Rozdział 6

W domu założyłem na rany opatrunki i założyłem bluzę z długim rękawem.
Mięśnie bolały i nie dawały o sobie zapomnieć. Zapaliłem ostatniego szluga z paczki i ruszyłem na spotkanie.

Do 'bazy' wszedłem jako ostatni zahaczając przy okazji po kolejną paczkę papierosów. Nie miałem ochoty tam iść i jakoś specjalnie mi się nie spieszyło.
Ba. 
Nawet modliłem się o jakąś zaczepkę i złamaną nogę. 
Miałbym wymówkę. 
Wspinałem się ociężale po schodach, jakbym ważył co najmniej tonę, a moje kroki było słychać chyba w całym budynku. Straszne echo się tu niosło. Gdy w końcu doczłapałem na miejsce i stanąłem na krawędzi piętra zauważyłem chłopaków. Siedzieli oddaleni od siebie. Jedynie Emos czuwał przy boku Łasicy niczym wierny pies. Aż mi się rzygać zachciało gdy zobaczyłem tą zakazaną mordę. Następnym razem przyniosę mu metalową maskę by oszczędzić sobie cierpienia. 
Coś było nie tak. 
Atmosfera jaka tam panowała była nie do zniesienia. Trochę jak w filmach sekundę przed wybuchem bomby... Wszystko zwolniło tempo a ja przyglądałem się uważnie każdemu z osobna.
- Zaczynasz mnie wkurwiać- usłyszałem szorstki głos 'lidera'. 
Łypnąłem tylko na niego spode łba przenosząc wzrok na Dawida. 
Siedział cicho pod ścianą ubrany jak śmierć. Nie opierał się o ścianę. Siedział w pozycji embrionalnej z podkulonymi nogami, które oplatał szczelnie rękoma. 
Szkoda mi się go zrobiło. Czyżby Filip go zbił? 
Oh... 
Prychnąłem. 
- Nie pierwszy i nie ostatni. I co? Znowu mnie zbijesz?- nie patrzyłem na niego, tylko na Emosa. Chłopak nie podnosił wzroku z nad podłogi. Najwidoczniej się zamyślił. 
Na moje słowa głowy poderwali siedzący na drugim końcu pomieszczenia Smerf i Czerwony Kapturek kucający nieco bliżej mnie. Zerknąłem na nich kątem oka. 
Zamarłem.
Alex...
Oczy miał podpuchnięte i zasiniaczone jakby dostał po mordzie. Do tego był bledszy niż zawsze i zdawało mi się, że lekko się trząsł. Przełknąłem ślinę i zmarszczyłem brwi. 
Skurwiel. Nawet dzieciaka pobił. 
- Patrz na mnie gdy rozmawiamy!- Filip wydarł się na mnie i usłyszałem świst bata w powietrzu. 
Za dobrze znałem ten dźwięk. 
Alex od razu zareagował podkulając pod siebie nogi. Zauważyłem, że mamrotał coś do siebie pod nosem. 
Emos spojrzał na Łasica stanowczo. Jedynie Natan nawet nie drgnął patrząc nadal w ten sam, niezidentyfikowany punkt. 
- Filip...- upomniał go Emos. 
- Morda! Nie z tobą rozmawiam!- warknął w stronę Dawida patrząc wciąż na mnie. 
- Ja z tobą też nie- odpowiedziałem spokojnie i podszedłem do Alexa kucając przy nim. Chłopak z początku mnie chyba nie zauważył. Dopiero gdy położyłem dłoń na jego kolanie lekko drgnął przestraszony i podniósł na mnie swoje oczy. Gdy przyjrzałem mu się bliżej zauważyłem, że ma je zaczerwienione. 
Płakał.
Czyli to nie od pobicia.
Ulżyło mi. 
Już miałem go o coś zapytać, gdy poczułem mocne uderzenie bata na plecach. Wciągnąłem powietrze ze świstem i wyprostowałem się. 
- Nie ignoruj mnie robalu! 
Alex spojrzał najpierw na mnie potem na Filipa przerażony otwierając szerzej oczy. 
- Nic...ci nie...?- zapytał dzieciak w momencie gdy wstałem odwracając się do Filipa przodem z chęcią mordu. 
- Gardło cię nie boli od tego ciągłego darcia ryja?- warknąłem i wyminąłem go szybko siadając przy zardzewiałych poręczach od schodów.
Otworzyłem świeżo kupioną paczkę.
- Przejdź do rzeczy w końcu- usłyszałem stanowczy, lekko ochrypły głos Dawida podczas gdy zapalałem fajkę. 
Filip był dzisiaj dziwnie podjudzony. 
Może nawdychał się czegoś, czego nie powinien podczas zabaw z bombami. 
Albo okresu dostał. 
Fioletowo włosy warknął cicho pod nosem. Wszyscy oprócz mnie patrzyli teraz na Filipa oczekując wyjaśnień. 
Miałem go gdzieś. Chciałem wyjść. 
W dłoni ściskałem rękojeść noża aż do zbielenia mi knykci. 
- Jutro napadamy na gang- w końcu zaczął tłumaczyć.- Od jakiegoś czasu grasują niebezpiecznie blisko nas i zaczynają mnie drażnić. Ja i Dawid wkradniemy się do ich bazy z ładunkami wybuchowymi. Natan będzie ubezpieczał nas z dachu pobliskiego budynku. Alex i Szymon mają nas osłaniać i torować przejście. 
Zagryzłem wargę. 
Jasne. 
Wystaw nas na linię ostrzału. Co tam... 
Przecież my mamy trzy życia... 
- O której?- Alex odezwał się cichym, niepewnym głosem. 
- 16:00. Musimy się dokładnie zgrać. 
Usłyszałem ciężkie kroki Filipa, a następnie rozkładanie sporej kartki. Zaciekawiony podniosłem wzrok z nad podłogi. 
Wcześniej bardziej interesował mnie pająk chodzący mi między nogami. 
Na ścianie rozwieszony był plan miejsca walki. Na czarno zaznaczeni byliśmy my. 
Przez następne 20 minut Łasica tłumaczył co i gdzie będzie podkładane, byśmy nie wpadli w któryś z wilczych dołów. 
Zapamiętałem dokładnie plan i sam analizowałem bezpiecznie miejsca i pola, gdzie nie było min. 
Nie nadaje się do takich akcji. Rzadko walczyłem w grupie i na tak otwartym polu, nie mówiąc już o znacznej przewadze liczebnej przeciwnika. Gdy w końcu Filip skończył swój wykład wszyscy zebrali się do wyjścia oprócz mnie. Plecy, noga i ramię zaczęły mnie niemiłosiernie piec, co utrudniało mi chodzenie, a nie chciałem pokazać tego przed Filipem. Zapaliłem i odetchnąłem wypuszczając całe powietrze z płuc razem z dymem.
I po co mi to było? Teraz zamiast wychodzić z kumplami na piwo i dupy muszę spędzać czas z tymi psycholami i znosić tą całą sytuację.
Hah...
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
No. Nie zdziwię się, jeżeli ta ciekawość kiedyś na prawdę mnie zabije.
A gdybym zabił gnoja? Ludzkość będzie mi wdzięczna... Ej chwila. Nie będę go usztywniał tylko dlatego, że mnie wkurwia.
Poza tym zdaje mi się, że Emos coś czuje do tej spierdoliny.
Można do niego czuć coś więcej niż nienawiść i irytację? Trza mieć mocno najebane we łbie.
Prychnąłem pod nosem.
Siedziałem tak jeszcze jakiś czas całkiem sam na zimnej podłodze z kamienia aż za oknem nie zaszło słońce. Wstałem ociężale i podreptałem spokojnie do domu podziwiając nocne niebo. Dzisiaj wyjątkowo omijałem zatłoczone i oświetlone uliczki, by móc co jakiś czas zerkać w gwiazdy. Nie przejąłem się nawet tym, że mógł się nawinąć jakiś goryl z maczugą w ręku i łatwo mnie uszkodzić.
Zobojętniałem.
W głowie ciągle miałem obraz dzisiejszego spotkania.
Co to miało być?
Wszyscy zastraszeni albo nieobecni. Ja się tak nie dam.
Cały czas miałem niepohamowaną ochotę zastrzelić Łasica. Nie zrobiłem tego tylko ze względu na Emosa...
I co mnie on do chuja pana obchodzi?!

Wkurwiony kopnąłem śmietnik. Zachwiał się na zardzewiałych śrubach i pozbył części swojej zawartości rzygając nią na ulicę.
Ph...
Ktoś to powinien posprzątać już dawno.
Wypaliłem już dzisiaj drugą paczkę, co nawet jak na mnie to dużo. Wstąpiłem do całodobowego po zapas i prosto do domu najszybszym skrótem jaki udało mi się znaleźć.
Miałem nadzieję, że po zimnym prysznicu trochę się uspokoję...
No. Powiedzmy. Bo gdyby nie rozsądek rano musiałbym iść po nowe lustro do łazienki. Prawie je rozbiłem widząc bandaż na ramieniu. Odpuściłem sobie opatrunki i w samych bokserkach usiadłem na łóżku z piwem i laptopem. Sprawdziłem szybko pocztę i skypa.
'1 powiadomienie'
O... ktoś o mnie pamięta?
Kliknąłem od razu w ikonkę.
'Nieodebrane od Braciszek'
Zaśmiałem się pod nosem i widząc, że jest dostępny zadzwoniłem do niego odpalając szluga.
- Nie pal!!!- usłyszałem na dzień dobry po drugiej stronie ekranu.
Uśmiechnąłem się szeroko do Jeka.
Jake Adivity.
Właściwie nie jest moim bratem, ale nazywamy się tak od zawsze. Razem wychowywaliśmy się w sierocińcu i byliśmy jedynymi, którzy znosili siebie nawzajem.
Rozrabialiśmy... dużo. I raczej nie były to niewinne zabawy dzieciaków...
Było tak, dopóki chłopak nie wyjechał za granicę do szkoły artystycznej. Teraz jest zawodowym fotografem i zwiedza Europę.
Burżuj jeden...
- No ciebie też miło widzieć...- mruknąłem i zgasiłem szluga dla świętego spokoju i przetarłem zmęczony twarz.- Skąd dzwonisz tym razem?
- Paryż. Dwa dni temu przyjechałem na sesję do reklamy sukien ślubnych... Mordęga, ale płacą przynajmniej. A tobie co? Jakby cię przeżuli i wypluli nie tą stroną co powinni- uśmiechnął się do mnie szeroko.
Skrzywiłem się.
- Daj spokój... Kiedyś ci opowiem okej? A jak z tym twoim fagasem? Odwalił się w końcu?- zaczesałem włosy do tyłu
- No zmienił mi się szef, więc tak. Mam spokój.- uśmiechnął się szeroko i sięgnął po tabliczkę czekolady leżącą obok niego.
Zerknąłem na opakowanie.
Wiśniowa. Jego ulubiony smak.
- Kiedy tu zawitasz mnie odwiedzić?- zapytałem zerkając na zegarek. Ledwo trzymałem świadomość i najchętniej to bym się teraz walnął w miękką kołdrę i spał do lata.
- Nie wiem. Chciałbym już.- mruknąłem z nutką smutku w głosie.
- Mhm... ja też... A tak by the way pokażesz zdjęcia?
- Jasne czekaj. Zaraz wyślę...

Rozmawialiśmy tak jeszcze jakiś czas, aż Jake nie pogonił mnie spać. Nie wspominałem mu ani o gangu, ani Filipie.
Zasnąłem bez problemów zmęczony dzisiejszym dniem.
-------------------------------------
Z podziękowaniami dla wspaniałomyślnej Yume, która specjalnie dla mnie wstała z łóżka by pomóc szukać początku naszych rozmów na fb, co i tak teraz się nie przydało... Ale fajnie powspominać... ekhem... początki znajomości xD
I w końcu dla Ewy wątek z Jakiem bo mi truła dupę od powstania bloga. 


Nie mam pomysłów na tytuły wpisów, więc zamieniam je po prostu na rozdziały... Tak lenistwo~

Wybierz nakl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz