Wracaliśmy już w nieco lepszych nastrojach, chociaż mnie ciągle dręczyło poczucie winy, co Dawid od razu zauważył.
Musiałem się komuś wyżalić.
- To nie była twoja wina.
- Nie w ogóle. Nie myślałem i podszedłem za blisko- mruknąłem skupiając swój wzrok na fajce.
- Nie mogłeś tego przewidzieć. Działałeś instynktownie dlatego nikt nie jest na ciebie zły.
- Natan jest zły...- szepnąłem zagryzając wargę.
Dopiero teraz zaczęło docierać do mnie jak wiele przeze mnie ryzykowaliśmy.
- Minie mu szybko.
- No może, ale mi głupio. Bo to nie tak, że ja nie miałem innego wyjścia... Mogłem pobiec dalej albo w ogóle się nie zbliżać.
- Ale nie przewidziałeś tego. Naprawdę to nie twoja wina- spojrzał na mnie i uśmiechnął się słodko.
Na moich ustach od razu pojawił się nikły uśmiech.
Całkiem inny człowiek z niego z tym uśmiechem.
- Mi głupio nawet spojrzeć Alexowi w oczy- szepnąłem.
Zostałem zdzielony po głowie dłonią
- Nic się złego nie stało prawda? Już jest dobrze- uśmiech z jego twarzy nie schodził, co trochę podnosiło mnie na duchu. Mimo to, to cholerne poczucie winy zostało.
- Właśnie, że się stało... Alexa prawie zamknęli, Filip poszedł go wykupić, a gdyby nie Natan to pewnie nadal tłuklibyśmy się z psiarnią!- krzyknąłem w końcu, a w moich oczach pojawiły się łzy.
- Ejejejej nie płacz!- poczułem jak chłopak zagarnia mnie do siebie i tuli głaszcząc po włosach. Tak po prostu. Na środku ulicy. Dawno nikt tak mnie nie traktował. Poczułem ciepło bijące od jego ciała i od razu się uspokoiłem.- Cicho... Nie płacz o coś, co się nie stało. Bo widzisz. Natan spalił kilku policjantów, co daje nam przewagę prawda? Jest tu coś dobrego- mówił do mnie uspokajającym głosem.
Opanowałem się. Z resztą nie mogę się tak rozklejać... Nie przy innych.
Uśmiechnąłem się i szybko przetarłem oczy odsuwając się od niego kawałek.- Dzięki.- spojrzałem na niego zadzierając głowę lekko do góry- Kurna. Czemu ty taki wysoki musisz być?
Jasne... mój niski wzrost zawsze był punktem zaczepienia, by zmienić temat.
- Jestem duży, ale mam młodą twarz, dziwne co?- zaśmiał się.- I jestem dość nieśmiały i wrażliwy. Ale wyższy od ciebie, więc nie płacz maluchu- poczochrał mi włosy robiąc w nich jeszcze większy nieład.
- Nie płaczę- zrobiłem kolejny krok w tył poprawiają w miarę czuprynę, by jeszcze jakoś wyglądała. Nadąłem przy tym policzki- Ale włosów mogłeś nie tykać- stanąłem na palcach znowu się przysuwając i rozczochrałem mu jego kruczoczarne włosy.
- Osz ty... Skoro dostałeś się do moich włosów to może taki mały nie jesteś.- uśmiechnął się do mnie szeroko pokazując komplet śnieżnobiałych ząbków. Zaczął układać włosy, tak jak zawsze. Zastanawiało mnie jak on widzi przez ten gąszcz na oczach.
- Ta... stanąłem na palcach i wyciągnąłem wysoko rękę- prychnąłem. Złapałem jego dłoń, którą poprawiał włosy i zaczesałem mu je do tyłu. Mięciutkie.- Wyglądasz jak emos z tą grzywka na mordzie...
Nie dał mi się przyjrzeć jego oczom, bo od razu je zmrużył.
Coś z nimi nie tak? Nie zauważyłem do tej pory żadnej blizny czy czegokolwiek. Ale widziałem ich kolor.
Wątpię, by nosił soczewki. Dość nietypowy kolor, ale do niego jak najbardziej mi pasował.
- Nie lubię pokazywać swoich oczu. Są szare... Takie... smutne- zaśmiał się nerwowo.
- Przesadzasz. Może brakuje im szczęścia?- odezwałem się z typową dziecięcą niewinnością i uważniej przyjrzałem się jego oczom.
- Od siedmiu lat jestem z Łasicą. Nic dobrego mnie w tym czasie nie spotkało- jego włosy z powrotem wylądowały na oczach.
- To się nim nie przejmuj.... Wszystkich wkurza tym, co robi, ale taki typ i tyle... Skup się na tych, którym bardziej na tobie zależy- uśmiechnąłem się szeroko niepewny swoich słów względem ich relacji. Nie wiedziałem jak dużo ich łączy.
- Wiesz nie warto żyć tak, jak ja. Nie umiem dostrzec uczuć innych, żyję sam dla siebie.
- A próbowałeś kiedyś?- zerkałem na niego co chwilę.
- Hm... Jeżeli już to podświadomie. Nie spieszy mi się do takich... komplikacji- mówił spokojnie patrząc w chodnik.
- To nie jest trudne, o ile pozna się kogoś, kto jest godny twojej uwagi- starałem się jakoś w miarę logicznie mu to wytłumaczyć. Mało wiedziałem o 'prawdziwej' miłości. Kilku byłych, setki przypadkowych i jeszcze więcej klientów. Nijak to się ma do uczuć.
- Godny uwagi...- jego wzrok powędrował w ciemniejące już niebo- Osoba wyjątkowa dla mnie?
- Mhm- potrząsnąłem energicznie głową
- Jak już się pewnie domyśliłeś kocham Filipa...-Dawid coś jeszcze mówił, ale mój mózg skupił się tylko na tej jednej informacji... Chwilę musiałem to trawić. W końcu z rozmyślań wyrwał mnie głos Dawida.- To chyba źle, bo nikogo sobie nie znajdę.
- Czemu? Nie wiesz przecież co będzie... A Filip? Hm...- zagryzłem wargę zastanawiając się co mam powiedzieć- To może inaczej. Warto zauważać uczucia kogoś, kto również docenia twoje... I ogólnie. Całego ciebie- wybrnąłem drapiąc się po karku ze zdenerwowania.
- Mam dość pesymistyczne myślenie. Jak widać, ale to nic- zaśmiał się. Tylko, że ten śmiech nie był taki, jak poprzednie. Ten wręcz ociekał ironią i przygnębieniem.- Być może lepiej, bym nie kochał, ani nie był kochany.
- Nie no. Nie warto poddawać się przez jednego typa z rozdwojeniem jaźni. Kochać kogoś to dobre uczucie, a być kochanym jeszcze lepsze... Jeżeli znajdzie się odpowiednią osobę to nawet kochanie bez wzajemności nie jest złe. Rozumiesz?
- Ja już nigdy nie chcę kochać- w jego przyciszonym głosie usłyszałem rozpacz... Niedobrze. Musiałem szybko zmienić ten temat. Nie chciałem, by dłużej się męczył.- On traktował mnie jak dziwkę, gdy był napalony. Próbował spalić mnie żywcem... Odkąd wyszedł z paki nawet mnie nie dotknął. Z mojej perspektywy miłość to nic dobrego, więc nie chcę kochać- jego głos coraz bardziej się załamywał.
Zrobiło mi się go szkoda, a jednocześnie miałem ochotę lecieć i usztywnić Filipa za to wszystko... Jak można tak traktować innych.
Kurwa!
Zacisnąłem pięści, aż paznokcie nie wbiły mi się w skórę. Dopiero po chwili poczułem ból, który sprawił, że z moich oczu poleciało kilka łez.
- Ej no nie płacz- zatrzymał mnie i palcem otarł moje łzy uśmiechając się przy tym nikle. No tak. Z jego perspektywy musiało to wyglądać nieco inaczej.
Udało mi się przyjrzeć jego oczom, gdy zawiał wiatr.
- Ja nie płaczę, więc ty też nie powinieneś- starał się nie pocieszyć.
- Nie płaczę... To tak jakoś... za mocno zacisnąłem pięści i o...- pokazałem swoje dłonie, na których odznaczały się lekko krwawiące ślady po paznokciach uśmiechając się nieporadnie.- Masz fajne oczy.
- Nie wiem... Nie widzę w nich fajnego- od razu poprawił włosy, by zasłonić oczy.
- Ale ja widzę- wyszczerzyłem się.
- Masz dziwny gust- mruknął uśmiechając się nieznacznie.
- Tak samo jak ty- uśmiech nie schodził z moich ust.
- Cóż. Tak to jest być 'tresowanym'- chłopak odpowiedział mi tym samym.
- Dureń z ciebie- pstryknąłem go w nos, by odwrócić jego uwagę od takich myśli.
- Ej nie podskakuj mały....- warknął rozcierając swój nos. Drugą ręką złapał w dwa palce mój uniemożliwiając mi normalną mowę.
- A co?- mówiłem dość zabawnie. Oboje nas bawiła ta cała sytuacja. Stanąłem na palcach.- Ha! Jestem równy!- cieszyłem się jak dureń.
- Oj jeszcze ci troszkę brakuje- powiedział pieszczotliwie zostawiając mój nos w spokoju.
- Eh... a gdyby tak...- podszedłem bliżej i stanąłem na czubkach jego butów i jeszcze na swoich palcach. Uśmiechnąłem się do Dawida szeroko będąc dokładnie na jego wysokości.
- Nooo. Można tak powiedzieć- odsunął się nieco- Tylko nie spadnij.
- To mnie trzymaj- wzruszyłem ramionami.
Dawid objął mnie ręką w pasie przyciągając nieco do siebie. Stykaliśmy się nosami... Co bardzo mi się podobało. Przechodnie patrzyli na nas krzywo, lub komentowali coś pod nosami, ale żaden z nas nie zwracał na to uwagi.
To Polska... Tutaj to norma.
Przyglądałem mu się dłuższą chwilę stojąc tak na jego stopach.
- Co?
- Ładny jesteś- powiedziałem z pełną powagą chwilę po tym wybuchając śmiechem. Zszedłem z niego i ruszyłem w dalsza drogę. Już niedaleko.
- Wiem- Dawid zaśmiał się razem ze mną.- Ty też.
- Pedał.- pokazałem mu język i pociągnąłem nieco żywszym krokiem.
- Sam żeś pedał- śmiał się nadążając za mną.
- Wiem... Ej podobam ci się?- spojrzałem na niego z zaczepnych uśmiechem mrużąc lekko oczy.
- Trochę- usłyszałem nieśmiałą odpowiedź.
- Hehe. Fajnie. Mówiłem, że masz dziwny gust.- zaśmiałem się zatrzymując się przed moją klatką schodową.
Moje zmęczenie gdzieś ustąpiło.
Nie myślałem o niczym poza Dawidem i tym, że pierwszy raz od dłuższego czasu mogę sobie odpuścić martwienie się o jedzenie i pieniądze.
Miałem tego już dość.
Wpuściłem Dawida do mojego mieszkania.
- Coś ci się w ogóle stało?- ogarnąłem go wzrokiem zdejmując buty. Miał kilka zadrapań i mniejszych ran, ale nic poważnego.
- Nie. A jak z twoją nogą?- skinął na udo.
- Już tak nie boli. Przywykłem.- podrapałem się po karku ze szczeniackim uśmiechem.- Too... coś do picia i woda utleniona tak?- skierowałem się do kuchni, a Dawid od razu podreptał za mną.
- Poproszę.- skinął głową. Kątem oka widziałem, że rozgląda się po moim mieszkaniu.
- Piwo może być?- wyciągnąłem z lodówki dwie puszki, a z koszyka obok wyjąłem wodę utlenioną i waciki.
- Czytasz mi w myślach- uśmiechnął się siadając na starym, podrapanym taborecie.
Postawiłem wszystko przed nim i sam otworzyłem sobie piwo upijając kilka łyków.
- Matko jaki ja zmęczony jestem.- ziewnąłem zakrywając usta ręką i przeciągnąłem się czując jak chyba wszystkie kości mi przeskakują.
- To co? Do spania synek- Dawid wyrwał się ze swojego zamyślenia i zaśmiał patrząc na mnie.
Prychnąłem i uśmiechnąłem się wrednie- Muszę mamooo?- jęknąłem jak małe dziecko.
- Musisz synku. Jutro zbióreczka na rozpierdalaniu miasta- śmiał się.
- A utulisz do snu?- wydąłem lekko wargę patrząc na niego niewinnie.
- Mooze. Nic nie obiecuję- uniósł jedną brew przyglądając mi się z zaciekawieniem.
- Biorę to za tak- zaśmiałem się i uciekłem do łazienki nie słuchając jego marudzenia.
W środku w końcu mogłem spokojnie odetchnąć. Rozebrałem się, wywaliłem opatrunek i wszedłem pod prysznic.
Obmyłem się dokładnie nie spiesząc za bardzo. Gdy przyjrzałem się ranie uznałem, że nie muszę zakładać kolejnego opatrunku. Przynajmniej na noc.
Po oporządzeniu się wyszedłem w samych bokserkach.
Dawid od razu spojrzał na mnie ogarniając wzrokiem od góry do dołu. Nie czułem skrępowania. Nie raz pokazywałem się w gorszych sytuacjach obcym facetom... Przywykłem.
- Golas- skwitował.
- Problem?- wystawiłem mu język.- W końcu idę spać nie?
- Tak tak... To leć już do łóżka- wstał z krzesła przeciągając się.
- To co? Układasz mnie do łóżka mamo?- spojrzałem nie niego niewinnymi oczętami, a z ust zrobiłem podkówkę.
- Obiecałem coś chyba nie?- zaśmiał się, nie wiem czy z mojej nieudanej miny, czy z tej całej sytuacji.
- Okej.- złapałem go za rękę i rozbawiony pociągnąłem do sypialni. Usiadłem na łóżku po turecku.
Wolałem mu nie przypominać, że tak na prawdę, to niczego mi nie obiecywał.
Dawid usiadł na krawędzi łóżka wyraźnie skrępowany i spojrzał na mnie.
- Chyba wystarczy, że po prostu tu będę?
- A buziak na dobranoc?- przystawiłem palec do policzka.
-I może jeszcze bajeczkę opowiedzieć, by dzidzia zasnęła szybciutko?- zrobił smutną minkę naśladując mnie.
Zaśmiałem się- Ano możesz.
- Dobra cicho już- dostałem całusa w policzek.
Zadowolony położyłem się pod kołdrą zakrywając do pasa. Leżałem na boku obserwując go spod przymkniętych oczu.
Potrzebowałem tego... Takiej opieki. Chociaż na jedną noc.
Musiałem go jeszcze tylko wciągnąć do tego łóżka.
- Dobranoc- usłyszałem. Jego łagodny głos działał na mnie strasznie kojąco.- Tak w sumie... muszę stąd wyjść.. Masz jakieś zapasowe klucze, bo cię nie zamknę, jak zaśniesz.
- Mhm.- po omacku znalazłem szufladę z szafki nocnej i rzuciłem mu klucze.- Dobranoc- szepnąłem jeszcze.
Ziewnął mrucząc coś pod nosem.
- Jak chcesz, to łóżko mam duże, no i kanapa też jest- podparłem się na ramieniu otwierając oczy.
- Nie chcę ci głowy zawracać- mruknął ledwo słyszalnie.
No tak...
On też musiał być nieźle zmęczony całym tym dniem. Co prawda kiedy się myłem obmył nieco twarz i nie był tak zmasakrowany jak ja, ale teraz przestał udawać i widać, że też ma dość.
- Oj zaraz zawracać- usiadłem po turecku patrząc na przysypiającego Dawida.- Jesteś zmęczony a moje wyro jest bliżej niż twoje- uśmiechnąłem się pociesznie.
Chłopak chwilę się zastanawiał, aż w końcu wzruszył ramionami.
- No niby tak. W sumie... To zostanę, jeśli ci nie przeszkadzam.
Uśmiechnąłem się szeroko. Takiej odpowiedzi się spodziewałem.- Dobra, ale kąpiel musisz wziąć.
- Rozumiem, że to warunek wstępu do twojego łóżka?- zaśmiał się na chwilę odzyskując dzisiejszą energię.- Ale ręcznik poproszę.
- Mhm- wstałem i polazłem do łazienki. Przygotowałem mu wszystko i wyszedłem. Chłopak już czekał w wejściu. Gdy tylko opuściłem pomieszczenie zamknął się tam.
- Czekam w łóżku skarbie- powiedziałem pieszczotliwie i zaśmiałem się głośno.
- Już lecę kotku- dostałem szybką odpowiedź.
Przez tan czas, który on był w łazience jak przygotowałem dla niego drugą kołdrę i poduszkę na drugiej połowie łóżka. Usiadłem na swojej połowie mrużąc lekko oczy, gdy już skończyłem.
Dawid przyszedł chwilę potem też w samych bokserkach i z pewną białą... ozdobą na nadgarstku. Nic nie powiedziałem... na razie. A co do jego budowy, to zacząłem się zastanawiać, jakim cudem on mnie podniósł podczas tej ucieczki. Jakieś mięśnie niby ma, ale poza tym to takie słodkie chucherko wychudzone.
Uśmiechnąłem się szeroko- Co tak długo? Nudziło mi się- ostatnie zdanie zabrzmiało w moich ustach dość dwuznacznie, zwłaszcza, że mruczałem przy tym prowokacyjnie. Zaśmiałem się pod nosem, a Dawid mi zawtórował.
- Spać mogłeś.- położył się pod świeżą pościelą.- Ciepło tu masz.
- Kaloryfer włączony- westchnąłem cicho. Dobrze wiedziałem, co zrobił. I domyślałem się nawet powodu, ale i tak nie miałem zamiaru odpuszczać. Skinąłem głową na kołdrę, w której się schował- Pokaż ręce.
Chłopak niechętnie wykonał moje polecenie patrząc gdzieś w bok.
- Po co to?- wziąłem w dłonie jego zabandażowany nadgarstek znowu grając małego, ciekawskiego chłopca.
- Zraniłem się podczas jednego z wybuchów- odpowiedział pewnie patrząc mi w oczy uważnie.
- Pokarzesz? Bandaż wdaję się brudny- zacząłem rozwijać sprawnie opatrunek.
O dziwo Dawid nic nie zrobił, tylko obserwował moje poczynania w milczeniu.
Wyrzuciłem bandaż.
Jego nadgarstek był strasznie zmasakrowany przez stare blizny i nowe rany, które na siebie nachodziły. Pierwszą myślą było przyjebanie mu za głupotę, ale to nie pomoże.
- Dziwnie się skaleczyłeś podczas tego wybuchu- spojrzałem na niego z miną zmartwionego dzieciaka.
Chłopak cofnął rękę i sięgnął po bandaż z podłogi.
- Wiem, jestem żałosny- mruknął ponuro jakby czekał na wyrok.
- Nie. I zostaw. Dam ci nowy- zabrałem od niego od razu bandaż. Nie nadawał się nawet na szmatę.- Czemu i kiedy?- zapytałem spokojnie. Odsunąłem mu włosy z oczu, by lepiej go widzieć. Nie chciałem by teraz kłamał.
- Odkąd Filip zaczął mnie traktować jak zużytą szmatę- wycedził przez zęby obserwując mnie pustym wzrokiem.
Wziąłem głęboki oddech, by znowu nie wybuchnąć.
Czyli dobrze myślałem.
Przejechałem palcem po najdłuższej ranie.
To nie była pora ani na prawienie mu morałów, ani opowiadanie o sobie.
- Nie będę ci truł, jak bardzo to jest złe i głupie, bo pewnie sam wiesz. Mam tylko jedną prośbę...
Spojrzałem mu w oczy pewny siebie. Widziałem, że jest zdenerwowany.
- Tak?- wymamrotał,
- Następnym razem jak będziesz chciał to zrobić wbijasz do mnie, albo dzwonisz, żeby przyszedł obojętnie o jakiej godzinie. Lepiej żebyś wyżył się na mnie, pogadał, wypłakał, wysadził mi kuchnię, lub zrobił cokolwiek, co ci ulży zgoda?- uśmiechnąłem się czuło przechylając lekko głowę w bok.
Przez czas oczy Dawida uważnie mnie obserwowały. W końcu chłopak położył głowę na ramieniu.
- Dobrze... Będę tak robił- wydukał słabo.
Uśmiechnąłem się.
- Rano dam ci bandaże. Teraz chodź już spać emosie.- zachichotałem pod nosem.
- Daję ci się poznać ze złej strony- położył się po swojej stronie uśmiechając delikatnie.
- Będzie lepiej... zobaczysz.
Musi być lepiej nie?
Położyłem się obok niego i nie przejmując niczym przytuliłem go zakrywając nas kołdrą. Schowałem głowę pod jego szczęką. Chłopak objął mnie ramieniem dociągając jeszcze do siebie. Pogładził tylko moje włosy, a chwilę potem słyszałem jego głęboki i równomierny oddech. Niedługo potem też zasnąłem.
Musi być lepiej nie?
Położyłem się obok niego i nie przejmując niczym przytuliłem go zakrywając nas kołdrą. Schowałem głowę pod jego szczęką. Chłopak objął mnie ramieniem dociągając jeszcze do siebie. Pogładził tylko moje włosy, a chwilę potem słyszałem jego głęboki i równomierny oddech. Niedługo potem też zasnąłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz