Rozdział 3

Obudziłem się około 10:00.
Poranna rutyna, śniadanie w postaci kawy i Marlboro i do salonu. Rozsiadłem się wygodnie na kanapie i zacząłem skakać po kanałach.
Opierdalałem się tak do 15:00. Poszedłem do sypialni i spojrzałem za okno. Za ciepło na długie rękawy. Westchnąłem i wsunąłem nóż razem z pistoletem za pasek. Drugi schowałem do kieszeni torby z tyłu, bym mógł szybko po niego sięgnąć.
Ubrałem buty i wyszedłem na miasto. Wolnym krokiem szedłem na miejsce spotkania z Natanem.
Poznałem go kilka miesięcy temu na jakiejś imprezie. Z początku nawet nie zwróciłem na niego uwagi. Normalny chłopak, młodszy ode mnie z włosami przefarbowanymi na niebiesko.
Smerf.
Wszystkie dziewczyny na jego widok szczały i zanosiły się tym wysokim, piskliwym, wkurwiającym chichotem jak u hien. On wszystkie je zbywał.
Zajęty.
Albo gej.













Bardziej się nim zainteresowałem, gdy jakiś facet go wkurwił. Natan złamał mu nos i nieźle oszpecił na dłuższy czas.
Porywczy.
Po imprezie podszedłem do niego i zaczęliśmy rozmawiać. Dobra. Ja zacząłem. Ciężko się z nim na początku gadało. Dopiero po kilku piwach się otworzył.
Tak się zaczęło.
~
Po drodze zagarnąłem hamburgera z jakiegoś baru i jak zwykle byłem pierwszy na miejscu. Zjadłem, spaliłem dwa szlugi.
15:35
A tego chuja nadal nie ma.
Westchnąłem i zamknąłem oczy wypuszczając toksyczny dym z płuc.
W tym momencie dostałem zimną wodą w mordę. Dosłownie.
- Nie pal mośku- usłyszałem ten głos. Przeczesałem mokre włosy i spojrzałem wściekły na Natana.
- CIEBIE DO RESZTY POPIERDOLIŁO KURWO ZAJEBANA?!!!!- wydarłem się na dzień dobry i dostałem kolejną porcją wody.
- Już dawno- powiedział z tym przesłodzonym uśmiechem na mordzie. Westchnąłem i znowu przeczesałem włosy do tyłu. Miał jeszcze wodę w butelce.
- Nie możesz być normalny. Bo po co nie?- wstałem i trzepnąłem włosami.
- Też nie wiem. To po co miałem przychodzić?- napił się z butelki. Chciałem mu ją przechylić, ale wolałem go nie tykać.
- Dwa dni temu jakiś popierdoleniec podrzucił mi nieśmiertelnik- pomachałem wisiorkiem na szyi.- i karteczkę z miejscem i godziną spotkania- Natan sięgnął do mojej szyi i przyciągnął do siebie trochę boleśnie za nieśmiertelnik.
'Podążaj za Łasicą'
Chłopak wybuchł śmiechem. Spojrzał na mnie dopiero po chwili.
- Mówiłem. Popierdoleniec- mruknąłem.
- A co ja mam do tego?
Westchnąłem.
- Wczoraj się z nim spotkałem. Kazał kogoś przyprowadzić. Chodź.- ruszyłem w stronę kamieniołomów.
- Gdzie?- stał w miejscu.
- Na randkę. Chodź cymbale!- krzyknąłem nie odwracając się.
Szybko mnie dogonił, a ja zdążyłem zapalić.
Przy nim trzeba trzymać nerwy i język na wodzy, a mi bez fajek ciężko.
Bez słowa zaprowadziłem go na kamieniołomy.
Czekali na nas. Łasica. Dawid i...kurna.
 Jakiś krasnal.
Nawet jak na mnie.
Płomienno czerwone włosy i takie same oczy.
Soczewki.
Cały ubrany na czarno i blada, wręcz biała cera.
Młody. Nieletni.
Czerwony kapturek.



















Podeszliśmy do nich z Natanem. Spojrzałem na Łasicę.
- W końcu jesteś- powiedział oschłym jak zawsze głosem.
- To ten popierdoleniec?- Natan ogarnął Łasicę obojętnym spojrzeniem. Widziałem zmarszczki na czole ''''szefa''''
Powstrzymałem śmiech.
Czerwony Kapturek warknął coś pod nosem.
- Jak mnie nazwałeś robalu?!-warknął i przygwoździł chłopaka do ściany starego budynku.
- Filip uspokój się!- emo ped....Dawid złapał go za bluzę i pociągnął lekko w swoją stronę. Łasica spojrzał na niego kątem oka i odsunął się. Widziałem jak Smerf zaciskał pięść, by mu przywalić.
- Grzeczny gryzoń- Natan otrzepał swoją koszulkę w miejscach, gdzie złapał go Filip.
Znowu przegiął.
Emos przytrzymał jego ramię.
Chwila ciszy.
- To ma być ten nowy?- Łasica spojrzał na mnie wrogo.
Wzruszyłem ramionami.
- Miałem kogoś przyprowadzić. Przyprowadziłem.- zapaliłem i spojrzałem na Czerwonego Kapturka- A ty to kto? Ciebie też wciągnęli?
Chłopak spojrzał na mnie, jakbym wyrwał go z zamyślenia.
- Tak... Filip dał mi wczoraj nieśmiertelnik- miał delikatny głos. Dziewczęcy. Spojrzałem na jego szyję.
Tylko ja miałem wisiorek schowany pod bluzką.
- Ha?!- Natan spojrzał na chłopca.- Nie zauważyłem cię wcześniej.
Czerwonowłosy zmarszczył brwi.
- Jak masz na imię?- odwróciłem jego uwagę. Chłopak spojrzał na mnie spokojnie.
- Alex.
- Ile masz lat?
- 15.
- Wiedziałem! Łasica to pedofil!- Natan znowu się wtrącił. Nie będę mu dupy ratował. Alex i Filip spojrzeli na niego w tym samym momencie z mordem w oczach. . Młody wyjął coś z kieszeni i chciał rzucić w Natana.
- Zostaw- Filip powstrzymał chłopaka, który od razu schował przedmiot z powrotem. W stronę Natana poleciał nieśmiertelnik. Złapał go i przyjrzał mu się.
- Bez sensu- odpowiedział i jeszcze raz spojrzał na Łasicę i wzruszył ramionami.- Okej. Zgadzam się- założył nieśmiertelnik.
Odetchnąłem.
- A tobie co? Topili cię?- Dawid spojrzał na moją mokrą bluzkę.
- Można tak powiedzieć- mruknąłem i rzuciłem Natanowi nienawistne spojrzenie. Posłał mi całusa
Prychnąłem.
- On coś w ogóle umie?- skinął na Natana patrząc na mnie.
- Sam mogę odpowiadać- Smerf się wtrącił.
Zignorował go.
- Nie wiem- wzruszyłem ramionami
. - Snajper- spojrzałem zaskoczony na Natana
- I fajnie- usłyszałem głos Filipa.
- Serio?- zapytałem.
- Na niby kurduplu....- prychnął.
Westchnąłem
- Coś jeszcze?- spojrzałem na Łasice.
- Możecie iść. Wkurwiacie- ogarnął nas pogardliwym wzrokiem.
Zadowolony ruszem w stronę ulicy. Nie wytrzymam z nimi. Zapaliłem i wszedłem do caffehaven. Zamówiłem czarną kawe na wynos i ruszyłem do domu.
Muszę odreagować.
Zadzwoniłem do kumpla.
- Co jest?- usłyszałem jego głos.
- Czemu zawsze 'co jest'? Może chciałem po prostu pogadać?- zapytałem z lekkim oburzeniem w głosie.
Drocze się.
W słuchawce zapadła chwilowa cisza.
Uśmiechnąłem się. No tak. Ja nigdy nie dzwonie po nic.
- Nie pierdol tylko mów o co chodzi- usłyszałem w końcu.
- Masz czas?
- Dla ciebie zawsze kochany- usłyszałem jego rozbawiony głos- ale nie teraz. Wybacz- usłyszałem wysoki chichot kogoś, kto siedział obok niego.
Lora.
- Dziewczyna?- uśmiechnąłem się.
- Tak. Do jutra.
Rozłączył się.
Westchnąłem i zapaliłem.
Igła.
Mój szef i najlepszy przyjaciel. Razem pracujemy w studio tatuażu. Kupował kiedyś ode mnie marihuanę. Zaczęliśmy rozmawiać.
3 lata przyjaźni.
~
W domu obejrzałem jakiś film, umyłem się i spać.
Jutro do pracy.
Rutyna.
