Poranek i pół dnia minęły jak każdy inny.
Śniadanie i do pracy.
Miałem kończyć dzisiaj dopiero po 15:00. Potem musiałem iść na spotkanie gangu. Zastanawiało mnie, co Filip powie na moją wczorajszą nieobecność. Od wczorajszej rozmowy z kumplem zacząłem myśleć o nim bardziej poważnie i nawet trochę szanować.
Kończyłem kolejny zamówiony projekt, gdy do studia wpadł Natan. Nie patrzyłem nawet kto wchodzi. Tylko on w tak bezczelny sposób wparowuje 'za kulisy', czyli do naszego składziku.
- Co żeś chciał?- zapytałem nie odrywając głowy znad kartki papieru, by nie popełnić błędu.
- Co?! TY się mnie jeszcze krasnalu pytasz?! Gdybyś łaskawie poderwał ten zasrany łeb znad tych szkiców już byś wiedział!-wydarł się. Poczułem zapach tytoniu. A Natan nie pali... Momentalnie spojrzałem na jego wkurzoną wysokość i uśmiechnąłem się szeroko. Faktycznie palił... i to mi nie pasowało, bo ludzie zazwyczaj zapalą by się uspokoić.
- W końcu podpadłeś nie temu co trzeba?- zaśmiałem się pod nosem. Przez cały jego policzek i połowę nosa przechodziła długa, wąska sznyta. Dzieciak w końcu dostał po dupie... a nawet gorzej, bo po ryjcu. Zostanie pamiątka na przyszłość. Ale wątpię, by złagodniał. Jest zbyt uparty.
- Pojebało cie?! Nic w tym śmiesznego i nikomu szmato nie podpadłem! Do cholery czemu cię wczoraj nie było co?! No czemu?- chłopak wpadał powoli w furię i szarpnął mnie za bluzkę na ramieniu podnosząc z krzesła. Automatycznie odbezpieczyłem nóż.
- Natan spokój mi! Nie będziesz się w studio awanturował!-warknąłem i siłą wyciągnąłem go tylnym wejściem na małe podwórko niedaleko magazynów.
Igła na szczęście wyszedł na chwilę.
Nie będę musiał mu się tłumaczyć z tego całego przedstawienia.
Nawet nie wiem o co chodzi.
- No. Słucham o co chodzi?-zapytałem patrząc uważnie na niego. Trochę ciśnienie mu zeszło, ale kręcił się i nie mógł ustać spokojnie.
- Odpowiedz. Czemu cię do kurwy nędzy nie było na spotkaniu co?!- wydarł się patrząc na mnie. Skrzywiłem się.
Zaczynał mnie denerwować.
Nóż nadal miałem odbezpieczony i przytrzymywałem w rękawie tylko palcem.
- Bo zapomniałem. Miałem trochę przesyłek na Pradze- mruknąłem na odczepne.- To teraz ja. Co ci się stało?- skinąłem na jego ranę.
- No! Gdybyś szmato był, to byś wiedział.-patrzył na mnie wściekle.
Nie wytrzymałem. Co jak co, ale obrażać mnie nie wolno. Warknąłem i przygwoździłem go do ściany poniesiony przez emocje. Wysunąłem ostrze pokazując mu je przed oczami.
- Pilnuj języka, bo możesz go stracić-warknąłem. Natan nic nie odpowiadał tylko patrzył mi głęboko w oczy wkurwiony.
Mierzyliśmy się tak chwilę wzrokiem, aż w końcu go puściłem, gdy atmosfera trochę opadła.
- Sory- powiedziałem chowając nóż.- Mów co się stało- wyciągnąłem szluga z zapalniczką i odpaliłem na uspokojenie.
- Twój szefunio- wariat zapomniał o porannej misce melisy- usłyszałem. Nie patrzyłem na niego, tylko na swoje trampki. Od dłuższego czasu już domyślałem się o co może chodzić. No... nie pomyliłem się.
- Pobił cię?- w pół zapytałem w pół stwierdziłem.
- Mnie?! Wszystkim się oberwało... Tylko mi po mordzie akurat.- warknął.- Jebnięty stwierdził, że będzie nas lał batem za 'nieposłuszeństwo'- ostatnie słowo wręcz wypluł z siebie.- W co ty mnie wpakowałeś co?!- znowu w nim zawrzało.
Przeczesałem włosy i zagwizdałem cicho z niedowierzaniem. Zerknąłem na Smerfa kątem oka. Zaciągnąłem się mocno.
- To czemu nie odejdziesz?
Natan spojrzał na mnie lekceważąco. Czyli coś ukrywa.
- Mam swoje powody... To nie dotyczy takich krasnali jak ty- wyszczerzył się w ten wkurwiający sposób i położył mi dłoń na czubku głowy.
Warknąłem.
- ŁAPY-PRECZ!- spojrzałem na niego gniewnie i odsunąłem się spod jego dotyku. Nie ufałem mu. Było w nim coś, czego należało się bać.
Z wierzchu potulny i towarzyski chłopaczek. Pogodny i wiecznie uśmiechnięty.
Nie naganna figura, cera i po prostu idealny wygląd.
Nawet na początku mi z wyglądu się spodobał. I na tym koniec.
Teraz wolałem mu nie ufać. Czułem się bezpieczniej w ten sposób.
Niebieskowłose-wkurwiające zaśmiało się i odsunęło dłoń. Sekundę później jego twarz przybrała całkowicie inny wyraz. Poważny.
Wręcz grobowy.
- Pogadaj z tym popierdoleńcem albo z jego pupilkiem. Do niego chyba więcej dotrze.- powiedział poważnie.
Pupilkiem?
O kim mówił?
Czerwonym Kapturku czy emo pedale?
- Pupilkiem?
- Emos- odpowiedział krótko i wszedł do studia. Poszedł sobie.
Siedziałem jeszcze chwilę obserwując niebo, by to wszystko przemyśleć.
Łasic jest szalony. Ale czy na prawdę ma coś z głową? W sumie jego zachowanie podpasowało mi pod kompleks Boga... Osoba ta uważa się za kogoś najlepszego, kto samodzielnie może wymierzać kary i wyroki na podwładnych.
Zaczynam się bać.
Zapomniałem zapytać Natana o jego przeszłość. Koniecznie muszę się dowiedzieć, czy ktoś jeszcze z gangu może być zagrożony na policji.
Siedziałem tak dopóki nie przeszkodził mi Igła, który wyjrzał zza drzwi.
- Znowu nie mam pytać ta?- mruknął patrząc na mnie z irytacją wymalowaną na twarzy.
Skinąłem tylko głową na potwierdzenie.
Często zdarzało się, że Igła był świadkiem moich działań 'przedsiębiorczych' lub kłótni. Chłopak bardzo dobrze wiem czym się najmuję, ale dla naszego wzajemnego dobra nie mieszam go w to.
A.eo gangu nie mógł się dowiedzieć pod żadnym pozorem.
Nie teraz.
Igła wyszedł i zapalił opierając się o drzwi, które uprzednio zamknął.
- Jeżeli dalej tak to będzie wyglądać będę musiał cię wywalić. Już raz wpadł tu twój 'niezadowolony klient' i zrobił awanturę, akurat gdy cię nie było. Poza tym często cię nie ma, bo ktoś po ciebie dzwoni, lub musisz wyjść się przewietrzyć. Wiem, że zarabiasz, co zarobisz, no ale klienci wyrabiają zdanie o naszym salonie i nie...
- Wiem.- przerwałem mu szorstko i wstałem.
Już od dłuższego czasu utrzymywał się taki stan rzeczy, że ja musiałem biec na ważne przesyłki zostawiając chłopaka samego.
Tak... to nie fair.
- Nie musisz nic mi tłumaczyć, bo sam wiem jak to wygląda. Zależy mi na tej pracy, sam dobrze o tym wiesz...
- Nie tłumacz się.- tym razem to on mi przerwał.- Idź teraz i załatw co masz załatwić, by mi już ten furiat tu nie latał.
Uniosłem słabo kąciki ust i otrzepałem tyłek z piasku.
To wyjście nie było takim złym pomysłem. Muszę pogadać z Filipem sam na sam.
Bez słowa wyszedłem ze studia w podłym nastroju.
~
Nie wiem gdzie mogę go znaleźć. Od pół godziny chodzę po miejscach gdzie mogłem spotkać tego piromana i nic. Nawet na kamieniołomach go nie było.
13:43
Chujnia coś dzisiaj.
Zajrzę jeszcze raz na kamieniołomy i tam już zostanę.
Po jakimś czasie siedziałem już pod drzewem na miejscu.
Sam.
No cóż. Kiedyś musi przyjść.
Siedziałem tak bezczynnie do czasu aż usłyszałem jakiś cichy wybuch w starym budynku obok.
Ciekawe.
Otrzepałem się z ziemi i wszedłem na klatkę schodową. Stara, zaniedbana i ozdobiona licznym grafitti nie tylko na ścianach.
Czemu ja zawsze trafiam w tak pechowe miejsca i sytuacje.
Jakbym nie mógł raz znaleźć się na dłużej w porządnym miejscu.
Westchnąłem.
Ewidentnie przyciągam problemy.
Na pierwszym piętrze... Nie było żadnych pokoi ani ścian. Tylko wejście na schody i pusty plac, który prezentował się równie imponująco co parter.
Przy oknie wychodzącym na kamieniołomy zauważyłem jakąś postać.
Czarna bluza z założonym kapturem zakrywała jego twarz prawie do połowy. Nos i usta zasłaniała bandana. Mężczyzna grzebał przy jakimś urządzeniu. Nie widziałem stąd dokładnie.
Siedziałem, a właściwie kucałem na schodach wystawiając tylko czubek głowy a w dodatku siedział tyłem pod kątem 45 stopni... W końcu wstał, przy czym ja schowałem na moment głowę.
Wysoki.
- Wyjdź albo wysadzę ci łeb- mruknął. Głos rozpoznałem od razu.
Wstałem i podszedłem kilka kroków tak by nie zbliżać się do urządzenia, czy co to było. Teraz rozpoznałem, że to rodzaj ładunku wybuchowego. - I po cholerę żeś się skradał śmieciu?- nie patrzył na mnie tylko za okno.- Nie było cię wczoraj.
- Brawo dedukcji... Jak do tego doszedłeś co?- skrzywiłem się.
Filip odwrócił się w moją stronę i poszedł kilka kroków. Uśmiechnąłem się tylko do mnie szyderczo i chwilę potem usłyszałem świst powietrza a na skórze poczułem okropnie przeszywający ból. Złapałem się na nogę krzywiąc się i spojrzałem na Filipa. W dłoni trzymał bat i patrzył mi w oczy z pogardą. Wyprostowałem się i odbezpieczyłem nóż.
- Co to miało być?!- wrzasnąłem.
I znowu dostałem batem. Tym razem w ramię.
Syknąłem tylko i odsunąłem instynktownie ramię.
Byłem przygotowany na kolejne uderzenia, więc to nie robiło już takiego wrażenia.
- Łasica!-znowu się wydarłem.
I dostałem trzecie uderzenie.
Tak do niczego nie dojdę... Z niechęcią na niego spojrzałem i odetchnąłem.
Cel uświęca środki.
- Możemy pogadać?- zapytałem starając się, by mój głoś brzmiał spokojnie i stanowczo zarazem.
- O co chodzi?- odpowiedział twardo.
- Wytłumaczysz mi ten bat? I czemu wczoraj się kłóciliście?
- Muszę was nauczyć szacunku- odpowiedział tylko i wrócił do swojej zabaweczki ignorując mnie.
Nie wyciągnę nic z niego... Z ramienia ciekła mi krew.
Ale wiedziałem tyle, że nie dam się żadnemu psycholowi podporządkować.
- Odchodzę.- oznajmiłem i wywaliłem na podłogę nieśmiertelnik. Spodziewałem się wybuchu z jego strony, a usłyszałem tylko 'sam sobie zaszkodzisz'.
Spojrzałem w jego stronę zdziwiony.
- Słucham?
- Wiem o tobie wszystko. W każdej chwili mogę wynająć kogoś by złożył na ciebie zeznania. Widzi ci się pobyt w pierdlu? Właśnie- nie czekał na moją odpowiedź.- Więc zakładaj grzecznie nieśmiertelnik i o 16:00 na zbiórce robalu- warknął nie odrywając wzroku od kabli w pilociku.
Zmiąłem w ustach jakieś przekleństwo, ale wróciłem się po ten wisiorek. Zabrałem go i wyszedłem.
Przynajmniej byłem pewien, że Filip na każdego ma haka.
Inaczej Natan by zrezygnował.
Do pracy nie ma sensu wracać...
Poszlajam się po mieście i na zbiórkę...
~~~
Zaczęły się wakacje, także wszystkim życzę dobrze spędzonego czasu i miłych wspomnień.
Końcówka pisana po 0:00 także rozumiecie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz