Rodział 14

Siedziałem w salonie z małym kartonem obok i szerokim uśmiechem. Jake, mój przyszywany brat wysłał mi paczkę pełną słodyczy i list, w którym obiecał, że niedługo zjawi się w Polsce. Cieszyłem się, jak dzieciak na Gwiazdkę. Nie widziałem się z nim dobre 10 lat, a kiedyś był moim jedynym przyjacielem w sierocińcu i mimo, że był młodszy to on zawsze musiał mnie pilnować, bym nie wpakował się w kłopoty.
W dodatku dzisiaj miał przyjść Dawid. Kolejny powód do uśmiechu. Rozmowy z nim były tak swobodne, jakbyśmy znali się latami, a nie kilka tygodni. No i fakt, że nie będę w domu cały dzień sam też jakoś podnosił mnie na duchu.
Miałem dzisiaj dobry humor. Nie przejmowałem się kolejną kłótnią na spotkaniu, następną pracowitą nocą i ćwiczeniami. Miałem zakwasy, ale nie zwracałem na nie uwagi. Nawet nie przejąłem się faktem, że zaczynają mi wystawać żebra i jestem trochę bledszy, niż normalnie. Zgasiłem niedopałek o róg blatu i sięgnąłem po kubek z kawą dopijając ją. Było już po 11:00, a ja wstałem dwie godziny temu i dopiero niedawno zabrałem się za 'śniadanie'. Nawet chciałem coś zjeść, ale widząc prawie pustą lodówkę wolałem oszczędzić te zapasy na potem.
Siedziałem tak dość bezczynnie i gapiłem się w telewizor, aż nie usłyszałem kliknięcia zamka w drzwiach. Potrzebowałem chwili, by przypomnieć sobie, że przy ostatnim spotkaniu dałem Dawidowi klucz do mieszkania. Wiem, że to głupie dawać takie rzeczy ledwo poznanej osobie, ale wiedziałem, że mogę mu zaufać. Poza tym nie było tu nic, co warto by było ukraść.
- Szymon?- usłyszałem po chwili jego głos i odgłosy zdejmowanych butów.
- Jestem w salonie- opowiedziałem i odwróciłem głowę w stronę przedpokoju.
Gdy tylko chłopak pojawił się w wejściu przywitałem go ciepłym uśmiechem.
- Hej- odpowiedział z cichym warknięciem i wręcz padł obok mnie na kanapę.
Przyglądałem mu się parę sekund w milczeniu. Widziałem, że coś jest nie tak...
On już nawet nie próbuje udawać. Poza tym spod jego kołnierzyka wystawał kawałek bandaża i lekko kulał wchodząc tu. Pewnie próbował to ukryć...
- No mów- powiedziałem, gdy w końcu na mnie spojrzał.
Odetchnął cicho i skrzywił się zanim zaczął mówić.
- Nie chce już nigdy widzieć Łasicy...Niech skurwiel zdycha w ogniu piekielnym. Pizda nieczuła i niech na dziwki chodzi jak czegoś skurwielowi brakuje... Dobra. Wygadałem się- spojrzał na mniej już nieco bardziej opanowany.
- Znowu cię zmusił?
Krótkie zaprzeczenie.
- To co zrobił? Chodzi o tą całą naukę miłość?- zmarszczyłem lekko brwi przyglądając mu się.
Znowu zaprzeczył.
- No więc o co chodzi?
- Bo... Kurwa no!- walnął pięścią o podłokietnik kanapy.- Chciałem spróbować po raz ostatni. Chciałem pokazać mu, że go kocham. Pozwoliłem mu nawet na seks- odetchnął głęboko wyładowując tym samym kolejną porcję napięcia.
- I się pobiliście?- uniosłem lekko brew.
Dawid w odpowiedzi tylko skinął głową. Wolałem nie drążyć już tego tematu, wiedząc, że to go tylko bardziej wkurzy. Był opatrzony i nie wyglądał, by coś poważnego mu się stało na szczęście.
- Ranyy Dawid...- skrzywiłem się nieco i przeczesałem odchylając głowę lekko do tyłu.- On i bez tego wie, że go kochasz, a oddawaniem mu swojego ciała nie sprawisz, że cię pokocha. Miłość, to nie seks.
- On mi powiedział, że mnie nigdy nie pokocha. Powiedziałem mu, że sobie kogoś znajdę, a on na to tylko 'a tak fajnie nam było'... Rozumiesz to? I potem już tylko stwierdził, że jestem idiotą, że go kocham. On... Tak po prostu mnie przeleciał, a potem powiedział że jestem nikim i sobie poszedł- przetarł skronie i westchnął ciężko. Widziałem, że chłopak był bliski płaczu...
- Czemu ty mu na to jeszcze pozwalasz?- zapytałem spokojnym głosem, by jakoś i jego uspokoić.
- Bo go kocham. I nic na to nie mogę poradzić- odpowiedział markotnie i spojrzał na niedopałek na stoliku
- Dawid wiesz, że w ten sposób nic nie naprawisz... Ranisz tym tylko siebie.
- Miałem nadzieję, że on żywi choć trochę uczucia do mnie. Ale teraz wiem, że siebie tylko okłamywałem. Nie chcę go znać. Robiłem wszystko, by mnie pokochał, ale jak widać on tego nie potrafi- warknął podjudzając się na nowo.
- Słusznie... Nie rób tego więcej, bo to nic dobrego nie przyniesie. Sam powiedziałeś, że nic do ciebie nie czuje- ściszyłem trochę ton głosu.
- Wiem! Przecież do cholery wiem!- krzyknął i schował twarz w dłoniach wciskając ją mocno, jakby chciał się tam schować cały.
- Ale spokojnie- klęknąłem na kanapie i podszedłem, by go przytulić opiekuńczo. Wydawało mi się, że właśnie takiego wsparcia potrzebuje.- Za bardzo się tym ranisz, a ja nie chcę, aby działa ci się krzywda- tym razem już prawie szeptałem.
- To nie jest takie proste-także szepnął i spojrzał na mnie kątem oka unosząc nieco głowę znad dłoni.
- Wiem... Ale warto się postarać- uśmiechnąłem się ciepło. Nie wiedziałem, jak okazać chłopakowi wsparcie, a tym bardziej pomoc. Jedynym wyjściem była rozmowa.
- Ciągle się staram! Ale zamiast tego bardziej w to brnę- szepnął zrezygnowany.- Kiedyś potrafiliśmy jeszcze normalnie rozmawiać. I wtedy okazywał mi chociaż jakieś ciepło.
- Może zapomniał jak to się robi?- uśmiechnąłem się trochę zakłopotany.- I wiesz co? Wydaje mi się, że tobie był potrzebny taki zimny prysznic. Inaczej sam nigdy byś tego nie zakończył.
Dawid przyglądał mi się pustym wzrokiem, jakby nie rozumiał nic z tego, co powiedziałem, po czym zaklął coś pod nosem i spuścił wzrok na podłogę, łokcie podpierając na kolanach.
- Mam go już gdzieś... Niech wypierdala- wręcz wypluł te słowa i przetarł twarz dłonią.
- Na prawdę?- uniosłem brew samemu nie dowierzając, że to powiedział.
- Nie... Ale muszę jakoś o nim zapomnieć. Może kiedyś doceni co stracił. Ważniejsze teraz, bym pozbył się uczuć do niego- mruknął zerkając gdzieś w kąt pokoju.
- W końcu gadasz z sensem- uśmiechnąłem się pocieszająco i poklepałem go po ramieniu.
- Ta... Ej ogólnie wiedziałeś, że Alex wyjechał?- spojrzał na mnie w końcu i wyprostował się.
- Nie. Raczej nie rozmawiamy ze sobą. Gdzie?- zapytałem zaciekawiony.
- A chuj go tam wie- wzruszył ramionami.- Ważne, że daleko ode mnie i z Natanem- uniósł kącik ust wyraźnie zadowolony z tego faktu.- Mówił coś tylko, że Łasica go o coś poprosił, więc pewnie i my niedługo dołączymy- dodał po chwili.
- Serio?- zmarszczyłem brwi.- Nie na rękę mi to... Ja mam pracę- prychnąłem już wyobrażając sobie reakcje szefa, gdy po kilku dniach pracy poproszę o urlop.
Wzrok Dawida powędrował na mnie i uśmiechnął się półgębkiem przyglądając mi się badawczym wzrokiem.
- Jaką?
Przełknąłem dyskretnie ślinę... Cholera... Ładnie się wkopałem, nie ma co. Westchnąłem ciężko i skrzywiłem się.
- Jestem barmanem w klubie nocnym- mruknąłem od niechcenia mając nadzieję, że nie będzie wypytywał.
Ale chłopak miał inne plany.
- Nocnym czyli?-uniósł brew znacząco i usiadł przodem do mnie krzyżując nogi przed sobą.
- O rany chłopie w życiu nie byłeś w klubie nocnym?- prychnąłem i wyciągnąłem papierosa, by się uspokoić i nie powiedzieć za dużo.
- I to w nie jednym... Ale kluby są różne- wzruszył ramionami uśmiechając się chytrze. Domyśliłem się, że już mnie rozgryzł...
- Tak... W klubie ze striptizem. Lepiej?- wydmuchnąłem mu dym w twarz mrużąc oczy.
Dawid tylko rozgarnął go dłonią, a jego uśmieszek się poszerzył.
- Więc kiedyś cię odwiedzę krasnalu- potargał mi włosy uśmiechając się szeroko.
Trochę zbił mnie z tropu i na chwilę mnie zamurowało... Wiedziałem, że zaprzeczanie i temu podobne reakcje jeszcze bardziej go zachęcą, by dowiedzieć się, jak to dokładnie wygląda. Miałem tylko nadzieję, że do jego wizyty jeszcze nie wejdę na scenę.
Wzruszyłem lekko ramionami z ciepłym uśmiechem.
- Jasne zapraszamy... Więcej klientów to więcej alkoholu do sprzedania- wyszczerzyłem się ukrywając szybko moje zakłopotanie.
- Wybacz... jestem bankrutem- usłyszałem tylko beztrosko.
Spojrzałem na Dawida zaskoczony
- Jak to?!
Chłopak wzruszył ramionami lekceważąco i spojrzał na swoje kościste kolana.
- Normalnie. Odkąd poznałem Filipa, mieszkałem u niego... Byłem jego dziwką- skrzywił się ściszając głos. Na tą wiadomość otworzyłem szeroko oczy zszokowany- Utrzymywał mnie w zamian za sex. Moje uczucia nigdy go tak na prawdę nie obchodziły.
Potrząsnąłem głową szybko na boki i podszedłem do Dawida, by po raz drugi tego dnia go przytulić.
- Utrzymankiem- poprawiłem go.- Nie byłeś jego dziwką, a utrzymankiem- wyjaśniłem, gdy spojrzał na mnie pytająco. Zanim jeszcze zdążył zaprzeczyć ja mówiłem dalej. Wiedziałem, że teraz potrzebuje czyjejś pomocy, a ja byłem prawdopodobnie jedyną osobą, która mogła mu ją zaoferować.- Tak to nazwijmy i niech tak zostanie- uśmiechnąłem się ciepło.- Jeśli teraz nie masz gdzie mieszkać mógłbyś zostać u mnie. Klucze masz, miejsca też starczy... Razem damy sobie radę nie? I nie będziesz kłopotem, ani niczym takim!- zapewniłem zanim ten zdążył się odezwać.
Jego oczy patrzyły na mnie z lekkim niedowierzaniem i obojętnością.
- Nie potrzebuję łaski- prychnął krzywiąc się.- Mam gdzie pójść... Mam tu ciocię, u której mogę zamieszkać.
Westchnąłem cicho.
- No dobra, jeśli tak chcesz... Ale jakbyś kiedyś zmienił zdanie to zapraszam- uśmiechnąłem się szeroko.
- Jasne... Dzięki Szymek- potargał mi włosy z ciepłym uśmiechem. Zaśmiałem się i wytknąłem mu język, co było kiepskim posunięciem, bo sekundę później Dawid ugryzł mnie w niego lekko, a chwilę potem pocałował mnie czuło. Zarumieniłem się zaskoczony jego zachowaniem, ale oddałem mu po chwili pocałunek z cichym pomrukiem zadowolenia. Gdy chłopak odsunął się ode mnie uśmiechnąłem się ciepło.
- Nie ma za co... Zawsze już mi tak będziesz dziękować?- uniosłem lekko brew rozbawiony.
- Mooożeeee- wymruczał uśmiechając się tajemniczo, po czym obaj wybuchliśmy śmiechem.
- Ej Dawid to ty teraz powinieneś znaleźć sobie jakąś pracę nie?- zapytałem gdy już się oboje uspokoiliśmy.
Chłopak spojrzał na mnie trochę zaskoczony pytaniem i skinął głową.
- No tak... Z tym będzie problem- mruknął zaczesując włosy do tyłu i odetchnął cicho przymykając oczy.
- Czemu?- usiadłem przodem do niego po turecku.
- Skończyłem liceum i zdałem maturę. Potem Filip mnie ze sobą zabrał- mruknął.
- Ha... Ty przynajmniej masz maturę. Nie będzie tak źle- uśmiechnąłem się pokrzepiająco, chociaż wiedziałem, że nawet po studiach ciężko dostać pracę.
- Pewnie skończę jako kelner w jakimś barze- wzruszył ramionami.- A ty? Nie zdałeś matury?
Pokręciłem głową na boki.
- Czemu?- dopytywał dalej przyglądając mi się ciekawsko.
Wolałem, by nie znał prawdy... Przynajmniej na razie. Nie było się czym chwalić, a nie chciałem go do siebie zrazić. Stał się najbliższą mi osobą i w ogóle jedyną, którą do siebie dopuszczałem. Nie chciałem, by miał o mnie złe zdanie, a na prawdę jeszcze przyjdzie czas. Teraz najważniejsze było, by Dawid znalazł sobie pracę i mógł żyć na własny rachunek.
- Długa historia. Kiedyś ci opowiem- uśmiechnąłem się szeroko.- Może przy piwie. A teraz zbieraj się i idziemy poszukać ci jakiejś pracy- klasnąłem w dłonie zadowolony starając się zmienić temat.
Dawid przyglądał mi się chwilę zagadkowym wzrokiem, którego nigdy nie mogłem rozszyfrować, aż w końcu zamrugał, jakby wracając tu. Na kanapę.
- Teraz? My?- uniósł lekko brew zaskoczony.
- No tak. Myślisz, że jak jesteś ranny, to ci odpuszczę. Zbieraj się. Pomogę ci- uśmiechnąłem się szeroko i wstałem z kanapy. Przeciągnąłem się stając na palcach i odetchnąłem cicho.
Widząc ciepły uśmiech Dawida podniosłem się trochę na duchu i ruszyłem do przedpokoju razem z nim. Ubraliśmy buty, zabrałem ze sobą swoją torbę na wszelki wypadek i wyszliśmy.
- Pewnie nic lepszego niż kelner nie znajdę- Dawid odezwał się po chwili ciszy patrząc przed siebie spokojny.
Spojrzałem na niego i mimowolnie kąciki ust powędrowały mi do góry. Był cholernie przystojny, a teraz wydawał się tak spokojny mimo tego, co działo się naokoło niego. Wiatr lekko rozwiał jego włosy odsłaniając czoło. Nagle zauważyłem wygolone miejsce tuż obok skroni. Normalnie włosy je zasłaniały. Nie wyglądało jak zwykłe wygolenie u fryzjera, bo było trochę nierówne i w kilku miejscach zauważyłem małe szwy. Domyśliłem się, że miał rozwaloną głowę, ale wolałem go o to nie pytać. Bez sensu było przywoływać złe wspomnienia.
W końcu po dłuższej chwili takiego przyglądania mu się Dawid spojrzał na mnie.
- Co cię tak zaciekawiło krasnalu?- zapytał uśmiechając się zadziornie i potargał mi włosy.
Zaśmiałem się cicho i wysunąłem się zgrabnie spod jego dłoni wyprzedzając go o kilka kroków.
- Ty- odpowiedziałem i odwróciłem się do niego idąc tyłem uśmiechając się szeroko.
W odpowiedzi dostałem ciche prychnięcie.
- Nic we mnie ciekawego. A ty uważaj, bo jeszcze wpadniesz na słup- zaśmiał się cicho.
Wytknąłem mu język rozbawiony.
- Nie wpadnę. Ej... Wiesz, że masz ładne oczy?- palnąłem dopiero po chwili uświadamiając sobie, jak to zabrzmiało. Chłopak spojrzał na mnie rozbawiony, a chwilę potem zaczesał znowu włosy, tak by zasłaniały mu pół twarzy.
- Nie lubię ich. Są szare... I wiecznie smutne- mruknąłem pod nosem uciekając wzrokiem i udając, że rozgląda się po informacjach o zatrudnieniu.
- Marudzisz. Mi tam się podobają- powiedziałem odwracając się, by iść już przodem. Temat nam się skończył, więc szliśmy w ciszy, ale nie tej krępującej... Czułem się przy nim na tyle swobodnie, że wcale nie musiałem z nim ciągle rozmawiać. Z resztą, wiedziałem, że na dłuższą metę może być to trochę upierdliwe zwłaszcza dla osoby tak cichej jak Dawid. Skupiłem się na szukaniu ogłoszeń.

Po kilku godzinach poszukiwań, gdy obskoczyliśmy większość barów, restauracji i tym podobnych zmęczeni postanowiliśmy wracać. Było już trochę ciemno mimo ciepłej pory i zbierało się na deszcz. Tylko w kilku barach szukali personelu i spisali numer Dawida z informacją, że się odezwą. Gdzieś przy okazji zatrzymaliśmy się na piwo i wtedy stwierdziliśmy, że dalsze poszukiwania nie mają sensu. Dawid zgodził się u mnie spać. Nie chciałem go zostawiać samego, a i ja też nie chciałem znowu spędzać czasu sam.

- Ej ale ty tak serio z tym białym?- zapytał przeczesując włosy i spojrzał na mnie pytająco. Byliśmy już niedaleko mojego mieszkania.
- No... Ciekawie by ci było. Albo czarno-białe.- uśmiechnąłem się szeroko i nagle znieruchomiałem słysząc jakiś szelest w krzakach. Odruchowo sięgnąłem po nóż z torby przyglądając się gęstwinie liści.
Pierwszą myślą był Kaspian. A drugą, by spierdalać jak najdalej.
Kilka sekund później moje napięcie trochę opadło i schowałem dyskretnie nóż.
Dawid spojrzał na mnie zaskoczony i też przystanął.
- Co jest?- zapytał podążając wzrokiem w to samo miejsce co ja.
- Słyszałeś to?- spojrzałem na niego pytająco i potem znowu na krzaki.
- Nie... Przewrażliwiony jesteś, bo pijany chyba nie- uśmiechnął się lekko, ale też przygladal sie krzakom.
W końcu podszedłem do nich i rozgarnąłem je ręką. Przez pierwsze kilka sekund nie mogłem rozpoznać tego, co właśnie przede mną leżało. Dopiero, gdy to coś zaskomlało zrozumiałem, że to szczeniak. Kucnąłem patrząc na niego zaszokowany. Był cały we krwi, zwinięty w kulkę i trząsł się nie wi,wiadomo czy z zimna, bólu, czy strachu.
- Dawid...- wyszeptałem ledwo słyszalnie.- Chodź tu- nie odrywałem wzroku od psiaka. Uwielbiałem zwierzęta i nie mogłem patrzeć na ich krzywdę.
- Kotek?- zapytał zdezorientowany i podszedł do mnie kucając obok.
- Pies- poprawiłem go pochylając się na maluchem, by go obejrzeć. Wyglądał, jakby coś go potrąciło. Pies widząc mnie próbował się odsunąć wyraźnie wystraszony, ale poskutkowało to tylko jego głośniejszym zaskomleniem.
- Biedactwo- mruknął Dawid również patrząc na psa.
- Jakiś skurwiel go chyba potrącił- prychnąłem z odrazą.- Ma poszarpane ucho i nie może się ruszyć. Wiesz, czy gdzieś tu jest jakiś weterynarz niedaleko?- spojrzałem w końcu na chłopaka.
- Z tego co kojarzę, to powinien być jakiś w okolicy. Pójdę po niego- podniósł się i ruszył poszukać kliniki.
Ja przez ten czas siedziałem przy szczeniaku patrząc na niego ze współczuciem. Nie chciałem go dotykać bojąc się, że coś uszkodzę przypadkiem. Nigdy nie rozumiałem ludzi, którzy z zimną krwią zabijali lub bili Bogu ducha winne zwierzęta, w dodatku myśląc, że te nie mają uczuć. Akurat psy potrafiłem docenić bardziej niż nie jednego człowieka. Wierne, prawdziwe, pocieszne... Ludzie, których zabijałem byli milion razy gorsi. Zastanawiałem się kto go potrącił mając ochotę zrobić z tym ścierwem to samo. Mówiłem czasem do szczeniaka stając się go uspokoić lub coś, a w myślach modliłem się, by weterynarz nie przyszedł za późno.
W końcu Dawid przyszedł z jakimś mężczyzną w białym fartuchu i z torbą pierwszej pomocy. Bez słowa odsunąłem się podchodząc do chłopaka i dałem weterynarzowi robić swoje. Nerwowo wyciągnąłem fajki, by zapalić.
- Dzięki- mruknąłem do Dawida zaciągając się i uśmiechnąłem się lekko. Poczęstowałem go papierosem widząc, że i on jest spięty.
- Nie ma za co. Oby nie było z nim źle- mruknął zerkając na lekarza, który badał dokładnie szczeniaka, który teraz leżał już na czystym kocu.
- Wezmę go do siebie- odezwałem się po chwili ciszy tupiąc nerwowo nogą.
Dawid skinął głową.
- Kupię mu karmę po drodze- szepnął odrywając wzrok od zwierzęcia.
Przez resztę czasu nie odzywaliśmy się. Gdy weterynarz skończył opatrywać i składać psa do kupy podszedł do nas trzymając go ostrożnie na rękach i uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Muszę go na tą noc zabrać do kliniki, by mieć pewność, że wszystko z nim okej. Tutaj nie mogę za dużo zrobić... Przyjdźcie po niego jutro jeśli chcecie.
- Przyjdę. I zapłacę za leczenie- po tych słowach spojrzałem na szczeniaka ze współczuciem. Teraz gdy nie był cały we krwi i byl owiniety kocem wygladal rozczulajaco. Chyba byl rasowy.
Gdy lekarz odszedl ruszylismy w stronę mojego mieszkania. Cisza między nami nie trwała długo, bo rozdzwonił się mój telefon. Wyjąłem go i spojrzałem na kontakt.

 Marek

Na moich ustach pojawił się grymas niezadowolenia. Przez to wszystko zapomniałem, że dzisiaj mam też pracę i trening. Zerknął kątem oka na Dawida, który nie zwracał na mnie uwagi wyraźnie nad czymś zamyślony.
Odebrałem.
- Czy ja mam po ciebie tak codziennie wydzwaniać matole?- warknął rozzłoszczony chłopak.
- Tak- prychnąłem.- Posłuchaj mogę sobie dzisiaj zrobić wolne? Trochę się wydarzyło i nie za bardzo mam jak teraz przyjść. Proszę cię... Tylko ten jeden dzień- wyszeptałem, by nie zwrócić uwagi chłopaka idącego obok. Nie chciałem teraz gonić Dawida do domu.
- Pogrzało cię chyba chłopaku. Ledwo kilka dni jesteś w pracy, jeszcze nawet nie zacząłeś tańczyć, a już chcesz wolne?- warczał coraz bardziej wkurzony.
- Potem ci wyjaśnię... Marek proszę. Przyjdę jutro wcześniej i pomogę w sprzątaniu okej?- powiedziałem błagalnie.
Usłyszałem głęboki oddech po drugiej stronie słuchawki, po czym Marek odezwał się już spokojniejszym tonem.
- No dobra. Ten jeden raz. Do jutra- rozłączył się.
Odetchnąłem z ulgą i schowałem telefon. Nawet nie zdałem sobie sprawy, że Dawid przez cały czas przysłuchiwał się rozmowie.
- Coś się stało?- zapytał patrząc na mnie trochę zdezorientowany.
- Nic. Wziąłem sobie dzisiaj wolne. Nie mam ochoty tam dzisiaj iść. Jestem zmęczony- mruknąłem i uśmiechnąłem się lekko.
- Na pewno? Bo jeśli musisz, to nie rób sobie przeze mnie kłopotów...
- Nie!- zaprzeczyłem mu od razu.- Po prostu nie mam ochoty tam dzisiaj iść... Cały czas myślę o tym szczeniaku-mruknąłem patrząc przed siebie.
- A.. No skoro tak. Aż tak przejmujesz się tym szczeniakiem?
Skinąłem głową.
- Lubię zwierzęta. Ponoć jak byłem mały mieliśmy w domu psa, ale tego nie pamiętam. Miałem z dwa latka- uśmiechnąłem się mimowolnie przypominając sobie znalezione kiedyś zdjęcie ze mną i jakimś bulldogiem.
Dawid poczochrał mi włosy i uśmiechnął się ciepło.
- Nie przejmuj się. Maluch jest w dobrych rękach. Jutro go odbierzesz, a nim się obejrzysz będzie ci sikał na meble- prychnął rozbawiony pod nosem.
Zaśmiałem się.
- Dzięki- prychnąłem rozbawiony.
Weszliśmy na moją klatkę schodową, a chwilę potem do mieszkania.
- Nie ma za co Szyneczko- mruknął śmiejąc się pod nosem.
Spojrzałem na niego z uniesioną brwią rozbawiony i zdjąłem byty.
- A ty nadal z tą Szynką? Naucz się w końcu poprawnie mówić zamiast się ze mnie nabijać- wytknął mu język, a widząc, że chłopach chciał go złapać między palce szybo uciekłem mu do łazienki zamykając się.- Nie tym razem!- krzyknąłem zza drzwi rozbawiony.
- Jeszcze cię dopadnę!- odkrzyknął, po czym usłyszałem tylko jego oddalające się kroki.
Umyłem się i trochę ogarnąłem ciesząc się z jednej normalnie przespanej nocy. Muszę przywyknąć do takiego trybu. Przygotowałem Dawidowi jakiś ręcznik, zapasową szczoteczkę i wyszedłem z łazienki w samym ręczniku na biodrach.
- Dawid kochanie teraz twoja kolej!- krzyknąłem rozbawiony. Dobiegł mnie stłumiony śmiech z kuchni, a chwilę potem wyszedł z niej Dawid z fajką w ręku.
- No dzięki skarbie, że tak szybko- prychnął wymijając mnie i gdy już miał wchodzić do łazienki zerwał ze mnie ręcznik i uśmiechnął się szeroko.- Mówiłem, że się odegram- zaśmiał się.
Ja spanikowany sięgnąłem szybko po jakąś bluzę leżącą obok na komodzie i zasłoniłem się od razu. Bałem się, że zauważy blizny nad pośladkami...Zarumieniłem się i spojrzałem na Dawida z wyrzutem rozbawiony mimo wszystko.
- No co się tak patrzysz? Ładny masz tyłek, to po co go zasłaniasz?- prychnął rozbawiony po czym zniknął w łazience.
Gdy zamknął drzwi odetchnąłem cicho i poszedłem ubrać jakieś dresy na siebie. Przy okazji zerknąłem na blizny. Tuż nad linią bokserek miałem wypalony petami od fajek napisz 'Szmata'... Stara pamiątka po byciu kurwą na ulicy. Od dawna chciałem to zakryć tatuażem, ale nie miałem na to pieniędzy. Blizny już się trochę zatarły i nie było to tak widocznie a napisu nie dało się rozczytać na pierwszy rzut oka, więc zawsze odkładałem to na potem.
Westchnąłem cicho i poszedłem zmienić pościel. Nie miałem zamiaru się nad sobą teraz użalać. Nie jestem dumny z tego, co robiłem kiedyś, ale miałem swoje powody i nie znałem innego wyjścia. Musiałem sobie radzić tak, jak umiałem. Z moim wykształceniem nie mogłem znaleźć żadnej pracy, za którą byłbym w stanie się utrzymać, a tym bardziej jeszcze chodzić do szkoły.
Gdy zmieniłem pościel od razu położyłem się na jednej części łóżka i zamknąłem oczy by trochę się zrelaksować.
Niedługo potem przyszedł Dawid ubrany w bluzkę i bokserki.
- Hm? Śpisz?- szepnął podchodząc cicho do łóżka.
- Nie. Leżę sobie- otworzyłem oczy i uśmiechnąłem się ciepło. Widziałem kilka siniaków na jego nogach i skrawek bandaża na kostce starannie zamaskowanego skarpetką. Nieźle go poharatał... Jednak bardziej moją uwagę przykuł brak opatrunku na nadgarstkach, z czego byłem cholernie dumny. Dotrzymywał obietnicy.
Chłopak odwzajemnił mój uśmiech i położył się obok.
- To.. .dobranoc?- spojrzał na mnie pytająco i sięgnął do lampki nocnej.
- Dobranoc- uśmiechnąłem się szeroko kładąc się przodem do niego.
Gdy światło zgasło, a Dawid się ułożył przysunąłem się do niego lekko i objąłem go trochę niepewnie. Dopiero po chwili chłopak też mnie przytulił przyciągając tym samym do siebie. Wtuliłem się w niego, a chwilę potem zasnąłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz