- Stary wybacz... Sam wiesz, że gdybym nie musiał, nie robiłbym tego, ale przez twoją ostatnią awanturę straciliśmy kolejnego klienta. MOJEGO w dodatku...- tłumaczył się zakłopotany.
- Wiem wiem. Nie tłumacz się ciągle, rozumiem- spojrzałem na Igłę spokojnie i klepnąłem go w ramię.- Nie mam ci tego za złe. I nie martw się. Nadal masz u mnie darmowe próbki- zaśmiałem się pod nosem.
Igła uśmiechnął się do mnie z wdzięcznością.
- Dobra stary, bo mi się poryczysz. Się nie rozstajemy na zawsze. Do zoba- przybiliśmy i wyszedłem z zaplecza studia kierując się do wyjścia.
Ta... wyleciałem z wymarzonej pracy.
Wiedziałem, że kiedyś i tak odejdę. Nawet myślałem, czy samemu nie zrezygnować. Igła dużo przeze mnie tracił, a ja mimo to nadal robiłem kłopoty.
No cóż. One same się za mną włóczą.
O kasę przez jakiś czas martwić się nie muszę. Na koncie mam jeszcze wystarczająco na mieszkanie, prąd i wodę, a resztę zarobię na Pradze i w klubach jak będzie trzeba.
Od teraz miałem dla siebie całe dni.
Ta. Będę się marnował na kanapie przy kiepskich filmach i kubku kawy...
Przynajmniej dzisiaj mam do robić. Muszę zarobić trochę kasy i przygotuję się na walkę z gangiem. Jest jeszcze wczesna godzina. Mam dużo czasu.
Zaliczyłem budkę z fastfood'ami i złapałem tramwaj na Pragę.
~~~~
Do domu wróciłem po trzech godzinach około 12:00. Nie zarobiłem dużo, ale czego mogłem się spodziewać w południe w dzień roboczy? Nawinęło mi się kilku bezdomnych i ćpunów.
To tyle.
Schowałem kasę do szafy w sypialni wsuwając ją pod grube swetry zimowe, których nie noszę od kilku ładnych lat. Służą mi tylko jako skrytka na pieniądze.
Odetchnąłem zatrzymując się na środku sypialni i przeczesałem włosy do tyłu z zamkniętymi oczami. Wypuściłem głośno powietrze i zamyśliłem na chwilę.
Zacząłem układać w głowie listę rzeczy potrzebnych.
Torba.
Noże przy rękawach, scyzoryki na kostkach.
Dwa pistolety za paskiem.
Kamizelka kuloodporna.
Znalazłem kiedyś na rynku torby wojskowe. Mają dużo kieszeni, co jest przydatne, w dodatku z tyłu są paski, za które często chowam nóż, gdy mam bluzkę na krótkim rękawku. Na zewnątrz wygląda jak kostka <plecaki>. ( Ta duma bo to moja c': - dop.aut. )
Tak. Ja do wszystkiego dopinam przypinki i przyszywki. Nawet przy spodniach mam kilka.
Schowałem do środka potrzebne rzeczy, napiłem się na szybko energetyka i już byłem gotowy do wyjścia.
Była dopiero 13:00, ale chciałem się jeszcze przejść do centrum. Nie lubię spędzać czasu bezczynnie w domu.
Podjechałem pod centrum Warszawy tramwajem i zacząłem szlajać bez celu po uliczkach. Nic szczególnego nie przykuło mojej uwagi na dłużej. Kilku artystów ulicznych i tancerzy dostało ode mnie drobne z kieszeni, zahaczyłem przy okazji o Mc po czym zniknąłem między mniej uczęszczane uliczki, by odpocząć od ulicznego zgiełku. Trafiłem na jedną z biedniejszych części Wawy. Stare, sypiące tynkiem kamienice, skrzypiące okna na starych zawiasach, podwórka ograniczone do drzewa i zawieszonej na nim huśtawki z opony albo kawałka drewna. O wiele bardziej odpowiadał mi spokój tutaj, niż hałas i wieczna bieganina w centrum, czy ciągle unowocześniane części miasta. Usiadłem pod jedną z kamienic od strony podwórka i spędziłem tam jakiś czas popalając co chwilę ze słuchawkami w uszach.
Zerknąłem na zegarek w telefonie.
15:14
Odetchnąłem i z trudem poszedłem na najbliższy przystanek autobusowy. Dojechanie pod kamieniołomy trochę mi zajmie.
Jadąc na miejsce dotarło do mnie, że zaczynam wpadać w rutynę.
Nie cierpię tego.
Zanim zostałem wciągnięty w ten cały gang po pracy wychodziłem ze znajomymi do centrum albo na Pragę. Teraz wracam i mam dość jakiegokolwiek towarzystwa przez tych wiecznie kłócących się psycholi.
Jezu starzeję się.
Na miejsce przyszedłem oczywiście ostatni.
Dzisiaj wszyscy wyglądali już lepiej. Alex siedział dziwnie podekscytowany przeglądając coś w swojej torbie, a reszta o czymś rozmawiała... Nie wiem czy można to było nazwać kłótnią.
Ja cicho usiadłem sobie na parapecie i zapaliłem przyglądając się temu zaciekawiony.
- Panienki to tylko kilka małych ran.- odezwał się wyraźnie już zirytowany Filip.- Wszystko już przygotowałem.
- Panienki?- Natan spojrzał na niego z odrazą.- Weź się Łasicu lecz.
- Harem se zrobił- usłyszałem od strony Dawida.
Czerwony Kapturek rzucił swoją torbą o ziemię i wstał łapiąc się za głowę i zaczesując włosy do tyłu.
- Ja pierdole tak mało?!
- Biedne dziecko... Chcesz to ci dam i pójdziesz sobie kupić?- Natan spojrzał na chłopaka z ironicznym uśmiechem typowym dla niego na co dzień.
- Wykorzystacie swoje doświadczenie czyli podpalenia, i wysadzanie na miejscu walki.- Łasic zwrócił się do Alexa- mówię, że mam to ci dam kilka.
Ale, że co niby da?
Spojrzałem na porzuconą torbę Alexa. W cieniu zauważyłem zarys jakiejś bomby.
Wszystko jasne.
Kolejny piroman się nam rodzi.
Płomiennowłosy spojrzał wściekle na Natana.
- To wszystko twoja wina, więc się tak nie szczerz!- wziął głęboki oddech i cofnął się od niego kilka kroków.- Sporo zrobiłem sam, ale muszę to jakoś przeboleć.
- Co moja wina? To ty żeś rzucił się na bluzę.
Dobra. Za mało przebywam z nimi, bo nie mam pojęcia o czym pierdolą.
Może dzięki temu mi jeszcze nie odbiło?
Zapaliłem sobie spokojnie. Dopóki nikt się do mnie nie przyczepił siedziałem cicho.
- Znów się kłócicie!- wrzasnął Filip.
- Ja tam jestem grzeczny- odpowiedział dumnie Emos uśmiechając się z wypiętą piersią.
- Filip ty jedyne co to wydajesz rozkazy, więc nie marudź- odpowiedział mu Smerf
- Dziwisz się?!- Alex znowu zaczynał.- O mało byś go nie zabił!
- Robię bomby, uczę was, użeram się z wami. Czego jeszcze chcecie?- Filip przeleciał po nas wszystkich wzrokiem.
- Żebyś nie traktował nas jak stado psów- mruknąłem pod nosem.
- Gdybym nie używał pejcza to byście się sami pozabijali. Żałosne.- usłyszałem odpowiedź.
Niech się ciągnie...
Zapomniałem przynieść mu tą maskę... No trudno. Może na tej misji go oszpecą, albo coś.
- Filip to co robimy?
- Za godzinę na zachodniej granicy Warszawy niedaleko. Radzę się nie spóźnić- warknął patrząc na Alexa wrogo. Podszedł jeszcze do wszystkich i rozdał nam małe słuchawki bezprzewodowe.- Będziemy się przez to kontaktować.
Alex wychodząc pokazał Filipowi język i zniknął na schodach.
- Mam snajperkę, tylko musiałbym się się gdzieś skampić na wieżowcu, żeby mnie nie widzieli- usłyszałem obojętny głos Natana.
Dawid coś mruknął i też poszedł.
- Nie wiem gdzie znajdziesz wieżowiec w takiej dziurze- zostałem tyko ja Filip i Natan.
- To jakieś bloki są tam do chuja nie?
Też się zwinąłem nie zauważony do domu. Nie musiałem się przygotowywać, ale naostrzyłem jeszcze noże, przygotowałem kilka dodatkowych magazynków i załatwiłem od kumpla 5 małych bombek na wszelki i swoich kilka dymnych.
Udałem się na miejsce.
Gdy przyszedłem na miejsce czekali już tam Dawid i Alex.
Ten drugi siedział na ziemi zdyszany. I na chuj się spieszył? Zgasiłem peta i przywitałem się kulturalnie siadając obok Alexa.
Ktoś zadzwonił do Dawida.
- Taaa?- odebrał.
- Jesteś niemożliwy- usłyszałem zanim z powrotem schował telefon.
Filip przyszedł spóźniony 10 minut.
- No a gdzie Natan?- zapytał.
Alex spojrzał na dach jednego z budynków z uśmiechem.
- Ślepy jesteś?
- Czuwa nad nami- zaśmiał się pod nosem Emo Dawid.
No proszę. On się umie śmiać.
Ładnie nawet.
- Takiej świecącej czupryny nie da się nie zauważyć- dzieciak był dzisiaj w humorze jak widać.
Spojrzałem na dach budynku. No właściwie miał rację. Trochę te włosy zlewały się z niebem, ale i tak Natan był dość widoczny jak na snajpera. Łasicu spojrzał w tą samą stronę i wrócił wzrokiem na nas. Zaśmiałem się cicho widząc jak mu brew drga.
- Dawid połącz mnie z tym durniem albo ja go zaraz zastrzelę- wysyczał przez zęby.
Powstrzymałem śmiech.
Alex też zaczął się śmiać pod nosem. Spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo i zaśmialiśmy głośniej.
Filip nie wytrzymał i wyjął z kieszeni Dawida telefon. Zadzwonił biorąc głośnomówiący.
- Co jest pedałku?- usłyszeliśmy po drugiej stronie słuchawki i wybuchnęliśmy śmiechem.
- Po chuj tam wlazłeś?- wysyczał przez zęby nasz pedał.- Masz 5 sekund na zejście.
Usłyszeliśmy śmiech a sekundę potem nad głową Łasica przeleciała kula trafiając w piasek.
- Po to szmato.- rozłączył się.
Razem z Alexem nie mogliśmy przestać się śmiać i opieraliśmy o siebie nawzajem.
- Masz... Wpierdol....- wywarczał wkurwiony sukinkot.
- Masz problem!!- usłyszeliśmy rozbawiony głos Natana i nawet Dawid zaczął się niekontrolowanie śmiać.
- Na dół kurwa!- Filip darł się w stronę budynku, co wyglądało jeszcze bardziej komicznie niż jego mina.
- Ł... Łasica spokojnie- młody miał problemy z powiedzeniem czegokolwiek przez śmiech.
Łasica odebrał telefon znowu na głośnik.
- Po pierwsze nie jestem kurwa, a po drugie to nie drzyj ryja tylko spójrz przed siebie bo masz towarzystwo popierdoleńcu.
Nagle tuż koło Alexa przeleciała kula. Wyjął zapalniczkę i jakąś bombę by ją odpalić.
Od razu poderwałem się na równe nogi stojąc przodem do wrogiego gangu. Kilkunastu napakowanych, uzbrojonych po zęby łysych facetów stało kilka metrów od nas.
Wyjąłem od razu broń zza paska i odbezpieczyłem stając za drzewem.
- Tępy chuj i tyle- a Filip dalej wykłócał się z Natanem patrząc na wrogów.
- Tępy to ty jesteś.- usłyszeliśmy i chłopak się rozłączył, by zająć swoją robotą.
Chwilę potem było słychać świst trzech kul w powietrzu i trzech padło płasko na ziemię. Widziałem jak Alex chowa się za krzaki, by podejść bliżej. Odetchnąłem i usztywniłem dwóch kolejnych.
Jak tak dalej pójdzie skończymy w parę minut.
- Niedaleko stąd jest ich kryjówka. Najbardziej tam by się przydał pseudo snajper niż tu.- najwidoczniej Filip rozmawiał z Natanem przez słuchawki, bo teraz szef kitrał się za stertą kamieni ładując broń.
Co za debil.
Nie naładował w domu
Koło mnie przeleciało kilka kul. Padłem szybko za krzaki. Kamizelka kamizelką, ale w głowę mogłem dostać. Zauważyłem jeszcze czerwoną czuprynę wybiegającą po drugiej stronie krzaków. Rozejrzałem się i zastrzeliłem kolejnego, który schował się kawałek dalej.
Uśmiechnąłem się do siebie z satysfakcją i spojrzałem na spluwę z uśmiechem.
- W końcu...- mruknąłem do siebie. Po upewnieniu się, że nie dostanę kulki w plecy wyjrzałem zza krzaków.
Alex bawił się w kotka i myszkę z gangiem podrzucając co chwilę bomby paralizujące, a Dawid go ubezpieczał. Nie widziałem już Łasicy.
Podbiegłem bliżej i strzelałem z odległości pomagając chłopakom i przy okazji zabijając posiłki, które co chwilę dobiegały.
Krzyczeli coś do siebie, ale nie mogłem usłyszeć co.
Nagle usłyszałem wybuch i skuliłem się by nie oberwać... kawałkiem stopy.
O kurwa.
Przełknąłem ślinę i spojrzałem w stronę centrum hałasu. Alex pojechał po ziemi na plecach kawałek od zakrwawionego pola. Wysadził kogoś. Ci, którzy stali najbliżej byli brudni od krwi. Młody z resztą też.
- O fuck... No nieźle- uśmiechnąłem się i zaśmiałem pod nosem odstrzeliwując kolejnych, którzy szli na czerwonowłosego.
Dawid się trochę cofnął i strzelał spokojnie kucając przy kamieniach.
Jeden z mężczyzn złapał Alexa przystawiając mu spluwę do głowy. Chciałem strzelić, ale oczywiście skończyły mi się kule.
- Natan!- usłyszałem przerażony głos Alexa i wyjąłem szybko zza paska drugą broń. Odbezpieczyłem i wycelowałem.
Facet leżał plackiem na ziemi, a z dziury na głowie sączyła się krew.
- Kryjcie!- usłyszałem głos Alexa i spojrzałem w tamtą stronę. Chłopak wbiegał do ich kryjówki.
Rozejrzałem się po miejscu walki i zauważyłem jednego z nożem, który próbował zajść od tyłu Natana. Strzeliłem szybko i spojrzałem na biegnącego Smerfa.
Wybiegłem zza krzaków. Zostało ich o wiele mniej, a wszyscy chowali się gdzieś w terenie, tak, że praktycznie nikogo nie widziałem lub nie mogłem trafić.
- Kiedy zastrzelimy większość i będzie w miarę czysty teren Dawid i Alex pójdą podłożyć bomby.- usłyszałem przez słuchawkę.
Natan biegał po bokach rozstrzeliwując obstawę, Dawid gdzieś zniknął, a ja wbiegłem do opuszczonego bloku, skąd wcześniej strzelał Natan. Wyjrzałem przeładowując magazynek.
Filip dostał w ramię. Zachwiał się i złapał za nie krzywiąc się.
Smerf spojrzał na niego zdziwiony, powiedział coś i wbiegł na dach bloku mijając mnie.
Nagle poczułem mocny uścisk na swojej szyi i zimną lufę przystawianą do skroni. Jakaś cholera chciała mnie zastrzelić. Zanim cokolwiek zrobiła wbiłem mu nóż w gardło i odwróciłem na pięcie słysząc rozdzierający wrzask. Wypadłem z bezpiecznej kryjówki w bloku pakując w typka kulkę i chwilę później dostałem w nogę. Krzyknąłem i padłem na szczęście udało mi się za ścianą. Spojrzałem na ranę wkurwiony i zacisnąłem mocno powieki. Adrenalina płynąca w moich żyłach złagodziła ból i krwawienie, ale nie dałem już rady wyjść, by nie oberwać.
Chwilę potem wydarzenia potoczyły się w mgnieniu oka.
Zbiegający po schodach Natan wrzeszczał, bym spierdalał, dźwięk walącego się budynku i mocne szarpnięcie za ramię , które zerwało mnie na równe nogi, a osoba ciągnąca zmusiła do biegu.
Padłem na ziemię za jakimś blokiem patrząc zdyszany na Dawida. Niebieskowłosego nie było z nami.
- Postrzelili cię?- zapytał.
Oparłem głowę o zimny kamień bloku i oddychałem głęboko zaciskając powieki. Noga cholernie piekła i nie dawała mi teraz żyć.
- No jak widać- mruknąłem zerkając na ranę.
Przybiegł do nas Smerf z Alexem na rękach. Położył go obok mnie. Dzieciak był całkiem poturbowany i brudny od gruzu i kamienia.
- Ja go tam nie zostawię!- krzyknął desperacko i zerwał się do biegu, co mu raczej nie wyszło, bo skończył przerzucony przez ramię Natana.
- Ja pierdolę. Ja ciebie tam nie puszczę.- powiedział stanowczo.
- Może zaboleć- spojrzałem na Dawida, który przyłożył mi chusteczkę z wodą utlenioną do rany. Skrzywiłem się tylko.
- Jakby teraz nie bolało...- mruknąłem.
- Filip tam został?- zapytał przejęty Emo.
- Zostaw mnie!- darł się młody. Przypiął coś do Natana i spadł biegnąc w stronę jak się domyśliłem zawalonej bazy wrogiego gangu.
Wziąłem chusteczkę od Dawida i przytrzymałem przy ranie.
- Idź pomóż Alexowi- powiedziałem do Dawida.
Poleciał posłusznie znikając mi z oczu.
Natan dalej nie odpuszczał i darł się na Alexa trzymając go mocno, a ten panicznie wołał Filipa.
Matko... Jaka patologia.
Jakby się w nim... Otworzyłem szerzej oczy i zacisnąłem mocniej zakrwawioną już chusteczkę. Rozerwałem rękaw i podczas robienia sobie opaski uciskowej na udzie przeanalizowałem całe zachowanie Alexa względem Filipa...
On się w nim zakochał.
A przynajmniej zauroczył.
Odetchnąłem i wywróciłem oczami.
Narcyzowi w końcu udało się posadzić młodego obok mnie. Przytrzymałem chłopaka za ramię, by już nie uciekał.
- A rusz się, to ci drugą nogę uszkodzę, byś się ruszyć nie mógł.- zagroził mu i zaczął przemywać jego nogę spirytusem.
- Pomóc?- zapytałem patrząc na Natana.
- Nie trzeba.
- Jesteś totalnym kretynem!- warknął dzieciak i chwilę potem wgryzł się w rękaw bluzy, jak tylko Natan zaczął czyścić jego ranę. Zrobił mu szybki opatrunek ze swojej bluzki.
- I się kurwa nie ruszasz stąd i ty Szymon go pilnuj- pobiegł pomóc Dawidowi.
Skinąłem cicho głową.
Nastolatek skulił się i ułożył dłonie jak do modlitwy.
Wywróciłem oczami.
Jak dla mnie mogli Łasica tam zostawić, no ale pocieszyć można.
- Uratują go. Nie wierzysz w ich możliwości?- uśmiechnąłem się półgębkiem.
- Oby. Jeśli nie, to była moja wina. Moja bomba- wydukał ze skruchą.
Nagle wstrząsnęła nami eksplozja. Alex się skulił przerażony, właściwie bardziej zmartwiony...
Chłopaki dociągnęli nieprzytomnego Filipa do nas.
- A nie mówiłem?- uśmiechnąłem się do Alexa ciepło.
Chłopak od razu się do niego doczołgał.
- Szynek wszystko okej?- usłyszałem ze strony Dawida. Spojrzałem na niego zirytowany.
Natan wybuchł śmiechem, a Dawidowi chwilę zajęło zorientowanie się, że się przejęzyczył. Zaśmiał się cicho.
- Ta... wszystko okej- mruknąłem. Nie miałem ani siły ani ochoty na droczenie się.
W odpowiedzi dostałem słodki uśmiech i chłopak zajął się Filipem. Spojrzałem na spanikowanego Alexa.
- Alex spokojnie. Oni sobie radzą.- starałem się go uspokoić.
W tym samym momencie Filip dostał zimną wodą w twarz.
- Wstawaj bo ci bomby zajebali- mówił do niego Dawid.
- Kurwa!- Łasic usiadł wybudzony i zmrużył oczy.- Kurwa moje oczy- syknął. Ogarnął nas wszystkich wzrokiem.- Co się dzieje?! Wróg atakuje a wy co?!- wrzasnął.
- Ty weź koło i jebnij się w czoło ja cię proszę-odezwał się Natan, po czym spojrzał na Alexa- Wisisz mi koszulkę Alex.
- Cii.. Już po wszystkim- głos Dawida przybrał opiekuńczy ton.- Napij się wody- podał mu resztkę z butelki.
Zawadzki wypił wszystko i odetchnął z ulgą- Chyba skręciłem kostkę. Przez waszą nieuwagę mogłem zginąć jak reszta- a ten już narzekał.
Alex coś mruknął pod nosem i znowu przeglądał zawartość swojej torby.
- To Alex cię wysadził w powietrze- Dawid wskazał na malucha palcem.
- Ej nie żeby coś, ale jak nie ruszycie dupy to wszystko pójdzie się jebać bo policja znając życie zaraz tu będzie.
Wstałem podpierając się ściany. Za to Filip miał z tym wyraźne problemy.
- Gówniarz.- warknął pod nosem.
- Ja tylko...Skąd miałem wiedzieć?!- chłopak bronił się i podniósł ze swoją torbą.
- Ja biorę Alexa i Szymka ty zajmij się tą ciotą, co się zaraz poryczy- Natan wziął na barana Alexa a ja podparłem się o jego ramię starając za bardzo mu nie ciążyć.
- Się nie przemęcz- mruknąłem.
- Ja jestem w pełni sił. Spokojnie.- chłopak uśmiechnął się do mnie pogodnie, co odwzajemniłem.
Droga zajęła nam wszystkim trochę czasu, a mimo to wyprzedziliśmy droczących się ze sobą Dawida i Filipa, który zapewne nie chciał przyjąć pomocy.
W bazie od razu padłem pod ścianę i zapaliłem. To jedyne co było mi teraz potrzebne do szczęścia. Noga mnie jeszcze bolała, ale udawało mi się do chociaż trochę ignorować. Miałem szczęście, bo nie uszkodziła się kość, a kula przeszła na wylot.
Natan zaczął pocieszać zdołowanego Alexa, a Dawid w końcu przytachał Filipa.
- Uparty bydlak z ciebie. Już dziś cię targałem.
-Chcesz?- wyciągnąłem w stronę Alexa paczkę szlugów.
Co z tego, że to dziecko? W jego wieku już nie jeden pali, a namawiać go nie będę, jeżeli nie przyjmie.
- Nie- usłyszałem cicho, po czym Alex rzucił swoją torbą, wstał i wyszedł z bazy.
Natan wstał i zaczął się śmiać jak chory psychicznie patrząc na Filipa.
- Przynajmniej ich zgładziliśmy- mruknął do siebie Łasicu.
- Brawo pedale. W dupie ci się już całkiem poprzewracało- niebieskowłosy warknął na niego i pobiegł za Alexem.
Zdziwiony spojrzałem za nim. Czyżby mu zależało na tym maluszku?
Zamyśliłem się na moment i zaśmiałem pod nosem.
Czyli Filipek zjednuje sobie samych pedałów do haremu. Wzdrygnąłem się i zaciągnąłem porządnie.
- Dureń- szepnąłem parząc na Łasica spode łba.
- Coś ty...- Filip spojrzał na mnie wrogo. Dawid przytrzymał go za ramię,a ja machnąłem na niego ręką.
- Nie ważne idź spać...
Gdy uznałem, że już mogę iść wstałem i zebrałem się jak najszybciej do domu. Zadzwoniłem po Marka, który wielkodusznie mnie podwiózł. Wmówiłem mu, że przypadkiem trafiłem na bitwę gangów i dostałem.
W mieszkaniu zadzwoniłem po lekarza, który zszył mi nogę i założył porządny opatrunek. Zapłaciłem kasą, którą dzisiaj zarobiłem i zrezygnowany padłem na łóżko w samych bokserkach nie zawracając sobie głowy prysznicem.
Miałem dość.
Przynajmniej się wyśpię.
~~~~~~~~~
I co można? Można c: Czytanie naszych starych konf jest w sumie dość zabawne zwłaszcza jak się Filipek denerwuje huehue...
Rozdział wyszedł dość długi, ale mam nadzieję, że nie za bardzo. Kończone 5:00 w nocy i wszystko wydało mi się okej.
Rozdział 6
W domu założyłem na rany opatrunki i założyłem bluzę z długim rękawem.
Mięśnie bolały i nie dawały o sobie zapomnieć. Zapaliłem ostatniego szluga z paczki i ruszyłem na spotkanie.
Mięśnie bolały i nie dawały o sobie zapomnieć. Zapaliłem ostatniego szluga z paczki i ruszyłem na spotkanie.
Ba.
Nawet modliłem się o jakąś zaczepkę i złamaną nogę.
Miałbym wymówkę.
Wspinałem się ociężale po schodach, jakbym ważył co najmniej tonę, a moje kroki było słychać chyba w całym budynku. Straszne echo się tu niosło. Gdy w końcu doczłapałem na miejsce i stanąłem na krawędzi piętra zauważyłem chłopaków. Siedzieli oddaleni od siebie. Jedynie Emos czuwał przy boku Łasicy niczym wierny pies. Aż mi się rzygać zachciało gdy zobaczyłem tą zakazaną mordę. Następnym razem przyniosę mu metalową maskę by oszczędzić sobie cierpienia.
Coś było nie tak.
Atmosfera jaka tam panowała była nie do zniesienia. Trochę jak w filmach sekundę przed wybuchem bomby... Wszystko zwolniło tempo a ja przyglądałem się uważnie każdemu z osobna.
- Zaczynasz mnie wkurwiać- usłyszałem szorstki głos 'lidera'.
Łypnąłem tylko na niego spode łba przenosząc wzrok na Dawida.
Siedział cicho pod ścianą ubrany jak śmierć. Nie opierał się o ścianę. Siedział w pozycji embrionalnej z podkulonymi nogami, które oplatał szczelnie rękoma.
Szkoda mi się go zrobiło. Czyżby Filip go zbił?
Oh...
Prychnąłem.
- Nie pierwszy i nie ostatni. I co? Znowu mnie zbijesz?- nie patrzyłem na niego, tylko na Emosa. Chłopak nie podnosił wzroku z nad podłogi. Najwidoczniej się zamyślił.
Na moje słowa głowy poderwali siedzący na drugim końcu pomieszczenia Smerf i Czerwony Kapturek kucający nieco bliżej mnie. Zerknąłem na nich kątem oka.
Zamarłem.
Alex...
Oczy miał podpuchnięte i zasiniaczone jakby dostał po mordzie. Do tego był bledszy niż zawsze i zdawało mi się, że lekko się trząsł. Przełknąłem ślinę i zmarszczyłem brwi.
Skurwiel. Nawet dzieciaka pobił.
- Patrz na mnie gdy rozmawiamy!- Filip wydarł się na mnie i usłyszałem świst bata w powietrzu.
Za dobrze znałem ten dźwięk.
Alex od razu zareagował podkulając pod siebie nogi. Zauważyłem, że mamrotał coś do siebie pod nosem.
Emos spojrzał na Łasica stanowczo. Jedynie Natan nawet nie drgnął patrząc nadal w ten sam, niezidentyfikowany punkt.
- Filip...- upomniał go Emos.
- Morda! Nie z tobą rozmawiam!- warknął w stronę Dawida patrząc wciąż na mnie.
- Ja z tobą też nie- odpowiedziałem spokojnie i podszedłem do Alexa kucając przy nim. Chłopak z początku mnie chyba nie zauważył. Dopiero gdy położyłem dłoń na jego kolanie lekko drgnął przestraszony i podniósł na mnie swoje oczy. Gdy przyjrzałem mu się bliżej zauważyłem, że ma je zaczerwienione.
Płakał.
Czyli to nie od pobicia.
Ulżyło mi.
Czyli to nie od pobicia.
Ulżyło mi.
Już miałem go o coś zapytać, gdy poczułem mocne uderzenie bata na plecach. Wciągnąłem powietrze ze świstem i wyprostowałem się.
- Nie ignoruj mnie robalu!
Alex spojrzał najpierw na mnie potem na Filipa przerażony otwierając szerzej oczy.
- Nic...ci nie...?- zapytał dzieciak w momencie gdy wstałem odwracając się do Filipa przodem z chęcią mordu.
- Gardło cię nie boli od tego ciągłego darcia ryja?- warknąłem i wyminąłem go szybko siadając przy zardzewiałych poręczach od schodów.
Otworzyłem świeżo kupioną paczkę.
Otworzyłem świeżo kupioną paczkę.
- Przejdź do rzeczy w końcu- usłyszałem stanowczy, lekko ochrypły głos Dawida podczas gdy zapalałem fajkę.
Filip był dzisiaj dziwnie podjudzony.
Może nawdychał się czegoś, czego nie powinien podczas zabaw z bombami.
Albo okresu dostał.
Fioletowo włosy warknął cicho pod nosem. Wszyscy oprócz mnie patrzyli teraz na Filipa oczekując wyjaśnień.
Miałem go gdzieś. Chciałem wyjść.
W dłoni ściskałem rękojeść noża aż do zbielenia mi knykci.
- Jutro napadamy na gang- w końcu zaczął tłumaczyć.- Od jakiegoś czasu grasują niebezpiecznie blisko nas i zaczynają mnie drażnić. Ja i Dawid wkradniemy się do ich bazy z ładunkami wybuchowymi. Natan będzie ubezpieczał nas z dachu pobliskiego budynku. Alex i Szymon mają nas osłaniać i torować przejście.
Zagryzłem wargę.
Jasne.
Wystaw nas na linię ostrzału. Co tam...
Przecież my mamy trzy życia...
- O której?- Alex odezwał się cichym, niepewnym głosem.
- 16:00. Musimy się dokładnie zgrać.
Usłyszałem ciężkie kroki Filipa, a następnie rozkładanie sporej kartki. Zaciekawiony podniosłem wzrok z nad podłogi.
Wcześniej bardziej interesował mnie pająk chodzący mi między nogami.
Na ścianie rozwieszony był plan miejsca walki. Na czarno zaznaczeni byliśmy my.
Przez następne 20 minut Łasica tłumaczył co i gdzie będzie podkładane, byśmy nie wpadli w któryś z wilczych dołów.
Zapamiętałem dokładnie plan i sam analizowałem bezpiecznie miejsca i pola, gdzie nie było min.
Nie nadaje się do takich akcji. Rzadko walczyłem w grupie i na tak otwartym polu, nie mówiąc już o znacznej przewadze liczebnej przeciwnika. Gdy w końcu Filip skończył swój wykład wszyscy zebrali się do wyjścia oprócz mnie. Plecy, noga i ramię zaczęły mnie niemiłosiernie piec, co utrudniało mi chodzenie, a nie chciałem pokazać tego przed Filipem. Zapaliłem i odetchnąłem wypuszczając całe powietrze z płuc razem z dymem.
I po co mi to było? Teraz zamiast wychodzić z kumplami na piwo i dupy muszę spędzać czas z tymi psycholami i znosić tą całą sytuację.
Hah...
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
No. Nie zdziwię się, jeżeli ta ciekawość kiedyś na prawdę mnie zabije.
A gdybym zabił gnoja? Ludzkość będzie mi wdzięczna... Ej chwila. Nie będę go usztywniał tylko dlatego, że mnie wkurwia.
Poza tym zdaje mi się, że Emos coś czuje do tej spierdoliny.
Można do niego czuć coś więcej niż nienawiść i irytację? Trza mieć mocno najebane we łbie.
Prychnąłem pod nosem.
Siedziałem tak jeszcze jakiś czas całkiem sam na zimnej podłodze z kamienia aż za oknem nie zaszło słońce. Wstałem ociężale i podreptałem spokojnie do domu podziwiając nocne niebo. Dzisiaj wyjątkowo omijałem zatłoczone i oświetlone uliczki, by móc co jakiś czas zerkać w gwiazdy. Nie przejąłem się nawet tym, że mógł się nawinąć jakiś goryl z maczugą w ręku i łatwo mnie uszkodzić.
Zobojętniałem.
W głowie ciągle miałem obraz dzisiejszego spotkania.
Co to miało być?
Wszyscy zastraszeni albo nieobecni. Ja się tak nie dam.
Cały czas miałem niepohamowaną ochotę zastrzelić Łasica. Nie zrobiłem tego tylko ze względu na Emosa...
I co mnie on do chuja pana obchodzi?!
Wkurwiony kopnąłem śmietnik. Zachwiał się na zardzewiałych śrubach i pozbył części swojej zawartości rzygając nią na ulicę.
Ph...
Ktoś to powinien posprzątać już dawno.
Wypaliłem już dzisiaj drugą paczkę, co nawet jak na mnie to dużo. Wstąpiłem do całodobowego po zapas i prosto do domu najszybszym skrótem jaki udało mi się znaleźć.
Miałem nadzieję, że po zimnym prysznicu trochę się uspokoję...
No. Powiedzmy. Bo gdyby nie rozsądek rano musiałbym iść po nowe lustro do łazienki. Prawie je rozbiłem widząc bandaż na ramieniu. Odpuściłem sobie opatrunki i w samych bokserkach usiadłem na łóżku z piwem i laptopem. Sprawdziłem szybko pocztę i skypa.
'1 powiadomienie'
O... ktoś o mnie pamięta?
Kliknąłem od razu w ikonkę.
'Nieodebrane od Braciszek'
Zaśmiałem się pod nosem i widząc, że jest dostępny zadzwoniłem do niego odpalając szluga.
- Nie pal!!!- usłyszałem na dzień dobry po drugiej stronie ekranu.
Uśmiechnąłem się szeroko do Jeka.
Jake Adivity.
Właściwie nie jest moim bratem, ale nazywamy się tak od zawsze. Razem wychowywaliśmy się w sierocińcu i byliśmy jedynymi, którzy znosili siebie nawzajem.
Rozrabialiśmy... dużo. I raczej nie były to niewinne zabawy dzieciaków...
Było tak, dopóki chłopak nie wyjechał za granicę do szkoły artystycznej. Teraz jest zawodowym fotografem i zwiedza Europę.
Burżuj jeden...
- No ciebie też miło widzieć...- mruknąłem i zgasiłem szluga dla świętego spokoju i przetarłem zmęczony twarz.- Skąd dzwonisz tym razem?
- Paryż. Dwa dni temu przyjechałem na sesję do reklamy sukien ślubnych... Mordęga, ale płacą przynajmniej. A tobie co? Jakby cię przeżuli i wypluli nie tą stroną co powinni- uśmiechnął się do mnie szeroko.
Skrzywiłem się.
- Daj spokój... Kiedyś ci opowiem okej? A jak z tym twoim fagasem? Odwalił się w końcu?- zaczesałem włosy do tyłu
- No zmienił mi się szef, więc tak. Mam spokój.- uśmiechnął się szeroko i sięgnął po tabliczkę czekolady leżącą obok niego.
Zerknąłem na opakowanie.
Wiśniowa. Jego ulubiony smak.
- Kiedy tu zawitasz mnie odwiedzić?- zapytałem zerkając na zegarek. Ledwo trzymałem świadomość i najchętniej to bym się teraz walnął w miękką kołdrę i spał do lata.
- Nie wiem. Chciałbym już.- mruknąłem z nutką smutku w głosie.
- Mhm... ja też... A tak by the way pokażesz zdjęcia?
- Jasne czekaj. Zaraz wyślę...
Rozmawialiśmy tak jeszcze jakiś czas, aż Jake nie pogonił mnie spać. Nie wspominałem mu ani o gangu, ani Filipie.
Zasnąłem bez problemów zmęczony dzisiejszym dniem.
-------------------------------------
Z podziękowaniami dla wspaniałomyślnej Yume, która specjalnie dla mnie wstała z łóżka by pomóc szukać początku naszych rozmów na fb, co i tak teraz się nie przydało... Ale fajnie powspominać... ekhem... początki znajomości xD
I w końcu dla Ewy wątek z Jakiem bo mi truła dupę od powstania bloga.
~
Nie mam pomysłów na tytuły wpisów, więc zamieniam je po prostu na rozdziały... Tak lenistwo~
Wybierz nakl
I po co mi to było? Teraz zamiast wychodzić z kumplami na piwo i dupy muszę spędzać czas z tymi psycholami i znosić tą całą sytuację.
Hah...
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
No. Nie zdziwię się, jeżeli ta ciekawość kiedyś na prawdę mnie zabije.
A gdybym zabił gnoja? Ludzkość będzie mi wdzięczna... Ej chwila. Nie będę go usztywniał tylko dlatego, że mnie wkurwia.
Poza tym zdaje mi się, że Emos coś czuje do tej spierdoliny.
Można do niego czuć coś więcej niż nienawiść i irytację? Trza mieć mocno najebane we łbie.
Prychnąłem pod nosem.
Siedziałem tak jeszcze jakiś czas całkiem sam na zimnej podłodze z kamienia aż za oknem nie zaszło słońce. Wstałem ociężale i podreptałem spokojnie do domu podziwiając nocne niebo. Dzisiaj wyjątkowo omijałem zatłoczone i oświetlone uliczki, by móc co jakiś czas zerkać w gwiazdy. Nie przejąłem się nawet tym, że mógł się nawinąć jakiś goryl z maczugą w ręku i łatwo mnie uszkodzić.
Zobojętniałem.
W głowie ciągle miałem obraz dzisiejszego spotkania.
Co to miało być?
Wszyscy zastraszeni albo nieobecni. Ja się tak nie dam.
Cały czas miałem niepohamowaną ochotę zastrzelić Łasica. Nie zrobiłem tego tylko ze względu na Emosa...
I co mnie on do chuja pana obchodzi?!
Wkurwiony kopnąłem śmietnik. Zachwiał się na zardzewiałych śrubach i pozbył części swojej zawartości rzygając nią na ulicę.
Ph...
Ktoś to powinien posprzątać już dawno.
Wypaliłem już dzisiaj drugą paczkę, co nawet jak na mnie to dużo. Wstąpiłem do całodobowego po zapas i prosto do domu najszybszym skrótem jaki udało mi się znaleźć.
Miałem nadzieję, że po zimnym prysznicu trochę się uspokoję...
No. Powiedzmy. Bo gdyby nie rozsądek rano musiałbym iść po nowe lustro do łazienki. Prawie je rozbiłem widząc bandaż na ramieniu. Odpuściłem sobie opatrunki i w samych bokserkach usiadłem na łóżku z piwem i laptopem. Sprawdziłem szybko pocztę i skypa.
'1 powiadomienie'
O... ktoś o mnie pamięta?
Kliknąłem od razu w ikonkę.
'Nieodebrane od Braciszek'
Zaśmiałem się pod nosem i widząc, że jest dostępny zadzwoniłem do niego odpalając szluga.
- Nie pal!!!- usłyszałem na dzień dobry po drugiej stronie ekranu.
Uśmiechnąłem się szeroko do Jeka.
Jake Adivity.
Właściwie nie jest moim bratem, ale nazywamy się tak od zawsze. Razem wychowywaliśmy się w sierocińcu i byliśmy jedynymi, którzy znosili siebie nawzajem.
Rozrabialiśmy... dużo. I raczej nie były to niewinne zabawy dzieciaków...
Było tak, dopóki chłopak nie wyjechał za granicę do szkoły artystycznej. Teraz jest zawodowym fotografem i zwiedza Europę.
Burżuj jeden...
- No ciebie też miło widzieć...- mruknąłem i zgasiłem szluga dla świętego spokoju i przetarłem zmęczony twarz.- Skąd dzwonisz tym razem?
- Paryż. Dwa dni temu przyjechałem na sesję do reklamy sukien ślubnych... Mordęga, ale płacą przynajmniej. A tobie co? Jakby cię przeżuli i wypluli nie tą stroną co powinni- uśmiechnął się do mnie szeroko.
Skrzywiłem się.
- Daj spokój... Kiedyś ci opowiem okej? A jak z tym twoim fagasem? Odwalił się w końcu?- zaczesałem włosy do tyłu
- No zmienił mi się szef, więc tak. Mam spokój.- uśmiechnął się szeroko i sięgnął po tabliczkę czekolady leżącą obok niego.
Zerknąłem na opakowanie.
Wiśniowa. Jego ulubiony smak.
- Kiedy tu zawitasz mnie odwiedzić?- zapytałem zerkając na zegarek. Ledwo trzymałem świadomość i najchętniej to bym się teraz walnął w miękką kołdrę i spał do lata.
- Nie wiem. Chciałbym już.- mruknąłem z nutką smutku w głosie.
- Mhm... ja też... A tak by the way pokażesz zdjęcia?
- Jasne czekaj. Zaraz wyślę...
Rozmawialiśmy tak jeszcze jakiś czas, aż Jake nie pogonił mnie spać. Nie wspominałem mu ani o gangu, ani Filipie.
Zasnąłem bez problemów zmęczony dzisiejszym dniem.
-------------------------------------
Z podziękowaniami dla wspaniałomyślnej Yume, która specjalnie dla mnie wstała z łóżka by pomóc szukać początku naszych rozmów na fb, co i tak teraz się nie przydało... Ale fajnie powspominać... ekhem... początki znajomości xD
I w końcu dla Ewy wątek z Jakiem bo mi truła dupę od powstania bloga.
~
Nie mam pomysłów na tytuły wpisów, więc zamieniam je po prostu na rozdziały... Tak lenistwo~
Wybierz nakl
Subskrybuj:
Posty (Atom)