Rozdział 4

Szedłem ulicami Londynu rozglądając się zaciekawiony w około.
Padał deszcz, a ubrania, jak i włosy lepiły mi się do ciała dając przyjemne uczucie chłodu. W ustach standardowo miałem fajkę.
Moje kroki odbijały się echem w pustej, zalanej uliczce.
Odetchnąłem i zamknąłem oczy. Gdy je otworzyłem ktoś przede mną stał.
Kapelusz z rondlem zasłaniającym twarz i długi, prawie do kolan płaszcz.
W ręku nóż.
Zamarłem.
Chciałem uciekać.
Nogi przywarły do jednej z kałuż. Spojrzałem w dół. Nie mam stóp?
Głęboka kałuża. Tyle.
Jeszcze raz spojrzałem na mężczyznę zbliżał się tu.
Kuba Rozpruwacz.
Szarpnąłem się w geście rozpaczy. Musze uciekać. Muszę coś zrobić!
Jeszcze jedno spojrzenie.
Dzieliło nas półtora metra, a mój oprawca nie zwalniał kroku.
On się poruszał? Nie. On po prostu pojawiał się co chwilę o kilka kroków bliżej mnie.
Żadnego ruchu.
Szybko wyjąłem zza paska nóż.
Był.
Uśmiechnąłem się i rzuciłem w niego.
Chybiłem.
Chybiłem?
Jak? Ja zawsze trafiam. A teraz spudłowałem o pół metra.
Jego cień padał pod moje nogi. Teraz widziałem tylko połowę łydek.
Tonę?
Świetnie. Nie dość, że z wyrwanymi flakami, to jeszcze kałuża wszystko zamaskuje. Pochłonie moje zwłoki, krew, wnętrzności.
Za daleko, by go uderzyć. Musze czekać. Ale... nie mogę!
On mnie zabije. Już to czuję. Już umarłem.
Nie da mi zdechnąć spokojnie. Będzie mnie męczył, torturował.
Tylko kolana.
























~
JEZU! Po raz pierwszy cieszę się z tego budzika.
Nigdy więcej takich filmów przed snem.
Siedziałem na łóżku oddychając głęboko i patrząc z uśmiechem ulgi na telefon, który dalej dzwonił.
Dzisiaj ci daruję, że mnie budzisz.
Wyłączyłem alarm.
7:00
O 9:00 w pracy. Nie potrzebuję tyle czasu. Lubię się najzwyczajniej w świecie poopierdalać.
Łazienka, śniadanie, dzisiaj wyjątkowo cola zamiast kawy i na kanapę.
Do 8:30 tak siedziałem i nic nie robiłem, aż w końcu zwlekłem się z kanapy do przedpokoju. Ubrałem buty.
Autobus i po 10 minutach wchodziłem do studia tatuażu.
Zaraz naprzeciwko drzwi wejściowych stał hebanowy kontuar z wyrytymi w drewnie wzorami tatuaży. Z lewej strony był wieszak oraz czerwona skórzana kanapa i szklany stolik. Resztę ścian zajmowały blaty wraz z półkami, na których poustawiane były tusze tworzące tęczę barw oraz szablony i maszynki do tatuowania. Żółte ściany pokrywały malunki wzorów tatuaży oraz liczne szkice zawieszone w antyramach.
Na środku stał fotel do tatoo. Igła akurat kogoś dziarał.


















Przywitałem się grzecznie i poszedłem na zaplecze. Mała klitka z czajnikiem, lodówką podróżną. W rogu stał niski stolik do kawy, który już dawno powinien wylądować na śmietniku. Leżały przy nim dwa fotele-worki. Mój był oczywiście naznaczony plamami od kawy i przypalony petami. Igły za to miejscami podarty <do tej pory nie wiem od czego> i podpalany przez niedopałki skrętów marihuany.
Ogólnie w całym studio panuje luźna, miła atmosfera.

Zrobiłem sobie kawę i wyszedłem z kubkiem do studia. Sprawdziłem w masywnym notesie, czy ktoś jest ze mną umówiony.
2 osoby.
10:00 i 11:30
Dobra.
Usiadłem na blacie i napiłem się kawy. Mężczyzna, którego tatuował Igła właśnie wychodził.
- Jak życie?- uśmiechnąłem się półgębkiem.
- Po staremu- przetarł zmęczone oczy, a ja powstrzymałem wredny uśmiech. Dziewczyna nie dała mu się wyspać.- A u ciebie?
- Dobrze wiesz, co u mnie. A jak nocka?- uśmiechnąłem się zadziornie. Nie mogłem odpuścić podręczenia go. Spojrzał na mnie spode łba i machnął ręką.
- Idę na zaplecze- prychnął. Wyciągnąłem szluga i zapaliłem z uśmiechem. Przygotowałem mu kawę i działkę, by wychillował. Potem podziękuje.

~~

Praca minęła w miarę dobrej atmosferze. Jak Igła tylko zajarał od razu wrócił mu dobry humor. Zrobiłem co miałem i wyrwałem się wcześniej. Zaliczyłem obiad w Mc. W połowie drogi do domu rozdzwonił się mój telefon.
Odebrałem.
- No stary dobrze, że żyjesz!- usłyszałem na dzień dobry. Zmarszczyłem brwi...
O co temu debilowi chodzi?
- Też się cieszę... Co brałeś?- zapytałem całkiem poważnie.
- Ej ty mnie nie obrażaj. Słyszałem, że poznałeś tego Łasica... I chciałem się upewnić, że jeszcze cię nie podpalił. I czy masz wszystkie włosy?- jego donośmy głos mocno irytował. Ściszyłem głośność w telefonie. Teraz mogłem normalnie rozmawiać.
- Durniu do reszty ci zielsko padło na mózg? Włosy mam i jak słyszysz żyje. I o co ci chodziło z 'tego Łasica'?- zapytałem zdezorientowany. Fioletowo włosy był dla mnie zwykłym piromanem, jakich coraz więcej na ulicach, który potrzebuje osłony przed policją. Obstawy.
- Co ty wiadomości nie oglądasz?!- wydarł się. Umilkłem, co było dla niego wystarczającą odpowiedzią.- Dobra to zaczniesz. Łasica to piroman ścigany przez Organizacje Terrorystyczne. Podejrzany o największe wybuchy i podpalenia w ostatnich kilku miesiącach. Nie do schwytania, nieobliczalny przestępca stanowiący zagrożenie dla naszego zdrowia i życia. Jeżeli posiadasz jakiekolwiek informacje proszę niezwłocznie zgłosić się na policję- zacytowała pewnie z jakiejś gazety.
Zaśmiałem się.
- No ładnie.
- Nie wpakujesz go nie?
Jezu otaczam się debilami... chwilę nic nie mówiłem.
- Ta aha... Mnie geniuszu też szukają. Fajnie sobie to zorganizował... Załatwił takich, którzy nie mogą go zgłosić. Dobra dzięki stary.- mruknąłem i rozłączyłem się.
Do tej pory cały ten 'gang' traktowałem jak zwykłą zabawę. Dałem wciągnąć się w bandę terrorystyczną?
 Ja pierdole...
Oby mnie ta ciota nie wciągnęła w większe zamachy, czy chuj wie, co mu się w tej chorej główce roi.
Wybrałem numer do Natana.
Nie odbierał.
Westchnąłem. Do pozostałych numerów nie mam.
Nie chce mi się jeszcze iść do domu. Poszedłem na północną Pragę. Ulubione miejsce  ćpunów i tym samym dilerów. Między innymi mnie. I innych typów z ciemnej gwiazdy.
Miły zakątek.
Zawsze wita z otwartymi rękoma.

















Ale już raczej nie wypuszcza.
Skierowałem się na swoją ulubioną ulicę. Co drugi przechodzień lub bezdomny był ćpunem. Tym tu można było wcisnąć nawet mąkę z sodą oczyszczoną i trutką na szczury i żądać jak za działkę dobrego towaru.

Nie.
Ja tak nie robię.
Jak już muszą ćpać, to niech mają coś porządnego.

Załatwiłem kilkanaście gram różnych proszków i poszedłem sprzedawać.
Te śmiecie, jak tylko wyczuły prochy rzuciły się na mnie jak hieny na mięso. Wyciągnąłem pistolet zza paska i wycelowałem. W końcu miałem czym oddychać. Tego, kogo było stać dostał co chciał.
Resztę zbyłem.

Zrobiłem jeszcze jedną rundkę po towar i poszedłem na inną ulicę.

Przechodziłem obok jednego z barów, a właściwie klubów, do których często kiedyś zaglądałem. Jakiś pijaczyna akurat stamtąd wychodził. Postawny, dobrze zadbany jak na warunki tu panujące mężczyzna z kilku dniowym zarostem. Zatoczył się lekko i spojrzał na mnie z uśmiechem. Zignorowałem go.
- Hej brunetko!- wrzasnął za mną rozbawiony. Zmiąłem w ustach jakieś przekleństwo i poszedłem dalej.
Nie wkurwiaj mnie szmato, bo skończysz nakarmiony ołowiem.
- No co jest? Ogłuchłeś?! Wracaj do mnie i mi obciągnij szmato!- zamarłem i odwróciłem się powoli. Mężczyzna podpierał się dłonią o ścianę budynku.
Nie groźny pijak.
Zignorowałem go i poszedłem dalej.

Odechciało mi się szlajania tu.
Przez resztę drogi wypaliłem paczkę szlugów i zahaczyłem o pobliski kiosk. Uzupełniłem zapasy na następne kilka dni.
3 paczki.
Wiem. Dużo palę. Zacząłem dla spróbowania jak byłem nastolatkiem i jakoś zostało. Dziwne, że nawet specjalnie się nie uzależniłem. Jasne, że jak jestem zestresowany lepiej myślę po fajce, ale bez tego by się obyło.
Chyba.
Po prostu lubię ich smak. Tylko mentoli nie cierpię.
Co za debil taki szajs wymyślił?
Albo o smaku czekolady, czy wiśni... Ja pierdole. Fajki się kurwa pali dla tytoniu, a nie dla '''wiśniowego'''' smaku, który nawet nie leżał obok czegokolwiek, co przypomina wiśnie. O czekoladzie nie wspomnę.
Jezu o czym ja myślę...
 Ej dobra... STOP!
Za mało snu Szymek. Za mało.
~
W domu wziąłem kilka razy prysznic czując na sobie odór tego wyjca.
Usiadłem na moment przed tv i przejrzałem wszystkie programy informacyjne. W jednym faktycznie wspominali o Łasicy.
Ostrzegali przez 'niebezpiecznym terrorystą zagrażającym spokojowi społecznemu' czy jakoś tak. Czyli nic ostatnio nie wysadzał.
Zacząłem zastanawiać się w co tak właściwie się wpakowałem.
Tuż przed snem przypomniałem sobie o spotkaniu z gangiem, na którym mnie nie było.
Oberwie mi się?
~~~
Sory bardzo wszystkich za przerwę, ale jakoś dopiero teraz mi się zebrało na pisanie x.x 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz