastanawiałem się kto go potrącił mając ochotę zrobić z tym ścierwem to samo. Mówiłem czasem do szczeniaka stając się go uspokoić lub coś, a w myślach modliłem się, by weterynarz nie przyszedł za późno.
W końcu Dawid przyszedł z jakimś mężczyzną w białym fartuchu i z torbą pierwszej pomocy. Bez słowa odsunąłem się podchodząc do chłopaka i dałem weterynarzowi robić swoje. Nerwowo wyciągnąłem fajki, by zapalić.
- Dzięki- mruknąłem do Dawida zaciągając się i uśmiechnąłem się lekko. Poczęstowałem go papierosem widząc, że i on jest spięty.
- Nie ma za co. Oby nie było z nim źle- mruknął zerkając na lekarza, który badał dokładnie szczeniaka, który teraz leżał już na czystym kocu.
- Wezmę go do siebie- odezwałem się po chwili ciszy tupiąc nerwowo nogą.
Dawid skinął głową.
- Kupię mu karmę po drodze- szepnął odrywając wzrok od zwierzęcia.
Przez resztę czasu nie odzywaliśmy się. Gdy weterynarz skończył opatrywać i składać psa do kupy podszedł do nas trzymając go ostrożnie na rękach i uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Muszę go na tą noc zabrać do kliniki, by mieć pewność, że wszystko z nim okej. Tutaj nie mogę za dużo zrobić... Przyjdźcie po niego jutro jeśli chcecie.
- Przyjdę. I zapłacę za leczenie- po tych słowach spojrzałem na szczeniaka ze współczuciem. Teraz gdy nie był cały we krwi i byl owiniety kocem wygladal rozczulajaco. Chyba byl rasowy.
Gdy lekarz odszedl ruszylismy w stronę mojego mieszkania. Cisza między nami nie trwała długo, bo rozdzwonił się mój telefon. Wyjąłem go i spojrzałem na kontakt.
Marek
Na moich ustach pojawił się grymas niezadowolenia. Przez to wszystko zapomniałem, że dzisiaj mam też pracę i trening. Zerknął kątem oka na Dawida, który nie zwracał na mnie uwagi wyraźnie nad czymś zamyślony.
Odebrałem.
- Czy ja mam po ciebie tak codziennie wydzwaniać matole?- warknął rozzłoszczony chłopak.
- Tak- prychnąłem.- Posłuchaj mogę sobie dzisiaj zrobić wolne? Trochę się wydarzyło i nie za bardzo mam jak teraz przyjść. Proszę cię... Tylko ten jeden dzień- wyszeptałem, by nie zwrócić uwagi chłopaka idącego obok. Nie chciałem teraz gonić Dawida do domu.
- Pogrzało cię chyba chłopaku. Ledwo kilka dni jesteś w pracy, jeszcze nawet nie zacząłeś tańczyć, a już chcesz wolne?- warczał coraz bardziej wkurzony.
- Potem ci wyjaśnię... Marek proszę. Przyjdę jutro wcześniej i pomogę w sprzątaniu okej?- powiedziałem błagalnie.
Usłyszałem głęboki oddech po drugiej stronie słuchawki, po czym Marek odezwał się już spokojniejszym tonem.
- No dobra. Ten jeden raz. Do jutra- rozłączył się.
Odetchnąłem z ulgą i schowałem telefon. Nawet nie zdałem sobie sprawy, że Dawid przez cały czas przysłuchiwał się rozmowie.
- Coś się stało?- zapytał patrząc na mnie trochę zdezorientowany.
- Nic. Wziąłem sobie dzisiaj wolne. Nie mam ochoty tam dzisiaj iść. Jestem zmęczony- mruknąłem i uśmiechnąłem się lekko.
- Na pewno? Bo jeśli musisz, to nie rób sobie przeze mnie kłopotów...
- Nie!- zaprzeczyłem mu od razu.- Po prostu nie mam ochoty tam dzisiaj iść... Cały czas myślę o tym szczeniaku-mruknąłem patrząc przed siebie.
- A.. No skoro tak. Aż tak przejmujesz się tym szczeniakiem?
Skinąłem głową.
- Lubię zwierzęta. Ponoć jak byłem mały mieliśmy w domu psa, ale tego nie pamiętam. Miałem z dwa latka- uśmiechnąłem się mimowolnie przypominając sobie znalezione kiedyś zdjęcie ze mną i jakimś bulldogiem.
Dawid poczochrał mi włosy i uśmiechnął się ciepło.
- Nie przejmuj się. Maluch jest w dobrych rękach. Jutro go odbierzesz, a nim się obejrzysz będzie ci sikał na meble- prychnął rozbawiony pod nosem.
Zaśmiałem się.
- Dzięki- prychnąłem rozbawiony.
Weszliśmy na moją klatkę schodową, a chwilę potem do mieszkania.
- Nie ma za co Szyneczko- mruknął śmiejąc się pod nosem.
Spojrzałem na niego z uniesioną brwią rozbawiony i zdjąłem byty.
- A ty nadal z tą Szynką? Naucz się w końcu poprawnie mówić zamiast się ze mnie nabijać- wytknął mu język, a widząc, że chłopach chciał go złapać między palce szybo uciekłem mu do łazienki zamykając się.- Nie tym razem!- krzyknąłem zza drzwi rozbawiony.
- Jeszcze cię dopadnę!- odkrzyknął, po czym usłyszałem tylko jego oddalające się kroki.
Umyłem się i trochę ogarnąłem ciesząc się z jednej normalnie przespanej nocy. Muszę przywyknąć do takiego trybu. Przygotowałem Dawidowi jakiś ręcznik, zapasową szczoteczkę i wyszedłem z łazienki w samym ręczniku na biodrach.
- Dawid kochanie teraz twoja kolej!- krzyknąłem rozbawiony. Dobiegł mnie stłumiony śmiech z kuchni, a chwilę potem wyszedł z niej Dawid z fajką w ręku.
- No dzięki skarbie, że tak szybko- prychnął wymijając mnie i gdy już miał wchodzić do łazienki zerwał ze mnie ręcznik i uśmiechnął się szeroko.- Mówiłem, że się odegram- zaśmiał się.
Ja spanikowany sięgnąłem szybko po jakąś bluzę leżącą obok na komodzie i zasłoniłem się od razu. Bałem się, że zauważy blizny nad pośladkami...Zarumieniłem się i spojrzałem na Dawida z wyrzutem rozbawiony mimo wszystko.
- No co się tak patrzysz? Ładny masz tyłek, to po co go zasłaniasz?- prychnął rozbawiony po czym zniknął w łazience.
Gdy zamknął drzwi odetchnąłem cicho i poszedłem ubrać jakieś dresy na siebie. Przy okazji zerknąłem na blizny. Tuż nad linią bokserek miałem wypalony petami od fajek napisz 'Szmata'... Stara pamiątka po byciu kurwą na ulicy. Od dawna chciałem to zakryć tatuażem, ale nie miałem na to pieniędzy. Blizny już się trochę zatarły i nie było to tak widocznie a napisu nie dało się rozczytać na pierwszy rzut oka, więc zawsze odkładałem to na potem.
Westchnąłem cicho i poszedłem zmienić pościel. Nie miałem zamiaru się nad sobą teraz użalać. Nie jestem dumny z tego, co robiłem kiedyś, ale miałem swoje powody i nie znałem innego wyjścia. Musiałem sobie radzić tak, jak umiałem. Z moim wykształceniem nie mogłem znaleźć żadnej pracy, za którą byłbym w stanie się utrzymać, a tym bardziej jeszcze chodzić do szkoły.
Gdy zmieniłem pościel od razu położyłem się na jednej części łóżka i zamknąłem oczy by trochę się zrelaksować.
Niedługo potem przyszedł Dawid ubrany w bluzkę i bokserki.
- Hm? Śpisz?- szepnął podchodząc cicho do łóżka.
- Nie. Leżę sobie- otworzyłem oczy i uśmiechnąłem się ciepło. Widziałem kilka siniaków na jego nogach i skrawek bandaża na kostce starannie zamaskowanego skarpetką. Nieźle go poharatał... Jednak bardziej moją uwagę przykuł brak opatrunku na nadgarstkach, z czego byłem cholernie dumny. Dotrzymywał obietnicy.
Chłopak odwzajemnił mój uśmiech i położył się obok.
- To.. .dobranoc?- spojrzał na mnie pytająco i sięgnął do lampki nocnej.
- Dobranoc- uśmiechnąłem się szeroko kładąc się przodem do niego.
Gdy światło zgasło, a Dawid się ułożył przysunąłem się do niego lekko i objąłem go trochę niepewnie. Dopiero po chwili chłopak też mnie przytulił przyciągając tym samym do siebie. Wtuliłem się w niego, a chwilę potem zasnąłem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)