~~~
Na życzenie:
 dedykacja dla mojej kochanki <3
xD

Rozdział 2

Obudziłem się, jak tylko słońce zaczęło wpierdalać mi do pokoju. Zmarszczyłem brwi i niechętnie otworzyłem oczy. Spojrzałem zaspany na okno. Nie zasłoniłem rolet. Westchnąłem i wstałem przeciągając się z mruknięciem, jak zawsze z resztą.
Poranna rutyna i po 15 minutach nastawiałem już wodę na kawę z fajką w ustach. Nagle coś przykuło moją uwagę. Metalowy wisiorek... Nieśmiertelnik. Uśmiechnąłem się delikatnie i zalałem kubek z kawą. Zerknąłem na zegar.
9:12
Mam czas.
Usiadłem na blacie i włączyłem radio nie odrywając wzroku od nieśmiertelnika i karteczki. Jeszcze raz analizowałem wczorajsze wydarzenia. Gdzie kładłem i komu dawałem torbę. Nic... jedyną możliwością był Buka z autobusu. Zastanawiałem się, czy gdzieś już wcześniej nie słyszałem tego przezwiska. '
Nie.
Zero.
Może po prostu się wygłupia. Jakiś żart, albo zakład.
Przy mnie wszystko jest możliwe, a znając moje szczęście okaże się jakimś popierdolonym psychopatą, zboczeńcem i gwałcicielem w jednym ( ekhem...Becia pozdrawiam.. xD-dop. aut.). No cóż... Przeżyję.
Dopiłem kawę i poszedłem do sypialni. Z szuflady wyjąłem nóż, który schowałem w specjalnym pokrowcu doczepianym na nadgarstku i pistolet, który schowałem za paskiem spodni. Zagarnąłem ze sobą nieśmiertelnik i karteczkę i wyszedłem na miasto. Poszlajałem się trochę sam, aż natknąłem się na starego znajomego.
Tiko
Pracował.
Przywitaliśmy się i poszliśmy w mniej zatłoczoną alejkę.
- Szymek masz czas?- zapytał od razu.
- Do 15:40. Co mam zanieść i gdzie?- uśmiechnąłem się zadziornie od razu domyślając o co chodzi. Oparłem się o murek.
- Sprzeczna na Starej Pradze-  wysunął w moją stronę saszetkę z białym proszkiem. Nie obchodziło mnie, co to dokładnie było. Szybko schowałem ją do torby.- I pod klub 70 na Emili Plater koło pałacu Kultury- tym razem schowałem saszetkę z tabletkami ecstasy. Uśmiechnąłem się i wyszliśmy razem na ulicę, z której zniknęliśmy przed chwilą.
Ruszyłem w swoją stronę. Tramwaj.
Najpierw na Pragę. Dałem co miałem dać, odebrałem co moje i pojechałem do klubu nocnego.
Siedzę w dilerce odkąd mój przyjaciel Jake wyjechał za granicę. Miałem wtedy około 14 lat. Zaczęło się od sprzedawania w szkole dla zarobienia trochę na własne zachcianki. W sierocińcu dzieciakom się nie przelewa. Potem przeniosłem się na ulicę i dalej popłynęło samo. Po osiemnastce zarobiłem na mieszkanie i utrzymywałem się ze sprzedaży. Najlepsze, że nawet nie ciągnęło mnie do spróbowania prochów. Jedyne co, to zdarzyło się 2 razy zapalić marihuanę. Nie dla mnie.
Widziałem wystarczająco, by wiedzieć, jak można się przez to gówno stoczyć. Drgawki i głód po dwóch godzinach od ostatniej działki? Brak miejsca na wkłucie?
Obrzydliwość.
Teraz zdarza się jedynie, że sprzedam coś od czasu do czasu. Mam pracę w studio tatuażu z kumplem. Sam jestem wydziarany na ramionach i klatce piersiowej.
Pod klubem musiałem chwilę poczekać. Na spotkanie wyszedł mi młody chłopak. Nie będę go pouczał.
Dałem mu tabletki.
Dał mi kasę.
Nie znamy się.
Spojrzałem na zegarek.
15:00
Zaliczyłem jeszcze obiad w Burger King'u i pojechałem na kamieniołomy.
Byłem na miejscu przed czasem. Usiadłem pod drzewem i zapaliłem. Co chwilę zerkałem na zegarek zastanawiając się, czy to był tylko żart i dałem się wrobić jak gówniarz.
15:59
Westchnąłem i zapaliłem kolejnego szluga.
W tym momencie ogłuszył mnie wybuch po mojej lewej stronie. Instynktownie odwróciłem się w tamtą stronę i odsunąłem zaskoczony od drzewa. Niedaleko było widać palący się już fragment pola. Ktoś wysadził pustą przestrzeń? Bez sensu...
Nie zdążyłem więcej pomyśleć, bo przede mną pojawiła się wysoka postać. Trochę mi jeszcze szumiało w uszach po wybuchu. Wstałem szybko.
- Łasica?- zapytałem sprawdzając, czy nóż pod bluzą się nie przesunął. Był.
- Nie jesteś taki głupi, na jakiego wyglądasz- odpowiedział. Miał twardy, pewny siebie i stanowczy głos.
- Siedziałeś wczoraj koło mnie w autobusie i podrzuciłeś nieśmiertelnik.- puściłem jego komentarz mimo uszu. Trochę mi przeszło i mogłem skupić się na jego wyglądzie. Cóż. Dużo się nie pomyliłem.
Buka.
Fioletowe, proste włosy, niebieskie oczy, chudy. I wysoki...za bardzo. O jakieś 20 centymetrów wyższy ode mnie.
- Ta. Gdzie go masz?- prawie warknął i skinął na moją głowę, a dokładniej szyję. Dopiero teraz zauważyłem, że on też ma łańcuszek.
- To jakiś żart prawda?- zmarszczyłem brwi.
Łasica prychnął.
- Nie- odpowiedział- Zostałeś oficjalnie zwerbowany do gangu.
Zaśmiałem się.
- No faktycznie. Dwuosobowy gang to na prawdę coś. Jak masz na imię?
- Filip- mruknął. Zauważyłem, że ktoś wychodzi zza kamieni niedaleko. Spojrzałem w tamtą stronę. W naszą stronę szedł szczupły, czarnowłosy chłopak. Zatrzymał się kawałek od Filipa i spojrzał na mnie. Ogarnąłem go spojrzeniem. Emo pedał... pasowało.
- A ty kto? Reszta gangu?-mruknąłem i zapaliłem trzeciego szluga. Wymienili spojrzenia między sobą, a ja poczułem, że to jednak nie żart. Zmarszczyłem brwi i zaciągnąłem się mocniej, by dym wypełnił moje płuca. Spojrzałem na Łasicę.
- O co tu właściwie chodzi?
- Już ci mówiłem. Razem będziemy napadać na inne gangi i zdobywać ich bazy. Ty i Dawid- skinął na emo pedała.- macie być mi posłuszni i zdobywać nowych członków do gangu. Inaczej was ukaże odpowiednio.  Zrozumiałeś krasnalu?
Zmarszczyłem brwi.
- Nie przeginaj- warknąłem i odpiąłem zabezpieczenie od noża. Spojrzałem na Dawida.- Ciebie też w to wciągnął?
Chłopak spojrzał na mnie trochę jakby półprzytomnie.
- Nie. My...znaliśmy się wcześniej.- odpowiedział po chwili cicho.
Westchnąłem i oparłem się o drzewo.
- Coś jeszcze?- zapaliłem.
- Jutro o tej samej porze tutaj. Przyprowadź kogoś.- powiedział i już chciał się odwrócić, by odejść gdy coś sobie przypomniałem.
- Ten wybuch to twoja robota?- zapytałem patrząc jak kilku mężczyzn z okolicznych domów stara się ugasić pożar. Uśmiechnąłem się półgębkiem. Filip skinął potwierdzająco głową.- Wejście smoka- uśmiechnąłem się do niego delikatnie. Chłopak coś burknął pod nosem i ruszył z Dawidem przed siebie. Poderwałem się odpychając od drzewa stopą i poszedłem do domu.
Dziwne to wszystko. Wyjąłem z kieszeni nieśmiertelnik i przyjrzałem mu się. Wzruszyłem ramionami i założyłem go. Spróbować nie zaszkodzi. Mam kogoś jutro przyprowadzić, mówił. I co mu powiem?
No hej stary jutro idę na spotkanie z człowiekiem, którego widziałem pierwszy raz na oczy i będziemy rozpierdalać Warszawę.
Prychnąłem.
Jasne.
Czemu ja zawsze przyciągam do siebie tych najgorszych?
Wyjąłem telefon i zacząłem szukać kogoś w kontaktach.
Długo szukać nie musiałem.
Natan -,-
Uśmiechnąłem się szeroko i napisałem do niego.

Masz czas jutro?
Po dłuższej chwili dostałem odpowiedź.
Randka?
Prychnąłem.
Nie pajacu. Jakiś świr chce założyć gang i mnie w to wciągnął .-. Nie ważne. Jest okazja, by się zabawić. Co ty na to?
Jak na lato c: 
I git. 15:30 przy galerii Kordegarda.
Ta...

Zapowiada się ciekawy dzień. Przetestujemy jego cierpliwość.
~
Było jeszcze wcześnie jak wróciłem do domu. Zrobiłem sobie jajecznice z serem, a z braku jakiegokolwiek innego mięsa wziąłem parówki i usiadłem z komputerem w salonie. Włączyłem facebooka i wpisałem w wyszukiwarkę
Filip.
Za dużo..
Łasica.
Nadal za dużo.
Filip Łasica...
Nie miałem wyboru. Zacząłem go szukać. Po pół godziny szukania, jajecznicy i puszce coli znalazłem.

Photoshop.


















Uśmiechnąłem się delikatnie i zacząłem szukać w jego znajomych Dawida. To zajęło mi o wiele krócej.




















Przejrzałem ich profile. Mała aktywność, kilka głupich wpisów znajomych. Żadnych szczegółów, które mogły mi się przydać.
Odłożyłem laptop i włączyłem tv. To też mi się szybko znudziło. Poszedłem się umyć i wróciłem do łóżka.
Książka.
Dawno nie czytałem.




















Posiedziałem tak do późna, aż nie przysnąłem przy przewracaniu stron.
~
Z dedykacją dla Yume, która ma niedosyt <3
Mam nadzieję, że wszystko wyszło dobrze...

Rozdział 1

Obudził mnie dzwoniący telefon. Mruknąłem pod nosem jakieś przekleństwo i wymacałem ręką nie dające mi spokoju urządzenie. Nie patrząc kto dzwoni odebrałem.
-Tak?- mruknąłem zachrypniętym jeszcze od snu głosem z twarzą w poduszce. 
- Szymon! Dzieciaku zbieramy się do Mc! <Mcdonald's>- usłyszałem po drugiej stronie głos znajomego. Skrzywiłem się na jego darcie mordy.
- Po pierwsze: nie drzyj japy platfusie. A co do Mc to daj mi 20 minut.- podniosłem się do siadu i przeciągnąłem mrucząc cicho. Wziąłem Marka na głośnomówiący i położyłem telefon na poduszkę.
- O. Widzę, że obudziłem- wyczułem w jego głosie rozbawienie.- Ubieraj się i czekamy przy Ostrobramskiej księżniczko- zaśmiał się i rozłączył zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć. Wywróciłem oczami i włączyłem na telefonie muzykę. 
Tak... 
Rano bez muzyki i kawy się nie obudzę.
Poszedłem do łazienki po drodze zagarniając ubrania i szczotkę do włosów. W 15 minut byłem gotowy. Stanąłem przed lustrem.
Ubrania oczywiście mam za duże, ale ciężko znaleźć coś na 167 cm wzrostu nie?
Cóż...przyzwyczaiłem się. 
Ubrałem w przedpokoju buty, zagarnąłem swoją torbę i wyszedłem. 












Złapałem autobus i w 7 minut byłem na miejscu. Dopiero teraz spojrzałem na zegarek w telefonie. 
12:24
Aż tak długo spałem? 
Westchnąłem i wszedłem do Mcdonald'a. Od razu znalazłem najgłośniejszy stolik idiotów. Poszedłem do kasy i zamówiłem chickenbox, kawę i colę. Napiłem się ciepłego napoju i poszedłem do chłopaków. Przy stoliku siedziało 5 chłopaków około 20 roku życia. Ja mam 22. Przywitali mnie głośno, a ja rozglądałem się za miejscem do siedzenia. 
- Marek suń swoje grube dupsko, bo nie mam gdzie sadzić swojego- powiedziałem do chłopaka siedzącego na rogu. Towarzystwo wybuchło śmiechem.
- Szymon kurdupelku tobie spokojnie starczy tamto krzesełko- skinął głową na kącik dla dzieci, gdzie stało krzesełko do karmienia niemowląt. 
Kolejna salwa śmiechu.
Zmarszczyłem brwi.
- O ile dobrze kojarzę, to ty tu najmłodszy jesteś. Nie po dobroci, to po złości pójdziemy- odstawiłem tacę z jedzeniem na stolik i szarpnąłem z całej siły Marka na ziemię szybko zajmując jego miejsce z szerokim uśmiechem. Chłopak spojrzał na mnie wściekły, a ja wybuchłem śmiechem.- No już się tak nie denerwuj piesku. Jedz- wepchnąłem mu nugetsa do ust. Brunet wzruszył ramionami i usiadł po turecku na podłodze z uśmiechem. Reszta patrzyła na nas roześmiana- No! To co tam u was?- zaśmiałem się i zacząłem pić kawę. 
~~~
Tak minęło mi z grubsza 8 godzin? No teraz jest już w pół do dwudziestej pierwszej. Półtora godziny w Mc, reszta na szlajaniu się po stolicy. Wracałem powoli do domu, aż nie wyhaczyłem kątem oka przystanku autobusowego. Skierowałem się w tamtą stronę trochę przyspieszając, bo akurat podjechał autobus. Wsiadłem do środka nie kłopocząc się z biletem i usiadłem na końcu przy oknie. Założyłem słuchawki na uszy i położyłem swoją torbę obok. Westchnąłem i wpatrywałem się w zmieniające się widoki za oknem. 
Nawet nie zauważyłem, że ktoś się do mnie po chwili dosiadł. Zlałem gościa, chociaż wzbudzał nieprzyjemne uczucie. 
Nie pierwszy raz coś takiego czuję. Wiem co to znaczy.
 Kłopoty. 
Ale nawet jeśli to co? Bić się umiem, a to jest miejsce publiczne, więc strzelać nie będzie. Spojrzałem na jego odbicie w oknie. Widziałem tylko część profilu. Miał kaptur na głowie i fioletowe włosy. O wiele ode mnie wyższe gówno... Tyle mogę powiedzieć. 
Zauważyłem swój przystanek. Wstałem, zabrałem torbę i wyszedłem z autobusu. 
Dziwne.
 Myślałem, że typ pójdzie za mną, a on dalej tam siedział. Odwróciłem się i spojrzałem na niego. Wymieniliśmy krótkie, przypadkowe spojrzenie, kiedy autobus odjeżdżał. 
Aż mnie coś wzdrygło. Brr... Jego oczy...wręcz zionęły nienawiścią i chęcią mordu. Po chwili uśmiechnąłem się do siebie zadziornie. Lubię ryzyko. Szkoda, że nie zagadałem do niego. Ruszyłem do mieszkania. 
~~~
Zdjąłem buty i od razu poszedłem do kuchni. Nastawiłem sobie wodę w czajniku elektrycznym. Usiadłem na blacie i zacząłem grzebać w torbie w poszukiwaniu ukochanych czerwonych Marlboro. Coś dziwnie zabrzęczało. Zaciekawiony wymacałem to razem z paczką szlugów i wyjąłem. Zapaliłem szybko patrząc na małą karteczkę złożoną w kwadracik leżącą na moim udzie. 
Pierwsza myśl:
Prochy.
Ale...brzęczące? 
Nie... Co ja pierdole. 
Wziąłem karteczkę w palce i rozpakowałem. Ze środka wypadł nieśmiertelnik. Złapałem go szybko w dłoń i przyjrzałem się grawerowi. 
'Podążaj za Łasicą' 
Co? 
Coooo? 
Coooooo kurwa? 
Komuś się na żarty zebrało chyba. Spojrzałem na karteczkę. Na wewnętrznej stronie było napisane 

'Jutro o 16:00. Kamieniołomy.
Żadnych psów.

~Łasica'

Zaśmiałem się. No nieźle. To ma być groźba? A co mi... Pójdę. Odłożyłem prezencik na blat i nie wstając zrobiłem sobie herbaty. Myślałem, kiedy i kto mógł mi to podrzucić. Przypomniałem sobie gówno z autobusu. Uśmiechnąłem się szerzej.
- Zapowiada się ciekawa zabawa- zaśmiałem się i zeskoczyłem z blatu gasząc peta w zlewie i napiłem się herbaty. Wziąłem snicersa po drodze do łazienki.
Umyłem się, ubrałem bokserki i do łóżka. Ogarnąłem na zalukaj'u jakiś film marnując sobie resztkę dnia.