Od dzisiaj ruszył funpage związany z moim blogiem. Będę tam dodawać wzmianki o notkach, linki, czy jakieś bonusy związane z życiem Szymka, czy innych członków gangu.
Także zapraszam~
Żyjemy wśród debili
Rozdział 12
Oczywiście w klubie obowiązywały 'mundurki'. Składały się one z krótkich szortów zasłaniających mniej więcej tyle, co same bokserki i z pół prześwitującej koszuli na guziki z podwiniętymi rękawami. Nie specjalnie mi to przeszkadzało, bo miałem na sobie już gorsze rzeczy, a oglądanie innych kelnerów w tym ubranku było niezwykle przyjemne. Zwłaszcza, gdy dwóch z nich rozciągało się na scenie.
Przez większość czasu tutaj towarzyszył mi Marek i chłopak, którego spotkałem tu za pierwszym razem- Dominik. Szybko złapaliśmy wspólny język, więc na brak towarzystwa nie mogłem narzekać.
Goście zaczęli zbierać się po 21:00.
Z początku były to tylko pojedyncze grupki nastolatków przychodzące tu wyłącznie dla zabawy i ewentualnego numerku w kiblu. Jednak po kilku godzinach sala była już na tyle pełna, że ledwo przeciskałem się między tłumem z tacą pełną alkoholu. Z początku większość albo wylewałem, albo w ogóle nie miałem szans dojść do stolika, bo kieliszki magicznym sposobem znikały z tacy. Marek widząc, że mimo, że niosę zamówienia jak najwyżej mogę to nadal sobie nie radzę kazał mi zostać za barem i obsługiwać przy ladzie. O wiele bardziej przypasowała mi ta praca, zwłaszcza, że miałem okazję flirtować z kim tylko chciałem.
Z racji, że był to mój pierwszy dzień w pracy wolałem grzecznie stać za barem i nie wdawać się w bliższe relacje.
Przynajmniej na razie...
Około północy zrobiono kilku sekundową przerwę w muzyce. Trochę się zdziwiłem, bo myślałem, że DJ'ej nawalił, albo nagłośnienie, ale gdy główne oświetlenie zgasło, a włączono tylko to, które oświetlało pustą dotąd scenę wiedziałem co się święci. Wszyscy goście spojrzeli w jedną stronę obserwując jak na scenę powoli i z niezwykłą gracją wchodzi Dominik odziany w skórzane bolerko i spodenki z takiego samego materiału, do których dopięto kilka metalowych łańcuszków. Jedyną rzeczą, która mnie mocno zszokowała były buty. Sięgały mu do kolan i były mocno pozapinane, a do tego miały sporą platformę. Zastanawiałem się, czy dzwonić po karetkę teraz, czy dopiero, gdy chłopak serio sobie coś uszkodzi. W tle poleciała z początku cicha i jakby stłumiona muzyka, która z każdym krokiem chłopaka stawała się głośniejsza i ostrzejsza. Dominik wyglądał w tym momencie jak mały król całego klubu.
Ta... I wszystkie dupy twoje co Dominiczku?
Zaśmiałem się cicho i pobujałem biodrami na boki po czym słysząc, że ktoś zamawia drinka niechętnie oderwałem oczy od tego widoku i zrealizowałem życzenie.
Potem już miałem spokój, więc mogłem skupić się na występie. Światła, zarówno na scenie, jak i w całym klubie, zaczęły szaleć dopiero gdy chłopak podszedł do rury i zaczął swój dziki pokaz.
Bo taniec to zbyt łagodne określenie.
Jego ciało wyginało się w rytm muzyki jakby chłopak był w transie. O dziwo te platformy w ogóle mu nie przeszkadzały, a przynajmniej tak to wyglądało, bo w jego kocich ruchach nie było choćby najmniejszego zawahania, czy potknięcia. Nie musiał nawet robić jakiś skomplikowanych akrobacji, czy dużo z siebie zdejmować, by przyciągać uwagę praktycznie wszystkich obecnych. Marka, który stał tuż obok mnie zauważyłem dopiero, gdy ten się do mnie odezwał.
- Niezły jest nie?- jego oczy nie odrywały się ani na moment od giętkiego ciała chłopaka.
Spojrzałem na niego jak wyrwany z transu i chwilę analizowałem co do mnie powiedział.
- Zajebisty- odpowiedziałem w końcu i wróciłem wzrokiem na Dominika opierając się o półkę alkoholi obok.
- No... A w łóżku... Stary. Marzenie- usłyszałem jego rozmarzony głos.
Uśmiechnąłem się do siebie zadziornie i skrzyżowałem ręce na piersi.- Skoro tak mówisz... Może niedługo sam się o tym przekonam- zagryzłem wargę patrząc jak chłopak kończy pokaz i schodzi ze sceny z bolerkiem w dłoni i rozpiętym rozporkiem spodenek, pod którymi było widać czarną koronkę.
Mój rozmówca zaśmiał się i w końcu na mnie spojrzał.
- Coś sugerujesz?
Światła i muzyka wróciły do stanu wyjściowego, a ja zostałem z powrotem zalany tłumem klientów.
- Nie sugeruję, a informuję. To ciałko będzie moje w tym tygodniu- odpowiedziałem nalewając po kilka drinków naraz. Marek pomógł mi i zajął się drugą połową klientów.
- Zakład?- spojrzał mi w oczy wyzywająco, na co mój uśmiech tylko się poszerzył.- Okej. Masz tydzień. Inaczej wymyślę ci karę- posłał mi tajemniczy uśmiech.
Zignorowałem jego warunek i zająłem się gośćmi.
Do końca mojej pracy, czyli do 2:00 widziałem jeszcze dwa pokazy i powoli zaczynałem rozumieć o co w tym chodzi.
Do domu wróciłem padnięty i zaraz po szybkim prysznicu padłem na łóżko zasypiając od razu.
Miałem przynajmniej tyle dobrego, że mogłem spać ile wlezie, co z chęcią wykorzystałem i w rezultacie obudziłem się po 13:00.
Na spotkanie gangu przyszedłem oczywiście spóźniony, ale jakoś się tym nie przejąłem. Już z kilku metrów słyszałem ich kłótnie. Błagania Alexa, śmiech Natana i krzyk Dawida. Drgnąłem słysząc, że wspomina coś o dziwce.
Cóż. Ciekawe o co tym razem poszło.
Powoli i z zapałem równym skazańcowi idącemu na szubienicę wszedłem po schodach.
- Przywiązałeś się do psychopaty?! To nienormalne!
- Nienormalny jesteś ty! Lecz się pajacu!
- Miłość jest piękna- między kłótnię Dawida i Filipa co chwilę wtrącał się Natan komentując i śmiejąc się. Ja tylko stałem w wejściu i przyglądałem się tej jakże urzekającej scence.
- Dawid kochałem cię przez pewien czas, ale przestałem już dawno. Nie ma czegoś takiego jak miłość- głos Filipa był tak zimny i stanowczy, jak jego wzrok mierzony w emosa, który na te słowa odwrócił tylko wzrok zapatrując się w podłogę.
Zamiast niego to Alex zaczął krzyczeć na Filipa i przylgnął do jego boku błagając, by ten przestał. Mimo kilku mocnych kopniaków i uderzeń chłopak nadal nie chciał go puścić.
Patrzyłem na to z boku zastanawiając się, czy ingerować, czy dać im to wyjaśnić między sobą.
W końcu wybrałem drugą opcję.
Nawet nie wiem o co poszło...
- Czemu nawet nie spróbujesz zrozumieć jego uczuć?- Dawid stał z wycelowaną w Łasica bronią. To chyba jeden z najmilszych widoków, jakie mi się ostatnio przytrafiły.
Filip nawet nie drgnął patrząc beznamiętnie na Dawida i całkowicie ignorując obecność lufy tuż przy skroni.
- Nie jestem pedofilem. Gdybym już miał wybierać to wolę ciebie idioto.
Alex słysząc to opadł na kolana chowając twarz w dłoniach i zaczął cicho szlochać. Sekundę potem rzucił się na broń Dawida i w rozpaczy starał się mu ją wyszarpać.
- Ułatwię ci to!- wrzeszczał dławiąc się własnymi łzami.
W końcu Dawidowi udało się odzyskać broń.
- Dawid!- krzyknąłem i skinąłem na jego broń, a następnie na moje stopy. Pistolet poleciała po podłodze i zatrzymał się tuż pode mną. Podniosłem go i schowałem za pasek.
Tak będzie bezpieczniej.
- E...Ej chłopaki!- Alex spojrzał na nas przerażony z uniesioną koszulką, tak, że każdy mógł zobaczyć bombę przytwierdzoną do jego torsu.- Kabel się uszkodził!- wrzasnął powstrzymując kolejną salwę płaczu. Na sekundę zapanowała między nami grobowa cisza i było słychać tylko niecierpliwe tykanie ładunku wybuchowego.
Szybko poderwałem się odbezpieczając nóż zza nadgarstka i klęknąłem przed nim.
- Natan jak oswobodzę Alexa bierzesz go i spierdalasz. Rozumiesz?- chłopak w odpowiedzi złapał szarpiącego się dzieciaka pod pachami i skutecznie ograniczył mu pole ruchów.
- Nie!!! To moja bomba! Zostawcie mnie!- krzyczał zdesperowany.
Nie zwracałem na to uwagi i powoli rozcinałem fragment, gdzie nie było ani ładunków ani przytwierdzonych kabli.
- Cholera Alex i na chuj ci była ta cała bomba co?!- Dawid patrzył z góry na spanikowanego dzieciaka, a chwilę potem przeniósł wzrok na Łasicę- A ty?! Musiałeś coś uszkodzić szmato!
- Uważaj jak się do mnie zwracasz, bo możesz zaraz posłużyć za tłumik do bomby!
Ich kłótnia toczyła się nadal, a ja starałem się pozbyć tej cholernej bomby. Gdy w końcu rozerwałem ostatnie wiązanie Natan wyszarpał Alexa i wybiegł z nim na zewnątrz. Spojrzałem spanikowany na pozostałych, którzy choć na chwilę zamilkli.
- Daj! Zrobię z tego pożytek- Filip uśmiechnął się psychicznie i siłą wyrwał mi bombę z rąk wybiegając z nią z bazy. Dawid natychmiast wybiegł za nim chcąc go powstrzymać, ale zamiast tego wylądował pociągnięty przeze mnie za krzakami niedaleko.
- On... umrze?-wyszeptał.
- Nie. On jest nieśmiertelny- odpowiedziałem i mimo, że już byliśmy bezpieczni nie puszczałem dłoni Dawida ściskając ją mocno.
- Alex ile mam czasu?!- wrzasnął Łasic gdy był na sporej odległości.
Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że tuż obok nas kuca Natan z Alexem.
- A MAM CIE W DUPIE!! ŻYCIE MARNUJE BY TAKIEGO SKURWYSYNA ZMIENIĆ! BY GO USPOKOIĆ, ALE KURWA NIE MA W TYM KRZTYNY SENSU! KOCHAŁEM CIE JAK CHOLERA! ALE MAM TEGO KURWA DOŚĆ! MAM W DUPIE CZY CI SIĘ UDA CZY WYLECISZ W POWIETRZE!- wrzeszczał wkładając w ten krzyk całą nienawiść do Filipa, jaka do tej pory się w nim zbierała.- MAM NADZIEJE, ŻE Z TAKIEGO CHUJA BĘDZIE ŁADNA I GŁOŚNA EKSPLOZJA!!
Wszyscy patrzeliśmy na chłopaka w nie małym szoku i z przerażeniem.
Filip pobiegł dalej, a chwilę potem było widać piękny wybuch jednego z kamieniołomów oraz fioletową czuprynę leżącą pod drzewem niedaleko.
- Szkoda- Alex odwrócił się do Natana i uśmiechnął się do niego w tak słodki i niewinny sposób, że w ogóle nie przypominał siebie sprzed kilku sekund.- Skończyłem z tym sukinsynem.- szepnął i wtulił się w ciało zdziwionego Natana.
Dopiero teraz miałem czas by to sobie w miarę poukładać.
Dawid kocha Filipa, ale on traktuje go jak darmową dziwkę poświęcając się mu, gdy miał na to ochotę. Tyle wiedziałem do tej pory. Dodatkowym bonusem była najwidoczniej przeszła już miłość Alexa do Filipa, a teraz chłopak całuje się z Natanem.
Jezu... Jak w modzie na sukces.
- A ty co taka przylepa?- Dawid uniósł nasze dłonie patrząc na mnie z uniesioną brwią.
Prychnąłem i zarumieniłem się puszczając jego dłoń od razu. Musiałem jakoś rozśmieszyć Dawida, bo nadal w jego oczach było widać strach i zmartwienie.
- Ojej czerwoniutki!- pisnął uradowany i złapał moją dłoń łącząc je razem z powrotem.- Jaki wstydzioszek- zaśmiał się głośno.
Prychnąłem i gapiłem się w ziemię udając obrażonego.
- O. A teraz foszek- chłopak nie przestawał się śmiać.
- Nie zejdzie ci ten burak- usłyszałem rozbawiony głos Alexa, który na moment poderwał się od Natana.
- Dobra ty się lepiej zajmij swoim chłopakiem kochaniu- wytknąłem Alexowi język z rozbawieniem.- Dawid... Przyjdziesz do mnie jutro?- uśmiechnąłem się słodko opierając głowę na jego ramieniu i całkowicie ignorując cichy śmiech pary obok nas.
- Uuuu...- usłyszałem od Natana.
- No mogę wpaść. A co? Już się stęskniłeś?- Dawid patrzył mi w oczy z nie małym rozbawieniem.
- Może troszkę. Nie ma mnie kto tulić do snu- wystawiłem mu język, a chłopak od razu złapał go między zęby. Pisnąłem zaskoczony i spojrzałem na niego z wyrzutem kiedy mnie puścił.- Oj widzę, że ty też tęskniłeś- zaśmiałem się cicho.
- Może troszkę- powtórzył po mnie i puścił moją dłoń zerkając na podpartego o ścianę bazy Łasica. Był cały posiniaczony, a z ust leciała mu krew. Musiał się ładnie poobijać podczas tego wybuchu.
- Pomoże mi ktoś?- zapytał patrząc na nas wkurwiony.
- Nie licz na nas.- Alex z Natanem zebrali się i odeszli.
- Dawid ja już się zbieram. Poradzisz sobie?- zapytałem i skinąłem na Filipa.
- Ta. Spokojnie.- uśmiechnął się szeroko.
Wstałem i otrzepałem spodnie wracając do domu.
Miałem być w pracy dopiero o 23:00, więc miałem jeszcze sporo czasu.
Wybrałem numery do kilku kumpli i umówiłem się z nimi pod jedną z galerii. Musiałem jakoś wyrwać się w z tej rutyny.
Gang. Praca.
Nie mogłem tak, chociaż na to drugie narzekać nie mogłem.
Po godzinie siedziałem już razem ze znajomymi w kawiarni i rozmawialiśmy na każdy temat jaki nam się nawinął zaczynając od pracy, przez dziewczyny, kończąc na eksplozjach jądrowych.
Wszystko było idealnie, aż do momentu, gdy mój wzrok nie powędrował na otwierające się drzwi kawiarni. Przerwałem zdanie w pół słowa, gdy zobaczyłem GO stojącego tam. Nasze spojrzenia na sekundę się spotkały, a ja natychmiast spuściłem głowę mając jednak nadzieję, że mnie nie rozpoznał, lub że tu nie podejdzie.
To było tak dawno temu...
Nie mógł mnie poznać...
Prawda?
Nie! Nie chcę znowu go widzieć! Nie chcę go już kiedykolwiek widzieć! Tych oczu przeszywających mnie na wylot. I tego perfidnego uśmieszku, który oglądałem za każdym razem.
Miałem dość... Przez niego zrobiłem najgorszą rzecz, jaką mogłem zrobić.
On zrujnował mi całe życie!
Strach całkowicie mnie sparaliżował. Nie miałem nawet odwagi sprawdzić, co robi. Siedziałem tak tylko spięty na całym ciele i patrzyłem w szklankę, na której zaciskałem mocno dłonie. Cały świat jaki mnie do tej pory zniknął... Był oddalony. Kumple naokoło mnie, ta kawiarnia, stolik... Wszystko się rozmazało. Nawet szklanka, w którą tak namiętnie wbijałem wzrok.
Żadne dźwięki nie docierały do moich uszu.
Poza tym szeptem... Szeptem tuż nad moim uchem.
- Witaj Szymuś.
Przez większość czasu tutaj towarzyszył mi Marek i chłopak, którego spotkałem tu za pierwszym razem- Dominik. Szybko złapaliśmy wspólny język, więc na brak towarzystwa nie mogłem narzekać.
Goście zaczęli zbierać się po 21:00.
Z początku były to tylko pojedyncze grupki nastolatków przychodzące tu wyłącznie dla zabawy i ewentualnego numerku w kiblu. Jednak po kilku godzinach sala była już na tyle pełna, że ledwo przeciskałem się między tłumem z tacą pełną alkoholu. Z początku większość albo wylewałem, albo w ogóle nie miałem szans dojść do stolika, bo kieliszki magicznym sposobem znikały z tacy. Marek widząc, że mimo, że niosę zamówienia jak najwyżej mogę to nadal sobie nie radzę kazał mi zostać za barem i obsługiwać przy ladzie. O wiele bardziej przypasowała mi ta praca, zwłaszcza, że miałem okazję flirtować z kim tylko chciałem.
Z racji, że był to mój pierwszy dzień w pracy wolałem grzecznie stać za barem i nie wdawać się w bliższe relacje.
Przynajmniej na razie...
Około północy zrobiono kilku sekundową przerwę w muzyce. Trochę się zdziwiłem, bo myślałem, że DJ'ej nawalił, albo nagłośnienie, ale gdy główne oświetlenie zgasło, a włączono tylko to, które oświetlało pustą dotąd scenę wiedziałem co się święci. Wszyscy goście spojrzeli w jedną stronę obserwując jak na scenę powoli i z niezwykłą gracją wchodzi Dominik odziany w skórzane bolerko i spodenki z takiego samego materiału, do których dopięto kilka metalowych łańcuszków. Jedyną rzeczą, która mnie mocno zszokowała były buty. Sięgały mu do kolan i były mocno pozapinane, a do tego miały sporą platformę. Zastanawiałem się, czy dzwonić po karetkę teraz, czy dopiero, gdy chłopak serio sobie coś uszkodzi. W tle poleciała z początku cicha i jakby stłumiona muzyka, która z każdym krokiem chłopaka stawała się głośniejsza i ostrzejsza. Dominik wyglądał w tym momencie jak mały król całego klubu.
Ta... I wszystkie dupy twoje co Dominiczku?
Zaśmiałem się cicho i pobujałem biodrami na boki po czym słysząc, że ktoś zamawia drinka niechętnie oderwałem oczy od tego widoku i zrealizowałem życzenie.
Potem już miałem spokój, więc mogłem skupić się na występie. Światła, zarówno na scenie, jak i w całym klubie, zaczęły szaleć dopiero gdy chłopak podszedł do rury i zaczął swój dziki pokaz.
Bo taniec to zbyt łagodne określenie.
Jego ciało wyginało się w rytm muzyki jakby chłopak był w transie. O dziwo te platformy w ogóle mu nie przeszkadzały, a przynajmniej tak to wyglądało, bo w jego kocich ruchach nie było choćby najmniejszego zawahania, czy potknięcia. Nie musiał nawet robić jakiś skomplikowanych akrobacji, czy dużo z siebie zdejmować, by przyciągać uwagę praktycznie wszystkich obecnych. Marka, który stał tuż obok mnie zauważyłem dopiero, gdy ten się do mnie odezwał.
- Niezły jest nie?- jego oczy nie odrywały się ani na moment od giętkiego ciała chłopaka.
Spojrzałem na niego jak wyrwany z transu i chwilę analizowałem co do mnie powiedział.
- Zajebisty- odpowiedziałem w końcu i wróciłem wzrokiem na Dominika opierając się o półkę alkoholi obok.
- No... A w łóżku... Stary. Marzenie- usłyszałem jego rozmarzony głos.
Uśmiechnąłem się do siebie zadziornie i skrzyżowałem ręce na piersi.- Skoro tak mówisz... Może niedługo sam się o tym przekonam- zagryzłem wargę patrząc jak chłopak kończy pokaz i schodzi ze sceny z bolerkiem w dłoni i rozpiętym rozporkiem spodenek, pod którymi było widać czarną koronkę.
Mój rozmówca zaśmiał się i w końcu na mnie spojrzał.
- Coś sugerujesz?
Światła i muzyka wróciły do stanu wyjściowego, a ja zostałem z powrotem zalany tłumem klientów.
- Nie sugeruję, a informuję. To ciałko będzie moje w tym tygodniu- odpowiedziałem nalewając po kilka drinków naraz. Marek pomógł mi i zajął się drugą połową klientów.
- Zakład?- spojrzał mi w oczy wyzywająco, na co mój uśmiech tylko się poszerzył.- Okej. Masz tydzień. Inaczej wymyślę ci karę- posłał mi tajemniczy uśmiech.
Zignorowałem jego warunek i zająłem się gośćmi.
Do końca mojej pracy, czyli do 2:00 widziałem jeszcze dwa pokazy i powoli zaczynałem rozumieć o co w tym chodzi.
Do domu wróciłem padnięty i zaraz po szybkim prysznicu padłem na łóżko zasypiając od razu.
Miałem przynajmniej tyle dobrego, że mogłem spać ile wlezie, co z chęcią wykorzystałem i w rezultacie obudziłem się po 13:00.
Na spotkanie gangu przyszedłem oczywiście spóźniony, ale jakoś się tym nie przejąłem. Już z kilku metrów słyszałem ich kłótnie. Błagania Alexa, śmiech Natana i krzyk Dawida. Drgnąłem słysząc, że wspomina coś o dziwce.
Cóż. Ciekawe o co tym razem poszło.
Powoli i z zapałem równym skazańcowi idącemu na szubienicę wszedłem po schodach.
- Przywiązałeś się do psychopaty?! To nienormalne!
- Nienormalny jesteś ty! Lecz się pajacu!
- Miłość jest piękna- między kłótnię Dawida i Filipa co chwilę wtrącał się Natan komentując i śmiejąc się. Ja tylko stałem w wejściu i przyglądałem się tej jakże urzekającej scence.
- Dawid kochałem cię przez pewien czas, ale przestałem już dawno. Nie ma czegoś takiego jak miłość- głos Filipa był tak zimny i stanowczy, jak jego wzrok mierzony w emosa, który na te słowa odwrócił tylko wzrok zapatrując się w podłogę.
Zamiast niego to Alex zaczął krzyczeć na Filipa i przylgnął do jego boku błagając, by ten przestał. Mimo kilku mocnych kopniaków i uderzeń chłopak nadal nie chciał go puścić.
Patrzyłem na to z boku zastanawiając się, czy ingerować, czy dać im to wyjaśnić między sobą.
W końcu wybrałem drugą opcję.
Nawet nie wiem o co poszło...
- Czemu nawet nie spróbujesz zrozumieć jego uczuć?- Dawid stał z wycelowaną w Łasica bronią. To chyba jeden z najmilszych widoków, jakie mi się ostatnio przytrafiły.
Filip nawet nie drgnął patrząc beznamiętnie na Dawida i całkowicie ignorując obecność lufy tuż przy skroni.
- Nie jestem pedofilem. Gdybym już miał wybierać to wolę ciebie idioto.
Alex słysząc to opadł na kolana chowając twarz w dłoniach i zaczął cicho szlochać. Sekundę potem rzucił się na broń Dawida i w rozpaczy starał się mu ją wyszarpać.
- Ułatwię ci to!- wrzeszczał dławiąc się własnymi łzami.
W końcu Dawidowi udało się odzyskać broń.
- Dawid!- krzyknąłem i skinąłem na jego broń, a następnie na moje stopy. Pistolet poleciała po podłodze i zatrzymał się tuż pode mną. Podniosłem go i schowałem za pasek.
Tak będzie bezpieczniej.
- E...Ej chłopaki!- Alex spojrzał na nas przerażony z uniesioną koszulką, tak, że każdy mógł zobaczyć bombę przytwierdzoną do jego torsu.- Kabel się uszkodził!- wrzasnął powstrzymując kolejną salwę płaczu. Na sekundę zapanowała między nami grobowa cisza i było słychać tylko niecierpliwe tykanie ładunku wybuchowego.
Szybko poderwałem się odbezpieczając nóż zza nadgarstka i klęknąłem przed nim.
- Natan jak oswobodzę Alexa bierzesz go i spierdalasz. Rozumiesz?- chłopak w odpowiedzi złapał szarpiącego się dzieciaka pod pachami i skutecznie ograniczył mu pole ruchów.
- Nie!!! To moja bomba! Zostawcie mnie!- krzyczał zdesperowany.
Nie zwracałem na to uwagi i powoli rozcinałem fragment, gdzie nie było ani ładunków ani przytwierdzonych kabli.
- Cholera Alex i na chuj ci była ta cała bomba co?!- Dawid patrzył z góry na spanikowanego dzieciaka, a chwilę potem przeniósł wzrok na Łasicę- A ty?! Musiałeś coś uszkodzić szmato!
- Uważaj jak się do mnie zwracasz, bo możesz zaraz posłużyć za tłumik do bomby!
Ich kłótnia toczyła się nadal, a ja starałem się pozbyć tej cholernej bomby. Gdy w końcu rozerwałem ostatnie wiązanie Natan wyszarpał Alexa i wybiegł z nim na zewnątrz. Spojrzałem spanikowany na pozostałych, którzy choć na chwilę zamilkli.
- Daj! Zrobię z tego pożytek- Filip uśmiechnął się psychicznie i siłą wyrwał mi bombę z rąk wybiegając z nią z bazy. Dawid natychmiast wybiegł za nim chcąc go powstrzymać, ale zamiast tego wylądował pociągnięty przeze mnie za krzakami niedaleko.
- On... umrze?-wyszeptał.
- Nie. On jest nieśmiertelny- odpowiedziałem i mimo, że już byliśmy bezpieczni nie puszczałem dłoni Dawida ściskając ją mocno.
- Alex ile mam czasu?!- wrzasnął Łasic gdy był na sporej odległości.
Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że tuż obok nas kuca Natan z Alexem.
- A MAM CIE W DUPIE!! ŻYCIE MARNUJE BY TAKIEGO SKURWYSYNA ZMIENIĆ! BY GO USPOKOIĆ, ALE KURWA NIE MA W TYM KRZTYNY SENSU! KOCHAŁEM CIE JAK CHOLERA! ALE MAM TEGO KURWA DOŚĆ! MAM W DUPIE CZY CI SIĘ UDA CZY WYLECISZ W POWIETRZE!- wrzeszczał wkładając w ten krzyk całą nienawiść do Filipa, jaka do tej pory się w nim zbierała.- MAM NADZIEJE, ŻE Z TAKIEGO CHUJA BĘDZIE ŁADNA I GŁOŚNA EKSPLOZJA!!
Wszyscy patrzeliśmy na chłopaka w nie małym szoku i z przerażeniem.
Filip pobiegł dalej, a chwilę potem było widać piękny wybuch jednego z kamieniołomów oraz fioletową czuprynę leżącą pod drzewem niedaleko.
- Szkoda- Alex odwrócił się do Natana i uśmiechnął się do niego w tak słodki i niewinny sposób, że w ogóle nie przypominał siebie sprzed kilku sekund.- Skończyłem z tym sukinsynem.- szepnął i wtulił się w ciało zdziwionego Natana.
Dopiero teraz miałem czas by to sobie w miarę poukładać.
Dawid kocha Filipa, ale on traktuje go jak darmową dziwkę poświęcając się mu, gdy miał na to ochotę. Tyle wiedziałem do tej pory. Dodatkowym bonusem była najwidoczniej przeszła już miłość Alexa do Filipa, a teraz chłopak całuje się z Natanem.
Jezu... Jak w modzie na sukces.
- A ty co taka przylepa?- Dawid uniósł nasze dłonie patrząc na mnie z uniesioną brwią.
Prychnąłem i zarumieniłem się puszczając jego dłoń od razu. Musiałem jakoś rozśmieszyć Dawida, bo nadal w jego oczach było widać strach i zmartwienie.
- Ojej czerwoniutki!- pisnął uradowany i złapał moją dłoń łącząc je razem z powrotem.- Jaki wstydzioszek- zaśmiał się głośno.
Prychnąłem i gapiłem się w ziemię udając obrażonego.
- O. A teraz foszek- chłopak nie przestawał się śmiać.
- Nie zejdzie ci ten burak- usłyszałem rozbawiony głos Alexa, który na moment poderwał się od Natana.
- Dobra ty się lepiej zajmij swoim chłopakiem kochaniu- wytknąłem Alexowi język z rozbawieniem.- Dawid... Przyjdziesz do mnie jutro?- uśmiechnąłem się słodko opierając głowę na jego ramieniu i całkowicie ignorując cichy śmiech pary obok nas.
- Uuuu...- usłyszałem od Natana.
- No mogę wpaść. A co? Już się stęskniłeś?- Dawid patrzył mi w oczy z nie małym rozbawieniem.
- Może troszkę. Nie ma mnie kto tulić do snu- wystawiłem mu język, a chłopak od razu złapał go między zęby. Pisnąłem zaskoczony i spojrzałem na niego z wyrzutem kiedy mnie puścił.- Oj widzę, że ty też tęskniłeś- zaśmiałem się cicho.
- Może troszkę- powtórzył po mnie i puścił moją dłoń zerkając na podpartego o ścianę bazy Łasica. Był cały posiniaczony, a z ust leciała mu krew. Musiał się ładnie poobijać podczas tego wybuchu.
- Pomoże mi ktoś?- zapytał patrząc na nas wkurwiony.
- Nie licz na nas.- Alex z Natanem zebrali się i odeszli.
- Dawid ja już się zbieram. Poradzisz sobie?- zapytałem i skinąłem na Filipa.
- Ta. Spokojnie.- uśmiechnął się szeroko.
Wstałem i otrzepałem spodnie wracając do domu.
Miałem być w pracy dopiero o 23:00, więc miałem jeszcze sporo czasu.
Wybrałem numery do kilku kumpli i umówiłem się z nimi pod jedną z galerii. Musiałem jakoś wyrwać się w z tej rutyny.
Gang. Praca.
Nie mogłem tak, chociaż na to drugie narzekać nie mogłem.
Po godzinie siedziałem już razem ze znajomymi w kawiarni i rozmawialiśmy na każdy temat jaki nam się nawinął zaczynając od pracy, przez dziewczyny, kończąc na eksplozjach jądrowych.
Wszystko było idealnie, aż do momentu, gdy mój wzrok nie powędrował na otwierające się drzwi kawiarni. Przerwałem zdanie w pół słowa, gdy zobaczyłem GO stojącego tam. Nasze spojrzenia na sekundę się spotkały, a ja natychmiast spuściłem głowę mając jednak nadzieję, że mnie nie rozpoznał, lub że tu nie podejdzie.
To było tak dawno temu...
Nie mógł mnie poznać...
Prawda?
Nie! Nie chcę znowu go widzieć! Nie chcę go już kiedykolwiek widzieć! Tych oczu przeszywających mnie na wylot. I tego perfidnego uśmieszku, który oglądałem za każdym razem.
Miałem dość... Przez niego zrobiłem najgorszą rzecz, jaką mogłem zrobić.
On zrujnował mi całe życie!
Strach całkowicie mnie sparaliżował. Nie miałem nawet odwagi sprawdzić, co robi. Siedziałem tak tylko spięty na całym ciele i patrzyłem w szklankę, na której zaciskałem mocno dłonie. Cały świat jaki mnie do tej pory zniknął... Był oddalony. Kumple naokoło mnie, ta kawiarnia, stolik... Wszystko się rozmazało. Nawet szklanka, w którą tak namiętnie wbijałem wzrok.
Żadne dźwięki nie docierały do moich uszu.
Poza tym szeptem... Szeptem tuż nad moim uchem.
- Witaj Szymuś.
Rozdział 11
Ze snu wyrwało mnie ciepło czyjegoś ciała i ruch po prawej stronie. Uchyliłem lekko powieki i zamrugałem parę razy obserwując śpiącą obok mnie postać. Podparłem się na łokciu zbierając do kupy wczorajsze wydarzenia.
W końcu uznałem, że przydałoby się przejść do tego klubu ze striptizem, skoro i dzisiaj miało nie być zbiórki.
Wziąłem szybki prysznic, ubrałem sie i wyszedłem.
Droga zajęła mi więcej niż z początku myślałem. Gdy w końcu znalazłem się na miejscu ulotka nadal wisiała na drzwiach. Uśmiechnąłem się nieznacznie i przekroczyłem próg klubu. W środku było pusto, jak tak ostatnio nie licząc jednego chłopaka, który zamiatał parkiet. Podniósł na mnie wzrok przyglądając mi się dokładnie. Uśmiechnął się perwersyjnie otaksowując moja sylwetkę wzrokiem.
Dobrze znałem ten uśmiech, tak samo dobrze wiedziałem, co chłopakowi chodzi po głowie.
Wywróciłem oczami i odchrząknąłem, by wyrwać go z jego świata fantazji.
- Klub zamknięty- odpowiedział mi od razu.
- Ja w sprawie ogłoszenia. Jest szef?- rozejrzałem się jeszcze raz po lokalu.
- Myślisz, że się nadasz?- uśmiechnął się wrednie podpierając się na miotle. Jego zmrużone lekko oczy obserwowały każdy mój ruch.
Prychnąłem rozbawiony. To jakaś ich regułka?
- A jak ci się wydaje?- odpowiedziałem mu tym samym, pogardliwym spojrzeniem, co on.
- To zależy od szefa.- odpowiedział już normalnym tonem głosu.
- Wiem... Dlatego pytam, czy jest.- oparłem się o ladę.
- Przyjdź potem- chłopak zbył mnie ruchem ręki i wrócił do zamiatania całkowicie ignorując moją obecność.
- Poczekam na niego- uśmiechnąłem się szeroko i usiadłem na małym stołu przy ladzie.
Chłopak spiorunował mnie spojrzeniem i burknął coś pod nosem wracając do pracy.
- Jak masz na imię?- zapytałem dla zabicia czasu.
- Marek. A ty?
- Szymon. Mogę?- skinąłem na jeden z alkoholi na półce za ladą.
- Jeżeli zapłacisz...- wzruszył ramionami i widząc jak wykładam banknot na ladę tez poprosił o drinka.
Rozmawialiśmy tak dłuższy czas głównie o pracy. Dowiedziałem się, że jeżeli nie chcę nie muszę tańczyć... A jeżeli i taniec mi nie wystarczy to za sceną są drzwi do osobnych pokoi. Za to za alkoholami jest gabinet szefa i pokój dla pracowników z prysznicem.
Coraz bardziej podobało mi się to miejsce.
Z początku chciałem tylko rozdawać drinki po stolikach, ale dodatkowa kasa zawsze się przyda.
W końcu, po dwóch godzinach do klubu wszedł mężczyzna w średnim wieku ubrany w czarne spodnie, luźną, rozpiętą do połowy białą koszulą i biały podkoszulek. Pod ubraniem wyraźnie odznaczał się jego 'mięsień piwny', a na włosach początki siwizny i zakola.
- Marek... Kto to?- mężczyzna skinął na mnie obchodząc blat i sięgając po whiskey z wyższej półki.
Warknąłem pod nosem... Traktują mnie tu jak ducha.
- Ja w sprawie ogłoszenia na tancerza. Szymon- odpowiedziałem odwracając się na stołku w stronę mężczyzny z zadziornym uśmiechem. Spojrzał na mnie ze zdumieniem, a po chwili jego usta rozciągnęły się w delikatnym uśmiechu.
- Miło poznać- uścisnęliśmy sobie dłonie.- Ma pan jakieś doświadczenie?
- Nooo... Można tak powiedzieć- mruknąłem nieśmiało, na co zaśmiał się i upił kilka łyków trunku.
- Proszę za mną.- skinął głową na jedne z dwóch drzwi za półką z alkoholami.
Gdy wyszedłem przy barze czekała już na mnie cała dzisiejsza ekipa. Oficjalnie zostałem tu zatrudniony. Poznałem wszystkich po kolei, w tym chłopaka, którego spotkałem tu za pierwszym razem. Spodobał mi się i nie chciałem go odpuszczać tak szybko.
Po tym całym spotkaniu zapoznawczym chłopak szybko mnie oprowadził i wyjaśnił parę spraw.
Jeszcze dziś miałem zaczynać.
Dawid.
Uśmiechnąłem się nieznacznie i padłem z powrotem na łóżko. W tym momencie poczułem gwałtowniejszy ruch i Dawid podniósł się podpierając się na dłoni. Przyjrzał mi się nie do końca chyba rozumiejąc, co tu robię.
- Dobry... Jak się czujesz?- zapytałem sprawdzając godzinę na telefonie.
11:55
- Bywało gorzej- westchnął i podparł się na obu dłoniach patrząc w ścianę naprzeciwko.
- Sory za wczoraj... Głupio się zachowałem- mruknąłem patrząc w pościel, którą były okryte nasze nogi.
- Hmn?- spojrzał na mnie wyrwany z zamyślenia.- A nie, luz- zaśmiał się i potargał mi włosy robiąc w nich jeszcze większy nieład. -Wszystko dobrze.
Uśmiechnąłem się szeroko w odpowiedzi.
- Głodny?- zapytałem, jednak nie miałem najmniejszej ochoty wstawać.
- Troszkę, ale chyba będę już leciał- odpowiedział odkrywając się i przeciągając.
Teraz mogłem przyjrzeć mu się uważniej. Był trochę wychudzony, a na jego ciele odznaczyło się kilka blizn po kulach i nacięciach. No i objawy autoagresji nie tylko na nadgarstkach.
Machnąłem na niego ręką lekceważąco.
- Co chcesz?- zapytałem wstając i kierując się do kuchni leniwie.
- Jakieś kanapki wystarczą- usłyszałem za swoimi plecami. Chłopak szedł za mną.
Zabrałem się za przygotowanie śniadania, a Dawid zajął to samo krzesło, co wczoraj.
- Mogę ci jakoś pomóc?- zapytał przyglądając się moim poczynaniom.
- Starczy, że powiesz co chcesz do picia- postawiłem przed nim talerzyk kanapek i zalałem swój kubek z kawą.
- Herbata wystarczy- odpowiedział zabierając się za jedzenie.
Zalałem wrzątkiem herbatę i usiadłem na blacie zapalając fajkę i przygarniając do siebie kawę.
- Ty ciągle palisz. Ciekawe kiedy ci to zbrzydnie- mruknął zerkając na mnie znad talerza.
- Pewnie kiedy wypadną mi wszystkie zęby- uśmiechnąłem się szeroko.
O raku wolałem nie wspominać.
- Nie pasowałoby ci- skomentował z chytrym uśmiechem.
Wystawiłem mu język śmiejąc się cicho.
- Może kiedyś ograniczę. Za bardzo lubię ich smak, by całkiem odstawić- mruknąłem patrząc na papierosa, którego trzymałem w palcach.
- Jeszcze mnie zdemoralizujesz i będziesz nakłaniał do palenia- cmoknął ustami rozbawiony a ja wyciągnąłem w jego stronę paczkę z szerokim uśmiechem.- Ha! No mówiłem- udał oburzonego.
Zaśmiałem się i zgasiłem swojego papierosa o spód blatu.
- To jak?- patrzyłem na niego ciekawsko z lekko przechyloną głową.
- Mogę spróbować- wzruszył ramionami.
- A umiesz się zaciągnąć?- zapytałem wyciągając szluga i odpalając go szybko.
- Chyba umiem... Znaczy wiem jak się to mniej więcej robi- przyglądał mi się, gdy zeskoczyłem z blatu i podszedłem do niego.
- Okej. To zrobimy mały test.
Zaciągnąłem cię mocno zatrzymując dym w płucach i pochyliłem się nad nim łącząc razem nasze usta. Język lekko rozchyliłem jego wargi i zacząłem wdmuchiwać w nie dym błagając w duchu, by mnie nie odepchnął ani się nie zakrztusił.
Ku mojemu zadowoleniu Dawid grzecznie mi się oddał. Odsunąłem się dopiero wtedy, gdy większość dymu wniknęła w jego płuca.
Chłopak wypuścił go prawie od razu i odkaszlnął lekko.
Uśmiechnąłem się niewinnie.
- I jak?
- Chyba... dobrze?- spojrzał na mnie lekko zamroczony.
Wyciągnąłem w jego stronę zapalonego papierosa, a ten od razu go przyjął.
- Łasica znowu na mnie naciska- usłyszałem jego przyciszony głos.
- Z czym?
- Chce, bym nauczył go kochać. W przeciwnym wypadku mnie do tego zmusi- prychnął zniesmaczony. - Nawet nie mogę się wypowiedzieć na ten temat.
- Tego nie da się nauczyć. To się po prostu czuje. Z resztą sam dobrze wiesz... motylki w brzuchu i te sprawy- odpowiedziałem dość niepewnie.
- On twierdzi, że odpycha od siebie te uczucia. Ubzdurał sobie, że należę do niego i nie pozwoli mi uciec.
- Ale przecież nikt do nikogo nie należy. A już zwłaszcza ty do niego... Nie wyglądasz mi na psychiatrę wiesz? Może powinieneś wysłać Filipa do jakiegoś specjalisty?- spojrzałem na niego po raz kolejny grając małego chłopca.
Chłopak zaśmiał się i spojrzał na mnie.
Chłopak zaśmiał się i spojrzał na mnie.
- Kto go tam zrozumie...
Rozmawialiśmy jeszcze długi czas drocząc się i wygłupiając, aż Dawid nie zmył się do domu wymyślając jakąś marną wymówkę.
W końcu uznałem, że przydałoby się przejść do tego klubu ze striptizem, skoro i dzisiaj miało nie być zbiórki.
Wziąłem szybki prysznic, ubrałem sie i wyszedłem.
Droga zajęła mi więcej niż z początku myślałem. Gdy w końcu znalazłem się na miejscu ulotka nadal wisiała na drzwiach. Uśmiechnąłem się nieznacznie i przekroczyłem próg klubu. W środku było pusto, jak tak ostatnio nie licząc jednego chłopaka, który zamiatał parkiet. Podniósł na mnie wzrok przyglądając mi się dokładnie. Uśmiechnął się perwersyjnie otaksowując moja sylwetkę wzrokiem.
Dobrze znałem ten uśmiech, tak samo dobrze wiedziałem, co chłopakowi chodzi po głowie.
Wywróciłem oczami i odchrząknąłem, by wyrwać go z jego świata fantazji.
- Klub zamknięty- odpowiedział mi od razu.
- Ja w sprawie ogłoszenia. Jest szef?- rozejrzałem się jeszcze raz po lokalu.
- Myślisz, że się nadasz?- uśmiechnął się wrednie podpierając się na miotle. Jego zmrużone lekko oczy obserwowały każdy mój ruch.
Prychnąłem rozbawiony. To jakaś ich regułka?
- A jak ci się wydaje?- odpowiedziałem mu tym samym, pogardliwym spojrzeniem, co on.
- To zależy od szefa.- odpowiedział już normalnym tonem głosu.
- Wiem... Dlatego pytam, czy jest.- oparłem się o ladę.
- Przyjdź potem- chłopak zbył mnie ruchem ręki i wrócił do zamiatania całkowicie ignorując moją obecność.
- Poczekam na niego- uśmiechnąłem się szeroko i usiadłem na małym stołu przy ladzie.
Chłopak spiorunował mnie spojrzeniem i burknął coś pod nosem wracając do pracy.
- Jak masz na imię?- zapytałem dla zabicia czasu.
- Marek. A ty?
- Szymon. Mogę?- skinąłem na jeden z alkoholi na półce za ladą.
- Jeżeli zapłacisz...- wzruszył ramionami i widząc jak wykładam banknot na ladę tez poprosił o drinka.
Rozmawialiśmy tak dłuższy czas głównie o pracy. Dowiedziałem się, że jeżeli nie chcę nie muszę tańczyć... A jeżeli i taniec mi nie wystarczy to za sceną są drzwi do osobnych pokoi. Za to za alkoholami jest gabinet szefa i pokój dla pracowników z prysznicem.
Coraz bardziej podobało mi się to miejsce.
Z początku chciałem tylko rozdawać drinki po stolikach, ale dodatkowa kasa zawsze się przyda.
W końcu, po dwóch godzinach do klubu wszedł mężczyzna w średnim wieku ubrany w czarne spodnie, luźną, rozpiętą do połowy białą koszulą i biały podkoszulek. Pod ubraniem wyraźnie odznaczał się jego 'mięsień piwny', a na włosach początki siwizny i zakola.
- Marek... Kto to?- mężczyzna skinął na mnie obchodząc blat i sięgając po whiskey z wyższej półki.
Warknąłem pod nosem... Traktują mnie tu jak ducha.
- Ja w sprawie ogłoszenia na tancerza. Szymon- odpowiedziałem odwracając się na stołku w stronę mężczyzny z zadziornym uśmiechem. Spojrzał na mnie ze zdumieniem, a po chwili jego usta rozciągnęły się w delikatnym uśmiechu.
- Miło poznać- uścisnęliśmy sobie dłonie.- Ma pan jakieś doświadczenie?
- Nooo... Można tak powiedzieć- mruknąłem nieśmiało, na co zaśmiał się i upił kilka łyków trunku.
- Proszę za mną.- skinął głową na jedne z dwóch drzwi za półką z alkoholami.
Gdy wyszedłem przy barze czekała już na mnie cała dzisiejsza ekipa. Oficjalnie zostałem tu zatrudniony. Poznałem wszystkich po kolei, w tym chłopaka, którego spotkałem tu za pierwszym razem. Spodobał mi się i nie chciałem go odpuszczać tak szybko.
Po tym całym spotkaniu zapoznawczym chłopak szybko mnie oprowadził i wyjaśnił parę spraw.
Jeszcze dziś miałem zaczynać.
Back to past
Coś trochę z innej beczki, bo fragment z przeszłości Szymona, gdy miał 18 lat.
A co do rozdziału to powinien się pojawić w tym tygodniu. Liczę na to, że jutro.
Choroba < i pewna cosplayerka> pchnęły mnie do napisania tego.
----
Godzina 23:13
A co do rozdziału to powinien się pojawić w tym tygodniu. Liczę na to, że jutro.
Choroba < i pewna cosplayerka> pchnęły mnie do napisania tego.
----
Godzina 23:13
Jakieś 20 minut temu wyszedłem z mieszkania ubrany w krótkie, przylegające szorty i w pół przezroczysty, szary podkoszulek. Do kostki miałem standardowo dopięty nóż, a w kieszeni fajki, kilka kondonów i saszetek z żelem. Przechodnie spoglądali na mnie ciekawsko gdy przechodziłem obok. Kilku z nich rzuciło jakimś komentarzem.
Pozdrawiam środkowym palcem.
Teraz stałem na rogu ulicy, gdzie pracowałem.
Przepełniona nierządem, zdradą i gwałtem.
Uśmiechnąłem się półgębkiem i ruszyłem wzdłuż chodnika rozglądając się po znajomych po fachu. Krótkie, wyzywające stroje przyciągające uwagę potencjalnych klientów były tu normom. Nikt nie krzywił się na innych. Każdy ma swój interes i tylko o niego dba. Reszta niech robi co chce, puki nie wejdzie komuś w drogę.
Jedyne zasady tego miejsca.
Cała reszta zależy od łaski lub niełaski klienta.
Nikt się nad tobą nie zlituje, gdy zobaczy twoje ciało leżące na ziemi, zakrwawione i nagie. Minie cię obrzucając beznamiętnym wzrokiem, lub okradnie, jeżeli masz coś wartościowego.
Radź sobie...
Chwile tak chodziłem, aż nie zatrzymałem się przy jednej ze starych fabryk. Od razu podszedł do mnie jakiś starszy facet z lekkim zarostem i brązowymi, idealnie ułożonymi włosami. Ubrany w białą koszulę i spodnie od garnituru, jak większość z nich.
Nie tylko spragnione przygód nastolatki nas odwiedzają.
Spytał o cenę i imię i zniknęliśmy za budynkiem na dobre pół godzinki.
Tak samo z kolejnym.
Nauczyłem się poddawać temu nie uczestnicząc w tym.
Nauczyłem się poddawać temu nie uczestnicząc w tym.
Ogarnąłem się szybko, doprowadzając do stanu początkowego i rozejrzałem się po ulicy. Uśmiechnąłem się widząc znajomą twarz i podszedłem do niego.
Młody, z ciemno brązowymi, kręconymi włosami i licznymi piegami na policzkach. Trochę wychudzony, ale przy jego sytuacji to i tak dobrze wygląda.
- Hej młody. Jak tam?- wyciągnąłem w jego stronę paczkę ze szlugami.
- Siem. Ciężko. W domu chujnia już totalna. Aż nie mam ochoty wracać...- odebrał papierosa odpalił go wydmuchując dym z ciężkim westchnieniem. W przerwie, gdy też zapaliłem spojrzał na mnie swoimi zielonymi, dużymi oczami- Szymeek... mógłbym u ciebie zostać jakiś czas? Mieszkasz sam nie?
Przyglądałem mu się chwilę z politowaniem i uśmiechnąłem ciepło.
- Na ile tylko chcesz Mikuś- zaśmiałem się unikając jego kopniaka.
-Nie mów tak- naburmuszył się i nadął policzki krzyżując ręce na piersi.
Uśmiechnąłem się szerzej i złapałem go za podbródek całując go krótko.
No co?
Podoba mi się dzieciak.
Spojrzał na mnie zarumieniony i prychnął pod nosem udając obrażonego.
- Ej... to dziwka może być wstydliwa? Od pocałunku?- zrobiłem smutną minkę, a chwilę potem dostałem z pięści w ramie.
Oboje się zaśmialiśmy.
- Tyyy... zobacz- Mikołaj skinął głową w stronę jakiegoś chłopaka. Szedł powoli i dość niepewnie rozglądając się wokoło jakby nie wiedział co ze sobą zrobić.
- Oj... świeżynka- rozczuliłem się na ten widok z rozbawieniem. Chłopak był mniej więcej w moim wieku, ubrany prawie cały na czarno nie licząc bluzki i czerwonej bandany na szyi.
Taki niewinny emosek...
Spojrzałem błagalnie na Mikołaja.
- Mogę go?
- A bierz... Nie mój typ- machnął na mnie ręką, a ja w podzięce posłałem mu całusa.
Zastanawiało mnie, czy ten chłopak chciał wydać tu kasę, czy wręcz przeciwnie.
Cóż... Mało się to dla mnie liczyło.
Zgasiłem fajkę i przeszedłem na drugą stronę ulicy, tak, by wyglądało, jakbym szedł lekko w bok, niżeli centralnie na niego. To on miał zwrócić na mnie uwagę. Kręciłem delikatnie biodrami.
Kątem oka obserwowałem chłopaka. Widząc mnie jego policzki przybrały kolorku, a chwilę potem nasunął na nos czerwoną bandanę patrząc na mnie jak na obrazek.
Miły komplement.
Powstrzymałem śmiech i zmrużyłem lekko oczy posyłając mu uwodzicielskie spojrzenie.
- Przepraszam- odezwał się w końcu nieco niepewnie.
Zatrzymałem się i spojrzałem na niego nie mogąc pozbyć się lekkiego uśmiechu.
Takiego egzemplarzu jeszcze nie spotkałem.
- Szukasz tu czegoś?- zapytałem patrząc na niego lubieżnie.
Słodki jest myśląc, że nie wiem co chowa pod tą chustką.
- Em...- odwrócił ode mnie wzrok i zapatrzył się w ciemności jednego z zaułków.- Szukam... Szukam mężczyzny- wymamrotał tak, że ledwo go usłyszałem i zrobił krok w tył.
Trzeba by chłopaka trochę ośmielić
Podszedłem znacznie bliżej, tak, abyśmy stykali się ze sobą klatkami piersiowymi. Był ode mnie wyższy parę centymetrów, więc pociągnąłem jego bandankę w dół, tak, by i on się nieco schylił.
- W jakim celu?- wyszeptałem mu na ucho kusząco.
Poczułem, że nieco się spiął.
Oby się dzieciak nie wystraszył.
- Chcę się pieprzyć- odpowiedział w końcu już nieco pewniejszym głosem.
Zamruczałem rozkosznie i odsunąłem się na kilka kroków
- Jestem do twoich usług- ukłoniłem się zerkając na niego z chytrym, pełnym pożądania uśmiechem.- Więc... gdzie?- wyprostowałem się.
- Gdzieś... nie wiem... są tu gdzieś... jakieś pokoje?- chłopak rozejrzał się wokoło nieco speszony, a ja powstrzymałem kolejny wybuch śmiechu. Spokojnie... profesjonalizm przede wszystkim- Nigdy tu nie byłem- przyznał się w końcu.
- Widać- uśmiechnąłem się ciepło odpuszczając nieco- Chodź- pociągnąłem go za skrawek koszulki w stronę hangaru niedaleko.- Mogę znać twoje imię?
Chłopak szedł za mną nieco nieporadnie
- Dawid.
Weszliśmy do pustego, dużego pomieszczenia podpieranego na kilku masywnych kolumnach. Zapaliłem światło, by nikt nie wpadł na pomysł, by nam przeszkodzić.
- Szymon- stanąłem naprzeciwko niego z zadziornym uśmieszkiem.- Więc bierz się do roboty... kochasiu- wyszeptałem mu na ucho stając przed nim, jak wcześniej na ulicy, a dłonie kładąc na jego biodrach.
- Czekaj- odsunął mnie i zsunął torbę z ramienia, pozbył się bluzy ukazując mi pięknie zabandażowane nadgarstki. Wywróciłem dyskretnie oczami. Na jego ramionach zauważyłem kilka blizn po kulach i nożu...
Czyli jednak chłopak nie jest tak niewinny, na jakiego wygląda.
Podczas gdy on mamrotał coś do nieśmiertelnika ja mogłem się przyjrzeć lepiej jego twarzy.
Szare oczy... Ładne.
Uśmiechnąłem się nieznacznie do siebie i oblizałem górną wargę.
Gdy Dawid skończył też oblizał usta i spojrzał na mnie. Stałem przed nim z założonymi rękoma i lekkim zniecierpliwieniem malującym się na twarzy.
- Ładne oczy... skończyłeś już?- zapytałem niecierpliwiąc się.
Napaliłem się na tego chłopaka. Było w nim coś, co niesamowicie mnie pociągało.
Nie był taki jak te dziady w garniturach.
W nim kryła się tajemnica.
I chyba to tak bardzo mi się podobało.
Jego silne ramiona pchnęły mnie na jedną z kolumn, a usta zaczęły natarczywie całować. Sapnąłem zaskoczony i objąłem go wsuwając mu dłonie pod bluzkę.
Matko... Kto by pomyślał, że takie chuchro ma tyle siły.
Jeżeli zawartość jego bokserek jest proporcjonalna do budowy ciała to już wolę mu obciągnąć.
Jeszcze mi się chłopak zakomlpeksi.
Jedną nogę oplotłem na jego udzie oddając mu zachłannie pocałunki.
Dawid włożył mi dłoń pod bluzkę podwijając ją i masując mój tors. Poczułem przyjemne ciepło i chwilę potem dreszcz podniecenia, który przeszedł mnie, gdy otarł się swoją męskością o moją. Westchnąłem mu w usta i poruszyłem zachęcająco biodrami.
Moje dłonie powędrowały na jego spodnie. Zręcznie jedna ręką rozpiąłem je od razu wsuwając dłoń do środka. Uśmiechnąłem się nieznacznie do siebie.
Nie będzie tak źle.
Nagle poczułem mocne szarpnięcie i wylądowałem odwrócony tyłem do niego. Chwilę potem jego dłonie powędrowały do moich spodenek zsuwając je nieco.
Poczułem chwilowe wahanie... Pewnie zaskoczył go fakt, że nie miałem bielizny.
Wypiąłem się w jego stronę i otarłem o jego męskość.
Wzdychałem chwilami głośniej w duchu ciesząc się, że jak już przychodzi co do czego nie jest taki nieśmiały.
Chwilę jeszcze się ze mną drażnił, aż w końcu nie wyciągnąłem w jego stronę prezerwatywy i żelu w saszetkach.
- Chociaż jeden przygotowany- mruknął i odebrał saszetki. Pozbył nas dolnej części garderoby i włożył we mnie palce rozciągając mnie. Zacząłem pojękiwać i podparłem głowę na kolumnie oddając się mu.
Po chwili poczułem, jak wyjmuje palce. Rozchylił nieco moje pośladki ściskając je i wszedł we mnie szybko z cichym warknięciem. Z mojego gardła wydobył się głośniejszy jęk przepełniony rozkoszą. Poruszyłem ochoczo biodrami nie odczuwając żadnego dyskomfortu.
- Nie hamuj się złotko- wymruczałem spoglądając na niego przez ramię z zadziornym uśmieszkiem.
- Nie zamierzam- odpowiedział nieco zachrypniętym głosem i od razu zaczął poruszać biodrami wywołując u mnie jęki przyjemności. Moje ciało drżało, przy każdym jego mocniejszym pchnięciu, a dłonie lekko drapały kolumnę, o którą się pospierałem.
Szybko się do niego dopasowałem, by dać nam obu więcej przyjemności.
Od kilku dni nie miałem tak dobrego sexu, jak teraz.
Dawid był wręcz idealny... Jego niepewność i nieśmiałość zamieniły się w pożądanie, które teraz dawało mi tyle rozkoszy.
Nie uciekałem tym razem... Teraz chciałem brać z tego jak najwięcej.
Jego dotyk na mojej skórze, pocałunki składane na szyi i ustach.
Jego ciało przylegające do mojego.
Chciałem to wszystko czuć tak mocno, jak tylko mogłem.
Nic innego mnie już nie obchodziło.
Tylka ta rozkosz, jaką mi dawał.
Jego ruchy stawały się nieregularne, a usta pieściły moją szyję. W pewnym momencie poczułem mocne ugryzienie na ramieniu. Krzyknąłem unosząc kąciki ust z rozkoszy i zacząłem poruszać nieco szybciej biodrami w rezultacie. Dawidowi też najwidoczniej się to spodobało, bo jego pchnięcia stały się mocniejsze i głębsze, tak, że prawie za każdym razem trafiał w mój czuły punkt przyprawiając mnie o fale rozkoszy. Szarpnął mnie za włosy i wpił się w moje usta podgryzając je i posapując momentami głośniej. Sam, też nie byłem cichy, a moje jęki odbijały się echem od ścian pomieszczenia. Nasze pocałunki stawały się coraz bardziej chaotyczne i niezdarne, a jedna z jego dłoni powędrowała na mojego członka pieszcząc go intensywnie i stymulując. Przy samym dotyku jęknąłem przeciągle zaciskając na nim mięśnie gwałtownie. Po chwili przestał mnie całować i przylgnął go moich pleców zaciskając drugą dłoń na moich biodrach, tym samym regulując ich ruchy.
Cholernie go pragnąłem.
Poczułem zalewającą mnie falę przyjemności i mocniej spiąłem mięśnie powstrzymując orgazm... Nie mogłem dojść przed nim.
Nagle poczułem, że Dawid też kończy i doszedłem prawie równo z nim z przeciągłym jękiem. Podparłem głowę o zimną kolumnę.
- Ah...Filip- wysapał pod nosem.
Zignorowałem to. Nie obchodziły mnie powody, dla których klienci tu przychodzą.
Zdradza, nie zdradza.
Tęskni, nie tęskni.
Obojętnie.
Drżałem na całym ciele i starałem się unormować oddech. Gdy tylko byłem w stanie od razu ubrałem spodenki i odwróciłem się przodem do niego opierając się o ścianę. Przyjrzałem mu się z lekkim uśmiechem. Nie wygląda tak źle jak z początku myślałem... A te blizny dodają mu charakteru.
- Te... tylko mi tu nie zaśnij... Z resztą. I tak ciężko by ci było tu spać- puściłem mu oczko.
- Jestem wytrzymały- odpowiedział ubierając się.
Przeczesałem włosy i wyciągnąłem w jego stronę rękę.
- 800 złotko- uśmiechnąłem się niewinnie.
Chłopak wyciągnął z torby kopertę, a z niej pieniądze i wręczył mi.
- Proszę.
Przeliczyłem wszystko i uśmiechnąłem się szeroko.
- Dzięki. Zapraszamy ponownie- gdy oboje w pełni doszliśmy do siebie ruszyliśmy w stronę drzwi. - Co taki cichy- zapytałem wychodząc na świeże powietrze.
- Za rozmowę też mam płacić?- zapytał z lekko ironicznym uśmiechem.
Prychnąłem i posłałem mu zadziorny uśmieszek wzruszając ramionami. Przeszliśmy się kawałek aż w końcu Dawid się nie zatrzymał.
- Po co to robisz?- zapytał przyglądając mi się.
Zaskoczyło mnie to pytanie... Jakoś nikogo nie interesuje, jak tu wylądowałem. Ważne, że jestem do ich dyspozycji.
- Życie- wzruszyłem lekceważąco ramionami- Nie miałem wyboru. Wyjebano mnie bez środków do życia na ulicę dość niedawno... Muszę sobie radzić nie?
- Okej...- chwilę się nad czymś zastanawiał.- Osoba, która oddaje się bez przyjmowania pieniędzy jednej osobie to też dziwka?- spojrzał mi beznamiętnie w oczy, które teraz wydawały się strasznie puste.
Coś chłopaka męczy. I pewnie to coś tyczy się tego Filipa.
- Na tym polega bycie kurwą, aby brać za to kasę. Bez tego to tylko sex- odpowiedziałem na spokojnie.
- Rozumiem.- na twarzy Dawida po raz pierwszy odkąd się spotkaliśmy pojawił się szeroki uśmiech, który cholernie mi się spodobał. Poczułem, jak chłopak wsuwa mi banknot w spodenki. Zaśmiałem się.
- No dzięki... Chociaż niepotrzebnie. Nie przyjdziesz tu więcej nie?- zrobiłem smutną minkę.
- Raczej już nigdy się nie zobaczymy, chociaż kto wie...- pokazał mi język z szerokim uśmiechem- Kolejny punkt- wyciągnąć mojego faceta z paki. Powodzenia z klientami. Obyś trafił na kogoś porządnego- pomachał mi odchodząc w tylko sobie znanym kierunku.
- Będę tęsknił złotko... W cuda nie wieżę... Tu nie ma porządnych ludzi. Tobie też powodzenia- posłałem mu całusa z szerokim uśmiechem i wróciłem na ulicę.
Serio było mi szkoda, że chłopaka więcej nie zobaczę.
Ciekawe jaki byłby z niego kochanek... Skoro w łóżku dobry...
Uśmiechnąłem się nieznacznie i od razu odgoniłem tą myśl.
Nie mogę przywiązywać się do klientów.
Od razu dopadł mnie Michał z szerokim uśmiechem... Miał nieco potargane włosy i kilka śladów na szyi.
Nie nudził się przez ten czas, gdy ja byłem z Dawidem.
- No i?- patrzył na mnie pełny podekscytowania.
- Spokojnie dzieciaku... Nie byłem na pierwszej randce, czy czymś. Był dobry i tyle. Więcej nie musisz wiedzieć. Tajemnica zawodowa- przejechałem złączonymi palcami po swoich ustach, jakbym je zasuwał na zamek i uśmiechnąłem się.
- Dobra... jak chcesz- burknął urażony.- Długo chcesz tu jeszcze zostać?- zapytał sprawdzając godzinę na zegarku.- W pół do pierwszej.
Zamyśliłem się na moment.
- Jeszcze zostanę. Jeden, czy dwóch i się zbieramy okej?- rozejrzałem się po ulicy i wymieniłem spojrzenia z jednym facetem. Kolejny.- Spotkamy się tu za godzinę.- potargałem maluchowi włosy i ruszyłem w stronę mężczyzny.
Do domu wróciliśmy około drugiej. Przygotowałem nam kolację i łóżko.
To co robiliśmy potem jest raczej jasne...
Przyglądałem mu się chwilę z politowaniem i uśmiechnąłem ciepło.
- Na ile tylko chcesz Mikuś- zaśmiałem się unikając jego kopniaka.
-Nie mów tak- naburmuszył się i nadął policzki krzyżując ręce na piersi.
Uśmiechnąłem się szerzej i złapałem go za podbródek całując go krótko.
No co?
Podoba mi się dzieciak.
Spojrzał na mnie zarumieniony i prychnął pod nosem udając obrażonego.
- Ej... to dziwka może być wstydliwa? Od pocałunku?- zrobiłem smutną minkę, a chwilę potem dostałem z pięści w ramie.
Oboje się zaśmialiśmy.
- Tyyy... zobacz- Mikołaj skinął głową w stronę jakiegoś chłopaka. Szedł powoli i dość niepewnie rozglądając się wokoło jakby nie wiedział co ze sobą zrobić.
- Oj... świeżynka- rozczuliłem się na ten widok z rozbawieniem. Chłopak był mniej więcej w moim wieku, ubrany prawie cały na czarno nie licząc bluzki i czerwonej bandany na szyi.
Taki niewinny emosek...
Spojrzałem błagalnie na Mikołaja.
- Mogę go?
- A bierz... Nie mój typ- machnął na mnie ręką, a ja w podzięce posłałem mu całusa.
Zastanawiało mnie, czy ten chłopak chciał wydać tu kasę, czy wręcz przeciwnie.
Cóż... Mało się to dla mnie liczyło.
Zgasiłem fajkę i przeszedłem na drugą stronę ulicy, tak, by wyglądało, jakbym szedł lekko w bok, niżeli centralnie na niego. To on miał zwrócić na mnie uwagę. Kręciłem delikatnie biodrami.
Kątem oka obserwowałem chłopaka. Widząc mnie jego policzki przybrały kolorku, a chwilę potem nasunął na nos czerwoną bandanę patrząc na mnie jak na obrazek.
Miły komplement.
Powstrzymałem śmiech i zmrużyłem lekko oczy posyłając mu uwodzicielskie spojrzenie.
- Przepraszam- odezwał się w końcu nieco niepewnie.
Zatrzymałem się i spojrzałem na niego nie mogąc pozbyć się lekkiego uśmiechu.
Takiego egzemplarzu jeszcze nie spotkałem.
- Szukasz tu czegoś?- zapytałem patrząc na niego lubieżnie.
Słodki jest myśląc, że nie wiem co chowa pod tą chustką.
- Em...- odwrócił ode mnie wzrok i zapatrzył się w ciemności jednego z zaułków.- Szukam... Szukam mężczyzny- wymamrotał tak, że ledwo go usłyszałem i zrobił krok w tył.
Trzeba by chłopaka trochę ośmielić
Podszedłem znacznie bliżej, tak, abyśmy stykali się ze sobą klatkami piersiowymi. Był ode mnie wyższy parę centymetrów, więc pociągnąłem jego bandankę w dół, tak, by i on się nieco schylił.
- W jakim celu?- wyszeptałem mu na ucho kusząco.
Poczułem, że nieco się spiął.
Oby się dzieciak nie wystraszył.
- Chcę się pieprzyć- odpowiedział w końcu już nieco pewniejszym głosem.
Zamruczałem rozkosznie i odsunąłem się na kilka kroków
- Jestem do twoich usług- ukłoniłem się zerkając na niego z chytrym, pełnym pożądania uśmiechem.- Więc... gdzie?- wyprostowałem się.
- Gdzieś... nie wiem... są tu gdzieś... jakieś pokoje?- chłopak rozejrzał się wokoło nieco speszony, a ja powstrzymałem kolejny wybuch śmiechu. Spokojnie... profesjonalizm przede wszystkim- Nigdy tu nie byłem- przyznał się w końcu.
- Widać- uśmiechnąłem się ciepło odpuszczając nieco- Chodź- pociągnąłem go za skrawek koszulki w stronę hangaru niedaleko.- Mogę znać twoje imię?
Chłopak szedł za mną nieco nieporadnie
- Dawid.
Weszliśmy do pustego, dużego pomieszczenia podpieranego na kilku masywnych kolumnach. Zapaliłem światło, by nikt nie wpadł na pomysł, by nam przeszkodzić.
- Szymon- stanąłem naprzeciwko niego z zadziornym uśmieszkiem.- Więc bierz się do roboty... kochasiu- wyszeptałem mu na ucho stając przed nim, jak wcześniej na ulicy, a dłonie kładąc na jego biodrach.
- Czekaj- odsunął mnie i zsunął torbę z ramienia, pozbył się bluzy ukazując mi pięknie zabandażowane nadgarstki. Wywróciłem dyskretnie oczami. Na jego ramionach zauważyłem kilka blizn po kulach i nożu...
Czyli jednak chłopak nie jest tak niewinny, na jakiego wygląda.
Podczas gdy on mamrotał coś do nieśmiertelnika ja mogłem się przyjrzeć lepiej jego twarzy.
Szare oczy... Ładne.
Uśmiechnąłem się nieznacznie do siebie i oblizałem górną wargę.
Gdy Dawid skończył też oblizał usta i spojrzał na mnie. Stałem przed nim z założonymi rękoma i lekkim zniecierpliwieniem malującym się na twarzy.
- Ładne oczy... skończyłeś już?- zapytałem niecierpliwiąc się.
Napaliłem się na tego chłopaka. Było w nim coś, co niesamowicie mnie pociągało.
Nie był taki jak te dziady w garniturach.
W nim kryła się tajemnica.
I chyba to tak bardzo mi się podobało.
Jego silne ramiona pchnęły mnie na jedną z kolumn, a usta zaczęły natarczywie całować. Sapnąłem zaskoczony i objąłem go wsuwając mu dłonie pod bluzkę.
Matko... Kto by pomyślał, że takie chuchro ma tyle siły.
Jeżeli zawartość jego bokserek jest proporcjonalna do budowy ciała to już wolę mu obciągnąć.
Jeszcze mi się chłopak zakomlpeksi.
Jedną nogę oplotłem na jego udzie oddając mu zachłannie pocałunki.
Dawid włożył mi dłoń pod bluzkę podwijając ją i masując mój tors. Poczułem przyjemne ciepło i chwilę potem dreszcz podniecenia, który przeszedł mnie, gdy otarł się swoją męskością o moją. Westchnąłem mu w usta i poruszyłem zachęcająco biodrami.
Moje dłonie powędrowały na jego spodnie. Zręcznie jedna ręką rozpiąłem je od razu wsuwając dłoń do środka. Uśmiechnąłem się nieznacznie do siebie.
Nie będzie tak źle.
Nagle poczułem mocne szarpnięcie i wylądowałem odwrócony tyłem do niego. Chwilę potem jego dłonie powędrowały do moich spodenek zsuwając je nieco.
Poczułem chwilowe wahanie... Pewnie zaskoczył go fakt, że nie miałem bielizny.
Wypiąłem się w jego stronę i otarłem o jego męskość.
Wzdychałem chwilami głośniej w duchu ciesząc się, że jak już przychodzi co do czego nie jest taki nieśmiały.
Chwilę jeszcze się ze mną drażnił, aż w końcu nie wyciągnąłem w jego stronę prezerwatywy i żelu w saszetkach.
- Chociaż jeden przygotowany- mruknął i odebrał saszetki. Pozbył nas dolnej części garderoby i włożył we mnie palce rozciągając mnie. Zacząłem pojękiwać i podparłem głowę na kolumnie oddając się mu.
Po chwili poczułem, jak wyjmuje palce. Rozchylił nieco moje pośladki ściskając je i wszedł we mnie szybko z cichym warknięciem. Z mojego gardła wydobył się głośniejszy jęk przepełniony rozkoszą. Poruszyłem ochoczo biodrami nie odczuwając żadnego dyskomfortu.
- Nie hamuj się złotko- wymruczałem spoglądając na niego przez ramię z zadziornym uśmieszkiem.
- Nie zamierzam- odpowiedział nieco zachrypniętym głosem i od razu zaczął poruszać biodrami wywołując u mnie jęki przyjemności. Moje ciało drżało, przy każdym jego mocniejszym pchnięciu, a dłonie lekko drapały kolumnę, o którą się pospierałem.
Szybko się do niego dopasowałem, by dać nam obu więcej przyjemności.
Od kilku dni nie miałem tak dobrego sexu, jak teraz.
Dawid był wręcz idealny... Jego niepewność i nieśmiałość zamieniły się w pożądanie, które teraz dawało mi tyle rozkoszy.
Nie uciekałem tym razem... Teraz chciałem brać z tego jak najwięcej.
Jego dotyk na mojej skórze, pocałunki składane na szyi i ustach.
Jego ciało przylegające do mojego.
Chciałem to wszystko czuć tak mocno, jak tylko mogłem.
Nic innego mnie już nie obchodziło.
Tylka ta rozkosz, jaką mi dawał.
Jego ruchy stawały się nieregularne, a usta pieściły moją szyję. W pewnym momencie poczułem mocne ugryzienie na ramieniu. Krzyknąłem unosząc kąciki ust z rozkoszy i zacząłem poruszać nieco szybciej biodrami w rezultacie. Dawidowi też najwidoczniej się to spodobało, bo jego pchnięcia stały się mocniejsze i głębsze, tak, że prawie za każdym razem trafiał w mój czuły punkt przyprawiając mnie o fale rozkoszy. Szarpnął mnie za włosy i wpił się w moje usta podgryzając je i posapując momentami głośniej. Sam, też nie byłem cichy, a moje jęki odbijały się echem od ścian pomieszczenia. Nasze pocałunki stawały się coraz bardziej chaotyczne i niezdarne, a jedna z jego dłoni powędrowała na mojego członka pieszcząc go intensywnie i stymulując. Przy samym dotyku jęknąłem przeciągle zaciskając na nim mięśnie gwałtownie. Po chwili przestał mnie całować i przylgnął go moich pleców zaciskając drugą dłoń na moich biodrach, tym samym regulując ich ruchy.
Cholernie go pragnąłem.
Poczułem zalewającą mnie falę przyjemności i mocniej spiąłem mięśnie powstrzymując orgazm... Nie mogłem dojść przed nim.
Nagle poczułem, że Dawid też kończy i doszedłem prawie równo z nim z przeciągłym jękiem. Podparłem głowę o zimną kolumnę.
- Ah...Filip- wysapał pod nosem.
Zignorowałem to. Nie obchodziły mnie powody, dla których klienci tu przychodzą.
Zdradza, nie zdradza.
Tęskni, nie tęskni.
Obojętnie.
Drżałem na całym ciele i starałem się unormować oddech. Gdy tylko byłem w stanie od razu ubrałem spodenki i odwróciłem się przodem do niego opierając się o ścianę. Przyjrzałem mu się z lekkim uśmiechem. Nie wygląda tak źle jak z początku myślałem... A te blizny dodają mu charakteru.
- Te... tylko mi tu nie zaśnij... Z resztą. I tak ciężko by ci było tu spać- puściłem mu oczko.
- Jestem wytrzymały- odpowiedział ubierając się.
Przeczesałem włosy i wyciągnąłem w jego stronę rękę.
- 800 złotko- uśmiechnąłem się niewinnie.
Chłopak wyciągnął z torby kopertę, a z niej pieniądze i wręczył mi.
- Proszę.
Przeliczyłem wszystko i uśmiechnąłem się szeroko.
- Dzięki. Zapraszamy ponownie- gdy oboje w pełni doszliśmy do siebie ruszyliśmy w stronę drzwi. - Co taki cichy- zapytałem wychodząc na świeże powietrze.
- Za rozmowę też mam płacić?- zapytał z lekko ironicznym uśmiechem.
Prychnąłem i posłałem mu zadziorny uśmieszek wzruszając ramionami. Przeszliśmy się kawałek aż w końcu Dawid się nie zatrzymał.
- Po co to robisz?- zapytał przyglądając mi się.
Zaskoczyło mnie to pytanie... Jakoś nikogo nie interesuje, jak tu wylądowałem. Ważne, że jestem do ich dyspozycji.
- Życie- wzruszyłem lekceważąco ramionami- Nie miałem wyboru. Wyjebano mnie bez środków do życia na ulicę dość niedawno... Muszę sobie radzić nie?
- Okej...- chwilę się nad czymś zastanawiał.- Osoba, która oddaje się bez przyjmowania pieniędzy jednej osobie to też dziwka?- spojrzał mi beznamiętnie w oczy, które teraz wydawały się strasznie puste.
Coś chłopaka męczy. I pewnie to coś tyczy się tego Filipa.
- Na tym polega bycie kurwą, aby brać za to kasę. Bez tego to tylko sex- odpowiedziałem na spokojnie.
- Rozumiem.- na twarzy Dawida po raz pierwszy odkąd się spotkaliśmy pojawił się szeroki uśmiech, który cholernie mi się spodobał. Poczułem, jak chłopak wsuwa mi banknot w spodenki. Zaśmiałem się.
- No dzięki... Chociaż niepotrzebnie. Nie przyjdziesz tu więcej nie?- zrobiłem smutną minkę.
- Raczej już nigdy się nie zobaczymy, chociaż kto wie...- pokazał mi język z szerokim uśmiechem- Kolejny punkt- wyciągnąć mojego faceta z paki. Powodzenia z klientami. Obyś trafił na kogoś porządnego- pomachał mi odchodząc w tylko sobie znanym kierunku.
- Będę tęsknił złotko... W cuda nie wieżę... Tu nie ma porządnych ludzi. Tobie też powodzenia- posłałem mu całusa z szerokim uśmiechem i wróciłem na ulicę.
Serio było mi szkoda, że chłopaka więcej nie zobaczę.
Ciekawe jaki byłby z niego kochanek... Skoro w łóżku dobry...
Uśmiechnąłem się nieznacznie i od razu odgoniłem tą myśl.
Nie mogę przywiązywać się do klientów.
Od razu dopadł mnie Michał z szerokim uśmiechem... Miał nieco potargane włosy i kilka śladów na szyi.
Nie nudził się przez ten czas, gdy ja byłem z Dawidem.
- No i?- patrzył na mnie pełny podekscytowania.
- Spokojnie dzieciaku... Nie byłem na pierwszej randce, czy czymś. Był dobry i tyle. Więcej nie musisz wiedzieć. Tajemnica zawodowa- przejechałem złączonymi palcami po swoich ustach, jakbym je zasuwał na zamek i uśmiechnąłem się.
- Dobra... jak chcesz- burknął urażony.- Długo chcesz tu jeszcze zostać?- zapytał sprawdzając godzinę na zegarku.- W pół do pierwszej.
Zamyśliłem się na moment.
- Jeszcze zostanę. Jeden, czy dwóch i się zbieramy okej?- rozejrzałem się po ulicy i wymieniłem spojrzenia z jednym facetem. Kolejny.- Spotkamy się tu za godzinę.- potargałem maluchowi włosy i ruszyłem w stronę mężczyzny.
Do domu wróciliśmy około drugiej. Przygotowałem nam kolację i łóżko.
To co robiliśmy potem jest raczej jasne...
Rozdział 10
Wracaliśmy już w nieco lepszych nastrojach, chociaż mnie ciągle dręczyło poczucie winy, co Dawid od razu zauważył.
Musiałem się komuś wyżalić.
- To nie była twoja wina.
- Nie w ogóle. Nie myślałem i podszedłem za blisko- mruknąłem skupiając swój wzrok na fajce.
- Nie mogłeś tego przewidzieć. Działałeś instynktownie dlatego nikt nie jest na ciebie zły.
- Natan jest zły...- szepnąłem zagryzając wargę.
Dopiero teraz zaczęło docierać do mnie jak wiele przeze mnie ryzykowaliśmy.
- Minie mu szybko.
- No może, ale mi głupio. Bo to nie tak, że ja nie miałem innego wyjścia... Mogłem pobiec dalej albo w ogóle się nie zbliżać.
- Ale nie przewidziałeś tego. Naprawdę to nie twoja wina- spojrzał na mnie i uśmiechnął się słodko.
Na moich ustach od razu pojawił się nikły uśmiech.
Całkiem inny człowiek z niego z tym uśmiechem.
- Mi głupio nawet spojrzeć Alexowi w oczy- szepnąłem.
Zostałem zdzielony po głowie dłonią
- Nic się złego nie stało prawda? Już jest dobrze- uśmiech z jego twarzy nie schodził, co trochę podnosiło mnie na duchu. Mimo to, to cholerne poczucie winy zostało.
- Właśnie, że się stało... Alexa prawie zamknęli, Filip poszedł go wykupić, a gdyby nie Natan to pewnie nadal tłuklibyśmy się z psiarnią!- krzyknąłem w końcu, a w moich oczach pojawiły się łzy.
- Ejejejej nie płacz!- poczułem jak chłopak zagarnia mnie do siebie i tuli głaszcząc po włosach. Tak po prostu. Na środku ulicy. Dawno nikt tak mnie nie traktował. Poczułem ciepło bijące od jego ciała i od razu się uspokoiłem.- Cicho... Nie płacz o coś, co się nie stało. Bo widzisz. Natan spalił kilku policjantów, co daje nam przewagę prawda? Jest tu coś dobrego- mówił do mnie uspokajającym głosem.
Opanowałem się. Z resztą nie mogę się tak rozklejać... Nie przy innych.
Uśmiechnąłem się i szybko przetarłem oczy odsuwając się od niego kawałek.- Dzięki.- spojrzałem na niego zadzierając głowę lekko do góry- Kurna. Czemu ty taki wysoki musisz być?
Jasne... mój niski wzrost zawsze był punktem zaczepienia, by zmienić temat.
- Jestem duży, ale mam młodą twarz, dziwne co?- zaśmiał się.- I jestem dość nieśmiały i wrażliwy. Ale wyższy od ciebie, więc nie płacz maluchu- poczochrał mi włosy robiąc w nich jeszcze większy nieład.
- Nie płaczę- zrobiłem kolejny krok w tył poprawiają w miarę czuprynę, by jeszcze jakoś wyglądała. Nadąłem przy tym policzki- Ale włosów mogłeś nie tykać- stanąłem na palcach znowu się przysuwając i rozczochrałem mu jego kruczoczarne włosy.
- Osz ty... Skoro dostałeś się do moich włosów to może taki mały nie jesteś.- uśmiechnął się do mnie szeroko pokazując komplet śnieżnobiałych ząbków. Zaczął układać włosy, tak jak zawsze. Zastanawiało mnie jak on widzi przez ten gąszcz na oczach.
- Ta... stanąłem na palcach i wyciągnąłem wysoko rękę- prychnąłem. Złapałem jego dłoń, którą poprawiał włosy i zaczesałem mu je do tyłu. Mięciutkie.- Wyglądasz jak emos z tą grzywka na mordzie...
Nie dał mi się przyjrzeć jego oczom, bo od razu je zmrużył.
Coś z nimi nie tak? Nie zauważyłem do tej pory żadnej blizny czy czegokolwiek. Ale widziałem ich kolor.
Wątpię, by nosił soczewki. Dość nietypowy kolor, ale do niego jak najbardziej mi pasował.
- Nie lubię pokazywać swoich oczu. Są szare... Takie... smutne- zaśmiał się nerwowo.
- Przesadzasz. Może brakuje im szczęścia?- odezwałem się z typową dziecięcą niewinnością i uważniej przyjrzałem się jego oczom.
- Od siedmiu lat jestem z Łasicą. Nic dobrego mnie w tym czasie nie spotkało- jego włosy z powrotem wylądowały na oczach.
- To się nim nie przejmuj.... Wszystkich wkurza tym, co robi, ale taki typ i tyle... Skup się na tych, którym bardziej na tobie zależy- uśmiechnąłem się szeroko niepewny swoich słów względem ich relacji. Nie wiedziałem jak dużo ich łączy.
- Wiesz nie warto żyć tak, jak ja. Nie umiem dostrzec uczuć innych, żyję sam dla siebie.
- A próbowałeś kiedyś?- zerkałem na niego co chwilę.
- Hm... Jeżeli już to podświadomie. Nie spieszy mi się do takich... komplikacji- mówił spokojnie patrząc w chodnik.
- To nie jest trudne, o ile pozna się kogoś, kto jest godny twojej uwagi- starałem się jakoś w miarę logicznie mu to wytłumaczyć. Mało wiedziałem o 'prawdziwej' miłości. Kilku byłych, setki przypadkowych i jeszcze więcej klientów. Nijak to się ma do uczuć.
- Godny uwagi...- jego wzrok powędrował w ciemniejące już niebo- Osoba wyjątkowa dla mnie?
- Mhm- potrząsnąłem energicznie głową
- Jak już się pewnie domyśliłeś kocham Filipa...-Dawid coś jeszcze mówił, ale mój mózg skupił się tylko na tej jednej informacji... Chwilę musiałem to trawić. W końcu z rozmyślań wyrwał mnie głos Dawida.- To chyba źle, bo nikogo sobie nie znajdę.
- Czemu? Nie wiesz przecież co będzie... A Filip? Hm...- zagryzłem wargę zastanawiając się co mam powiedzieć- To może inaczej. Warto zauważać uczucia kogoś, kto również docenia twoje... I ogólnie. Całego ciebie- wybrnąłem drapiąc się po karku ze zdenerwowania.
- Mam dość pesymistyczne myślenie. Jak widać, ale to nic- zaśmiał się. Tylko, że ten śmiech nie był taki, jak poprzednie. Ten wręcz ociekał ironią i przygnębieniem.- Być może lepiej, bym nie kochał, ani nie był kochany.
- Nie no. Nie warto poddawać się przez jednego typa z rozdwojeniem jaźni. Kochać kogoś to dobre uczucie, a być kochanym jeszcze lepsze... Jeżeli znajdzie się odpowiednią osobę to nawet kochanie bez wzajemności nie jest złe. Rozumiesz?
- Ja już nigdy nie chcę kochać- w jego przyciszonym głosie usłyszałem rozpacz... Niedobrze. Musiałem szybko zmienić ten temat. Nie chciałem, by dłużej się męczył.- On traktował mnie jak dziwkę, gdy był napalony. Próbował spalić mnie żywcem... Odkąd wyszedł z paki nawet mnie nie dotknął. Z mojej perspektywy miłość to nic dobrego, więc nie chcę kochać- jego głos coraz bardziej się załamywał.
Zrobiło mi się go szkoda, a jednocześnie miałem ochotę lecieć i usztywnić Filipa za to wszystko... Jak można tak traktować innych.
Kurwa!
Zacisnąłem pięści, aż paznokcie nie wbiły mi się w skórę. Dopiero po chwili poczułem ból, który sprawił, że z moich oczu poleciało kilka łez.
- Ej no nie płacz- zatrzymał mnie i palcem otarł moje łzy uśmiechając się przy tym nikle. No tak. Z jego perspektywy musiało to wyglądać nieco inaczej.
Udało mi się przyjrzeć jego oczom, gdy zawiał wiatr.
- Ja nie płaczę, więc ty też nie powinieneś- starał się nie pocieszyć.
- Nie płaczę... To tak jakoś... za mocno zacisnąłem pięści i o...- pokazałem swoje dłonie, na których odznaczały się lekko krwawiące ślady po paznokciach uśmiechając się nieporadnie.- Masz fajne oczy.
- Nie wiem... Nie widzę w nich fajnego- od razu poprawił włosy, by zasłonić oczy.
- Ale ja widzę- wyszczerzyłem się.
- Masz dziwny gust- mruknął uśmiechając się nieznacznie.
- Tak samo jak ty- uśmiech nie schodził z moich ust.
- Cóż. Tak to jest być 'tresowanym'- chłopak odpowiedział mi tym samym.
- Dureń z ciebie- pstryknąłem go w nos, by odwrócić jego uwagę od takich myśli.
- Ej nie podskakuj mały....- warknął rozcierając swój nos. Drugą ręką złapał w dwa palce mój uniemożliwiając mi normalną mowę.
- A co?- mówiłem dość zabawnie. Oboje nas bawiła ta cała sytuacja. Stanąłem na palcach.- Ha! Jestem równy!- cieszyłem się jak dureń.
- Oj jeszcze ci troszkę brakuje- powiedział pieszczotliwie zostawiając mój nos w spokoju.
- Eh... a gdyby tak...- podszedłem bliżej i stanąłem na czubkach jego butów i jeszcze na swoich palcach. Uśmiechnąłem się do Dawida szeroko będąc dokładnie na jego wysokości.
- Nooo. Można tak powiedzieć- odsunął się nieco- Tylko nie spadnij.
- To mnie trzymaj- wzruszyłem ramionami.
Dawid objął mnie ręką w pasie przyciągając nieco do siebie. Stykaliśmy się nosami... Co bardzo mi się podobało. Przechodnie patrzyli na nas krzywo, lub komentowali coś pod nosami, ale żaden z nas nie zwracał na to uwagi.
To Polska... Tutaj to norma.
Przyglądałem mu się dłuższą chwilę stojąc tak na jego stopach.
- Co?
- Ładny jesteś- powiedziałem z pełną powagą chwilę po tym wybuchając śmiechem. Zszedłem z niego i ruszyłem w dalsza drogę. Już niedaleko.
- Wiem- Dawid zaśmiał się razem ze mną.- Ty też.
- Pedał.- pokazałem mu język i pociągnąłem nieco żywszym krokiem.
- Sam żeś pedał- śmiał się nadążając za mną.
- Wiem... Ej podobam ci się?- spojrzałem na niego z zaczepnych uśmiechem mrużąc lekko oczy.
- Trochę- usłyszałem nieśmiałą odpowiedź.
- Hehe. Fajnie. Mówiłem, że masz dziwny gust.- zaśmiałem się zatrzymując się przed moją klatką schodową.
Moje zmęczenie gdzieś ustąpiło.
Nie myślałem o niczym poza Dawidem i tym, że pierwszy raz od dłuższego czasu mogę sobie odpuścić martwienie się o jedzenie i pieniądze.
Miałem tego już dość.
Wpuściłem Dawida do mojego mieszkania.
- Coś ci się w ogóle stało?- ogarnąłem go wzrokiem zdejmując buty. Miał kilka zadrapań i mniejszych ran, ale nic poważnego.
- Nie. A jak z twoją nogą?- skinął na udo.
- Już tak nie boli. Przywykłem.- podrapałem się po karku ze szczeniackim uśmiechem.- Too... coś do picia i woda utleniona tak?- skierowałem się do kuchni, a Dawid od razu podreptał za mną.
- Poproszę.- skinął głową. Kątem oka widziałem, że rozgląda się po moim mieszkaniu.
- Piwo może być?- wyciągnąłem z lodówki dwie puszki, a z koszyka obok wyjąłem wodę utlenioną i waciki.
- Czytasz mi w myślach- uśmiechnął się siadając na starym, podrapanym taborecie.
Postawiłem wszystko przed nim i sam otworzyłem sobie piwo upijając kilka łyków.
- Matko jaki ja zmęczony jestem.- ziewnąłem zakrywając usta ręką i przeciągnąłem się czując jak chyba wszystkie kości mi przeskakują.
- To co? Do spania synek- Dawid wyrwał się ze swojego zamyślenia i zaśmiał patrząc na mnie.
Prychnąłem i uśmiechnąłem się wrednie- Muszę mamooo?- jęknąłem jak małe dziecko.
- Musisz synku. Jutro zbióreczka na rozpierdalaniu miasta- śmiał się.
- A utulisz do snu?- wydąłem lekko wargę patrząc na niego niewinnie.
- Mooze. Nic nie obiecuję- uniósł jedną brew przyglądając mi się z zaciekawieniem.
- Biorę to za tak- zaśmiałem się i uciekłem do łazienki nie słuchając jego marudzenia.
W środku w końcu mogłem spokojnie odetchnąć. Rozebrałem się, wywaliłem opatrunek i wszedłem pod prysznic.
Obmyłem się dokładnie nie spiesząc za bardzo. Gdy przyjrzałem się ranie uznałem, że nie muszę zakładać kolejnego opatrunku. Przynajmniej na noc.
Po oporządzeniu się wyszedłem w samych bokserkach.
Dawid od razu spojrzał na mnie ogarniając wzrokiem od góry do dołu. Nie czułem skrępowania. Nie raz pokazywałem się w gorszych sytuacjach obcym facetom... Przywykłem.
- Golas- skwitował.
- Problem?- wystawiłem mu język.- W końcu idę spać nie?
- Tak tak... To leć już do łóżka- wstał z krzesła przeciągając się.
- To co? Układasz mnie do łóżka mamo?- spojrzałem nie niego niewinnymi oczętami, a z ust zrobiłem podkówkę.
- Obiecałem coś chyba nie?- zaśmiał się, nie wiem czy z mojej nieudanej miny, czy z tej całej sytuacji.
- Okej.- złapałem go za rękę i rozbawiony pociągnąłem do sypialni. Usiadłem na łóżku po turecku.
Wolałem mu nie przypominać, że tak na prawdę, to niczego mi nie obiecywał.
Dawid usiadł na krawędzi łóżka wyraźnie skrępowany i spojrzał na mnie.
- Chyba wystarczy, że po prostu tu będę?
- A buziak na dobranoc?- przystawiłem palec do policzka.
-I może jeszcze bajeczkę opowiedzieć, by dzidzia zasnęła szybciutko?- zrobił smutną minkę naśladując mnie.
Zaśmiałem się- Ano możesz.
- Dobra cicho już- dostałem całusa w policzek.
Zadowolony położyłem się pod kołdrą zakrywając do pasa. Leżałem na boku obserwując go spod przymkniętych oczu.
Potrzebowałem tego... Takiej opieki. Chociaż na jedną noc.
Musiałem go jeszcze tylko wciągnąć do tego łóżka.
- Dobranoc- usłyszałem. Jego łagodny głos działał na mnie strasznie kojąco.- Tak w sumie... muszę stąd wyjść.. Masz jakieś zapasowe klucze, bo cię nie zamknę, jak zaśniesz.
- Mhm.- po omacku znalazłem szufladę z szafki nocnej i rzuciłem mu klucze.- Dobranoc- szepnąłem jeszcze.
Ziewnął mrucząc coś pod nosem.
- Jak chcesz, to łóżko mam duże, no i kanapa też jest- podparłem się na ramieniu otwierając oczy.
- Nie chcę ci głowy zawracać- mruknął ledwo słyszalnie.
No tak...
On też musiał być nieźle zmęczony całym tym dniem. Co prawda kiedy się myłem obmył nieco twarz i nie był tak zmasakrowany jak ja, ale teraz przestał udawać i widać, że też ma dość.
- Oj zaraz zawracać- usiadłem po turecku patrząc na przysypiającego Dawida.- Jesteś zmęczony a moje wyro jest bliżej niż twoje- uśmiechnąłem się pociesznie.
Chłopak chwilę się zastanawiał, aż w końcu wzruszył ramionami.
- No niby tak. W sumie... To zostanę, jeśli ci nie przeszkadzam.
Uśmiechnąłem się szeroko. Takiej odpowiedzi się spodziewałem.- Dobra, ale kąpiel musisz wziąć.
- Rozumiem, że to warunek wstępu do twojego łóżka?- zaśmiał się na chwilę odzyskując dzisiejszą energię.- Ale ręcznik poproszę.
- Mhm- wstałem i polazłem do łazienki. Przygotowałem mu wszystko i wyszedłem. Chłopak już czekał w wejściu. Gdy tylko opuściłem pomieszczenie zamknął się tam.
- Czekam w łóżku skarbie- powiedziałem pieszczotliwie i zaśmiałem się głośno.
- Już lecę kotku- dostałem szybką odpowiedź.
Przez tan czas, który on był w łazience jak przygotowałem dla niego drugą kołdrę i poduszkę na drugiej połowie łóżka. Usiadłem na swojej połowie mrużąc lekko oczy, gdy już skończyłem.
Dawid przyszedł chwilę potem też w samych bokserkach i z pewną białą... ozdobą na nadgarstku. Nic nie powiedziałem... na razie. A co do jego budowy, to zacząłem się zastanawiać, jakim cudem on mnie podniósł podczas tej ucieczki. Jakieś mięśnie niby ma, ale poza tym to takie słodkie chucherko wychudzone.
Uśmiechnąłem się szeroko- Co tak długo? Nudziło mi się- ostatnie zdanie zabrzmiało w moich ustach dość dwuznacznie, zwłaszcza, że mruczałem przy tym prowokacyjnie. Zaśmiałem się pod nosem, a Dawid mi zawtórował.
- Spać mogłeś.- położył się pod świeżą pościelą.- Ciepło tu masz.
- Kaloryfer włączony- westchnąłem cicho. Dobrze wiedziałem, co zrobił. I domyślałem się nawet powodu, ale i tak nie miałem zamiaru odpuszczać. Skinąłem głową na kołdrę, w której się schował- Pokaż ręce.
Chłopak niechętnie wykonał moje polecenie patrząc gdzieś w bok.
- Po co to?- wziąłem w dłonie jego zabandażowany nadgarstek znowu grając małego, ciekawskiego chłopca.
- Zraniłem się podczas jednego z wybuchów- odpowiedział pewnie patrząc mi w oczy uważnie.
- Pokarzesz? Bandaż wdaję się brudny- zacząłem rozwijać sprawnie opatrunek.
O dziwo Dawid nic nie zrobił, tylko obserwował moje poczynania w milczeniu.
Wyrzuciłem bandaż.
Jego nadgarstek był strasznie zmasakrowany przez stare blizny i nowe rany, które na siebie nachodziły. Pierwszą myślą było przyjebanie mu za głupotę, ale to nie pomoże.
- Dziwnie się skaleczyłeś podczas tego wybuchu- spojrzałem na niego z miną zmartwionego dzieciaka.
Chłopak cofnął rękę i sięgnął po bandaż z podłogi.
- Wiem, jestem żałosny- mruknął ponuro jakby czekał na wyrok.
- Nie. I zostaw. Dam ci nowy- zabrałem od niego od razu bandaż. Nie nadawał się nawet na szmatę.- Czemu i kiedy?- zapytałem spokojnie. Odsunąłem mu włosy z oczu, by lepiej go widzieć. Nie chciałem by teraz kłamał.
- Odkąd Filip zaczął mnie traktować jak zużytą szmatę- wycedził przez zęby obserwując mnie pustym wzrokiem.
Wziąłem głęboki oddech, by znowu nie wybuchnąć.
Czyli dobrze myślałem.
Przejechałem palcem po najdłuższej ranie.
To nie była pora ani na prawienie mu morałów, ani opowiadanie o sobie.
- Nie będę ci truł, jak bardzo to jest złe i głupie, bo pewnie sam wiesz. Mam tylko jedną prośbę...
Spojrzałem mu w oczy pewny siebie. Widziałem, że jest zdenerwowany.
- Tak?- wymamrotał,
- Następnym razem jak będziesz chciał to zrobić wbijasz do mnie, albo dzwonisz, żeby przyszedł obojętnie o jakiej godzinie. Lepiej żebyś wyżył się na mnie, pogadał, wypłakał, wysadził mi kuchnię, lub zrobił cokolwiek, co ci ulży zgoda?- uśmiechnąłem się czuło przechylając lekko głowę w bok.
Przez czas oczy Dawida uważnie mnie obserwowały. W końcu chłopak położył głowę na ramieniu.
- Dobrze... Będę tak robił- wydukał słabo.
Uśmiechnąłem się.
- Rano dam ci bandaże. Teraz chodź już spać emosie.- zachichotałem pod nosem.
- Daję ci się poznać ze złej strony- położył się po swojej stronie uśmiechając delikatnie.
- Będzie lepiej... zobaczysz.
Musi być lepiej nie?
Położyłem się obok niego i nie przejmując niczym przytuliłem go zakrywając nas kołdrą. Schowałem głowę pod jego szczęką. Chłopak objął mnie ramieniem dociągając jeszcze do siebie. Pogładził tylko moje włosy, a chwilę potem słyszałem jego głęboki i równomierny oddech. Niedługo potem też zasnąłem.
Musi być lepiej nie?
Położyłem się obok niego i nie przejmując niczym przytuliłem go zakrywając nas kołdrą. Schowałem głowę pod jego szczęką. Chłopak objął mnie ramieniem dociągając jeszcze do siebie. Pogładził tylko moje włosy, a chwilę potem słyszałem jego głęboki i równomierny oddech. Niedługo potem też zasnąłem.
Rozdział 9
- Dobra. Zaraz będziemy- usłyszałem po drugiej stronie telefonu i rozłączyłem się.
-Kurwa Natan!- syknąłem i odsunąłem instynktownie nogę spod jego dotyku.
- Nie narzekaj panienko- warknął szarpiąc ją z powrotem do siebie. Udało mu się zatamować krwawienie i założyć nowy opatrunek, który wziąłem ze sobą. Gdy skończył ubrałem zakrwawione spodnie i przeszedłem się kilka razy po bazie.
Dam radę.
Widziałem zdenerwowanie Natana. Co chwilę sprawdzał swoją komórkę chodząc od ściany do ściany.
Wolałem nie wchodzić mu teraz w drogę i zająłem się sobą. Też byłem zdenerwowany, ale wiedziałem, że nie możemy nic zrobić.
Musieliśmy czekać na chłopaków.
Złapałem za fajki i odpaliłem jedną. Bez słowa rzuciłem Natanowi paczkę.
Zapalił od razu.
Dawid i Filip przyszli kilka minut potem.
- No co się stało?- zapytał Dawid stając przede mną.
- Alex i Natan wysadzili szpital. Teraz młodego trzyma psiarnia.- odpowiedziałem szybko.
- I co?! To twoja wina szmato! Na chuj żeś tam szedł co?!- Natan doskoczył do mnie i przygwoździł do ściany.
Zmarszczyłem brwi instynktownie przystawiając mu nóż do gardła.
- Opanuj się do kurwy. Wiem. Dlatego chce mu pomóc- wysyczałem zaciskając zęby i palce na rękojeści noża.- Puszczaj-szarpnąłem się.
Chłopak grzecznie mnie odstawił i zmierzył wkurzonym wzrokiem.
Widziałem jak chce się zamachnąć.
Jeszcze chwilę a zostawi po sobie pamiątkę na moim policzku.
I jak ja się pokażę w barze?
Nie miałem teraz czasu by o tym myśleć.
Otworzyłem oczy.
Natan szarpał się z Dawidem kawałek dalej. Filip podszedł i przywalił niebieskowłosemu w brzuch, tak, że ten się zgiął i upadł na czworaka kaszląc.
Otrzepałem się i schowałem nóż do rękawa.
- Trudno. Jednego mniej. Szukamy nowego na jego miejsce- doszedł mnie głos Filipa.
- No ciebie coś pojebało! A jak wyciągną z niego informacje o gangu? O tobie?!- wrzasnąłem starając się jakoś na niego zadziałać.
- Nie wyciągną- odpowiedział ze spokojem.
Warknąłem pod nosem.
Przez ten czas Natan się pozbierał i spojrzał na Filipa z mordem w oczach.
- Łasica jesteś kurwa już martwy!- razem z Dawidem złapaliśmy go pod pachy i wykręciliśmy ręce, by nie rzucił się na szefa.
- Jak ty nie chcesz to nie! Pierdol się Łasic- wydarłem się.
- Skoro Łasica go nie chce ratować to zróbmy to na własną rękę.- Dawid spojrzał na mnie ze spokojem.
Kurwa jak on może być spokojny w takim momencie?
Irytuje mnie to.
- Spróbujcie tylko- na czole Filipa pojawiły się kolejne zmarszczki.
Natan trochę się uspokoił i mogliśmy go puścić.
- A żebyś kurwa wiedział, że spróbujemy!- warknął Dawid.
Filip chwilę patrzył za okno.
- No dobra. Pomogę-odetchnął z niechęcią.
Rozejrzałem się po bazie bo nagle strasznie spokojnie się zrobiło.
- Ej. Kurwa gdzie Natan?- spojrzałem na Dawida.
W odpowiedzi posłał mi znaczące spojrzenie.
Pobiegliśmy pod główny komisariat policji omijając zatłoczone ulice. Po drodze Łasic zniknął gdzieś z bocznej alejce.
Uciekł tchórz.
Gdy dotarliśmy na miejsce Natan już tam był. Odetchnąłem z ulgą, że nie zrobił żadnej głupoty.Wszyscy siedzieliśmy za małym zbiorowiskiem krzaków, by nie wyłapały nas kamery.
- Dobra... Ma ktoś jakiś plan?- Zapytał emos przyglądając się budynkowi.
- Nooo... Policjantów jest teraz pewnie mniej przez zamieszanie na mieście i wzmożone patrole.-zacząłem.
Nagle zza drzwi wyszedł zdołowany Alex.
Wszyscy otworzyliśmy oczy szerzej a Natan z kapturem na głowie dobiegł do niego tuląc mocno. Widziałem łzy w oczach młodego.
Czemu?
Natan szybko go do nas przyniósł.
- Filip..- usłyszeliśmy jego łamiący się głos. Natan odsunął go trochę.
- Filip?
- Gdzie on jest?
- Widziałeś go?
Wszyscy przyjrzeliśmy się mu dokładnie.
- Z-zamknęli go. Za mnie- wyszlochał i schował swoją drobną główkę w ramieniu Natana, który zajął się uspokajaniem go.
Odetchnąłem ciężko. W myślach zacząłem układać mniej więcej rozkład budynku.
- Ej dobra. Odbijamy go. Rozjebiemy to miejsce kurwa tak aby bomby wybuchały w tyłkach policjantów- Dawid wstał nie odrywając wzroku od posterunku pustym wzrokiem.
- Dobra czekajcie- niebieskowłosy wyjął kartkę i długopis bazgrząc coś.
- Najpierw to by trzeba było Filipa wyciągnąć- wspomniałem.
- Niekoniecznie. Wysadzimy wejście, dostajemy się do środka uzbrojeni. Alex będzie prowadził. Będę go osłaniał a ty z Natanem robicie na tyłach.
Spojrzałem na niebieskowłosego. Ustalał coś z Alexem co chwilę bazgrząc po kartce.
- Może ustalmy jedną wersję działania co?!-wrzasnąłem wskazując na nich.- A jeżeli będą go przenosić, gdy my akurat wysadzimy tą część? Cholera gdzie wy macie mózgi?- warknąłem. Wzrok wszystkich był zwrócony na mnie.
Za dużo się ostatnio działo.
W końcu musiałem wybuchnąć.
- A masz może inny plan geniuszu?- Dawid pchnął mnie do tyłu. Skrzywiłem się przenosząc cały ciężar na zranioną nogę. Szybko się opanowałem. Prychnąłem odwracając głowę w bok.- Własnie! Więc po co drzesz mordę krasnalu? Opanuj się i pomóż.- warknął
Widziałem jak bardzo zależy mu, by wydostać Łasice.
Już nie miałem wątpliwości.
Są razem i to od dłuższego czasu.
Szkoda...
- Natan!- usłyszałem krzyk Alexa. Ocknąłem się i zauważyłem jak Smerf biegnie na tyły komisariatu, a Dawid przytrzymuje krzyczącego Alexa.
- Ej!- wyrwałem się za nim. Zatrzymałem się dopiero przed wyważonymi drzwiami. Instynktownie przywarłem do ściany obok odbezpieczając broń.
Miałem dość. Byłem wykończony psychicznie i fizycznie tym wszystkim. Nie pokażę się dzisiaj w tym klubie cały zmasakrowany i ledwo żyjący... Na Pragę też nie pójdę. Jeszcze to całe zamieszanie...
Przeze mnie.
Gdybym nie poszedł za tą dwójką do sejmu nie byłoby tego zamieszania. To mnie musieli ciągnąć za sobą. To ja wszystko spowalniałem.
Szlag!
Zacisnąłem pięść na pistolecie zamykając oczy. Musiałem odetchnąć. To nie był czas na obwinianie się. Wziąłem kilka głębokich wdechów i opanowałem nerwy.
Przed moimi oczami mignęły dwie postaci a do uszu dobiegł krzyk.
- Spierdalać wszyscy! Komisariat zaraz wyleci!!
Bez zastanowienia rzuciłem się w ucieczkę rozpoznając głos Natana i fioletowe włosy Łasicy. Nie myślałem teraz o innych. Jedyne o czym myślałem, to uciekać jak najdalej.
Chociaż nie. Ja nawet o tym nie myślałem. Po prostu biegłem. Biegłem tak długo, aż siła wybuchu nie przewróciła mnie na zimny asfalt. Poderwałem się jak najszybciej mogłem, ale zanim chociażby kucnąłem poczułem jak ktoś podrywa mnie z ziemi.
- Szybko! Psiarnia zaraz się zleci Szymon!- Dawid ciągnął mnie za sobą.
Szybko udało mi się dorównać mu kroku, chociaż czułem, że nie na długo.
On miał czas, by się o mnie zatroszczyć, by mi pomóc.
Ja nawet nie odwróciłem głowy, by upewnić się, że on i Alex biegną za nami. Nawet nie dałem im żadnego znaku.
Biegłem zdając się na Dawida. Nie zwracałem uwagi gdzie mnie ciągnie i jak daleko już jesteśmy.
Zachowałem się jak skończony egoista...
W dodatku moje imię w jego ustach.... Brzmiało jakoś inaczej. Nie wiem czemu, ale spodobało mi się.
Może inaczej. Wiem czemu. Ale nie chciałem dopuścić tej myśli do siebie.
Cholera! Muszę przestać o tym myśleć. Będzie setka innych.
Otrząsnąłem się i rozejrzałem w miarę trzeźwo po okolicy. Nagle wszystko uderzyło we mnie ze zdwojoną siłą.
Krzyki Dawida, ból w nodze i fakt, że jesteśmy niedaleko mojego mieszkania.
W tle radiowozy policyjne.
- Tędy!- wrzasnąłem i szarpnąłem chłopaka za ramię w ciasną, zacienioną alejkę. Potknąłem się i wylądowałem na ścianie, a ciężar jego ciała przygniótł mnie dodatkowo do niej. Usłyszałem trzask. Nie wiem, czy to jego, czy moje kości. Nie dbałem o to teraz. Gdy tylko się odsunął pociągnąłem go dalej już trochę wolniejszym tempem. Udało nam się spokojnie dobiec do mojej ulicy. Zatrzymałem się za jakimś budynkiem i oparłem o niego oddychając głęboko. Dłonie podparłem na w pół zgiętych kolanach.
Dawid kucnął od razu przede mną chowając głowę między kolanami.
Oboje musieliśmy złapać tchu.
- Spoko..jnie... Mieszkam nieda...leko- wysapałem ledwo. W odpowiedzi dostałem jakieś ciche mruknięciem.
- Filip... Filip- wyszeptał.- Widziałeś go?!- krzyknął patrząc na mnie oczami mordercy.
Odpowiedziałem mu beznamiętnym, ostrym spojrzeniem.
- Uciekł z Natanem. Nic mu nie jest. Biegli pierwsi... daleko przed nami.
Chłopak już nie zawracając sobie mną głowy sięgnął po telefon.
- Idioto jego telefon skonfiskowano- uprzedziłem go od razu.
- Dzwonie do Natana- prychnął urażony.
Przez ten czas, gdy on rozmawiał ja starałem się uspokoić. W pierwszej kolejności telefon. Jest. Potem noże i pistolet. Też są. Rana na nodze na szczęście już nie krwawiła ale bolała niemiłosiernie. Ciekaw byłem kiedy przestanie. Jeżeli miałem pracować w tym klubie musiałem być w dobrej kondycji.
Dawid schował telefon do kieszeni.
- I co?- spojrzałem na niego od razu.
- Są w jednej z kryjówek Filipa. Wszyscy....- spojrzał w niebo.- Muszę tam iść.
- Po co? Są bezpieczni tak? Jeżeli teraz pokazałbyś się na mieście mogą cię zagarnąć... To są duzi chłopcy. Poradzą sobie- uśmiechnąłem się szeroko i wyciągnąłem w jego stronę paczkę fajek.
- Nie palę.- Dawid przyjrzał mi się chwilę.- Twoja noga...- szepnął z wyraźnym szokiem w oczach.
- Nie... To zaschnięta krew. Teraz tylko boli.- zapaliłem. Potrzebowałem tego jak nigdy.- To jak? Idziesz do mnie?- uśmiechnąłem się i skinąłem w stronę, gdzie było moje mieszkanie.
Chłopak chwilę zastanawiał się nad propozycją. W końcu wzruszył ramionami i ruszył we wskazanym kierunku.
Zadowolony poszedłem za nim.
Może ten dzień nie będzie taki beznadziejny...
-Kurwa Natan!- syknąłem i odsunąłem instynktownie nogę spod jego dotyku.
- Nie narzekaj panienko- warknął szarpiąc ją z powrotem do siebie. Udało mu się zatamować krwawienie i założyć nowy opatrunek, który wziąłem ze sobą. Gdy skończył ubrałem zakrwawione spodnie i przeszedłem się kilka razy po bazie.
Dam radę.
Widziałem zdenerwowanie Natana. Co chwilę sprawdzał swoją komórkę chodząc od ściany do ściany.
Wolałem nie wchodzić mu teraz w drogę i zająłem się sobą. Też byłem zdenerwowany, ale wiedziałem, że nie możemy nic zrobić.
Musieliśmy czekać na chłopaków.
Złapałem za fajki i odpaliłem jedną. Bez słowa rzuciłem Natanowi paczkę.
Zapalił od razu.
Dawid i Filip przyszli kilka minut potem.
- No co się stało?- zapytał Dawid stając przede mną.
- Alex i Natan wysadzili szpital. Teraz młodego trzyma psiarnia.- odpowiedziałem szybko.
- I co?! To twoja wina szmato! Na chuj żeś tam szedł co?!- Natan doskoczył do mnie i przygwoździł do ściany.
Zmarszczyłem brwi instynktownie przystawiając mu nóż do gardła.
- Opanuj się do kurwy. Wiem. Dlatego chce mu pomóc- wysyczałem zaciskając zęby i palce na rękojeści noża.- Puszczaj-szarpnąłem się.
Chłopak grzecznie mnie odstawił i zmierzył wkurzonym wzrokiem.
Widziałem jak chce się zamachnąć.
Jeszcze chwilę a zostawi po sobie pamiątkę na moim policzku.
I jak ja się pokażę w barze?
Nie miałem teraz czasu by o tym myśleć.
Otworzyłem oczy.
Natan szarpał się z Dawidem kawałek dalej. Filip podszedł i przywalił niebieskowłosemu w brzuch, tak, że ten się zgiął i upadł na czworaka kaszląc.
Otrzepałem się i schowałem nóż do rękawa.
- Trudno. Jednego mniej. Szukamy nowego na jego miejsce- doszedł mnie głos Filipa.
- No ciebie coś pojebało! A jak wyciągną z niego informacje o gangu? O tobie?!- wrzasnąłem starając się jakoś na niego zadziałać.
- Nie wyciągną- odpowiedział ze spokojem.
Warknąłem pod nosem.
Przez ten czas Natan się pozbierał i spojrzał na Filipa z mordem w oczach.
- Łasica jesteś kurwa już martwy!- razem z Dawidem złapaliśmy go pod pachy i wykręciliśmy ręce, by nie rzucił się na szefa.
- Jak ty nie chcesz to nie! Pierdol się Łasic- wydarłem się.
- Skoro Łasica go nie chce ratować to zróbmy to na własną rękę.- Dawid spojrzał na mnie ze spokojem.
Kurwa jak on może być spokojny w takim momencie?
Irytuje mnie to.
- Spróbujcie tylko- na czole Filipa pojawiły się kolejne zmarszczki.
Natan trochę się uspokoił i mogliśmy go puścić.
- A żebyś kurwa wiedział, że spróbujemy!- warknął Dawid.
Filip chwilę patrzył za okno.
- No dobra. Pomogę-odetchnął z niechęcią.
Rozejrzałem się po bazie bo nagle strasznie spokojnie się zrobiło.
- Ej. Kurwa gdzie Natan?- spojrzałem na Dawida.
W odpowiedzi posłał mi znaczące spojrzenie.
Pobiegliśmy pod główny komisariat policji omijając zatłoczone ulice. Po drodze Łasic zniknął gdzieś z bocznej alejce.
Uciekł tchórz.
Gdy dotarliśmy na miejsce Natan już tam był. Odetchnąłem z ulgą, że nie zrobił żadnej głupoty.Wszyscy siedzieliśmy za małym zbiorowiskiem krzaków, by nie wyłapały nas kamery.
- Dobra... Ma ktoś jakiś plan?- Zapytał emos przyglądając się budynkowi.
- Nooo... Policjantów jest teraz pewnie mniej przez zamieszanie na mieście i wzmożone patrole.-zacząłem.
Nagle zza drzwi wyszedł zdołowany Alex.
Wszyscy otworzyliśmy oczy szerzej a Natan z kapturem na głowie dobiegł do niego tuląc mocno. Widziałem łzy w oczach młodego.
Czemu?
Natan szybko go do nas przyniósł.
- Filip..- usłyszeliśmy jego łamiący się głos. Natan odsunął go trochę.
- Filip?
- Gdzie on jest?
- Widziałeś go?
Wszyscy przyjrzeliśmy się mu dokładnie.
- Z-zamknęli go. Za mnie- wyszlochał i schował swoją drobną główkę w ramieniu Natana, który zajął się uspokajaniem go.
Odetchnąłem ciężko. W myślach zacząłem układać mniej więcej rozkład budynku.
- Ej dobra. Odbijamy go. Rozjebiemy to miejsce kurwa tak aby bomby wybuchały w tyłkach policjantów- Dawid wstał nie odrywając wzroku od posterunku pustym wzrokiem.
- Dobra czekajcie- niebieskowłosy wyjął kartkę i długopis bazgrząc coś.
- Najpierw to by trzeba było Filipa wyciągnąć- wspomniałem.
- Niekoniecznie. Wysadzimy wejście, dostajemy się do środka uzbrojeni. Alex będzie prowadził. Będę go osłaniał a ty z Natanem robicie na tyłach.
Spojrzałem na niebieskowłosego. Ustalał coś z Alexem co chwilę bazgrząc po kartce.
- Może ustalmy jedną wersję działania co?!-wrzasnąłem wskazując na nich.- A jeżeli będą go przenosić, gdy my akurat wysadzimy tą część? Cholera gdzie wy macie mózgi?- warknąłem. Wzrok wszystkich był zwrócony na mnie.
Za dużo się ostatnio działo.
W końcu musiałem wybuchnąć.
- A masz może inny plan geniuszu?- Dawid pchnął mnie do tyłu. Skrzywiłem się przenosząc cały ciężar na zranioną nogę. Szybko się opanowałem. Prychnąłem odwracając głowę w bok.- Własnie! Więc po co drzesz mordę krasnalu? Opanuj się i pomóż.- warknął
Widziałem jak bardzo zależy mu, by wydostać Łasice.
Już nie miałem wątpliwości.
Są razem i to od dłuższego czasu.
Szkoda...
- Natan!- usłyszałem krzyk Alexa. Ocknąłem się i zauważyłem jak Smerf biegnie na tyły komisariatu, a Dawid przytrzymuje krzyczącego Alexa.
- Ej!- wyrwałem się za nim. Zatrzymałem się dopiero przed wyważonymi drzwiami. Instynktownie przywarłem do ściany obok odbezpieczając broń.
Miałem dość. Byłem wykończony psychicznie i fizycznie tym wszystkim. Nie pokażę się dzisiaj w tym klubie cały zmasakrowany i ledwo żyjący... Na Pragę też nie pójdę. Jeszcze to całe zamieszanie...
Przeze mnie.
Gdybym nie poszedł za tą dwójką do sejmu nie byłoby tego zamieszania. To mnie musieli ciągnąć za sobą. To ja wszystko spowalniałem.
Szlag!
Zacisnąłem pięść na pistolecie zamykając oczy. Musiałem odetchnąć. To nie był czas na obwinianie się. Wziąłem kilka głębokich wdechów i opanowałem nerwy.
Przed moimi oczami mignęły dwie postaci a do uszu dobiegł krzyk.
- Spierdalać wszyscy! Komisariat zaraz wyleci!!
Bez zastanowienia rzuciłem się w ucieczkę rozpoznając głos Natana i fioletowe włosy Łasicy. Nie myślałem teraz o innych. Jedyne o czym myślałem, to uciekać jak najdalej.
Chociaż nie. Ja nawet o tym nie myślałem. Po prostu biegłem. Biegłem tak długo, aż siła wybuchu nie przewróciła mnie na zimny asfalt. Poderwałem się jak najszybciej mogłem, ale zanim chociażby kucnąłem poczułem jak ktoś podrywa mnie z ziemi.
- Szybko! Psiarnia zaraz się zleci Szymon!- Dawid ciągnął mnie za sobą.
Szybko udało mi się dorównać mu kroku, chociaż czułem, że nie na długo.
On miał czas, by się o mnie zatroszczyć, by mi pomóc.
Ja nawet nie odwróciłem głowy, by upewnić się, że on i Alex biegną za nami. Nawet nie dałem im żadnego znaku.
Biegłem zdając się na Dawida. Nie zwracałem uwagi gdzie mnie ciągnie i jak daleko już jesteśmy.
Zachowałem się jak skończony egoista...
W dodatku moje imię w jego ustach.... Brzmiało jakoś inaczej. Nie wiem czemu, ale spodobało mi się.
Może inaczej. Wiem czemu. Ale nie chciałem dopuścić tej myśli do siebie.
Cholera! Muszę przestać o tym myśleć. Będzie setka innych.
Otrząsnąłem się i rozejrzałem w miarę trzeźwo po okolicy. Nagle wszystko uderzyło we mnie ze zdwojoną siłą.
Krzyki Dawida, ból w nodze i fakt, że jesteśmy niedaleko mojego mieszkania.
W tle radiowozy policyjne.
- Tędy!- wrzasnąłem i szarpnąłem chłopaka za ramię w ciasną, zacienioną alejkę. Potknąłem się i wylądowałem na ścianie, a ciężar jego ciała przygniótł mnie dodatkowo do niej. Usłyszałem trzask. Nie wiem, czy to jego, czy moje kości. Nie dbałem o to teraz. Gdy tylko się odsunął pociągnąłem go dalej już trochę wolniejszym tempem. Udało nam się spokojnie dobiec do mojej ulicy. Zatrzymałem się za jakimś budynkiem i oparłem o niego oddychając głęboko. Dłonie podparłem na w pół zgiętych kolanach.
Dawid kucnął od razu przede mną chowając głowę między kolanami.
Oboje musieliśmy złapać tchu.
- Spoko..jnie... Mieszkam nieda...leko- wysapałem ledwo. W odpowiedzi dostałem jakieś ciche mruknięciem.
- Filip... Filip- wyszeptał.- Widziałeś go?!- krzyknął patrząc na mnie oczami mordercy.
Odpowiedziałem mu beznamiętnym, ostrym spojrzeniem.
- Uciekł z Natanem. Nic mu nie jest. Biegli pierwsi... daleko przed nami.
Chłopak już nie zawracając sobie mną głowy sięgnął po telefon.
- Idioto jego telefon skonfiskowano- uprzedziłem go od razu.
- Dzwonie do Natana- prychnął urażony.
Przez ten czas, gdy on rozmawiał ja starałem się uspokoić. W pierwszej kolejności telefon. Jest. Potem noże i pistolet. Też są. Rana na nodze na szczęście już nie krwawiła ale bolała niemiłosiernie. Ciekaw byłem kiedy przestanie. Jeżeli miałem pracować w tym klubie musiałem być w dobrej kondycji.
Dawid schował telefon do kieszeni.
- I co?- spojrzałem na niego od razu.
- Są w jednej z kryjówek Filipa. Wszyscy....- spojrzał w niebo.- Muszę tam iść.
- Po co? Są bezpieczni tak? Jeżeli teraz pokazałbyś się na mieście mogą cię zagarnąć... To są duzi chłopcy. Poradzą sobie- uśmiechnąłem się szeroko i wyciągnąłem w jego stronę paczkę fajek.
- Nie palę.- Dawid przyjrzał mi się chwilę.- Twoja noga...- szepnął z wyraźnym szokiem w oczach.
- Nie... To zaschnięta krew. Teraz tylko boli.- zapaliłem. Potrzebowałem tego jak nigdy.- To jak? Idziesz do mnie?- uśmiechnąłem się i skinąłem w stronę, gdzie było moje mieszkanie.
Chłopak chwilę zastanawiał się nad propozycją. W końcu wzruszył ramionami i ruszył we wskazanym kierunku.
Zadowolony poszedłem za nim.
Może ten dzień nie będzie taki beznadziejny...
Rozdział 8
Rozbudzałem się powoli, a już czułem jak moje mięśnie wołają o pomoc i odmawiają mi wstania. Chciałem chociaż podnieść się do siadu, ale poczułem pod dłonią coś mokrego. Zdziwiony usiadłem i odkryłem kołdrę. Przez noc bandaż zdążył przesiąknąć krwią i ubrudzić prześcieradło. Teraz podpierałem dłoń na zimnej plamie krwi wielkości mojej głowy. Wygiąłem usta w grymasie zniesmaczony i spojrzałem na opatrunek.
Bywało gorzej.
Podparłem się o ścianę i wstałem już zniechęcony dzisiejszym dniem. Każdy krok sprawiał, że przez moją prawą nogę przechodziła fala bólu, jakby ktoś wbijał w nią tysiące małych igiełek jedna za drugą. To wszystko kumulowało się na ranie postrzałowej.
W łazience wziąłem sobie ciepłą kąpiel na rozluźnienie mięśni i zmieniłem opatrunek. Poszedłem się ubrać już w lepszym nastroju...
I kolejny problem, bo nie byłem w stanie ubrać żadnych innych spodni poza dresami. Narzuciłem na siebie jeszcze luźną bluzkę w drodze do kuchni myśląc tylko o dużej jajecznicy i kawie.
Nastawiłem czajnik i przygotowałem wszystko, co mi było potrzebne. Otworzyłem lodówkę z zamiarem wyciągnięcia jajek, ale to w końcu moje życie i akurat dzisiaj musiało ich zabraknąć.
Spojrzałem na zegarek.
7:14...
Zakląłem cicho i spojrzałem za okno kuchenne, które swoją drogą już dawno powinienem był umyć wzdychając cierpienniczo.
Mam dość.
Wróciłem do sypialni, wymieniłem pościel na świeżą i z powrotem położyłem się spać.
Drugą pobudkę miałem dopiero po 12:00.
Tym razem odpuściłem sobie śniadanie. Kawa i Marlboro mi starczyły.
Schowałem pistolet za spodnie i nóż do torby po czym wyszedłem coś zarobić.
Przydałoby się zrobić jakieś zakupy.
Byłem dzisiaj trochę spowolniony, a na mieście znowu dostałem silnego bólu w nodze. Zebrałem jakieś krocie, ale na zakupy starczyło.
Rzuciłem reklamówki na blat kuchenny i spojrzałem na zegarek.
14:00
Do zbiórki miałem jeszcze trochę czasu, więc postanowiłem zrobić sobie krótki spacer w poszukiwaniu ofert zatrudnienia. Zebrałem wszystko, co uznałem za potrzebne i wyszedłem.
Rozglądałem się po witrynach sklepowych machając przy tym głową jakbym był poważnie chory umysłowo, a za każdym razem gdy wchodziłem zapytać się o prace odprawiali mnie z kwitkiem. Tłumaczyli, że nie potrzebny im na to stanowisko wytatuowany chłopczyk. Mocno wkurwiony kierowałem się już w stronę kamieniołomów, by chodź raz się nie spóźnić, aż mało co nie wpadłem na śmietnik. Kopnąłem go z całej siły zatrzymując na moment. Zauważyłem już dzisiaj po raz setny kartkę z napisem 'Zatrudnię'. Pewnie olałbym tą informacje, gdyby nie ciąg dalszy tekstu. Zaciekawiony zacząłem czytać.
'Zatrudnię barmana lub tancerza na pracę w godzinach nocnych'
Uśmiechnąłem się półgębkiem.
Może tu się nie przyczepią.
Na tancerza się nie nadaję, ale na barmana już owszem. Wszedłem do środka nastawiony na przyjęcie mnie tu.
Przeszedłem przed krótki korytarz i znalazłem się u wejścia wielkiej sali klubowej. Bar znajdował się od razu przy wejściu po lewej, a całą prawą ścianę zajmowały oddzielone parawanami boksy, w których znajdowały się szklane stoliki i kanapy. Na przeciwko mnie mniej więcej w 2/3 długości sali stała scena, a na niej trzy rury do striptizu. Gdy to zobaczyłem trochę mnie zamurowało. Dopiero po chwili uśmiechnąłem się zadziornie.
Chce być tylko barmanem. Ale dodatkowymi pokazami w czasie pracy nie pogardzę.
- Halo?- powiedziałem dość donośnie.
Nikogo nie było na sali, ale w klubie ktoś musiał.
Po chwili zza lady wyszedł młody chłopak ubrany w biały podkoszulek opinający się delikatnie na jego dobrze zbudowanym torsie i lniane spodnie do kolan. Cholernie seksowny.
- Otwieramy o 20:00- odpowiedział przyglądając mi się.
- Ja w sprawie ogłoszenia... Na stanowisko barmana- sprostowałem szybko.
- Myślisz, że jesteś wystarczająco dobry?- chłopak posłał w moją stronę zadziorny uśmiech.
Prychnąłem rozbawiony jego zachowaniem
- A nie wyglądam?- odpowiedziałem mu tym samym.
W odpowiedzi otrzymałem skinienie głową.
- Przyjdź po otwarciu. Decyzja należy do szefa, a go akurat nie ma. Ale jak na mój gust... przyjmie cię- odwrócił się zgrabnie uśmiechając zawadiacko. Jego dłoń przejechała po całej długości lady, aż nie spoczęła przy ciele, które teraz poruszając niczym kot oddalało w stronę sceny.
Jeszcze chwilę patrzyłem, jak wskakuje na scenę i zaczyna się rozciągać. Gdyby nie telefon pewnie zostałbym dłużej.
Z ciężkim sercem wyszedłem z klubu.
- Oby to było coś ważnego- uprzedziłem na dzień dobry.
- Stary w piątek idziemy do Panoramy uczcić urodziny Grześka. Dostaniesz zaproszenie sms'em jeżeli jesteś chętny- dobiegł mnie radosny głos Sebastiana znanego jako Igła.
Potarłem czoło dwoma palcami starając się przypomnieć sobie cokolwiek.
Nie.
Nie kojarzyłem faceta.
- Jakiego Grzesia?
Westchnięcie- Tego co był u mnie miesiąc temu na domówce. Kilka razy się spotkaliście.
Chwilę zajęło mi przypomnienie sobie zdarzeń sprzed miesiąca. No faktycznie.
- Kiedy mniej więcej?.- odpowiedziałem w końcu.
- Piątek 19:40.
Chwilę zastanawiałem się, czy będę miał wolny czas...
Cholera. Jeżeli dostanę tą pracę to odpada.
- Zobaczę. Nara- rozłączyłem się zanim Seba zaprzeczył.
Przy okazji sprawdziłem godzinę.
15:48...
Jasne. Kolejne spóźnienie.
Jeszcze nawet nie wdrapałem się po schodach, a już dobiegły mnie wrzaski Alexa i śmiech Natana. Zatrzymałem się i zapaliłem tak na rezerwę.
- To, że jestem najmłodszy nie znaczy, że jestem kurwa malutki!
Wszedłem akurat na piętro. O dziwo to nie Natan był powodem wybuchu Alexa, a Dawid. Natan wyhaczył mnie wzrokiem i uśmiechnął szeroko.
- Szynka jest kurduplem, spokojnie- zakrył usta dłonią nieudolnie starając się ukryć swoje rozbawienie.
Zmierzyłem go morderczym wzrokiem i machnąłem tylko ręką siadając na ziemi tam gdzie zawsze. Wyjąłem nóż i skubałem coś w posadzce.
Dopiero teraz miałem czas na spokojne przemyślenie tej całej sytuacji. Zgłosiłem się do klubu ze striptizem. W dodatku męskim.
Facet wijący się na rurze w moich oczach wygląda dziwnie...
Ale jeżeli mam tylko podawać drinki i zbierać zamówienia to jakoś to przetrawię.
Ciekawe tylko ile płacą...
Przy okazji uświadomiono mnie, że nie pozbędę się tego przeklętego przezwiska.
- Dawid jeszcze raz mnie tak nazwiesz to ci zafunduje lot na księżyc z ekskluzywnym lądowaniem na mordzie!- Smerf już nie mogąc hamować śmiechu kucnął i zaczął się głośno śmiać. Ja też mimo kiepskiego humoru zaśmiałem się spoglądając na tą dwójkę.
- Natan!- czerwonowłosy warknął, a chłopak od razu się uspokoił.
- E... Malutki oznaczało wielkość problemu, a nie wzrost- Dawid mówił spokojnie. Jakimś cudem wydawał się opanowany i jedyny normalny w tej bardzie idiotów.
Alex słysząc to spuścił głowę, a jego policzki przybrały kolor jego włosów.
Zaśmiałem się gasząc fajkę.
Dopiero teraz zauważyłem, że nie było Filipa.
Jasne...
Siedzi pewnie teraz w domu i popija piwo na kanapie.
Prychnąłem.
Wielki mi poszkodowany.
Natan i Alex rozmawiali między sobą już spokojnie, ale nie słyszałem o czym mówili. Po chwili dzieciak znów zwrócił się do Dawida
- Nie dziw się Dawid... Na ciebie raczej zawsze będę zły, więc musisz się przyzwyczaić.
- Wiem. Wyczuwam tę wrogą aurę bez problemu.
Alex mruknął coś pod nosem, ale byłem za daleko by usłyszeć co.
- Spokojnie, bo cie znowu głowa rozboli- niebieskowołosy potargał chłopakowi włosy z ciepłym uśmiechem, jakiego chyba nigdy wcześniej nie widziałem na jego twarzy.
W pewnym momencie zauważyłem, że Natan poświęca dużo czasu młodemu, opiekował się nim i dbał.
Oryginalna parka by z nich była.
- Uważaj na słowa- odwarknął mu Dawid mrużąc oczy.
Prychnięcie- Już umieram, ze strachu.
- To umieraj dalej.
Chwila ciszy i nagle koło Dawida rozbrzmiał głośny huk. Chłopak uskoczył kilka kroków, jak wszyscy oprócz Alexa, który stał niewzruszony.
Domyśliłem się, że to był jakiś rodzaj bomby.
- Czyżbyś coś zgubił?- emos znowu zaczynał.
- Nie. Specjalnie to tam leżało- odpowiedział mu Alex z satysfakcją wymalowaną na twarzy.
Natan starał się go jeszcze uspokoić.
- Czyli to rodzaj groźby. Groźba może zagrażać życiu. Czyli nic się nie stanie, jeżeli to tobie się coś stanie.
- Jesteś taki przerażający- usłyszałem kpiąc śmiech Alexa.
- Ależ nie. Jestem strachliwy, bo jakiś gówniarz mi grozi- odgryzł się.
Zauważyłem, jak Alex wyciąga kolejne petardy z kieszeni i nim zdążył je wyrzuć zerwałem się o odciągnąłem Dawida na bezpieczny dystans trzymając go od tyłu. Spojrzał na mnie przez ramię i uśmiechnął się z wdzięcznością. Odwzajemniłem i stanąłem kawałek obok niego.
- Że też ci nie szkoda tych petard. Jakbyś miał trochę rozumu to byś zatrzymał je na wrogów.- warknął na Czerwonego Kapturka wyraźnie już wkurzony.
Nie chciałem się wtrącać, ale to już przekraczało granicę.
- Alex do cholery przesadzasz wiesz? Dobra nie lub go sobie ale teraz jesteśmy w jednym gangu, więc się trochę opanuj- patrzyłem na Alexa stanowczo.
- Widzisz? Ktoś uważa tak samo jak ja. Opanuj się.
Niebieskowłosy podrapał się po karku zakłopotany.
- Ej dobra, dobra. Alex weź w kaczki postrzelaj czy coś.
- Zrobię wam przysługę- warknął i zabierając swoją torbę na odchodnym zszedł po schodach. Natan od razu za nim poleciał i zaczął szarpać na dole.
- Ej no! Nie o to mi chodziło!- uniosłem dłonie w geście rezygnacji i już odwracałem się na pięcie by wrócić na swoje stałe miejsce, aż nie usłyszałem, że Dawid też idzie.
Wyprułem za chłopakiem i złapałem go za przed ramię dwoma rękoma zapierając się uparcie stopami.
- Zostajecie- oznajmiłem.
Chłopak spojrzał na mnie zirytowany.
- Puść łaskawie, proszę.
Jego ton głosy wyrażał szczerą chęć przywalenia mi.
Właściwie sam nie wiedziałem, czemu tak bardzo zależy mi by Dawid dostał.
Nie martwiłem się tym teraz.
Po prostu robiłem wszystko by go tu zatrzymać.
Poluzowałem lekko uścisk, by nie zostawić mu siniaków. Pewnie i tak miał ich sporo pod ubraniami.
- No, ale zostań.
Kawałek dalej Natan szarpał się z Alexem.
Spuścił wzrok- nie chcę, bo się pozabijamy.
Westchnąłem i spojrzałem na Natana.- Nie pozabijamy.- powiedzieliśmy w tym samym momencie, co wydało mi się trochę przerażające.
- No nie wcale. Te petardy to tak dla nastroju- Dawid z powrotem pochłonął moją uwagę.
Jego za długa grzywka zasłaniała mu oczy, co skutecznie uniemożliwiało mi odczytanie jego uczuć.
- Teoretycznie nic się nie stało...- nadal chciałem go przekonać, podczas gdy Natan rozbrajał Alexa ze wszelkiego sprzętu pirotechnicznego i broni.
Koniec końców wszyscy siedzieliśmy pod bazą w grobowej ciszy. W końcu Natan postanowił się odezwać.
Dzięki Bogu, bo jeszcze chwilę a sam cofnąłbym się do domu mimo dyskomfortu w bolącej nodze. Podczas tej całej szarpaniny i spaceru znowu dała o sobie znać, więc wolałem na razie siedzieć, aż nie przejdzie.
- Dawid słyszałem, że masz zastąpić Łasicę na jakiś czas.
- Nie będę go zastępował, bo się na tym nie znam- odpowiedział obojętnie ze wzruszeniem ramion.
- He? A co z nim?- spojrzałem na chłopaka.
- Bo go noga boli. I twierdzi, że jest niezdolny do walki w takim stanie.
Prychnąłem i spojrzałem na miejsce, gdzie zostałem postrzelony.
- Ciota.- warknąłem pod nosem odpalając szluga.
- Pozwól nam coś wysadzić i tyle- usłyszałem wesoły głos Natana, na co emosek wzruszył ramionami.
-Ja bym mu na to nie pozwalał, bo mu coś odbije zara- mruknąłem i wskazałem skinieniem głowy na Alexa.
Natan pogłaskał chłopaka, a ten go odtrącił.
- Szynka morda krasnalu- po raz kolejny zostałem uciszony przez Natana. Do tego to już przywykłem.
- Mówię tylko jak by mogło być...
- Ja mam jego zabawki. Spokojna twoja rozczochrana- skinął na torbę kawałek dalej.
- Natan on ma rację- dobiegł mnie ściszony głos Alexa.
Uśmiechnąłem się szeroko- Widzisz? Cholera wie, co on jeszcze pochował albo zakopał- przyjrzałem się Alexowi dokładnie.
- Żebym ja nie musiał kogoś zaraz zakopać.- podkreślił szóste słowo odwracając wzrok od wszystkich.
Alex uśmiechnął się do mnie smutno.- Trafna uwaga.- zaczął ściągać kurtkę prezentując nam swój asortyment, który chował do tej pory.- Ale jednej już...
Ostatnie zdanie Alexa umknęło mojej uwadze, bo dostrzegłem zbliżającego się do nas Filipa.
Oh. Jednak nas zaszczycił.
- O co znowu kłótnia?- przywitał się, ale wszyscy odwrócili wzrok na Alexa, który podwinął swoją koszulkę do góry. Jego brzuch opasało jakieś ustrojstwo z kilkoma kablami.
Bomba.
Zamarłem patrząc na urządzenie i odruchowo odsunąłem się kawałek w tył.
- Noszę ją od trzech lat. Spowoduje wielką eksplozję, kiedy wyczuje u mnie brak pulsu.- opuścił szybko bluzkę i spojrzał z dołu na Filipa zadzierając głowę do góry- Filip o nic...
Chłopaki coś komentowali na temat tej bomby a ja dalej patrzyłem oniemiały na jego brzuch.
- Ja pierdole.... Ty prawie wczoraj zszedłeś z tego świata. A ja stałem obok ciebie!- wrzasnąłem wyrzucając spanikowany ręce w powietrze.
Alex zaczął się ze mnie śmiać, a ja nie widziałem w tym nic zabawnego.
No. Może moje zachowanie trochę.
- To jednak dobrze, że jesteś Dawid....,bo przy tobie mi tętno skacze- śmiał się dalej czerwonowłosy.
Ja lekko pobladłem i przesunąłem się w stronę Dawida, jakby to miało pomóc. Chociaż wiedziałem, że nic mi teraz nie grozi, o ile chłopak mówił prawdę.
W końcu przez moment poczułem się jak ten roześmiany Szymek, którym byłem w otoczeniu przyjaciół, a nie jak Szynka... Ugh. Serio nienawidzę tego przezwiska.
- Widzisz. Powinieneś mi dziękować- odpowiedział mu Dawid.
- Nie pochlebiaj sobie. Mimo wszystko cię nie lubię- zaznaczył jeszcze ocierając z kącika oka łezkę rozbawienia.
- Dobra Alex ubieraj tą bluzę, bo mi słabo...-dla pewności sprawdziłem czy moja zapalniczka jest w kieszeni.
Dobra.
- Mimo tych wszystkich kabli i tak jesteś słodki- wtrącił się Natan, który przestał na chwilę rozmawiać z Filipem. Nie wiem, czy to był szczery komplement, ale musiałem mu przyznać rację. Alex był uroczy.
Chłopaki o czymś jeszcze rozmawiali a ja wyłączyłem się przypominając sobie o klubie. Jakoś ciężko będzie znaleźć cokolwiek lepszego. Zwłaszcza z moim wykształceniem do połowy technikum... Jedyne na co się nadawałem to dilerka i dawanie dupy.
To drugie odpadało ze względu na mój aktualny stan fizyczny. Na domiar złego policja wzmożyła patrole i wszyscy stali się ostrożniejsi. Nie dość, że ciężko dostać towar, to jeszcze ciężej go potem sprzedać. Przynajmniej mam szansę, że gdzieś mnie przyjmą. Nie będę wybrzydzał. Potem się pomyśli coś konkretniejszego.
Z zamyślenia wyrwał mnie głośny huk, a sekundę potem krajobraz, na który patrzyłem przesłoniła wielka czerwona fala ognia. Przestraszyłem się, bo nie wiedziałem o co chodzi i już wyciągnąłem pistolet z torby. Rozejrzałem się po twarzach zebranych. Patrzyli ze spokojem na wybuch.
Brakowało Natana!
....
Dobra.
W sekundę wszystko zrozumiałem, a Natan wrócił do nas jakby nigdy nic. Zamienił kilka zdań z Alexem i oparł się o ścianę niedaleko.
- Tak sobie myslę... Chyba nie potrzebne są was polecenia sami sobie wysadzacie co chcecie-Filip uśmiechnął się słodko i niewinnie co do niego w ogóle nie pasowało.
Alex go przeprosił, Dawid coś mruknął pod nosem.
W końcu nie miałem co się odzywać. Byłem grzeczny.
- Ja pierdole Łasica ty jesteś liderem to nami kieruj - odezwał się Natan.
-Robię to, jak widzisz nie jestem teraz w stanie co zrobić. Obmyśliłem sobie teraz ze róbcie jak na razie co robicie. To dobrze ze wysadzacie wszystko wokół. Gdy dojdę do siebie zaczniemy robić poważniejsze rzeczy niż wysadzanie budynków. Będziemy walczyć z Polskimi gangami, potem wyjedziemy z Polski i zaatakujemy kolejne zagraniczne gangi czy tez mafie.- mówił profesjonalnym, pewnym siebie głosem ani razu się nie wahając, czy zastanawiając nad odpowiednimi słowami. Jakby recytował wyuczoną na pamięć regułkę
- Ty serio chcesz, byśmy rozpierdolili Wawę?
Kiedy poznało się ich z tej strony trzech na pięciu byłoby do tego zdolnych.
Jeden właściwie w pojedynkę, przy chociażby nieszczęśliwym wypadku na jezdni.
-A cóż to? Jak chcecie możecie także szpital wysadzić haha! Ciekawe czy wam by się udało- Filip prychnął lekceważąco pod nosem.
Wszyscy poza Dawidem spojrzeliśmy na niego zainteresowani propozycją. Widziałem jak na twarzy Natana maluje się diaboliczny uśmiech, a Alex odruchowo chciał złapać za torbę.
- Wątpisz?- Natan spojrzał na Łasicę rozbawiony.
- To mamy cel. Zaraz wracam.- Alex poderwał się z ziemi i pobiegł zapewne po bomby.
Mi też ta opcja się spodobała, ale z moją nogą mogłem co najwyżej popatrzeć.
Cóż.... może chociaż na chwilę się rozerwę.
Alex szybko wrócił. Przygotowali wszystko z Natanem i wyszli z bazy.
Ja wyszedłem 15 minut potem razem z Filipem i Dawidem, którzy poszli do domu.
Gdy znalazłem się na terenie szpitala wszystko było w najlepszym porządku, jak każdego innego dnia. Nie pchałem się do środka. Zajrzałem przez duże okno przy wejściu szukając wzrokiem niebieskiej i czerwonej czupryny.
Nic.
Spojrzałem na zegarek w telefonie oddalając się od szpitala.
16:58.
Zacząłem biec w stronę garaży jakieś 30 metrów dalej by schronić się przed eksplozją. Rana nie pozwalała mi na nic więcej niż trucht, a i wtedy niemiłosiernie bolała, jakby na nowo rozrywano mi mięśnie. Gdy w końcu dobiegłem oparłem się o bok ściany łapiąc zawzięcie powietrze.
Spojrzałem na szpital.
Nadal spokojnie.
Nie pozostało nic tylko obserwować.
Długo nie musiałem czekać. Po kilku minutach do szpitala wbiegła grupa policjantów. Kilku zostało na zewnątrz, by patrolować wejście. Przeleciałem szybko wzrokiem po oknach szukając oczojebnych włosów Natana i Alexa, ale nic nie wypatrzyłem poza sporym poruszeniem na izbie przyjęć.
Albo są w piwnicy, albo po drugiej stronie budynku.
Jeszcze chwilę sytuacja się nie zmieniała, aż szpital nie zatrząsł się dość mocno.
Czyli to jest sygnał, by spieprzyć ta?
Nagle okno, przez które zaglądałem chwilę temu zamieniło się w kupę szkła lądując na ziemi, a przez nie wyskoczył Alex.
Uciekał.
Wymieniliśmy przepełnione strachem i ekscytacją spojrzenia.
- Zaraz będzie bum!- wydarł się zgrabnie wykonując uniki przed policjantami. Dwóch z nich zastrzelił zwalniając na moment. Ja w tym czasie odbiegłem jeszcze kilka metrów w tył chowając się za jednym z garaży. Wychyliłem się tylko, by obserwować całą akcję.
Alexa już nie było. Natana w dalszym ciągu nie widziałem.
Wziąłem głęboki oddech i zasłoniłem uszy dłońmi, by ochronić je przed hałasem.
W tym samym momencie cały budynek wyleciał w powietrze z głośnym hukiem. Pode mną zatrzęsła się ziemia i ledwo utrzymałem się na nogach. Mimo starań hałas nieźle mnie ogłuszył i na chwilę zrobiło mi się niedobrze. Przełknąłem ślinę starając się to zniwelować i spojrzałem na ruiny szpitala. Wszędzie zakrwawiony gruz.
Ładnie.
Szybko rozejrzałem się za chłopakami spanikowany, bo zdałem sobie sprawę, że nie widziałem, by Natan wychodził z budynku.
Odetchnąłem z ulgą widząc jak Alex się do mnie uśmiecha spod auta. Obok niego leżał zamroczony nieco Natan.
Uśmiech Alexa jednak szybko zniknął. Zastąpiło go przerażenie i niedowierzanie. Patrzył w dal za mną. Nie musiałem się odwracać, by wiedzieć o co mu chodziło.
Gliny.
Mimo to obejrzałem się by upewnić, że mnie nie zauważyli.
Miałem farta.
Szybko wbiegłem w szczelinę między garażami a jakimś ogrodzeniem i oparłem się o betonową ścianę. Jeszcze nie do końca doszedłem do siebie po wybuchu, bo w uszach nadal mi trzeszczało, a w dodatku zrobiło mi się niedobrze i postrzelona noga całkiem odmówiła mi posłuszeństwa. Bolało jak cholera i nic nie mogłem teraz na to poradzić. Poczułem jak bandaż powoli zaczyna nasiąkać krwią.
Oddech mi przyspieszył.
Dzięki bogu adrenalina, która krążyła w moich żyłach niwelowała nieco ból, ale mało to dawało.
Musiałem się uspokoić.
Nie mogli mnie usłyszeć.
Wyciągnąłem i odbezpieczyłem broń.
Nagle ktoś wpadł na mnie po mojej lewej stronie oddychając głęboko.
Spiąłem się łapiąc tą osobę za głowę i szarpnąłem na odległość ramienia celując w jego głowę.
Alex patrzył na mnie chwilę zszokowany, a gdy tylko dotarło do mnie, że to tylko on puściłem go z powrotem opierając się o ścianę.
Zaraz będziemy musieli uciekać, a ja po kilku metrach będę mógł się najwyżej czołgać.
- Sory-szepnąłem ledwo słyszalnie.
- Stary ogarnij się. Gliny tu zaraz będą. Głęboki oddech. Powinno ci pomóc- też szeptał. Więcej mogłem odczytać z ruchu jego warg niż słuchu.
Wziąłem kilka porządnych wdechów i skinąłem głową.
Wolałem nie myśleć o tej nodze.
Razem z Alexem niezauważeni pobiegliśmy do Natana.
- Ja pierdole Szynka ja cię zapierdole przysięgam- warknął na mnie wkurwiony.
- To potem- odpowiedziałem krótko i zaczęliśmy biec chowając się co chwilę w cieniach albo zaułkach.
Na ulicy panowało zamieszanie. Przechodnie rozglądali się zdezorientowani, bo ich szpital nagle zapadł się pod ziemię, w tle było słychać wycie syren radiowozów, ambulansów i straży pożarnej. Wszyscy mieliśmy założone kaptury zlewając się z tłumem.
Byliśmy już dobre 20 metrów od zgiełku, aż nagle drogę zajechał nam radiowóz. Zaśmiałem się na ich głupotę.
Prędzej by pomogła grupa antyterrorystyczna.
Sekundy ciągnęły się godzinami.
Zszokowany wzrok Alexa, zdezorientowanie Natana i paniczne szukanie broni.
Cholera. Zgubiłem.
- Spieprzajcie! Mam bomby i jestem w pełni sprawny. Dam im radę!- krzyknął czerwonowłosy rzucając mi na wszelki wypadek małą bombę.
Złapałem ją i jedyne co to rzuciłem chłopakowi przepraszające spojrzenie wciągając Natana w zaułek.
Dwóch gliniarzy wysiadło z auta, a na horyzoncie pojawił się kolejny, większy radiowóz.
Nie było innego wyjścia.
Ja nie nadawałem się do walki. Poza tym jeżeli złapią Alexa łatwiej będzie go wydostać z pomocą Natana, niż gdybyśmy mieli i jego ratować.
Chwilę szarpałem się z Natanem, który krzyczał, że nie zostawi tak Alexa. W końcu udało mi się go przekonać i zniknęliśmy w mroku wąskiej uliczki. Po przebiegnięciu kilkunastu metrów odbezpieczyłem i wyrzuciłem bombę bu spowolnić pościg za nami.
Mocno utykałem i z każdą chwila zwalniałem aż nie mogłem nawet iść. Natan wziął mnie na barana biegnąc w stronę bazy.
Wiedziałem, że Alexa złapią, jeżeli już nie złapali.
Zadzwoniłem do chłopaków.
---------------------------------
Życzę sukcesów w nowym roku szkolnym każdemu, a zwłaszcza tym, którzy idą do nowej szkoły.
Powodzenia c:
Bywało gorzej.
Podparłem się o ścianę i wstałem już zniechęcony dzisiejszym dniem. Każdy krok sprawiał, że przez moją prawą nogę przechodziła fala bólu, jakby ktoś wbijał w nią tysiące małych igiełek jedna za drugą. To wszystko kumulowało się na ranie postrzałowej.
W łazience wziąłem sobie ciepłą kąpiel na rozluźnienie mięśni i zmieniłem opatrunek. Poszedłem się ubrać już w lepszym nastroju...
I kolejny problem, bo nie byłem w stanie ubrać żadnych innych spodni poza dresami. Narzuciłem na siebie jeszcze luźną bluzkę w drodze do kuchni myśląc tylko o dużej jajecznicy i kawie.
Nastawiłem czajnik i przygotowałem wszystko, co mi było potrzebne. Otworzyłem lodówkę z zamiarem wyciągnięcia jajek, ale to w końcu moje życie i akurat dzisiaj musiało ich zabraknąć.
Spojrzałem na zegarek.
7:14...
Zakląłem cicho i spojrzałem za okno kuchenne, które swoją drogą już dawno powinienem był umyć wzdychając cierpienniczo.
Mam dość.
Wróciłem do sypialni, wymieniłem pościel na świeżą i z powrotem położyłem się spać.
Drugą pobudkę miałem dopiero po 12:00.
Tym razem odpuściłem sobie śniadanie. Kawa i Marlboro mi starczyły.
Schowałem pistolet za spodnie i nóż do torby po czym wyszedłem coś zarobić.
Przydałoby się zrobić jakieś zakupy.
Byłem dzisiaj trochę spowolniony, a na mieście znowu dostałem silnego bólu w nodze. Zebrałem jakieś krocie, ale na zakupy starczyło.
Rzuciłem reklamówki na blat kuchenny i spojrzałem na zegarek.
14:00
Do zbiórki miałem jeszcze trochę czasu, więc postanowiłem zrobić sobie krótki spacer w poszukiwaniu ofert zatrudnienia. Zebrałem wszystko, co uznałem za potrzebne i wyszedłem.
Rozglądałem się po witrynach sklepowych machając przy tym głową jakbym był poważnie chory umysłowo, a za każdym razem gdy wchodziłem zapytać się o prace odprawiali mnie z kwitkiem. Tłumaczyli, że nie potrzebny im na to stanowisko wytatuowany chłopczyk. Mocno wkurwiony kierowałem się już w stronę kamieniołomów, by chodź raz się nie spóźnić, aż mało co nie wpadłem na śmietnik. Kopnąłem go z całej siły zatrzymując na moment. Zauważyłem już dzisiaj po raz setny kartkę z napisem 'Zatrudnię'. Pewnie olałbym tą informacje, gdyby nie ciąg dalszy tekstu. Zaciekawiony zacząłem czytać.
'Zatrudnię barmana lub tancerza na pracę w godzinach nocnych'
Uśmiechnąłem się półgębkiem.
Może tu się nie przyczepią.
Na tancerza się nie nadaję, ale na barmana już owszem. Wszedłem do środka nastawiony na przyjęcie mnie tu.
Przeszedłem przed krótki korytarz i znalazłem się u wejścia wielkiej sali klubowej. Bar znajdował się od razu przy wejściu po lewej, a całą prawą ścianę zajmowały oddzielone parawanami boksy, w których znajdowały się szklane stoliki i kanapy. Na przeciwko mnie mniej więcej w 2/3 długości sali stała scena, a na niej trzy rury do striptizu. Gdy to zobaczyłem trochę mnie zamurowało. Dopiero po chwili uśmiechnąłem się zadziornie.
Chce być tylko barmanem. Ale dodatkowymi pokazami w czasie pracy nie pogardzę.
- Halo?- powiedziałem dość donośnie.
Nikogo nie było na sali, ale w klubie ktoś musiał.
Po chwili zza lady wyszedł młody chłopak ubrany w biały podkoszulek opinający się delikatnie na jego dobrze zbudowanym torsie i lniane spodnie do kolan. Cholernie seksowny.
- Otwieramy o 20:00- odpowiedział przyglądając mi się.
- Ja w sprawie ogłoszenia... Na stanowisko barmana- sprostowałem szybko.
- Myślisz, że jesteś wystarczająco dobry?- chłopak posłał w moją stronę zadziorny uśmiech.
Prychnąłem rozbawiony jego zachowaniem
- A nie wyglądam?- odpowiedziałem mu tym samym.
W odpowiedzi otrzymałem skinienie głową.
- Przyjdź po otwarciu. Decyzja należy do szefa, a go akurat nie ma. Ale jak na mój gust... przyjmie cię- odwrócił się zgrabnie uśmiechając zawadiacko. Jego dłoń przejechała po całej długości lady, aż nie spoczęła przy ciele, które teraz poruszając niczym kot oddalało w stronę sceny.
Jeszcze chwilę patrzyłem, jak wskakuje na scenę i zaczyna się rozciągać. Gdyby nie telefon pewnie zostałbym dłużej.
Z ciężkim sercem wyszedłem z klubu.
- Oby to było coś ważnego- uprzedziłem na dzień dobry.
- Stary w piątek idziemy do Panoramy uczcić urodziny Grześka. Dostaniesz zaproszenie sms'em jeżeli jesteś chętny- dobiegł mnie radosny głos Sebastiana znanego jako Igła.
Potarłem czoło dwoma palcami starając się przypomnieć sobie cokolwiek.
Nie.
Nie kojarzyłem faceta.
- Jakiego Grzesia?
Westchnięcie- Tego co był u mnie miesiąc temu na domówce. Kilka razy się spotkaliście.
Chwilę zajęło mi przypomnienie sobie zdarzeń sprzed miesiąca. No faktycznie.
- Kiedy mniej więcej?.- odpowiedziałem w końcu.
- Piątek 19:40.
Chwilę zastanawiałem się, czy będę miał wolny czas...
Cholera. Jeżeli dostanę tą pracę to odpada.
- Zobaczę. Nara- rozłączyłem się zanim Seba zaprzeczył.
Przy okazji sprawdziłem godzinę.
15:48...
Jasne. Kolejne spóźnienie.
Jeszcze nawet nie wdrapałem się po schodach, a już dobiegły mnie wrzaski Alexa i śmiech Natana. Zatrzymałem się i zapaliłem tak na rezerwę.
- To, że jestem najmłodszy nie znaczy, że jestem kurwa malutki!
Wszedłem akurat na piętro. O dziwo to nie Natan był powodem wybuchu Alexa, a Dawid. Natan wyhaczył mnie wzrokiem i uśmiechnął szeroko.
- Szynka jest kurduplem, spokojnie- zakrył usta dłonią nieudolnie starając się ukryć swoje rozbawienie.
Zmierzyłem go morderczym wzrokiem i machnąłem tylko ręką siadając na ziemi tam gdzie zawsze. Wyjąłem nóż i skubałem coś w posadzce.
Dopiero teraz miałem czas na spokojne przemyślenie tej całej sytuacji. Zgłosiłem się do klubu ze striptizem. W dodatku męskim.
Facet wijący się na rurze w moich oczach wygląda dziwnie...
Ale jeżeli mam tylko podawać drinki i zbierać zamówienia to jakoś to przetrawię.
Ciekawe tylko ile płacą...
Przy okazji uświadomiono mnie, że nie pozbędę się tego przeklętego przezwiska.
- Dawid jeszcze raz mnie tak nazwiesz to ci zafunduje lot na księżyc z ekskluzywnym lądowaniem na mordzie!- Smerf już nie mogąc hamować śmiechu kucnął i zaczął się głośno śmiać. Ja też mimo kiepskiego humoru zaśmiałem się spoglądając na tą dwójkę.
- Natan!- czerwonowłosy warknął, a chłopak od razu się uspokoił.
- E... Malutki oznaczało wielkość problemu, a nie wzrost- Dawid mówił spokojnie. Jakimś cudem wydawał się opanowany i jedyny normalny w tej bardzie idiotów.
Alex słysząc to spuścił głowę, a jego policzki przybrały kolor jego włosów.
Zaśmiałem się gasząc fajkę.
Dopiero teraz zauważyłem, że nie było Filipa.
Jasne...
Siedzi pewnie teraz w domu i popija piwo na kanapie.
Prychnąłem.
Wielki mi poszkodowany.
Natan i Alex rozmawiali między sobą już spokojnie, ale nie słyszałem o czym mówili. Po chwili dzieciak znów zwrócił się do Dawida
- Nie dziw się Dawid... Na ciebie raczej zawsze będę zły, więc musisz się przyzwyczaić.
- Wiem. Wyczuwam tę wrogą aurę bez problemu.
Alex mruknął coś pod nosem, ale byłem za daleko by usłyszeć co.
- Spokojnie, bo cie znowu głowa rozboli- niebieskowołosy potargał chłopakowi włosy z ciepłym uśmiechem, jakiego chyba nigdy wcześniej nie widziałem na jego twarzy.
W pewnym momencie zauważyłem, że Natan poświęca dużo czasu młodemu, opiekował się nim i dbał.
Oryginalna parka by z nich była.
- Uważaj na słowa- odwarknął mu Dawid mrużąc oczy.
Prychnięcie- Już umieram, ze strachu.
- To umieraj dalej.
Chwila ciszy i nagle koło Dawida rozbrzmiał głośny huk. Chłopak uskoczył kilka kroków, jak wszyscy oprócz Alexa, który stał niewzruszony.
Domyśliłem się, że to był jakiś rodzaj bomby.
- Czyżbyś coś zgubił?- emos znowu zaczynał.
- Nie. Specjalnie to tam leżało- odpowiedział mu Alex z satysfakcją wymalowaną na twarzy.
Natan starał się go jeszcze uspokoić.
- Czyli to rodzaj groźby. Groźba może zagrażać życiu. Czyli nic się nie stanie, jeżeli to tobie się coś stanie.
- Jesteś taki przerażający- usłyszałem kpiąc śmiech Alexa.
- Ależ nie. Jestem strachliwy, bo jakiś gówniarz mi grozi- odgryzł się.
Zauważyłem, jak Alex wyciąga kolejne petardy z kieszeni i nim zdążył je wyrzuć zerwałem się o odciągnąłem Dawida na bezpieczny dystans trzymając go od tyłu. Spojrzał na mnie przez ramię i uśmiechnął się z wdzięcznością. Odwzajemniłem i stanąłem kawałek obok niego.
- Że też ci nie szkoda tych petard. Jakbyś miał trochę rozumu to byś zatrzymał je na wrogów.- warknął na Czerwonego Kapturka wyraźnie już wkurzony.
Nie chciałem się wtrącać, ale to już przekraczało granicę.
- Alex do cholery przesadzasz wiesz? Dobra nie lub go sobie ale teraz jesteśmy w jednym gangu, więc się trochę opanuj- patrzyłem na Alexa stanowczo.
- Widzisz? Ktoś uważa tak samo jak ja. Opanuj się.
Niebieskowłosy podrapał się po karku zakłopotany.
- Ej dobra, dobra. Alex weź w kaczki postrzelaj czy coś.
- Zrobię wam przysługę- warknął i zabierając swoją torbę na odchodnym zszedł po schodach. Natan od razu za nim poleciał i zaczął szarpać na dole.
- Ej no! Nie o to mi chodziło!- uniosłem dłonie w geście rezygnacji i już odwracałem się na pięcie by wrócić na swoje stałe miejsce, aż nie usłyszałem, że Dawid też idzie.
Wyprułem za chłopakiem i złapałem go za przed ramię dwoma rękoma zapierając się uparcie stopami.
- Zostajecie- oznajmiłem.
Chłopak spojrzał na mnie zirytowany.
- Puść łaskawie, proszę.
Jego ton głosy wyrażał szczerą chęć przywalenia mi.
Właściwie sam nie wiedziałem, czemu tak bardzo zależy mi by Dawid dostał.
Nie martwiłem się tym teraz.
Po prostu robiłem wszystko by go tu zatrzymać.
Poluzowałem lekko uścisk, by nie zostawić mu siniaków. Pewnie i tak miał ich sporo pod ubraniami.
- No, ale zostań.
Kawałek dalej Natan szarpał się z Alexem.
Spuścił wzrok- nie chcę, bo się pozabijamy.
Westchnąłem i spojrzałem na Natana.- Nie pozabijamy.- powiedzieliśmy w tym samym momencie, co wydało mi się trochę przerażające.
- No nie wcale. Te petardy to tak dla nastroju- Dawid z powrotem pochłonął moją uwagę.
Jego za długa grzywka zasłaniała mu oczy, co skutecznie uniemożliwiało mi odczytanie jego uczuć.
- Teoretycznie nic się nie stało...- nadal chciałem go przekonać, podczas gdy Natan rozbrajał Alexa ze wszelkiego sprzętu pirotechnicznego i broni.
Koniec końców wszyscy siedzieliśmy pod bazą w grobowej ciszy. W końcu Natan postanowił się odezwać.
Dzięki Bogu, bo jeszcze chwilę a sam cofnąłbym się do domu mimo dyskomfortu w bolącej nodze. Podczas tej całej szarpaniny i spaceru znowu dała o sobie znać, więc wolałem na razie siedzieć, aż nie przejdzie.
- Dawid słyszałem, że masz zastąpić Łasicę na jakiś czas.
- Nie będę go zastępował, bo się na tym nie znam- odpowiedział obojętnie ze wzruszeniem ramion.
- He? A co z nim?- spojrzałem na chłopaka.
- Bo go noga boli. I twierdzi, że jest niezdolny do walki w takim stanie.
Prychnąłem i spojrzałem na miejsce, gdzie zostałem postrzelony.
- Ciota.- warknąłem pod nosem odpalając szluga.
- Pozwól nam coś wysadzić i tyle- usłyszałem wesoły głos Natana, na co emosek wzruszył ramionami.
-Ja bym mu na to nie pozwalał, bo mu coś odbije zara- mruknąłem i wskazałem skinieniem głowy na Alexa.
Natan pogłaskał chłopaka, a ten go odtrącił.
- Szynka morda krasnalu- po raz kolejny zostałem uciszony przez Natana. Do tego to już przywykłem.
- Mówię tylko jak by mogło być...
- Ja mam jego zabawki. Spokojna twoja rozczochrana- skinął na torbę kawałek dalej.
- Natan on ma rację- dobiegł mnie ściszony głos Alexa.
Uśmiechnąłem się szeroko- Widzisz? Cholera wie, co on jeszcze pochował albo zakopał- przyjrzałem się Alexowi dokładnie.
- Żebym ja nie musiał kogoś zaraz zakopać.- podkreślił szóste słowo odwracając wzrok od wszystkich.
Alex uśmiechnął się do mnie smutno.- Trafna uwaga.- zaczął ściągać kurtkę prezentując nam swój asortyment, który chował do tej pory.- Ale jednej już...
Ostatnie zdanie Alexa umknęło mojej uwadze, bo dostrzegłem zbliżającego się do nas Filipa.
Oh. Jednak nas zaszczycił.
- O co znowu kłótnia?- przywitał się, ale wszyscy odwrócili wzrok na Alexa, który podwinął swoją koszulkę do góry. Jego brzuch opasało jakieś ustrojstwo z kilkoma kablami.
Bomba.
Zamarłem patrząc na urządzenie i odruchowo odsunąłem się kawałek w tył.
- Noszę ją od trzech lat. Spowoduje wielką eksplozję, kiedy wyczuje u mnie brak pulsu.- opuścił szybko bluzkę i spojrzał z dołu na Filipa zadzierając głowę do góry- Filip o nic...
Chłopaki coś komentowali na temat tej bomby a ja dalej patrzyłem oniemiały na jego brzuch.
- Ja pierdole.... Ty prawie wczoraj zszedłeś z tego świata. A ja stałem obok ciebie!- wrzasnąłem wyrzucając spanikowany ręce w powietrze.
Alex zaczął się ze mnie śmiać, a ja nie widziałem w tym nic zabawnego.
No. Może moje zachowanie trochę.
- To jednak dobrze, że jesteś Dawid....,bo przy tobie mi tętno skacze- śmiał się dalej czerwonowłosy.
Ja lekko pobladłem i przesunąłem się w stronę Dawida, jakby to miało pomóc. Chociaż wiedziałem, że nic mi teraz nie grozi, o ile chłopak mówił prawdę.
W końcu przez moment poczułem się jak ten roześmiany Szymek, którym byłem w otoczeniu przyjaciół, a nie jak Szynka... Ugh. Serio nienawidzę tego przezwiska.
- Widzisz. Powinieneś mi dziękować- odpowiedział mu Dawid.
- Nie pochlebiaj sobie. Mimo wszystko cię nie lubię- zaznaczył jeszcze ocierając z kącika oka łezkę rozbawienia.
- Dobra Alex ubieraj tą bluzę, bo mi słabo...-dla pewności sprawdziłem czy moja zapalniczka jest w kieszeni.
Dobra.
- Mimo tych wszystkich kabli i tak jesteś słodki- wtrącił się Natan, który przestał na chwilę rozmawiać z Filipem. Nie wiem, czy to był szczery komplement, ale musiałem mu przyznać rację. Alex był uroczy.
Chłopaki o czymś jeszcze rozmawiali a ja wyłączyłem się przypominając sobie o klubie. Jakoś ciężko będzie znaleźć cokolwiek lepszego. Zwłaszcza z moim wykształceniem do połowy technikum... Jedyne na co się nadawałem to dilerka i dawanie dupy.
To drugie odpadało ze względu na mój aktualny stan fizyczny. Na domiar złego policja wzmożyła patrole i wszyscy stali się ostrożniejsi. Nie dość, że ciężko dostać towar, to jeszcze ciężej go potem sprzedać. Przynajmniej mam szansę, że gdzieś mnie przyjmą. Nie będę wybrzydzał. Potem się pomyśli coś konkretniejszego.
Z zamyślenia wyrwał mnie głośny huk, a sekundę potem krajobraz, na który patrzyłem przesłoniła wielka czerwona fala ognia. Przestraszyłem się, bo nie wiedziałem o co chodzi i już wyciągnąłem pistolet z torby. Rozejrzałem się po twarzach zebranych. Patrzyli ze spokojem na wybuch.
Brakowało Natana!
....
Dobra.
W sekundę wszystko zrozumiałem, a Natan wrócił do nas jakby nigdy nic. Zamienił kilka zdań z Alexem i oparł się o ścianę niedaleko.
- Tak sobie myslę... Chyba nie potrzebne są was polecenia sami sobie wysadzacie co chcecie-Filip uśmiechnął się słodko i niewinnie co do niego w ogóle nie pasowało.
Alex go przeprosił, Dawid coś mruknął pod nosem.
W końcu nie miałem co się odzywać. Byłem grzeczny.
- Ja pierdole Łasica ty jesteś liderem to nami kieruj - odezwał się Natan.
-Robię to, jak widzisz nie jestem teraz w stanie co zrobić. Obmyśliłem sobie teraz ze róbcie jak na razie co robicie. To dobrze ze wysadzacie wszystko wokół. Gdy dojdę do siebie zaczniemy robić poważniejsze rzeczy niż wysadzanie budynków. Będziemy walczyć z Polskimi gangami, potem wyjedziemy z Polski i zaatakujemy kolejne zagraniczne gangi czy tez mafie.- mówił profesjonalnym, pewnym siebie głosem ani razu się nie wahając, czy zastanawiając nad odpowiednimi słowami. Jakby recytował wyuczoną na pamięć regułkę
- Ty serio chcesz, byśmy rozpierdolili Wawę?
Kiedy poznało się ich z tej strony trzech na pięciu byłoby do tego zdolnych.
Jeden właściwie w pojedynkę, przy chociażby nieszczęśliwym wypadku na jezdni.
-A cóż to? Jak chcecie możecie także szpital wysadzić haha! Ciekawe czy wam by się udało- Filip prychnął lekceważąco pod nosem.
Wszyscy poza Dawidem spojrzeliśmy na niego zainteresowani propozycją. Widziałem jak na twarzy Natana maluje się diaboliczny uśmiech, a Alex odruchowo chciał złapać za torbę.
- Wątpisz?- Natan spojrzał na Łasicę rozbawiony.
- To mamy cel. Zaraz wracam.- Alex poderwał się z ziemi i pobiegł zapewne po bomby.
Mi też ta opcja się spodobała, ale z moją nogą mogłem co najwyżej popatrzeć.
Cóż.... może chociaż na chwilę się rozerwę.
Alex szybko wrócił. Przygotowali wszystko z Natanem i wyszli z bazy.
Ja wyszedłem 15 minut potem razem z Filipem i Dawidem, którzy poszli do domu.
Gdy znalazłem się na terenie szpitala wszystko było w najlepszym porządku, jak każdego innego dnia. Nie pchałem się do środka. Zajrzałem przez duże okno przy wejściu szukając wzrokiem niebieskiej i czerwonej czupryny.
Nic.
Spojrzałem na zegarek w telefonie oddalając się od szpitala.
16:58.
Zacząłem biec w stronę garaży jakieś 30 metrów dalej by schronić się przed eksplozją. Rana nie pozwalała mi na nic więcej niż trucht, a i wtedy niemiłosiernie bolała, jakby na nowo rozrywano mi mięśnie. Gdy w końcu dobiegłem oparłem się o bok ściany łapiąc zawzięcie powietrze.
Spojrzałem na szpital.
Nadal spokojnie.
Nie pozostało nic tylko obserwować.
Długo nie musiałem czekać. Po kilku minutach do szpitala wbiegła grupa policjantów. Kilku zostało na zewnątrz, by patrolować wejście. Przeleciałem szybko wzrokiem po oknach szukając oczojebnych włosów Natana i Alexa, ale nic nie wypatrzyłem poza sporym poruszeniem na izbie przyjęć.
Albo są w piwnicy, albo po drugiej stronie budynku.
Jeszcze chwilę sytuacja się nie zmieniała, aż szpital nie zatrząsł się dość mocno.
Czyli to jest sygnał, by spieprzyć ta?
Nagle okno, przez które zaglądałem chwilę temu zamieniło się w kupę szkła lądując na ziemi, a przez nie wyskoczył Alex.
Uciekał.
Wymieniliśmy przepełnione strachem i ekscytacją spojrzenia.
- Zaraz będzie bum!- wydarł się zgrabnie wykonując uniki przed policjantami. Dwóch z nich zastrzelił zwalniając na moment. Ja w tym czasie odbiegłem jeszcze kilka metrów w tył chowając się za jednym z garaży. Wychyliłem się tylko, by obserwować całą akcję.
Alexa już nie było. Natana w dalszym ciągu nie widziałem.
Wziąłem głęboki oddech i zasłoniłem uszy dłońmi, by ochronić je przed hałasem.
W tym samym momencie cały budynek wyleciał w powietrze z głośnym hukiem. Pode mną zatrzęsła się ziemia i ledwo utrzymałem się na nogach. Mimo starań hałas nieźle mnie ogłuszył i na chwilę zrobiło mi się niedobrze. Przełknąłem ślinę starając się to zniwelować i spojrzałem na ruiny szpitala. Wszędzie zakrwawiony gruz.
Ładnie.
Szybko rozejrzałem się za chłopakami spanikowany, bo zdałem sobie sprawę, że nie widziałem, by Natan wychodził z budynku.
Odetchnąłem z ulgą widząc jak Alex się do mnie uśmiecha spod auta. Obok niego leżał zamroczony nieco Natan.
Uśmiech Alexa jednak szybko zniknął. Zastąpiło go przerażenie i niedowierzanie. Patrzył w dal za mną. Nie musiałem się odwracać, by wiedzieć o co mu chodziło.
Gliny.
Mimo to obejrzałem się by upewnić, że mnie nie zauważyli.
Miałem farta.
Szybko wbiegłem w szczelinę między garażami a jakimś ogrodzeniem i oparłem się o betonową ścianę. Jeszcze nie do końca doszedłem do siebie po wybuchu, bo w uszach nadal mi trzeszczało, a w dodatku zrobiło mi się niedobrze i postrzelona noga całkiem odmówiła mi posłuszeństwa. Bolało jak cholera i nic nie mogłem teraz na to poradzić. Poczułem jak bandaż powoli zaczyna nasiąkać krwią.
Oddech mi przyspieszył.
Dzięki bogu adrenalina, która krążyła w moich żyłach niwelowała nieco ból, ale mało to dawało.
Musiałem się uspokoić.
Nie mogli mnie usłyszeć.
Wyciągnąłem i odbezpieczyłem broń.
Nagle ktoś wpadł na mnie po mojej lewej stronie oddychając głęboko.
Spiąłem się łapiąc tą osobę za głowę i szarpnąłem na odległość ramienia celując w jego głowę.
Alex patrzył na mnie chwilę zszokowany, a gdy tylko dotarło do mnie, że to tylko on puściłem go z powrotem opierając się o ścianę.
Zaraz będziemy musieli uciekać, a ja po kilku metrach będę mógł się najwyżej czołgać.
- Sory-szepnąłem ledwo słyszalnie.
- Stary ogarnij się. Gliny tu zaraz będą. Głęboki oddech. Powinno ci pomóc- też szeptał. Więcej mogłem odczytać z ruchu jego warg niż słuchu.
Wziąłem kilka porządnych wdechów i skinąłem głową.
Wolałem nie myśleć o tej nodze.
Razem z Alexem niezauważeni pobiegliśmy do Natana.
- Ja pierdole Szynka ja cię zapierdole przysięgam- warknął na mnie wkurwiony.
- To potem- odpowiedziałem krótko i zaczęliśmy biec chowając się co chwilę w cieniach albo zaułkach.
Na ulicy panowało zamieszanie. Przechodnie rozglądali się zdezorientowani, bo ich szpital nagle zapadł się pod ziemię, w tle było słychać wycie syren radiowozów, ambulansów i straży pożarnej. Wszyscy mieliśmy założone kaptury zlewając się z tłumem.
Byliśmy już dobre 20 metrów od zgiełku, aż nagle drogę zajechał nam radiowóz. Zaśmiałem się na ich głupotę.
Prędzej by pomogła grupa antyterrorystyczna.
Sekundy ciągnęły się godzinami.
Zszokowany wzrok Alexa, zdezorientowanie Natana i paniczne szukanie broni.
Cholera. Zgubiłem.
- Spieprzajcie! Mam bomby i jestem w pełni sprawny. Dam im radę!- krzyknął czerwonowłosy rzucając mi na wszelki wypadek małą bombę.
Złapałem ją i jedyne co to rzuciłem chłopakowi przepraszające spojrzenie wciągając Natana w zaułek.
Dwóch gliniarzy wysiadło z auta, a na horyzoncie pojawił się kolejny, większy radiowóz.
Nie było innego wyjścia.
Ja nie nadawałem się do walki. Poza tym jeżeli złapią Alexa łatwiej będzie go wydostać z pomocą Natana, niż gdybyśmy mieli i jego ratować.
Chwilę szarpałem się z Natanem, który krzyczał, że nie zostawi tak Alexa. W końcu udało mi się go przekonać i zniknęliśmy w mroku wąskiej uliczki. Po przebiegnięciu kilkunastu metrów odbezpieczyłem i wyrzuciłem bombę bu spowolnić pościg za nami.
Mocno utykałem i z każdą chwila zwalniałem aż nie mogłem nawet iść. Natan wziął mnie na barana biegnąc w stronę bazy.
Wiedziałem, że Alexa złapią, jeżeli już nie złapali.
Zadzwoniłem do chłopaków.
---------------------------------
Życzę sukcesów w nowym roku szkolnym każdemu, a zwłaszcza tym, którzy idą do nowej szkoły.
Powodzenia c:
Subskrybuj:
Posty (Atom)